Reklama

Pogromcy Bayernu upokorzeni! Kanonada we Francji dała awans do “ósemki”

Wojciech Górski

Autor:Wojciech Górski

29 stycznia 2025, 23:04 • 5 min czytania 0 komentarzy

Czy spodziewaliśmy się, że w ostatniej kolejce fazy ligowej Ligi Mistrzów będziemy emocjonować się meczem LOSC Lille z Feyenoordem Rotterdam? Nie. Czy się emocjonowaliśmy? Próbowaliśmy – bo czemu nie. Ale emocji starczyło na pierwszą połowę, bo później Lille zabiło mecz. Holendrów prześladował okropny pech, ale nie zabierajmy niczego gospodarzom, którzy zasłużenie awansowali do czołowej „ósemki” Champions League. Byli dziś drużyną zdecydowanie lepszą i zakończyli ten etap rozgrywek z przytupem, gromiąc Feyenoord aż 6:1.

Pogromcy Bayernu upokorzeni! Kanonada we Francji dała awans do “ósemki”

Dwie kontuzje już w pierwszej połowie, dwa samobójcze trafienia i trzecie, które też można tak sklasyfikować – los nie uśmiechał się dziś do przyjezdnych. A że pierwszą bramkę Feyenoord Rotterdam stracił już w 4. minucie, nie dziwi że wyjeżdża z Francji z pustymi rękami.

Choć nie do końca – Holendrzy, mimo potężnej wtopy na koniec, zajęli przecież 19. miejsce w fazie ligowej i zagrają w kolejnej rundzie Ligi Mistrzów. W niej zmierzą się z AC Milan lub rywalem z Eredivisie – PSV Eindhoven.

W jeszcze lepszej sytuacji jest Lille, które dziś zapewniło sobie 7. miejsce, dzięki czemu z automatu przeskakuje o rundę dalej i kolejne spotkania w LM rozegra już na etapie 1/8 finału.

Na rozkładzie Real i Bayern. Obie ekipy sprawiały niespodzianki

Ale po kolei. Bo przecież to tylko Lille – Feyenoord, prawda? Para, która przed rozpoczęciem tegorocznych rozgrywek raczej nie zachęcałaby widzów, by zasiąść tłumnie przed telewizorami. Może zainteresowanie byłoby większe, gdyby w holenderskiej drużynie mógł zagrać już Jakub Moder, ale ten w Lidze Mistrzów będzie mógł występować dopiero w kolejnej rundzie.

Reklama

Tymczasem dość niespodziewanie dzięki nowemu formatowi LM francusko-holenderskie starcie jawiło się jako jedno z najciekawiej zapowiadających się spotkań ostatniej kolejki. Obie ekipy miały już na rozkładzie gigantów, identyczną liczbę punktów, zwycięstw, remisów i porażek, a także świadomość, że zwycięstwo niemal na pewno da im awans do czołowej „ósemki” fazy ligowej. A co za tym idzie – bycie bezpośrednio w 1/8 finału.

O świetnej passie francuskich drużyn w nowym formacie już pisaliśmy. Niespodziewanie to właśnie Lille dotychczas było koniem pociągowym przedstawicieli Ligue 1. A w ich meczach sensacja goniła sensację. Tylko w tej edycji LM zespół Bruno Genesio potrafił pokonać już oba madryckie kluby – Real (1:0) i Atletico (3:1), remisując także z Juventusem Turyn (1:1). Niedawno całkiem solidnie postraszył też Liverpool, minimalnie przegrywając (1:2).

Z drugiej strony wcale nie było jednak gorzej. Feyenoord może i rozkręcał się dłużej (na inaugurację przegrał aż 0:4 z Bayerem Leverkusen), ale później przyszły zwycięstwa z Gironą (3:2) i Benficą (3:1). To jednak nie po nich zaczęło być głośno o ekipie trenera Briana Priske. Pod koniec listopada Feyenoord odrobił bowiem trzybramkową stratę do Manchesteru City, sensacyjnie remisując 3:3, by przed tygodniem sprawić jeszcze większą niespodziankę – i pokonać 3:0 Bayern.

Niepozorny pojedynek prezentował się więc wyjątkowo smacznie. No to usiedliśmy i chłonęliśmy, co działo się na północy Francji.

Pechowy Feyenoord Rotterdam

A działo się niemało. Gospodarze zaczęli spotkanie z impetem, jakby chcąc od razu ustawić sobie rywala i jak najszybciej zapewnić awans do czołowej „ósemki”. Oszołomiony Feyenoord nie zdołał się jeszcze otrząsnąć, a już przegrywał 0:1.

W 4. minucie Osame Sahraoui dostał świetne podanie w pole karne, wbiegając w nie z drugiej linii. Skrzydłowy, który w tym sezonie zdobył raptem dwa gole w 31 spotkaniach i uderzył – wydawało się – zbyt lekko. Piłka leciała, leciała i leciała… aż w końcu wleciała do bramki strzeżonej przez Justina Bijlowa. Lille wyszło na prowadzenie.

Reklama

Napór Francuzów trwał około 10 minut, po których Feyenoord jakby powoli zaczął do siebie dochodzić. Najpierw odepchnął Lille od własnej bramki, później nieśmiało zaczął przenosić ciężar gry na połowę przeciwnika. I nie potrzebował wiele, by doprowadzić do wyrównania. Jeszcze przed upływem kwadransa goście wykorzystali dziurawe krycie Lille po rzucie rożnym, a na listę strzelców z bliskiej odległości wpisał się Santiago Gimenez.

Holendrzy zaczęli więc nieśmiało podnosić głowę, ale nim na dobre ją wyprostowali – dostali dwa ciosy. Jeszcze przed przerwą kontuzji nabawili się dwaj kluczowi gracze – strzelec bramki Gimenez oraz bramkarz Bijlow. Brian Priske musiał dokonać dwóch zmian, co wyraźnie wybiło jego zespół z rytmu.

Mało pecha? Wcale nie. Po chwili “samobója” zapakował bowiem Gernot Trauner i Holendrzy znów musieli odrabiać straty, na przerwę schodząc z rezultatem 1:2.

Pogrom po przerwie

Ale niefart nie opuszczał przyjezdnych także po zmianie stron. Jeszcze przed godziną gry było już 3:1 dla Lille, a choć gol został zapisany na konto Angela Gomesa, de facto piłkę do własnej bramki skierował jeden z obrońców Feyenoordu. Uprzedzając jednak fakty – goście zadbali później, by na jednym „swojaku” się nie skończyło.

W 63. minucie na placu gry pojawił się jeszcze Jonathan David, a gdy i on trafił do bramki Feyenoordu, w gościach wyraźnie coś pękło. W ciągu sześciu kolejnych minut stracili jeszcze dwa gole, a wynik błyskawicznie zmienił się na kompromitujące 1:6. Najpierw drugiego „samobója” na swoje konto zapisał Trauner, a później rywala dobił jeszcze Remy Cabella.

Nokaut. Jeśli awansować do czołowej „ósemki” Ligi Mistrzów, to właśnie w takim stylu, w jakim dokonało tego dziś Lille.

Na grę gospodarzy patrzyło się z dużą przyjemnością, choć rozbici rywale nie zawiesili im dziś poprzeczki zbyt wysoko. Francuzi pokazali jednak, że ich wygrane z Realem czy Atletico nie wzięły się z niczego. I że mogą w tym sezonie Champions League jeszcze namieszać.

LOSC Lille – Feyenoord Rotterdam 6:1 (2:1)

  • 1:0 – Sahraoui 4’
  • 1:1 – Gimenez 14’
  • 2:1 – Trauner (samobójcza) 38’
  • 3:1 – Gomes 57′
  • 4:1 – David 74′
  • 5:1 – Trauner (samobójcza) 76′
  • 6:1 – Cabella 80′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Uwielbia futbol. Pod każdą postacią. Lekkość George'a Besta, cytaty Billa Shankly'ego, modele expected Goals. Emocje z Champions League, pasja "Z Podwórka na Stadion". I rzuty karne - być może w szczególności. Statystyki, cyferki, analizy, zwroty akcji, ciekawostki, ludzkie historie. Z wielką frajdą komentuje mecze Bundesligi. Za polską kadrą zjeździł kawał świata - od gorącej Dohy, przez dzikie Naddniestrze, aż po ulewne Torshavn. Korespondent na MŚ 2022 i Euro 2024. Głodny piłki. Zawsze i wszędzie.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Gikiewicz: Oby Rondić pomógł jutro z Lechem, potem życzymy mu powodzenia

Patryk Stec
1
Gikiewicz: Oby Rondić pomógł jutro z Lechem, potem życzymy mu powodzenia

Liga Mistrzów

Ekstraklasa

Gikiewicz: Oby Rondić pomógł jutro z Lechem, potem życzymy mu powodzenia

Patryk Stec
1
Gikiewicz: Oby Rondić pomógł jutro z Lechem, potem życzymy mu powodzenia

Komentarze

0 komentarzy

Loading...