Reklama

Wszyscy je sprawdzają, nie każdy je poważa. Kulisy wycen Transfermarktu

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

27 stycznia 2025, 07:19 • 22 min czytania 25 komentarzy

Transfermarkt. Nie ma kibica piłkarskiego lub człowieka będącego w branży, który nie znałby tej istniejącej od 2000 roku strony. Z ogólnodostępnych źródeł to największa skarbnica wiedzy o zawodnikach – także z dość niszowych lig – i wydarzeniach na rynku transferowym. Największym wyróżnikiem TM jest jednak coś innego: szacowanie wartości rynkowych piłkarzy. Nawet jeśli ktoś podważa ich wiarygodność, nie może zaprzeczyć, że rezonują one w świecie i są co najmniej kwestią prestiżową oraz wizerunkową. Warto zatem zagłębić się w to, jak w ogóle powstają i kto za nimi stoi.

Wszyscy je sprawdzają, nie każdy je poważa. Kulisy wycen Transfermarktu

Cristiano Ronaldo potrafił skarżyć się na Instagramie na swoją wycenę na Transfermarkcie. Borussia Dortmund podawała transfermarktowe wartości zawodników w swoim sprawozdaniu finansowym. Prezydent Realu Madryt, Florentino Perez chwalił się rankingiem łącznych wartości kadry Królewskich.

Na polskim podwórku również nie brakuje tego typu przykładów. Łukasz Wachowski, będący wówczas szefem departamentu rozgrywek PZPN, w 2018 roku przyznał w “Stanie Futbolu”, że Komisja Licencyjna oceniając realność prognoz klubów odnośnie do zysków transferowych, sugeruje się… wycenami piłkarzy na Transfermarkcie. Wywołało to powszechne zdziwienie i niedowierzanie.

Nigdy kwot podawanych przez kluby czy Transfermarkt nie traktujemy jako czegoś wiążącego, pewnego. To jest tylko prognoza finansowa. Jeżeli widzimy, że klub nie ma ani złotówki, a deklaruje, że sprzeda dziesięciu zawodników po 10 milionów, no to nawet jeśli zgadzałoby się to z danymi Transfermarktu, nie potraktujemy tego poważnie. To chyba logiczne – bronił się potem Wachowski w rozmowie z nami.

Wycenianie piłkarzy przez Transfermarkt. Jak to wygląda od kuchni?

Reklama

Wartość wizerunkowa

Traktować to źródło jako argument “za” potrafią nawet oficjalne strony klubów Ekstraklasy. Przykład sprzed kilkunastu dni, gdy Radomiak Radom ogłosił w komunikacie pozyskanie Rafaela Barbosy. “(…) Po rozegraniu jednej rundy w najwyższej klasie rozgrywkowej, warty wówczas 1,25 mln € piłkarz, został jeszcze wypożyczony do Pacos Ferreira oraz Estoril Praia, aż wykupiła go CD Tondela” – opisuje historię swojego portugalskiego nabytku polski ekstraklasowicz.

“Piłkarz warty 1,25 mln €”, czytaj: taka była wtedy jego wycena na Transfermarkcie.

Kwota widniejąca w profilu danego zawodnika potrafi sprawić, że na starcie niemal odruchowo podchodzi się do niego z nieco większą życzliwością. Jagiellonia ostatnio zebrała dużo pochwał za pozyskanie Leona Flacha. Zauważano rzecz jasna, że regularnie grał w MLS i zdaniem ekspertów od tych rozgrywek potrafił prezentować się naprawdę dobrze, ale mamy przekonanie graniczące z pewnością, że gdyby przy jego nazwisku na TM nie widniały aż 3 mln euro, odbiór tego transferu nie byłby aż tak pozytywny. W Ekstraklasie wyższą wycenę od Flacha mają w tym momencie jedynie Antoni Kozubal, Ruben Vinagre i Michał Gurgul.

Zastanawiało nas, jak na wyceny Transfermarktu patrzy środowisko piłkarskie w Polsce. Na ile je poważa, a na ile traktuje z przymrużeniem oka i jaki ewentualnie wpływ mogą one mieć na funkcjonowanie prawdziwego rynku transferowego.

Dobre narzędzie na start

Nasi rozmówcy są tu raczej zgodni: nie można traktować tego źródła jako czynnika wiążącego, ale każdy do niego zagląda i również w oparciu o nie może zbudować swoje pierwsze wrażenie.

Reklama

Czasami te wyceny są zawyżone, czasami zaniżone. Jest to jednak jakieś wstępne okno poglądowe, można zobaczyć, jak ktoś jest oceniany. Trudno mieć na liście każdego piłkarza z własną wyceną. Na Transfermarkcie piłkarze ją mają, co nie znaczy, że zawsze pokrywają się one z rzeczywistością. Wartość na TM, a wartość rynkowa to dwie zupełnie różne sprawy – mówi Łukasz Milik, dyrektor sportowy Górnika Zabrze.

Zawsze się na te wyceny spojrzy, są one jednak tylko pewną ciekawostką na start, za którą bezpośrednio nic dalej nie idzie. Zdarza się, że agent podsunie jakąś kandydaturę i pierwszym filtrem bywa Transfermarkt, tego nie ukrywam. Później wchodzą już takie rzeczy jak analiza video, platformy statystyczne i w miarę możliwości obserwacja na żywo. Fajnie wygląda dla kibica, kiedy nowy zawodnik ma przy swoim nazwisku na TM przynajmniej milion euro, ale dla nas to nieistotne. Przydatność piłkarza oceniamy poprzez analizę na wielu poziomach. W wielu przypadkach rzeczywistość potem mniej więcej zbiega się z tym, co oszacował Transfermarkt, choć są przypadki wyraźnych pomyłek w obie strony. Grunt, żeby do takich wniosków dojść po dokładnym riserczu z innych źródeł – potwierdza Paweł Golański, obecnie dyrektor sportowy Motoru Lublin, wcześniej pełniący tę samą funkcję w Koronie Kielce.

Roman Skorupa, który sprowadził do Polski m.in. Benjamina Kallmana, Ilję Szkurina, Saida Hamulicia (do Stali Mielec) czy Artura Craciuna, nie kryje się z tym, że poszukiwania nowych kandydatów do przedstawienia polskiej publiczności przeważnie zaczyna właśnie od niemieckiej platformy: – Myślę, że dla agentów czy dyrektorów sprawdzenie profilu na TM to jest często pierwszy filtr. Dopiero później wchodzą WyScouty, StatsBomby i tym podobne. Coś musi na Transfermarkcie zaciekawić, żebyś szedł dalej.

Oddajmy zatem głos komuś, kto w dużej mierze odpowiada za to “zamieszanie”. – Nikt z nas nigdy nie oczekiwał, że zaczniemy być postrzegani jako profesjonalna platforma skautingowa czy coś takiego. Kiedyś nawet kierownictwo sporządziło notkę, w której napisano również, że nie liczymy na to, iż świat piłkarski przyjmie te wyceny 1 do 1, że będzie je traktował jako wyrocznię. To jest baza danych, powstają opinie w oparciu o pewne wytyczne, ale nigdy nie będziemy mówili o rzeczach w stu procentach trafnych. Nikt z nas nie był zawodowym agentem, skautem czy dyrektorem sportowym – mówi nam Michael Sroka, główny administrator polskiej wersji Transfermarktu od 2012 roku, czyli od momentu jej powstania.

Sroka urodził się w Polsce, ale w 1988 roku, mając pięć lat, wyjechał z rodziną do Austrii, w której mieszka do dziś. – Dzięki Bogu, rodzice dbali, żebym nie zapomniał języka, a znam sporo odmiennych przypadków. Nigdy nie chodziłem do polskiej szkoły, ale potem studiowałem pod kątem tłumaczenia z niemieckiego na polski – wspomina. Poza akcentem, trudno byłoby się zorientować, że rozmawiamy z kimś wychowanym za granicą.

“Wycena poniżej 250 tys. euro? No to dziękujemy”

W świecie poważnego futbolu kwoty z TM pozostają anegdotą, ale gdzie indziej naprawdę potrafią wpływać nawet na losy rozmów transferowych.

Znam kluby zagraniczne, szczególnie w mniejszych piłkarsko krajach, które w zapytaniu wrzucają info, że zawodnik nie może mieć wartości na TM poniżej jakiejś kwoty, inaczej nawet nie oglądają – przyznaje Roman Skorupa.

Spotkałem się z takimi sytuacjami, że zawodnicy z wyceną poniżej 250 tys. euro w ogóle nie będą rozpatrywani. To pokazuje, że w krajach słabszych piłkarsko Transfermarkt bywa może nawet podstawowym narzędziem, bo tam nie zawsze mają dostęp do takich źródeł jak WyScout i trzeba im podsyłać materiały video. Inna sprawa, że do takich sytuacji dochodzi coraz rzadziej, bo siłą rzeczy takie kluby nie jawią się jako partner biznesowy, z którym szukasz relacji – potwierdza Mateusz Ożóg z agencji MVP United, mającej u siebie chociażby Robina Gosensa, Mahira Emreliego, Tommaso Guercio, Kamila Pestkę, Jakuba Łukowskiego czy Dawida Błanika.

Na pewno są kluby – bywa, że nawet sami ich prezesi – odnoszące się do kwot z TM i mówią, że więcej niż ta wycena nie zaoferują, ale my się tym nie kierujemy – dodaje Łukasz Milik.

 – Pośrednio da się wyczuć, że im wyższa wartość, tym niektóre kluby mogą być bardziej zainteresowane. To tylko kwestia pierwszego spojrzenia. Po prostu z automatu “lepiej” się takiego gościa ogląda – uważa Roman Skorupa.

 – Jeżeli ktoś ma wycenę przynajmniej na poziomie 1-2 mln euro, oznacza to, że jego profil na przestrzeni lat z jakiegoś powodu tę wartość zdobył, musiał coś pokazać na boisku. Ale czy to ułatwia jakieś rozmowy na starcie? O to trzeba już byłoby pytać kluby. Zawodników z naszej agencji dyrektorzy i prezesi znają, więc nie ma znaczenia, czy aktualnie mają taką czy inną wartość na TM. Natomiast nie wykluczałbym, że jakiś dział skautingu, mając do przefiltrowania dwudziestu zawodników w krótkim czasie, dokonuje wstępnej selekcji również w oparciu o te wyceny, zakładając, że prawdopodobieństwo pomyłki przy tych najmniej wartych jest najmniejsze – wtrąca Mateusz Ożóg.

Dwie osoby decyzyjne

Jak zatem wyglądają kulisy tworzenia tych wycen? Ten wątek chyba najbardziej nas interesował. Okazuje się, że nie jest to szczególnie skomplikowany proces.

Nie chcemy pracować z żadnymi algorytmami, ponieważ naszym celem jest aktywizowanie coraz większej liczby użytkowników. Są parametry, którymi zawsze się kierujemy typu wiek, forma, historia kontuzji i tak dalej, ale dokładnej formuły na wszystko nie ma i uważam to za nasz atut. Ludzie na forum mogą brać aktywny udział w dyskusjach. Każda liga z wycenami ma kogoś w rodzaju administratora czy moderatora, który kieruje tym działem, zbiera wszystkie rzeczy. Potem przy ustalaniu wartości próbujemy z nich wyciągnąć logiczną średnią. Początki nie były łatwe, musiałem się trochę rozeznać na rynku. Do ideału wiele brakowało, bardziej kierowałem się porównaniami typu polska liga vs liga czeska, węgierska i tym podobne – opowiada Michael Sroka.

Być może sądziliście, że przy ustalaniu tych wycen sztab administratorów gorąco debatuje nad wieloma nazwiskami, lecz tak naprawdę koniec końców wszystko zależy od dwóch osób. – Mogę sobie wyobrazić, że to pana zaskakuje, ale w innych ligach nie jest inaczej. Wszystko opiera się na opiniach użytkowników plus końcowej ocenie administratorów – mówi Michael Sroka.

I precyzuje: – Mam pomocnika, który bardzo uważnie śledzi polskie rozgrywki. Aktualizacja odbywa się tak, że zbieramy oceny użytkowników, on dodaje swoją opinię, a ostatecznie przed zatwierdzeniem nowych wycen na wszystko jeszcze ja rzucam okiem, do mnie należy ostatnie słowo. Główny problem polega na tym, że w przypadku niektórych klubów bardzo powoli rozwija się nasza społeczność na forum. Bogactwo opinii mamy przeważnie przy dużych klubach typu Legia, Lech, Raków, Jagiellonia. Gdy chodzi o te mniejsze – na przykład Radomiaka czy Stal Mielec – trochę nam ich brakuje. No, chyba że ktoś gra naprawdę znakomicie, to wtedy coś się pojawi.

A zatem, kibice i obserwatorzy, rejestrujcie się i dyskutujcie, to może mieć znaczenie.

Niedoszacowanie i przeszacowanie

Z wypowiedzi Michaela Sroki bije dużo pokory. Wielokrotnie przyznawał on, że tu czy tam z perspektywy czasu dochodziło do błędów.

Pewne gafy się trafiały i do dziś mogą się przytrafiać. Najświeższym przykładem jest Ante Crnac, którego Raków sprzedał do Norwich za 11 mln euro, a u nas w tym czasie był wyceniany na 2 mln euro. To nie jest koniec świata, później w nowej lidze zawodnik ma aktualizowaną wartość. Nie wszystko da się przewidzieć. Sądzę, że kwota tego transferu zaskoczyła nie tylko nas – komentuje.

Z nieco dalszej przeszłości także znajdzie przykłady nieoptymalnego oszacowania wartości piłkarza. – W pewnym momencie zapędziliśmy się z Joao Amaralem. Miał bardzo dobry sezon 2021/22, zwłaszcza jesień i wyceniliśmy go na 3 mln euro, co było przesadą. Grał wtedy super, ale jednak chodziło o 30-latka z Ekstraklasy. Gdybym mógł cofnąć czas, podszedłbym do tego tematu mniej entuzjastycznie. Cóż, człowiek uczy się na błędach. Nadal trzeba nad tym pracować – bije się w piersi.

Rozstrzały względem realnych transakcji są nieuniknione. Nikt nie mógł przewidzieć, że Abdukodir Chusanow po jednej świetnej rundzie w RC Lens przejdzie do Manchesteru City za 40 baniek (TM wycenia go na 12 mln euro). Trudno było też zakładać, że Juventus wyłoży ponad 13 mln europejskiej waluty na Alberto Costę z Vitorii Guimaraes (wycena 1 mln euro), który ma za sobą pierwsze półrocze w poważnej piłce, a nawet w tym okresie nie od razu stał się pewniakiem do wyjściowej jedenastki portugalskiego zespołu. I chyba lepiej raz na jakiś czas kogoś nie doszacować, niż regularnie przewartościowywać.

A tu nasi rozmówcy mają spore zastrzeżenia do niektórych kryteriów, którymi kieruje się Transfermarkt.

Roman Skorupa: – W dużej mierze znaczenie ma wiek. Często są zawodnicy trochę sztucznie pompowani przez TM, mimo że zagrali dopiero kilka epizodów. Były takie przypadki, nawet w Polsce w ostatnich latach, że wartość skakała w okolice miliona euro, a gość uzbierał ledwie parę minut w ESA, po czym po pół roku notował zjazd, bo zaczął grać głównie w rezerwach. 

Mateusz Ożóg: – Skrzywienie w kierunku wieku jest ewidentne. Praktycznie każdy młody zawodnik, który zaczyna więcej grać w Ekstraklasie, momentalnie bardzo idzie w górę z kwotą. Nie musi być nawet gwiazdą ligi. Nieraz dzieje się to za szybko, te wyceny wyglądają zbyt optymistycznie. Czynnikiem bonusowym są występy w Legii, Lechu czy Rakowie, ale to akurat naturalne.

Wiek daje fory

Szperając po Ekstraklasie łatwo znajdziemy takie przypadki. W marcu tamtego roku Filipowi Rejczykowi wycena podskoczyła do miliona euro, choć miał wtedy na koncie raptem cztery ligowe epizody w barwach Legii Warszawa. Teraz milion znajdziemy już w profilu Mateusza Szczepaniaka, który wyróżnił się golem w Nikozji w Lidze Konferencji, ale ogółem ma tylko osiem spotkań w pierwszym zespole Wojskowych. Latem do 850 tys. euro wyceny dobił Łukasz Gerstenstein, choć tak naprawdę w Stali Mielec notował jedynie przebłyski i wiosną częściej był już rezerwowym. Teraz, po powrocie do Śląska Wrocław, przepadł niemal całkowicie.

To chyba nie jest zaskoczenie. Jeżeli spojrzymy na najdroższe transfery z Ekstraklasy, dominują w nich młodzi Polacy. Wiek jest niezwykle istotny, po prostu tacy zawodnicy mają największe branie. Nawet jeżeli ktoś jest jeszcze nieoszlifowany, ale kluby widzą w nim duży potencjał, są w stanie wiele zapłacić za sam talent. Jednocześnie przyznam, że moim zdaniem polska liga wkracza w okres, w którym będzie można dobrze zarobić na piłkarzach z przedziału 26-29 lat, co do tej pory rzadko się zdarzało. Przykładem chociażby Jesper Karlstroem, który latem zamienił Lecha Poznań na Udinese za 2 mln euro i nie przepadł – tutaj Michael Sroka broni takiego podejścia do sprawy.

I dodaje: – W przypadku Gerstensteina chodziło o sygnały z Turcji, że obserwuje go Trabzonspor. Dodatkowym czynnikiem były powołania do reprezentacji młodzieżowych. To kolejny ważny punkt na liście, gdy dokonujemy wyceny. Szczególnie istotne są udziały w finałowych imprezach, nawet w przypadku tych najmłodszych kadr. Wtedy najbardziej można zwrócić na siebie uwagę. Mateusz Skoczylas głównie w oparciu o mistrzostwa Europy U-17 został kupiony przez Milan za milion euro z Zagłębia Lubin.

Co z tymi bramkarzami?

Mateusz Ożóg w tym kontekście ma jeszcze jedną uwagę: – Dziwi mnie czasem skala wahań tych wycen. Kacper Tobiasz niedawno w ciągu niewiele ponad pół roku podskoczył z miliona do 5,5 mln euro, a rok później, po słabszym okresie, jego wartość spadła do zaledwie 800 tys. euro. Czy to znaczy, że tak szybko stał się pięć razy gorszym piłkarzem i pięć razy mniej atrakcyjnym na rynku? Oczywiście, że nie.

Nas zastanawia przypadek Bartosza Mrozka (raptem dwa lata starszego od Tobiasza), który przez cały poprzedni sezon nie doczekał się wzrostu swojej wyceny, mimo że od czwartego meczu ligowego na dobre wywalczył sobie miejsce między słupkami Lecha Poznań. W czerwcu, po zakończeniu wypożyczenia do Stali Mielec, wskoczył na pułap 900 tys. euro i pozostał na nim po aktualizacjach w grudniu 2023 i – co dziwi szczególnie – w czerwcu 2024. Dopiero ostatnie korekty z września i grudnia wywindowały nieco jego wartość na TM – najpierw do 1,5 mln, a następnie do 2 mln euro.

Czy nie doszło tu do przesady w drugą stronę? – Możliwe, że tak było i Mrozka musimy potraktować bardziej perspektywicznie. Nad tematem bramkarzy ogólnie trzeba osobno popracować. Chyba jeszcze lepszym przykładem zawodnika, którego należy jeszcze raz zweryfikować jest Sławomir Abramowicz z Jagiellonii, który na razie ma u nas milion euro. Od pewnego momentu jest w dobrej formie, ale u nas znaczenie mają też pogłoski transferowe, a tych w jego przypadku było bardzo mało. Również z tego wzięła się wysoka wycena Kacpra Tobiasza, którego dość poważnie łączono m.in. z Wolfsburgiem czy Romą. No i właśnie dziwi mnie, że nie ma podobnych tematów w przypadku Mrozka, a przynajmniej ja szperając w wielu źródłach takich rzeczy nie znalazłem – tłumaczy Michael Sroka.

Plotki transferowe mają znaczenie

Jak zapewne zauważyliście, kolejny raz wspomina on, że jakiś piłkarz był łączony z klubami zagranicznymi. Okazuje się, że pogłoski transferowe to istotny czynnik wpływający na czyjąś wycenę. – Zdecydowanie są to rzeczy, które mają znaczenie. Przyznam otwarcie, że nie byłbym zawiedziony, gdyby Abramowicz jeszcze został w Jagiellonii, bo wiosną będzie można dokonać aktualizacji także w oparciu o informacje łączące go z Rennes, Lens czy Romą – nie ukrywa Sroka.

To dla nas zaskakujące, bo przecież wiele plotek o zainteresowaniu danym piłkarzem – pomijając całkowite bujdy – oznacza jedynie etap obserwowania i wstępnej selekcji. Automatycznie też nasuwa się myśl, że ludzie reprezentujący jakiegoś zawodnika poprzez rozpuszczanie tego typu wieści mogą łatwo manipulować jego wartością na Transfermarkcie.

Michael Sroka: – Takie ryzyko oczywiście zawsze istnieje. Na przestrzeni wielu lat nabraliśmy jednak trochę doświadczenia. Na naszych zebraniach dyskutujemy m.in. nad wiarygodnością źródeł. Mamy specjalne zestawienia, w których osoby odpowiedzialne za poszczególne rynki oceniają wiarygodność danego portalu czy gazety. Staramy się tę listę regularnie aktualizować, żeby rozróżniać, czyje doniesienia są warte uwagi, a czyje niekoniecznie.

Najwyraźniej ta lista jest bardzo szeroka, skoro respektuje się nawet plotki z rynku tureckiego. Przykładem Bartosz Kłudka, który w Zagłębiu Lubin bez wątpienia zaliczył więcej występów słabych niż dobrych, ale w sierpniu 2023 media nad Bosforem powiązały jego nazwisko z Galatasaray, co od razu brzmiało kuriozalnie. Efekt? Dwa miesiące później podczas październikowej aktualizacji jego wartość podskoczyła do 1,5 mln euro. Dziś oczywiście jest już urealniona, choć i tak absolutnie nie jesteśmy przekonani, czy ktoś byłby w stanie zapłacić pół miliona euro, które widzimy na jego profilu.

Roman Skorupa: – Moim zdaniem szybciej powinni obniżać wartości zawodnikom, którzy są dłużej bez klubu, czyli od ponad pół roku. Często ich nie ruszają, gdzieś się schowają.

Paweł Golański mimo całej sympatii do Transfermarktu, czasami ma pewne podejrzenia co do niektórych kwot. – Są możliwości, żeby te wyceny zwiększać. Sam dwukrotnie byłem świadkiem, jak zawodnik był proponowany do naszego klubu i gdy sprawdzaliśmy jego wartość, była podwyższona, a nie kopnął on jeszcze piłki na tyle dobrze, by znaleźć na to wytłumaczenie. Musiało to być robione… Nie wiem przez kogo, ale na pewno z premedytacją, więc trzeba podchodzić do tematu racjonalnie – mówi dyrektor sportowy Motoru.

Tutaj być może dochodziło do zbiegu okoliczności, ponieważ aktualizacje wycen najczęściej następują zimą i latem w przerwach między rozgrywkami, gdy okna transferowe formalnie jeszcze nie są otwarte, ale praca w klubach nad wzmocnieniami już wre.

Aktualnie mamy cztery terminy rocznie na aktualizację wycen, ale głównymi okienkami są lato po sezonie i zimowy półmetek rozgrywek. Mniejsze przeważnie dotyczą września/października i marca/kwietnia. Wtedy uwzględniamy tylko najważniejsze zmiany, więc liczba korekt jest znacznie skromniejsza niż w dwóch podstawowych terminach – wyjaśnia Michael Sroka.

Agent Zie Ouattary i ojciec Mesuta Oezila

Co do agentów, zapytaliśmy go, czy zdarzają się przypadki prób wpłynięcia na wycenę zawodnika, przymilanie się, prośby lub groźby.

Zaskakująco rzadko. Przypuszczam, że to w pewnym sensie wynika z tego, że ludzie z branży nie do końca sugerują się naszą platformą, nie biorą jej w stu procentach na poważnie. O ile wiem, w przypadku największych lig do takich historii dochodzi częściej, ale w Polsce to pojedyncze przypadki. Główne argumenty w takich rozmowach są łatwe do przewidzenia: przecież ten piłkarz jest jeszcze młody, gra dobrze i tym podobne. Najnowszy przykład, który przychodzi mi na myśl to Zie Ouattara z Radomiaka. Wymieniłem kilka maili z jego agentem. Argumentował, że chłopak szkolił się i grał w Portugalii, ma doświadczenie, w Polsce bardzo dobrze się prezentuje. Nie wpłynęło to jednak na naszą wycenę. Tu jesteśmy nieugięci. Nikt nie zmieni zawodnikowi wyceny, bo jego agent napisał czy zadzwonił – zapewnia z pełną stanowczością.

Znaną historią, która do dziś krąży po korytarzach, jest wizyta w siedzibie Transfermarktu w Hamburgu ojca Mesuta Oezila, zanim ten jeszcze zaczął robić największą karierę. Wcześniej dzwonił do naszego założyciela z pretensjami, co to są za głupoty, że jego syn jest tak mało warty. Gdy się zjawił osobiście, został grzecznie wyproszony. To anegdotka, mająca już status kultowej w naszej firmie – opowiada.

Mamy osobę oddelegowaną do działu agentów, gdzie mogą się oni rejestrować i zakładać swoje profile. Niektórzy jej współczują, bo trochę tego jest niestety, różne uwagi i pretensje. Pół biedy, jeśli chodzi o maile, ale zdarza się, że wydzwaniają i nie dają spokoju. Słyszałem, że w Turcji jest ostro. Z Fenerbahce czy Galatasaray często są telefony ze skargami. Jak już jednak mówiłem, absolutnie nie bierzemy żadnych pieniędzy i nie sugerujemy się tym, co sądzą agenci – podkreśla Sroka.

Mateusz Ożóg: – Jedyny kontakt, który mamy z Transfermarktem dotyczy aktualizowania profilu naszej agencji, gdy dołącza do nas nowy zawodnik i chcemy, żeby znalazł się na liście. Korekta tych danych to chwila, zajmuje może 15 minut.

Roman Skorupa: – Zdarzało się, że prostowałem na przykład asysty swoich piłkarzy, bo były źle policzone. Znajomy agent kiedyś prosił o pomoc. Miał zawodnika w Rumunii, który trzy razy był faulowany na rzut karny i był z tego gol – według TM to powinna być asysta, a mu ich nie naliczali. Wiadomo, że inaczej wyglądają trzy asysty, a inaczej sześć. Skorygowaliśmy to bez problemu.

Ekstraklasa niedoceniana na tle innych lig?

Być może przebija się tu piłkarski patriotyzm, ale trudno nie odnieść wrażenia, że Ekstraklasa chwilami jest niedoszacowana względem innych lig i gdyby ten sam zawodnik w tym samym wieku grał w innym kraju, niemal z urzędu byłby wyceniany wyżej.

Mateusz Ożóg: – Moim zdaniem trzeba na te szacunki patrzeć przede wszystkim regionalnie, bo widzę olbrzymie dysproporcje między poszczególnymi krajami czy ligami. Championship jako suma wszystkich klubowych kadr ma wartość 1,62 mld euro. Ekstraklasa ma tu raptem 264 mln euro. Czy to oznacza, że Championship jest ligą sześć razy większą i lepszą od naszej? Raczej nie. 2. Bundesliga czy Serie B to wyceny dwukrotnie przewyższające Ekstraklasę, a też nie powiedziałbym, że mówimy o rozgrywkach dwa razy lepszych. Znam te ligi, mam tam swoich zawodników.

Paweł Golański: – Polska jako kraj nie jest zbyt dobrze postrzegana przy dokonywaniu tych wycen i czasami pewne liczby dziwią. Ligi chorwacka czy serbska pod wieloma względami odstają od naszej, a zawodnicy są tam wyceniani wyżej niż nasi wyróżniający się ligowcy.

Łukasz Milik: – Oglądasz zawodnika z Serbii czy Chorwacji, który ma na TM wartość 2 mln euro, a wiesz, że nikt nie da za niego więcej niż 300-400 tys. euro…

Mateusz Ożóg: – Kliknąłem sobie przed naszą rozmową na ligę czeską. Wyceniana jest jako całość na 400 mln euro. Wiadomo, że jako Polacy patrzymy subiektywnie, ale czy w rzeczywistości mówimy o tak dużej różnicy? Legia, Lech czy Raków mają kadry w granicach 30 mln euro, natomiast Slavia Praga 110 mln. Prawie czterokrotna przebitka względem najlepszych w Ekstraklasie. Czy Slavia jest klubem cztery razy większym od Legii? Bez szans. Jasne, potrafi nieźle pograć w Europie i kupić kogoś za 4-5 mln euro, a sprzedać za 15 mln euro. Nasze kluby mogą pomarzyć o takich kwotach. Ale gdyby te zespoły spotkały się ze Slavią w pucharach, oczekiwalibyśmy przynajmniej wyrównanego boju. Widzimy więc, że co liga, to inne wyjściowe kryteria, w moim odczuciu niekoniecznie sprawiedliwe.

Jak na te uwagi odpowiada Michael Sroka? – Nie wiem, czy mówimy o aż tak dużych dysproporcjach. Nie jest to wątek, nad którym mocniej bym się zastanawiał, ale gdybyśmy wzięli sumę wartości od Legii czy Lecha, mamy nieco ponad 30 mln euro. Pod tym względem oznaczałoby to szóste lub siódme miejsce w 2. Bundeslidze. Czy to oderwane od rzeczywistości? Czy Legia lub Lech zdominowaliby drugi poziom w Niemczech? Można w to wątpić. Co do Championship, Anglia jest niejako osobnym światem. Tam pieniądze leją się strumieniami, nawet za przeciętnych zawodników płaci się krocie, co wpływa na nasze wyceny.

W Polsce też można iść do góry

Będąc jednak sprawiedliwym trzeba przyznać, że Transfermarkt potrafi docenić bardzo dobrą postawę na polskiej ziemi. Jakby nie było, Ruben Vinagre wiosną występował w Serie A w koszulce Hellasu Verona i mimo to jego wycena spadła z 2,8 do 2,4 mln euro. Świetna jesień w barwach Legii szybko pozwoliła mu niemalże podwoić tę kwotę (4,5 mln euro). Ivi Lopez w szczytowym momencie w Rakowie był wyceniany na 4 mln euro, czyli dwa razy więcej niż w sezonie 2017/18, gdy regularnie grał w La Liga dla Levante i m.in. strzelił gola Realowi Madryt na Santiago Bernabeu.

Michael Sroka: – Moim zdaniem Ivi w sezonie 2021/22 był zdecydowanie najlepszym piłkarzem w Ekstraklasie. Choć miał już wtedy 27-28 lat, do teraz nie mogę zrozumieć, dlaczego wzbudzał tak małe zainteresowanie wśród klubów zagranicznych.

Wyceny piłkarzy są flagową funkcją Transfermarktu, ale nie wolno zapominać, że to znacznie wszechstronniejsze źródło, co wielu sobie chwali.

 – Z TM najczęściej korzystam, gdy chcę sprawdzić, kto reprezentuje danego zawodnika. Nie jest to bezbłędne źródło, ale najlepsze, jakie znajdziemy. To samo dotyczy długości kontraktu piłkarza; można założyć, że w jakichś dziewięćdziesięciu procentach te dane są zgodne z prawdą. Świetną opcją, niedostępną nigdzie indziej na jedno kliknięcie, jest historia występów danego gracza według pozycji. Od razu widzisz, że gość rozegrał na przykład 100 meczów na “dziesiątce”, a 40 na prawym skrzydle – mówi Mateusz Ożóg.

Z informacjami na temat długości umów należy zachować czujność, bo TM nieraz ma problem, żeby odnotować klauzule umożliwiające ich automatyczne przedłużenie. Ożóg miał taką historię: – Jakiś czas temu na Transfermarkcie widniała informacja, że Dawid Błanik potencjalnie będzie do wzięcia za darmo, bo ma umowę z Koroną jedynie do czerwca, podczas gdy była w niej opcja przedłużenia. Zimą rozdzwoniły się nam telefony w jego sprawie, szczególnie z klubów z mniejszych czy bardziej egzotycznych lig. Trzeba było tłumaczyć, jak jest naprawdę.

Powiedz, ile zapłaciłeś za tego piłkarza?

Ożóg używa niemieckiego portalu także wtedy, gdy jakiś temat zaczyna mu się konkretyzować. – Często sprawdzam historię transferów  danego klubu – za ile kupuje, za ile sprzedaje, czy oferowana kwota będzie dla niego dużym wydatkiem i może nawet oznaczać rekord transferowy, czy wręcz przeciwnie. Pewna renoma w tej kwestii ma znaczenie, buduje się ją latami. Jeśli jakiś klub nigdy nie sprzedał piłkarza powyżej pół miliona euro, nagle nie sprzeda kogoś za pięć baniek – tłumaczy.

Przy czym Michael Sroka nas nie czaruje, że on i reszta administratorów regularnie zdobywają zakulisowe informacje dotyczące zapłaconych kwot. Przeważnie opierają się na tym, co podadzą media w danym kraju.

– Ścisłe dojścia się zdarzają, ale nie jest o nie łatwo, bo to jednak poufne dane. Nie miałbym nic przeciwko temu, żeby kluby były zobligowane do oficjalnego publikowania kwot transferowych, choć nie łudzę się, że kiedyś do tego dojdzie. Jeśli chodzi na przykład o włoski rynek, te dane są w dużym stopniu wiarygodne. Nasi ludzie mają tam dobre wtyki. W większości przypadków, podobnie jak przy plotkach transferowych, próbujemy przebierać wśród wielu źródeł i opierać się na tych najwiarygodniejszych. Nic innego nam tu nie pozostaje. Zdarza się, że nawet nieoficjalnych kwot nikt nie publikuje, więc wtedy wolimy nic nie wpisywać, zamiast podać byle co – rozjaśnia ten wątek.

Marek Urbański, nasz redakcyjny specjalista od statystycznych ciekawostek wszelkiego rodzaju, chwali Transfermarkt za postęp, który w ostatnich latach wykonał w kwestii wiarygodności przeróżnych danych, nawet tych najdziwniejszych. Źródło jeszcze nie tak dawno pełne błędów, dziś jest poważnym punktem odniesienia i to nie tylko w temacie najpopularniejszych lig. Ten sam rodzaj danych dotyczy i Premier League, i bułgarskiej ekstraklasy.

Czy komuś się to podoba, czy nie, o wycenach Transfermarktu ciągle się mówi i jest to trend wzrostowy. – Śledzę polskie media sportowe i zauważyłem, że w ciągu ostatnich 2-3 lat dziennikarze coraz częściej powołują się na TM, przytaczając nasze wyceny. Wcześniej praktycznie nigdzie na coś takiego nie natrafiałem. Oczywiście opieram się na moich obserwacjach, inaczej tego nie sprawdzimy – mówi Michael Sroka.

Afryka i Azja niedostępne

Niemiecki portal wzbogaca się o kolejne ligi, od niedawna na przykład dokumentuje także zaplecze cypryjskiej ekstraklasy, lecz pewnych rzeczy nie przeskoczy.

Rozrastamy się, ale całego świata nie ogarniemy. Jesteśmy w stanie śledzić Europę, Amerykę Południową i Północną. W Azji czy Afryce to już prawie niemożliwe, bo przy każdym kraju musielibyśmy mieć kogoś, kto bardzo dokładnie ogląda tamtejszą ligę i jest gotów wprowadzać te informacje na stronę. Ogólnie patrząc, mamy już bogatą bazę danych i jeśli chodzi o historię z ostatnich dwudziestu kilku lat, jesteśmy wiarygodni. Gorzej ze starszymi rzeczami, szczegółowe dane na temat meczów sprzed wielu dekad czasami są praktycznie nie do zdobycia. Z tym nie tylko my mamy problem – zaznacza Sroka.

O pustce informacyjnej związanej z Afryką dopiero co przekonali się kibice Górnika Zabrze. Ich klub w środę ogłosił pozyskanie 19-letniego Abbatiego Abdullahiego z drugiej ligi nigeryjskiej. Chłopak ma profil na Transfermarkcie, który jednak nie zawiera wyceny i jakichkolwiek statystyk dotyczących jego występów. W praktyce zaczyna on budowanie marki od zera.

I jeśli pójdzie w Górniku drogą kilku innych wypromowanych tam skrzydłowych, wkrótce zaglądając na swoją podstronę będzie mógł się uśmiechnąć. Nam pozostaje pamiętać, że wyceny Transfermarktu są interesujące i coraz rzetelniejsze, ale nie zawsze będą obiektywnie oddawały rzeczywistość. Co liga, to “obyczaj”, nie każdy milion euro szacowanej wartości waży tyle samo.

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Betclic 1 liga

Komentarze

25 komentarzy

Loading...