Reklama

Cezary Miszta, czyli efektowne zerwanie łatki bramkarza bez charakteru

Szymon Piórek

Autor:Szymon Piórek

14 lutego 2025, 13:14 • 13 min czytania 32 komentarzy

Gdy Legia Warszawa dotarła do ściany z bramkarzami i ratunkowo ściągnęła z Portugalii Vladana Kovacevicia. W tej samej Portugalii błyszczy jej były golkiper, którego beznamiętnie odrzuciła. Cezary Miszta stał się kozłem ofiarnym kadencji Kosty Runjaicia. Miał być talentem pokroju Radosława Majeckiego, a odszedł po cichu, bez emocji i za zdecydowanie mniej niż realnie jest wart. Dziś zachwyca, a Wojskowi mogą sobie pluć w brodę.

Cezary Miszta, czyli efektowne zerwanie łatki bramkarza bez charakteru

W futbolu to opowieść, jakich wiele. Utalentowany wychowanek uznawany jest za klubowe srebro, które przyniesie miliony złotych. Już jako 15-latek regularnie trenował z pierwszym zespołem. A podczas obozu w Benidormie Miroslav Radović pytał Krzysztofa Dowhania, skąd wytrzasnął takiego kozaka. Rok później zadebiutował w seniorskiej piłce w trzecioligowych rezerwach. A dwa lata później siedział już na ławce podczas meczu Ekstraklasy. Od razu do bramki nie wskoczył. Miał podpatrywać znacznie starszych kolegów jak Arkadiusz Malarz, Radosław Cierzniak czy Artur Boruc, by finalnie odesłać ich na zieloną łączkę, stanąć między słupkami i zagwarantować klubowi znaczny zysk z transferu.

Błąd w matriksie

Legia Warszawa już wielokrotnie udowadniała, że potrafi właściwie pilotować kariery bramkarzy. Cezary Miszta jest jednak bolesnym wyjątkiem od reguły i dowodem, że z docenieniem wychowanków Wojskowi mają większy problem niż z pozyskanymi młodymi piłkarzami.

Zawodnik z potencjałem na wielką piłkę – zdaniem bramkarskich ekspertów nawet większym niż Radosław Majecki za sprawą lepszej gry nogami – stał się problemem. Zamiast piąć się w hierarchii golkiperów, notował coraz większy zjazd. Finalnie znalazł się na czwartej pozycji nawet za młokosem – Jakubem Zielińskim, którego sam pomagał sprowadzać do klubu. Do tego miał stanowić za wzór odpowiednio poprowadzonej kariery od juniorów po pierwszy skład aż do zagranicznego transferu. Nie wyszło.

Reklama

Styczeń 2017 roku. Mający 15 lat i 3 miesiące Cezary Miszta pojechał z Legią na obóz do Benidormu, gdzie razem z Radosławem Majeckim, Arkadiuszem Malarzem i Radosławem Cierzniakiem rywalizował o miejsce w bramce.

Cezaremu Miszcie w Legii przylepiono w mediach i wśród kibiców łatkę ofermy. Bramkarza bez charakteru. By ją odkleić, został zmuszony do opuszczenia swojego ukochanego klubu, choć Wojskowi upierali się, by pozostał przy Łazienkowskiej.

Ze szczytu do rezerw

Nie było to zatem łatwe rozstanie. Miszta znał bowiem swoją wartość. W sezonie 2021/22 był bohaterem Legii, broniąc jak w transie wszystkie strzały lecący w jego stronę w fazie grupowej Ligi Europy z Leicester City. W kolejnych trzech starciach zatrzymał aż 15 uderzeń, ale wpuścił dziesięć i to – a także błędy – były mu wypominane. Gdy kilka tygodni później Wojskowi znaleźli się na skraju spadku, to młody Miszta ratował im tyłek. W rundzie wiosennej Legia nie przegrała żadnego spotkania, gdy w podstawowym składzie wychodził dziś już 23-letni bramkarz. Jego bilans za ten okres to 6 zwycięstw i 3 remisy. Dla porównania bilans Artura Boruca, który po czerwonej kartce z Wartą Poznań obraził się i zrezygnował z gry w tak trudnym dla klubu momencie, to 1 zwycięstwo i 1 porażka. A awaryjnie sprowadzonego Richarda Strebingera – 1 wygrana, 1 remis i 3 porażki.

Doceniał go również selekcjoner młodzieżówki Maciej Stolarczyk. Miszta stał się pierwszym bramkarzem kadry do lat 21. Tak było również na czerwcowym zgrupowaniu w 2022 roku. Odbyło się ono już po sezonie i golkiper otrzymał za to w klubie nieco dłuższy urlop.

Po powrocie na ławce zastał nowego trenera – Kostę Runjaicia i zupełnie wywróconą hierarchię między słupkami. 23-latek znalazł się w niej na drugiej pozycji za Kacprem Tobiaszem. Z biegiem czasu miał się w niej tylko osuwać za Dominika Hładuna, a nawet sporadycznie za Gabriela Kobylaka, Wojciecha Banasika i wspomnianego wcześniej Jakuba Zielińskiego.

Reklama

Z biegiem czasu Miszcie nie było do śmiechu, gdy zaczął pełnić rolę trzeciego bramkarza.

Wróg numer jeden: Kosta Runjaic

Miszcie pozostało jedynie grać w Pucharze Polski. I gdy on ratował tyłek Legii z Bruk-Betem, który udało się wyeliminować po dogrywce, czy z pokonaną dopiero po rzutach karnych Lechią Gdańsk, Tobiasz szykował się do wyjazdu na mundial w Katarze w roli czwartego bramkarza kadry. Jednocześnie zajął jego miejsce w bramce młodzieżówki, której został kapitanem. Nawet gdy Miszta wprowadził Wojskowych do finału Pucharu Polski, popisując się świetnymi interwencjami w półfinale z KKS Kalisz, na Narodowym z Rakowem wystąpił i tak Tobiasz.

We wtorek Kacper Tobiasz wybronił sporo sytuacji, ale uważam, że wyglądaliśmy bardzo dobrze jako zespół. Na pewno nie można zapomnieć o Czarku Miszcie, który we wcześniejszych meczach dał nam wiele impulsów. Dedykuję mu medal – powiedział po finale Paweł Wszołek.

I nie zamierzamy snuć tu żadnych intryg ani podsycać nieistniejących konfliktów, bo to nie Tobiasz, który w sezonie 2022/23 był w wybitnej formie, a Kosta Runjaic okazał się wrogiem Miszty. Niemniej jednak młodszy o rok bramkarz zaczął żyć karierą starszego kolegi. I nikt w klubie się temu nie sprzeciwiał, pomimo że Legia miała gotowego bramkarza do sprzedaży. Pokazał się na arenie międzynarodowej, zaczął występy regularnie w Ekstraklasie, ale wciąż brakowało mu ogrania dla podbicia ceny.

Postawiono jednak na Tobiasza, dlatego ostatni rok w roli młodzieżowca Miszta spędził na ławce. A następnie na trybunach. W styczniu 2023 roku zabiegała o niego Miedź Legnica. Nie zdecydował się jednak na wypożyczenie, licząc, że wygra rywalizację z młodszym kolegą i poprowadzi Legię do zwycięstwa w Pucharze Polski. Nie stało się ani jedno, ani drugie. W maju na Narodowym świętował Tobiasz. Miszty nie było nawet na ławce.

Pytania bez odpowiedzi

Co robić? Czy dalej walczyć? Czy zmienić klub? Ale czy ktoś mnie weźmie? Jestem w końcu czwartym bramkarzem. Pytania bez odpowiedzi piętrzyły się w głowie Miszty.

W Warszawie był skreślony. Legia, której pozostawał oddany, jeździł za nią na mecze, nawet gdy nie grał, pomagał w działaniach wizerunkowych jako gość specjalny – szczególnie wtedy, gdy nikt inny nie chciał – na spotkaniach z kibicami czy w akacjach charytatywnych, czy przedstawiciel drużyny składający kwiaty z okazji różnych świąt, potraktowała go jak problem. Nie było ani pomysłu, ani specjalnych chęci jak go rozwiązać. Jego sprawa zastygła. Klub liczył, że sama się rozwiąże, dlatego piłkarz i jego agenci musieli sami zabrać się do pracy.

W piłce tak już jest, że jak idzie dobrze, gole strzela się z dupy, choć w przypadku bramkarza moglibyśmy powiedzieć o obronach. Natomiast gdy nie idzie, cegła spadnie na głowę nawet w drewnianym kościele. Tak było i w tym przypadku. Szybko pojawiły się kolejne komplikacje.

Oblane testy

Ciężko było wyrokować, że cokolwiek się zmieni w karierze Czarka, skoro ktoś siedział tak długo na ławce. Miszta wciąż jest młodym, jak na bramkarza, zawodnikiem, dlatego w jego przypadku cierpliwość okazała się kluczowa. To też pomogło mu w wygraniu rywalizacji z Jhonatanem. Potencjał sprzedażowy jest inny. I dobrze, że Miszta wykorzystał tę okazję. Piłka nożna na pozycji bramkarza jest brutalna. Bardzo długo pracuje się na swoją markę, a szybko można ją stracić. Czarek odczuł to na własnej skórze – mówi Andrzej Juskowiak, były napastnik Sportingu, a obecnie ekspert Canal+.

Transfer do Pafos we wrześniu 2023 roku wysypał się podczas testów medycznych. Winnym był tego… Filip Majchrowicz. Chwilę po przenosinach do cypryjskiego klubu nabawił się urazu łąkotki. W wyniku tego szybko pożegnał się z Wyspą Afrodyty, nie notując nawet debiutu. Pafos natomiast zaostrzył protokół medyczny, by uniknąć podobnych przypadków w przyszłości. Miszta nie zaliczył go z powodu drobnego urazu pachwiny, którego doznał w trzecioligowych rezerwach.

23-latek przyjmował cios za ciosem od losu. Jesienią 2023 roku rozegrał tylko cztery mecze. Wszystkie w drugiej drużynie, z czego ostatnie 3 września.

Można było się załamać.

Role się odwróciły

Zła karta odwróciła się jednak od Miszty, który udowodnił, że rok w piłce to szmat czasu. Jesienią 2024 roku grał już regularnie w portugalskiej ekstraklasie w barwach Rio Ave, dziś łączy się go ze Sportingiem i Porto. W tym czasie Legia zaczęła mieć ogromny problem z bramkarzami i awaryjnie ściągnęła z Portugalii Vladana Kovacevicia. Tobiasz natomiast pozostaje obecnie trzecim golkiperem i szykuje się do odejścia na wypożyczenie.

Patrząc na to, jak wymagająca jest liga portugalska, ile się dzieje w polu karnym, jaką jakość ofensywną posiadają zawodnicy z czołowych klubów, to zasłużenie na miano bramkarza miesiąca wymaga wykazania się sporymi umiejętnościami. I to w niejednym spotkaniu. W meczu ze Sportingiem, w którym Rio Ave przegrało 0:3, Czarek był najlepszym zawodnikiem na boisku, nawet mimo trzech straconych goli. Wtedy pomyślałem, czy widząc to, kibice Sportingu nie zaczęli się zastanawiać, czy aby na pewno ich klub sprowadził właściwego bramkarza z Ekstraklasy. Chodzi mi oczywiście o Vladana Kovacevicia, który zupełnie nie spełnił oczekiwań. Wiązano z nim duże nadzieje, liczono, że będzie pewniakiem. Stało się inaczej – twierdzi “Jusko”.

Pomimo braku gry w styczniu zeszłego roku po Misztę zgłosiły się dwa zagraniczne kluby: grecki PAS Giannina i portugalskie Rio Ave. Nie patrzyły na liczbę występów, a umiejętności. Kierowały się suchymi danymi z wcześniejszych udokumentowanych meczów golkipera. Pozbawione jakichkolwiek uprzedzeń, zaproponowały zimowy transfer 23-latkowi, który miał pomóc nie tylko w walce o utrzymanie, ale mieć również realny potencjał sprzedażowy w przyszłości. Wyprostowanie kariery bramkarza leżało bowiem w gestii zarówno zawodnika, jak i jego nowego klubu.

Być jak Oblak i Ederson

Na wyobraźnię Miszty zadziałały jednak dwa nazwiska: Jan Oblak i Ederson. Obaj w podobnym wieku zaliczyli świetne występy w Rio Ave, które było dla nich ostatnim przystankiem przed wielką europejską karierą. Jeden po roku od odejścia z Vila do Conde trafił do Atletico Madryt za 16 mln euro, drugiemu zajęło dwa lata, by Manchester City kupił go za 40 mln euro. Dlatego też 23-latek wybrał ofertę Rio Ave, nie Gianniny, co z wielu powodów było strzałem w dziesiątkę. Gdyby poszedł do Grecji, dziś mógłby pałętać się w drugiej lidze.

A tak Misztę łączy się z FC Porto i Sportingiem, choć biorąc pod uwagę historie Oblaka i Edersona nie można wykluczać nikogo z portugalskiego topu. Pozostałe ekipy Ligi Portugal regularnie zasilają je swoimi najlepszymi zawodnikami. Bo 23-latek takim się stał.

Jeśli ktoś pokazuje się z dobrej strony w lidze portugalskiej, prędzej czy później pojawią się zapytania z mocniejszego klubu. A Rio Ave po zmianach właścicielskich mocniej się ceni i nie musi przyjmować każdej oferty. Prawdą jest natomiast, że portugalskie kluby w każdym oknie chętnie siadają do rozmów transferowych, bo taką mają filozofię – tłumaczy Juskowiak.

MVP meczów, miesiąca – po prostu objawienie

Mimo trudnego początku w końcu wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. W poprzednim sezonie zagrał tylko jeden, ostatni mecz w Rio Ave. Od razu pokazał się z dobrej strony w starciu z Benficą i mimo tak małej próby klub z Vila do Conde zdecydował się go kupić za milion euro, choć przy odpowiednim poprowadzeniu mógł spokojnie kosztować cztery lub pięć razy więcej. W tym sezonie już na stałe wygrał rywalizację z doświadczonym Jhonatanem, który finalnie opuścił zespół miesiąc temu. Zebrał trzy nagrody dla najlepszego zawodnika spotkania. Niedawno otrzymał tytuł bramkarskiego MVP stycznia w Liga Portugal. Polski bramkarz zdobył 29,63 procent głosów ligowych trenerów, co było wynikiem o ponad osiem punktów procentowych lepszym, niż uzyskał drugi w tym plebiscycie Patrick Sequeira z Casa Pia. A portal zerozero.pt ogłosił go objawieniem rundy jesiennej ligi portugalskiej.

Niełatwe osiągnięcie, biorąc pod uwagę, że faworytem na tę pozycję był Jhonatan, doświadczony brazylijski bramkarz, z wieloma latami spędzonymi w Moreirense, Vitória SC i Rio Ave. A jednak, stało się! Teraźniejszość i przyszłość w Vila do Conde to Miszta! – napisał portal zerozero.pt.

W wielu meczach w Portugalii Miszta broni jak w transie. W tym sezonie obronił już 52 strzały w 16 meczach. Zachowuje 70-procentową skuteczność obron.

Inne są wymagania dotyczące gry na bramce w Rio Ave czy innym portugalskim średniaku i w tych czołowych klubach, ale w każdym środowisku pomyłki są bardzo kosztowne. W takim Sportingu bramkarze nie powinni się mylić w tych nielicznych interwencjach, które mają w meczu. Miszta ma więcej okazji do tego, by się wykazać, ale co warto odnotować – nie wszyscy to robią. W porównaniu do innych bramkarzy w Portugalii Czarek nie boi się chwytać uderzeń, nawet tych bardzo mocnych. Znaczna większość golkiperów albo odbija, albo piąstkuje strzały, co nie kończy akcji, a daje okazję do powtórki. To daje pewność drużynie i deprymuje rywala, który widzi, że bramkarz w kluczowych sytuacjach decyduje się na najlepsze możliwe rozwiązanie różnych wariantów – wymienia były napastnik Sportingu, po czym dodaje:

Miszta dobrze wykorzystuje również swój wzrost. Często wychodzi do dośrodkowań na przedpole i zdecydowaną większość takich akcji kończy skutecznym wyłapaniem piłki. Zdarzają mu się błędy, ale one są wkalkulowane w ryzyko. Jeśli bowiem nie wyjdzie z bramki, zapewne i tak skończy się strzałem z bliska i prawdopodobnym golem. Podoba mi się to zdecydowanie, bo nie często ogląda się to w Portugalii. Miszta zrobił duży postęp w krótkim czasie i bije od niego pewność siebie. Największe kluby w kraju bacznie obserwują jego rozwój.

Dobro wraca

W Portugalii Miszta zapracował sobie na bardzo dobrą opinię. Zdobył ją nie tylko umiejętnościami bramkarskimi, ale również pozaboiskowymi aktywnościami. Po roku był w stanie udzielić wywiadu w tamtejszym języku, czym zaskoczył lokalnych dziennikarzy. A trzeba przyznać, że nie jest mu to przesadnie potrzebne. Ponad 70% składu Rio Ave to obcokrajowcy, a jedynym portugalskim obrońcą pozostaje Joao Tome. Szerokim echem odbiła się również akcja, której sporo czasu Miszta poświęcił jeszcze, gdy był piłkarzem Legii.

Gościem specjalnym na ostatnim zeszłorocznym spotkaniu ligi portugalskiej z Nacionalem był sześcioletni Aleksander. Chłopak przez długie miesiące zmagał się z chorobą nowotworową. W ramach jednej z akcji charytatywnych Legii w szpitalu poznał się z Cezarym Misztą. Bramkarz przez kolejne tygodnie regularnie go odwiedzał. Dawał koszulki i inne drobne upominki. Ściął nawet włosy w geście solidarności. Gdy wszyscy zapomnieli już o tym spotkaniu, bramkarz dalej utrzymywał kontakt z chłopakiem, grając już wtedy w Portugalii.

Wtedy doszło do przełomu. Aleksander wyleczył raka i z pomocą fundacji „Mam marzenie” oraz Rio Ave przyjechał na wspomniane spotkanie z Nacionalem. Miszta o niczym nie wiedział, natomiast portugalski klub zrobił wokół tego duże święto. Były media, kamery i happy-end. Sześcioletni Aleksander wyprowadzał bowiem bramkarza na mecz, w którym Rio Ave wygrało 2:1. Miszta był jednym z bohaterów, zatrzymując sześć uderzeń.

 

Wyświetl ten post na Instagramie

 

Post udostępniony przez Rio Ave FC (@rioavefc)

Dobro wróciło do Miszty.

Walka z Velho o tytuł najlepszego

Dziś bramkarz stara się ugruntować swoją pozycję w Portugalii. Czy będzie potrzebował na to pół roku, rok, czy dwa lata? Nie wiadomo, szczególnie że występuje w klubie zarządzanym przez Evangelosa Marinakisa. Grecki biznesmen nastawiony jest na zysk. W swoim portfolio ma jeszcze inne ekipy jak Olympiacos Pireus czy Nottingham Forest. Regularnie dochodzi między nimi do transferów. Dlatego Misztę naturalnie wiąże się nie tylko ze Sportingiem, Porto czy Benficą, ale także ze wspomnianymi Olympiacosem i Nottingham. A to już piłka na niemal najwyższym poziomie.

Patrząc z perspektywy czasu, zarówno na to, co dzieje się w bramce Legii, jak i to, w jaki sposób Kovacević odbił się od Sportingu, to można powiedzieć, że w Warszawie dokonano złego wyboru. Nie wiemy jednak wszystkiego, co działo się w szatni. Może Czarek był innym bramkarzem, niż jest teraz. Może zabrakło odpowiedniego zaufania. Zawsze jesteśmy mądrzejsi po czasie, a ten czas zadziałał na korzyść Miszty. Jeśli dalej będzie się prezentował tak, jak teraz wygląda, będzie jednym z lepszych – jak nie najlepszym bramkarzem w lidze portugalskiej. Wydaje mi się, że między Polakiem, a Ricardo Velho z Farense rozstrzygnie się, kto otrzyma to miano na zakończenie sezonu – zakończył Juskowiak.

23-latek musi wykonać ostatni krok, by znaleźć się w europejskim topie. Wtedy mecze reprezentacji będzie oglądał nie z trybun, jak działo się w listopadzie zeszłego roku, gdy odwiedził kadrę podczas zgrupowania w Portugalii, ale z perspektywy ławki, a nawet boiska. W niedługim czasie może osiągnąć bowiem podobny poziom co Majecki, Bułka czy Grabara, którzy również potrzebowali nieco czasu, by okrzepnąć za granicą, a dziś kręcić się wokół drużyny narodowej. A zagranie na nosie Legii w takiej sytuacji byłoby tylko przyjemnym dodatkiem.

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Urodzony z piłką, a przynajmniej tak mówią wszyscy w rodzinie. Wspomnienia pierwszej koszulki są dość mgliste, ale raz po raz powtarzano, że był to trykot Micheala Owena z Liverpoolu przywieziony z saksów przez stryjka. Wychowany na opowieściach taty o Leszku Piszu i drużynie Legii Warszawa z lat 80. i 90. Były trzecioligowy zawodnik Startu Działdowo, który na rzecz dziennikarstwa zrezygnował z kopania się po czole. Od 19. roku życia związany z pisaniem. Najpierw w "Przeglądzie Sportowym", a teraz w"Weszło". Fan polskiej kopanej na różnych poziomach od Ekstraklasy do B-klasy, niemieckiego futbolu, piłkarskich opowieści historycznych i ciekawostek różnej maści.

Rozwiń

Najnowsze

MMA

Błachowicz pokazał, że nadal swoje potrafi. Ale walki nie wygrał

Sebastian Warzecha
5
Błachowicz pokazał, że nadal swoje potrafi. Ale walki nie wygrał
Polecane

Polka jeszcze nie straciła seta. Teraz zagra z wielką gwiazdą

Jakub Radomski
3
Polka jeszcze nie straciła seta. Teraz zagra z wielką gwiazdą

Ekstraklasa

MMA

Błachowicz pokazał, że nadal swoje potrafi. Ale walki nie wygrał

Sebastian Warzecha
5
Błachowicz pokazał, że nadal swoje potrafi. Ale walki nie wygrał
Polecane

Polka jeszcze nie straciła seta. Teraz zagra z wielką gwiazdą

Jakub Radomski
3
Polka jeszcze nie straciła seta. Teraz zagra z wielką gwiazdą