Reklama

Dlaczego polskie skoki narciarskie mają problem? „Pojawia się przepaść”

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

16 stycznia 2025, 07:10 • 16 min czytania 16 komentarzy

Mocny Paweł Wąsek, a później długo nikt. Najbardziej utytułowani zawodnicy są mniej lub bardziej pogubieni. Jest trzech młodych, ale każdy z nich ma jakiś problem. Brakuje skoczni, a jeżeli już mamy obiekt, to często nie można na nim trenować. Człowiek, który miał prowadzić Polaków, przekonuje, że najlepsi uciekają nam, jeżeli chodzi o korzystanie z osiągnięć nauki. Oto smutny obraz polskich skoków narciarskich w sezonie 2024/25. Jak do tego doszło? Spróbujemy odpowiedzieć na to pytanie inaczej niż Zenon Martyniuk w swoim wielkim hicie. Warto zadać też inne: jaka może być przyszłość tej dyscypliny sportu w Polsce?

Dlaczego polskie skoki narciarskie mają problem? „Pojawia się przepaść”

Zakończony kilkanaście dni temu Turniej Czterech Skoczni był bardzo dobry dla Pawła Wąska. Skoczek z rocznika 1999 zajął ósme miejsce w całej imprezie. Błysnął przede wszystkim w Innsbrucku, zajmując tam piątą lokatę. Ale postawę pozostałych Polaków trudno określić nawet jako przeciętną. Patryk Serwański, dziennikarz radia RMF FM, zauważył na platformie X (dawny Twitter), że dorobek punktowy pozostałych Polaków w niemiecko-austriackiej imprezie prezentuje się następująco:

  • Piotr Żyła – 2 punkty.
  • Aleksander Zniszczoł – 2
  • Jakub Wolny – 8
  • Dawid Kubacki – 8.

Dla porównania – Amerykanin Tate Frantz wywalczył tych punktów 56, a Francuz Valentin Foubert – 13, czyli i tak więcej od każdego z pozostałych czterech Polaków.

W klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Wąsek zajmuje 13. miejsce, Zniszczoł – 20., Wolny jest 30., a Kubacki oraz Kamil Stoch z takim samym dorobkiem ledwie 57 punktów zajmują 34. pozycję. Nie tak to miało wyglądać.

Jan Szturc, legendarny trener, który szkolił m.in. Adama Małysza, ale też Żyłę czy Zniszczoła, mówi w rozmowie z Weszło: – Pojawia się pewna przepaść, która zaczyna niepokoić. Nie tylko mnie, ale również działaczy i osoby, które są blisko reprezentacji.

Reklama

W polskich skokach brakuje młodych zawodników, którzy pokazywaliby coś więcej w Pucharze Świata, ale również w Pucharze Kontynentalnym. Macie wielu skoczków, ale to nie jest z jakiegoś powodu wykorzystywane – usłyszałem w Innsbrucku od byłego świetnego reprezentanta Austrii, Andreasa Goldbergera. Wielu zagranicznych dziennikarzy przy okazji Turnieju Czterech Skoczni zadawało przedstawicielom polskich mediów to samo pytanie: „Co dzieje się z waszymi skokami?”.

Andreas Goldberger był przed laty świetnym skoczkiem. Dziś dziwi go kryzys Polaków.

Jakub Balcerski w tekście na Sport.pl, który ukazał się na początku tego roku, zdaje się sugerować, że problemem są relacje personalne w grupie i brak zaufania zawodników, poza Wąskiem, do metod oraz podejścia austriackiego trenera kadry, Thomasa Thurnbichlera. Sam Thurnbichler w ostatniej scenie serialu „Skoczkowie”, opowiadającego o dobrym w wykonaniu Polaków sezonie 2022/23, wypowiada się tak: – Wiem, co można zrobić lepiej. Mam jasną wizję, konkretny plan. Kolejne kroki będą łatwiejsze, gdyż zdobyliśmy doświadczenie i wiedzę na temat wszystkich osób zaangażowanych w system.

Te słowa nie wytrzymały jednak zderzenia z rzeczywistością. Teraz jest niewiele lepiej niż w poprzednim, wyjątkowo słabym sezonie. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest wiele, a żeby to zrozumieć, warto spojrzeć szerzej.

Trójka, która nie spełnia oczekiwań

Nie oszukujmy się. Nasza starsza gwardia skoczków powoli się wykrusza. Młodsi zaczynają przejmować pałeczkę, ale ich nie ma za wiele. Poza tym, czy nazywać ich młodszymi? Wąsek stał się liderem kadry, ale on niebawem będzie miał 26 lat. Zniszczoł ma już 30 lat. Kuba Wolny? Niebawem też będzie w tym wieku. Do tego Kamil, Piotrek i Dawid, sporo od nich starsi. Za nimi jest luka, przerwa. Mamy Macieja Kota, który jednak nie może dojść do dobrej formy. Skakał na początku sezonu w Pucharze Świata, ale odstawał. Jest trójka młodych zawodników, ale oni nie rozwijają się tak, jak powinni – wylicza nam Szturc.

Reklama

Trójka, którą ma na myśli, to Jan Habdas, Kacper Juroszek i Tomasz Pilch.

Adam Małysz, w wywiadzie, którego przed konkursem w Bischofshofen udzielił serwisowi PS Onet: – Największe do niedawna młode talenty, czyli Juroszek, Pilch i Habdas, to zawodnicy, którzy mają olbrzymi potencjał, ale dochodzą do ściany i nie mogą jej przebić.

Prezes Polskiego Związku Narciarskiego dostrzega problem. Ale rozmawiając o tych konkretnych przypadkach, warto zaznaczyć, że chodzi o kwestie systemowe, ale też i indywidualne problemy, które dotknęły każdego z nich.

Mam takie jedno duże marzenie, do którego dążę i myślę, że jest tuż tuż. To udział w kolejnych igrzyskach olimpijskich. Myślę, że jest to realna sprawa. Każdy, kto profesjonalnie podchodzi do sportu, myśli o tym, by być kiedyś tym najlepszym – mówi Habdas w „Skoczkach” (serial można obejrzeć na platformie Prime Video). Jest z rocznika 2003. W lutym 2023 roku na mistrzostwach świata juniorów w kanadyjskim Whistler sięgnął po brąz indywidualnie i srebro w drużynie. Ale w Pucharze Świata tylko trzy razy (w sezonie 2022/23) udało mu się awansować do drugiej serii. Najwyżej był 11.

Jan Habdas, zdjęcie z marca 2023 roku.

Andrzej Żurawski pasjonuje się skokami narciarskimi od strony statystycznej. Na platformie X jest znany jako „Ski_Excel”. Wrzuca tam różnego rodzaju wyliczenia, pokazujące realia tej dyscypliny sportu. W marcu 2023 roku, gdy Habdas pokazywał się w elicie (miał wtedy wywalczonych 48 punktów), wyliczył, że to najlepsze dokonania polskiego juniora od lat. Odkąd wiek juniorski skończyli zawodnicy z rocznika 1994 (np. Zniszczoł) po punkty sięgali tylko Pilch (jedno oczko) i Wąsek (cztery punkty). To pokazuje, że problem z młodymi Polakami, wchodzącymi na najwyższy poziom, istnieje od dawna. Obrazowało to również, że Habdas może ten impas przełamać. Ale tak się nie stało.

Dziś skoczek jest daleko nawet od samych występów w Pucharze Świata.

Janek miał problemy rodzinne. W jego przypadku był też kłopot z utrzymaniem odpowiedniej wagi. To zastopowało jego karierę. Kacper Juroszek to też ogromny talent. Powiedziałem kiedyś, że to chodząca sprężynka, chłopak, który umie odbijać się z progu jak Piotrek Żyła. Wciąż ma te możliwości, ale ostatnio jest pogubiony technicznie. Gdy myślę o Tomku Pilchu, mam przed oczami jego czwarte miejsce w mistrzostwach świata juniorów w Kandersteg w 2018 roku. Przecież on dwa lata później zajmował czwarte i siódme miejsce w zawodach Letniego Grand Prix. I też się pogubił – analizuje Szturc. Dodaje, że jest dziś już na emeryturze, ale uważnie śledzi skoki. Ogląda, co tylko się da, a gdy patrzy na wyniki Polaków, czuje smutek przemieszany z niepokojem. Jakaś nadzieja się tli, ale nie jest wielka.

Juroszek tylko raz w karierze punktował w zawodach Pucharu Świata, ale to było w rumuńskim Rasnovie (sezon 2022/23), gdzie obsada była daleka od optymalnej.

Pilch w tych samych zawodach w Rumunii był 12., a poza tym jego punktowy dorobek w elicie w całej karierze to jedna 23. i dwie 30. lokaty. Ubogo.

Małysz tak tłumaczy ich problemy w rozmowie z PS Onet: – Inną kwestią jest podejście samych zawodników. Trudno czasem dotrzeć do tych młodych ludzi i wpłynąć na nich, żeby się mocniej zaangażowali. Do tego dochodzą sprawy pozasportowe. Tomek Pilch bardzo często choruje. W ostatnich dwóch latach robił badania odpornościowe. Wszystko się stabilizowało i znowu choroba czy kontuzja. Juroszek miał kłopoty z plecami, Habdas przybrał kilka kilogramów, szybko je zrzucił, żeby się utrzymać w kadrze. Przez to stracił energię, co się odbiło na koordynacji i samym skakaniu. Ta układanka ma mnóstwo elementów.

Czy ktoś z tej trójki wejdzie na naprawdę wysoki poziom? W środowisku nadal jest wiara, ale nazwałbym ją raczej umiarkowaną.

Była Małyszomania, ale brakuje skoczni

Może się wydawać, że Polsce udało się w jakimś stopniu wykorzystać wielki szał, który zapanował w kraju po gigantycznych sukcesach Adama Małysza. Pojawił się przecież godny następca. Był konkurs w Zakopanem, ten symboliczny, w którym Małysz upadł po lądowaniu, a Stoch odniósł swoje pierwsze pucharowe zwycięstwo. Były nagłówki, że upadł król, ale niech żyje król. Stoch sięgnął indywidualnie po trzy złote medale igrzysk. Sukcesy na największych imprezach odnosili również Żyła i Kubacki. Ale teraz jest kłopot, z którego nie do końca wiadomo jak wyjść.

Kłopot, którego jedną z przyczyn jest również infrastruktura. Michał Chmielewski, dziennikarz TVP Sport, w grudniu ubiegłego roku napisał tekst o stanie obiektów w Polsce, w którym cytuje Alexandra Stoeckla, byłego trenera Norwegów, a obecnie dyrektora w Polskim Związku Narciarskim. Austriak mówi wprost, że Polacy zmarnowali małyszomanię.

Fragment tekstu Chmielewskiego: „Mimo że w Polsce żyje niemal czterdzieści milionów ludzi, a obszar naszego kraju to w Europie czołówka, to skoczkiem narciarskim można tu zostać wyłącznie jeżeli mieszka się w górach. I to nawet już nie wszystkich, bo symbolem sudeckiej zapaści jest zdezelowany Orlinek w Karpaczu oraz wyremontowana skocznia w Lubawce, na której od otwarcia… nie oddano ani jednego skoku. Kiedy w 2001 roku wystrzeliła forma Adama Małysza, a Polacy w milionach zaczęli oglądać do obiadu jego popisy, to mimo że zakochali się i w nim, i w lataniu na nartach, i tak po ćwierci wieku określa nas liczba 24. Tyle czynnych obiektów, wliczając wiecznie problematyczną w przygotowaniu do zimy Wielką Krokiew, ale również te najmniejsze, mamy nad Wisłą do uprawiania tej dyscypliny. Przy czym odkąd wybuchła małyszomania, ta liczba nie wzrosła do 24. Ona do tylu zmalała!”

To powoduje, że trudno mówić o sprawnie działającym systemie oraz możliwościach promowania dyscypliny. Ba, ciężko jest w ogóle mówić o sporcie narodowym, skoro obiektów jest tak mało, wiele popadło w ruinę, a w niektórych miejscach brakuje też odpowiednich ludzi do trenowania. Mało tego – często zdarza się, że skocznia jest, ale nie można na niej oddawać prób. Ten problem dobrze obrazuje sytuacja Jarosława Krzaka.

To skoczek, który nigdy nie przeszedł kwalifikacji w Pucharze Świata. Pochodzi z małej miejscowości Las. „Jestem Krzak z Lasu” – śmiał się, gdy z Natalią Żaczek rozmawialiśmy z nim w grudniu 2023 roku do tekstu o smutnych realiach skoczków z zaplecza reprezentacji. W niedawno zakończonych mistrzostwach Polski Krzak spisał się nieźle, zajmując na Wielkiej Krokwi w Zakopanem dziewiąte miejsce. Po rywalizacji udzielił wywiadu dziennikarzowi Interii, Tomaszowi Kalembie, w którym powiedział: – Nie mieliśmy gdzie skakać, stąd tak niewielka liczba skoków u mnie tej zimy. Zima była, jaka była i nie udało się przygotować skoczni. Tak naprawdę zimą skakałem tylko w Kanderstegu na zawodach FIS Cup i na kilku treningach w Eisenerz. Do mistrzostw Polski oddałem może 20-30 skoków na śniegu.

Jak to możliwe? Ano tak, że, gdy ruszała rywalizacja w Pucharze Świata w tym sezonie, w Polsce można było ćwiczyć jedynie w Wiśle. Niedługo później udostępniono Średnią Krokiew w Zakopanem, ale na Wielkiej można było skakać dopiero w nowym roku. Nie mówiąc już o tym, że ciągle niedostępny dla skoczków jest obiekt normalny w Szczyrku.

Gdy Stoch pozostał w Polsce, rezygnując z Turnieju Czterech Skoczni, i chciał ćwiczyć w Zakopanem, na początku mógł korzystać tylko ze Średniej Krokwi.

Szturc: – Myślę, że wszystko zależy od ludzi w różnych instytucjach. Ale jeżeli oni potrafią naśnieżyć w dwa, trzy dni wyciągi, a Centralny Ośrodek Sportu w Zakopanem nie umie przygotować skoczni, to dla mnie jest to niezrozumiałe.

Jan Szturc (z lewej) z Łukaszem Kruczkiem. Zdjęcie z 2015 roku 

Krzak apeluje w rozmowie z Interią: – Jestem za tym, by w Polsce zrobić jedną hybrydową skocznię na stałe. To byłoby idealne rozwiązanie, gdybyśmy mieli obiekt z torami lodowymi, ale bez założonych siatek na zeskoku, który byłby odśnieżany. Jeśli tak dalej będzie to wyglądało, to sytuacja polskich skoków nie będzie łatwa, bo zawodnicy nie będą mieli gdzie trenować.

Los skoczka, który nie trafia do reprezentacji, jest niełatwy. Nie tylko ze względu na infrastrukturę. We wspominanym tekście o zawodnikach z zaplecza, opublikowanym na łamach serwisu PS Onet, tak wypowiada się Krzysztof Leja – zawodnik, który musiał podjąć pracę w hurtowni, a później na budowie:

„Jeszcze, kiedy byłem studentem, było trochę łatwiej, bo mogłem się starać o dofinansowanie, tzw. ACSS. Nie były to jakieś wielkie pieniądze — maksymalnie 3-4 tysiące zł na cały rok, ale narty można było za nie kupić. A jak miałem już dobre narty, to rozdzielałem tę kwotę np. na odżywki, albo na wyjazdy na zgrupowania, żeby sobie poskakać. Pomagali mi też rodzice, ale jak już zacząłem pracować, zarabiałem na siebie. Może gdybym miał jakiegoś sponsora i mógłbym w pełni skupić się na sporcie, byłoby inaczej. Nie zrezygnowałem tylko ja. Z mojego rocznika byli przecież też Przemysław Kantyka, Łukasz Podżorski, Michał Milczanowski czy rok starszy Adam Ruda. Kiedy rywalizowaliśmy, rozdzielaliśmy między sobą pierwsze trzy miejsca. Nikt więcej. Teraz z tej grupy nie ma już nikogo, te nasze roczniki jakby zniknęły. Nie chcę nikogo obwiniać, ale trochę nas skrzywdzono. Trudno o tym mówić, żeby nie użyć różnych słów, a choć jestem już poza tym wszystkim, nie chcę nikogo oczerniać”

Zapóźnieni w nauce

To Alexander Pointner, a nie Thomas Thurnbichler miał od 2022 roku prowadzić reprezentację Polski. Legendarny szkoleniowiec, który uczynił wcześniej z Austriaków wielką potęgę, nie dogadał się jednak z działaczami PZN-u w kwestiach finansowych. Oprócz tego miał wrażenie, że przekazuje Polakom, co trzeba zmienić w systemie, żeby to przełożyło się na lepsze wyniki, ale to nie przekładało się na czyny. To Pointner skompletował sztab w osobach Thurnbichlera, Niemca Marka Noelke i specjalisty od sprzętu Mathiasa Hafele. Kiedy okazało się, że nie obejmie naszej kadry, zaproponował, by zaangażowano tych, którzy mieli pracować z nim. I tak się stało.

Podczas Turnieju Czterech Skoczni spotkałem Pointnera pod skocznią w Innsbrucku. – Polska potrzebuje pewnych zmian. Zwłaszcza chodzi o pracę z młodymi ludźmi, w szkołach. Są możliwości, ale potrzeba lepszego planu, struktury działania. Chodzi tu o lepszy sprzęt, ale są też inne kwestie. Spójrzmy na Austrię i Niemcy. To dwa kraje, które wykonały odpowiednią pracę. Polska musi inwestować w więcej rzeczy, patrzeć szerzej. Podam przykład: Austriacy i Niemcy mają grupę ludzi, którzy zajmują się nartami. Niektórzy z nich pracuję na uniwersytetach i wykorzystują pracę naukową, by poprawić jak najwięcej w tym aspekcie. Polska nie ma też odpowiednich maszyn, które dawałyby jak najlepsze narty. W Austrii taką pracę wykonuje się już od ponad 10 lat. Polska nie może zbyt długo z tym zwlekać. Jeśli nie będzie szła w tę stronę, najlepsze kraje jej jeszcze bardziej odjadą – opowiadał mi zapytany o problemy polskich skoków (cały tekst przeczytacie tutaj).

Thomas Thurnbichler mierzy się z różnymi problemami

Małysz, który przyjechał na końcową część turnieju i oglądał na żywo zawody w Bischofshofen, tak odniósł się do tego aspektu: – Wiem, że to jest potrzebne, ale na to trzeba dużo pieniędzy. Wiem też,  jak system funkcjonuje w Austrii. Tam pieniądze z organizowanych zawodów wpływają do specjalnego instytutu. To firma, będąca pod związkiem. Mają jeszcze inną firmę, zajmującą się sportowcami. W Polsce od lat organizatorami Pucharu Świata w Zakopanem czy Wiśle są okręgowe związki, które na tym zarabiają. Gdyby im to zabrać, pewnie by upadły. Musimy znaleźć zupełnie nowy sposób działania. Potrzebne będą rozmowy z ministerstwem i sponsorami. Nam często brakuje ludzi oraz pieniędzy. Jeżeli mamy środki finansowe, to nie ma osób, które mogłyby się tym zająć. Pamiętajmy, że one często muszą być przeszkolone. Taka maszyna i ludzie to koło miliona złotych. Projekt kombinezonów? Też koło miliona. Żadna firma nie zrobi ci materiału na słowo. A co, jeżeli nie będzie to funkcjonować? Każda z firm będzie od nas wiele wymagać.

Jest światełko w tunelu?

Austriacy mają szkołę w Stams, kształcącą skoczków i znakomitych trenerów. Dysponują ludźmi, pieniędzmi i technologią. Dlatego ich system uchodzi obecnie za najlepszy na świecie. Daniel Tschofenig z rocznika 2002 wygrał Turniej Czterech Skoczni i prowadzi w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Świetnie prezentuje się Maximilian Ortner, jego rówieśnik, a ciągle dużą nadzieją w tym kraju jest Stefan Embacher (rocznik 2006).

Norwegowie mają Kristoffera Eriksena Sundala (2002). Raz skoczy świetnie, raz nieco gorzej, ale niewykluczone, że to on będzie drugim po Tschofenigu zawodnikiem urodzonym w XXI wieku, który wygra konkurs Pucharu Świata.

U Japończyków niezły sezon ma Ren Nikaido z rocznika 2001. Może i nie powinno się nazywać go młodym, zdolnym, ale wciąż jest o dwa lata młodszy od Wąska.

Amerykanin Frantz, który w tym sezonie dziewięciokrotnie punktował w Pucharze Świata i dwa razy był w pierwszej dziesiątce, to rocznik 2005.

Foubert, najlepszy z Francuzów – 2002.

Patrząc na to tło, Polska nie wygląda dobrze. Ale z drugiej strony przesadą byłoby stwierdzenie, że tylko u nas, biorąc pod uwagę popularność dyscypliny, tak bardzo marnuje się talenty.

Piotr Żyła w ostatnich tygodniach nie może się odnaleźć.

W 2020 roku po złoto mistrzostw świata juniorów w drużynówce sięgnęli Słoweńcy, którzy w niemieckim Oberwiesenthal znokautowali Austriaków. Dziś żadnego z nich nie ma regularnie w Pucharze Świata. Jernej Presecnik skacze na beznadziejnym poziomie, Jan Bombek zakończył karierę, Mark Hafnar nie pokazuje się na skoczniach, a uchodzący za najzdolniejszego z tamtej ekipy Zak Mogel żadnego sezonu Pucharu Świata nie ukończył w pięćdziesiątce klasyfikacji generalnej.

Komentarz z portalu X, pod wpisem z konta LocalSJresults, które podało ten przykład: „My umiemy w marnowanie talentów. Ale to, co robi Słowenia, to już jest przesada”.

Ważne jest też to, że w skokach w ostatnich latach zmieniła się technika. Jest więcej rzeczy, które trzeba opanować na starcie. Ma to pewien wpływ na to, że młodym jest ciężej od razu wejść na bardzo wysoki poziom, a średnia wieku czołówki Pucharu Świata poszła do góry.

Wspominany już w tym tekście Andrzej Żurawski w kontekście przyszłości polskich skoków nie jest skrajnym pesymistą. – Gdy popatrzymy na nastolatków, wygląda to optymistycznie. To nie jest jeden talent, mamy ich trochę, naprawdę dobrze rokujących. Zaryzykuję twierdzenie, że Polacy wydają mi się pewniakami do medalu w drużynie w mistrzostwach świata juniorów. Wiadomo, że wygrają Austriacy, którzy są obecnie o trzy długości przez całym światem, ale powinniśmy mieć podium. Optymistyczne jest też to, że mamy stabilny związek. Spójrz na Norwegów. Niby osiągają niezłe wyniki, mają sporo młodzieży, ale ich skoki są na skraju upadku – mówił mi w sporym wywiadzie, który ukazał się na Weszło przed Turniejem Czterech Skoczni.

Klemens Joniak (rocznik 2005) to jeden z nastolatków, na których liczy Żurawski 

Chwilę później jednak dodawał: – Martwią natomiast dwie kwestie. W Polsce z jakiegoś powodu od pewnego czasu przejście z juniora do seniora przebiega przeciętnie. Dwa lata temu wydawało się, że Habdas może być kolejnym Tschofenigiem, a teraz nie mieści się w składzie na Puchar Kontynentalny. Jego historia powinna być ostrzeżeniem, że następuje jakieś zaniedbanie. W skokach paradoksalnie nastolatkowie mają lepsze warunki finansowe niż ci trochę starsi, bo dopóki jesteś w szkole, dostajesz stypendium za wyniki, ale gdy ono się kończy, musisz utrzymywać się sam. A skoki charaktetyzuje to, że pieniądze generalnie są w nich małe. Zarabiają tylko najlepsi. I nagle możesz znaleźć się w sytuacji Andrzeja Stękały, który w pewnym momencie postanowił dorabiać jako kelner. Ona pokazuje lukę w systemie. Jeśli nasze młode talenty wpadną w podobną dziurę, mogą być kolejnymi, które zmarnujemy. Było już trochę takich skoczków.

Szturc wierzy w Stocha

A co mogą dać polskiej kadrze jej weterani? Szturc ich nie skreśla, przede wszystkim jednego z nich.

Obserwowałem w telewizji niedawne mistrzostwa Polski i szczególnie zwracałem uwagę na pozycję dojazdową chłopaków. Technicznie naprawdę nieźle wyglądał Kamil Stoch. Jest z tej trójki najbliżej właściwego poziomu. Nie wiem, jak będzie już teraz, w Zakopanem, ale uważam, że w drugiej części sezonu stać go na miejsca w czołowej dziesiątce. Kubacki już w Bischofshofen wyglądał lepiej na dojeździe do progu. Największe rezerwy ma zdecydowanie Żyła. Ten gość dysponuje petardą w nogach, ale nie wykorzystuje obecnie tego nawet w 10 procentach. Jest ciągle pospinany. Jeżeli da się przekonać do zmian, może jeszcze coś pokazać w obecnym sezonie. Ale w takich sytuacjach przekonać Piotrka do zmian nie jest łatwo. Sam, pracując z nim, wiele razy się o tym przekonałem. Wszystko zależy od niego – kończy legendarny trener.

Fot. Newspix.pl

WIĘCEJ NA WESZŁO EXTRA:

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Wilfred Zaha zmienia klub. Może zagrać z Polakiem

Patryk Stec
2
Wilfred Zaha zmienia klub. Może zagrać z Polakiem

Polecane

Polecane

Połowa planu wykonana. Świątek grała kapitalnie, Hurkacz pokazał swoją najgorszą wersję

Kacper Marciniak
6
Połowa planu wykonana. Świątek grała kapitalnie, Hurkacz pokazał swoją najgorszą wersję
Anglia

Arsenal depcze Liverpoolowi po piętach. Triumf Kanonierów w derbach północnego Londynu

Michał Kołkowski
3
Arsenal depcze Liverpoolowi po piętach. Triumf Kanonierów w derbach północnego Londynu
Hiszpania

Barcelona znów się zabawiła i strzeliła pięć goli. Tym razem bez Lewandowskiego

Jakub Radomski
10
Barcelona znów się zabawiła i strzeliła pięć goli. Tym razem bez Lewandowskiego

Komentarze

16 komentarzy

Loading...