Bohdan Wjunnyk to najlepszy strzelec Lechii Gdańsk w rundzie jesiennej. Jednak Ukraińca i jego zespół czeka wiosną trudna misja uratowania ligowego bytu w trójmiejskim zespole. W wywiadzie dla portalu WP Sportowe Fakty 22-latek mówił o problemach finansowych klubu, a także o sytuacji w jego kraju.
Ukraiński napastnik jest w Gdańsku od roku, choc występuje dopiero od lipca, kiedy to mógł zostać zarejestrowany po odejściu z Szachtara Donieck. Nad morzem spotkały go jednak ogromne problemy organizacyjno-finansowe, z którymi wciąż zmaga się beniaminek.
– Trenujemy ciężko, czekamy na mecz, a i tak do końca nie wiemy, na czym stoimy. Pierwszy raz doświadczam takich rzeczy, ale można powiedzieć, że teraz klub jest z nami na zero. Jest lepiej niż było. Nie będę kłamać i mówić, że wszystko jest dobrze. Jesteśmy profesjonalistami, skupiamy się na piłce, ale też patrzymy na to, co się dzieje. W życiu dużo zależy od małych rzeczy i nie możesz się w pełni skoncentrować na piłce, gdy słyszysz te wszystkie informacje. To były ciężkie miesiące – mówił o sytuacji w klubie.
22-letni piłkarz przyznał, że choć strata punktowa jest spora, to wierzy w utrzymanie, a atmosfera wewnątrz zespołu po pojawieniu się trenera Johna Carvera jest budująca. Lechia aktualnie do bezpiecznego miejsca, na którym znajduje się Puszcza Niepołomice, traci cztery oczka.
Nie mogło jednak zabraknąć też pytań o wojnę, która toczy się za naszą wschodnią granicą. Na Ukrainie Wjunnyk ma przecież wciąż wielu znajomych i krewnych, a w jego w głowie pozostaje wiele dramatycznych wojennych obrazów.
– Mój Charków jest oddalony od rosyjskiej granicy o 40 kilometrów. Codziennie słyszę o latających rakietach, wybuchach. To jest katastrofa. Dzielnica, w której się wychowałem, jest całkowicie zrujnowana, nie mówiąc o szkole czy boiskach, gdzie się grało za małolata. Przykro się na to patrzy. Na początku 2022 roku zginął mój pierwszy trener. Prowadził trening z dziećmi i rozległ się alarm bombowy. Kazał dzieciakom jak najszybciej udać się do schronu, a sam chciał jeszcze pozbierać sprzęt, piłki. I nie zdążył wrócić. Obok niego spadła rakieta. To był dla mnie cios i najgorsze, co się mogło wydarzyć. Dom odbudujesz, szkołę i boiska też, ale życia nie zwrócisz – przyznał piłkarz Lechii.
Ukraiński napastnik w tym sezonie na boiskach Ekstraklasy wystąpił w szesnastu meczach, strzelił cztery gole i zanotował asystę. Wcześniej reprezentował też barwy wspomnianego Szachtara, FK Mariupol, czy szwajcarskiego FC Zurich i austriackiego Grazer AK.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Kuleszy kłopoty z wiceprezesami. Czy w PZPN nadchodzi rewolucja?
- W Izraelu był bohaterem, w Motorze ma być gwiazdą. “Dorastałem bez PlayStation”
- Pisuarowa koalicja trzyma się mocno. Stuknijcie się widelcem w czoło!
- 60 rzeczy, na które czekamy w rundzie wiosennej
- Animucki: Skracamy dystans do lepszych. 10 lat temu nikt by w to nie uwierzył
Fot. Newspix