Kto by pomyślał, że styczniowa potyczka Nottingham Forest z Liverpoolem będzie starciem trzeciej ekipy Premier League z liderem. Na City Ground oglądaliśmy dziś widowisko godne wtorkowego wieczoru. Tego typowego wtorkowego wieczoru – z Ligą Mistrzów. Skończyło się 1:1, o czym zaważyła czutka Arne Slota i 36 sekund od momentu wpuszczenia na boisko dwóch dżentelmenów do wyrównania.
14 września podopieczni Nuno Espirito Santo wygrali na Anfield 1:0 po fantastycznym trafieniu Calluma Hudsona-Odoi. I była to jedyna ligowa porażka Liverpoolu w tym sezonie.
– Czasem zdarza się, że przegrasz z drużyną z dolnej części tabeli – tłumaczył wówczas Arne Slot, za co zresztą zdążył przeprosić. Zakładamy, że po dzisiejszym meczu Holender będzie mniej lekceważący.
Piłkarze z Nottingham byli całkiem blisko powtórzenia wyczynu z sezonu 1962/63, gdy po raz ostatni dwukrotnie pokonali Liverpool.
Proste środki
Gospodarze objęli prowadzenie już w ósmej minucie. Wspomniany Hudson-Odoi wygrał pojedynek z Mo Salahem w środku pola. Potem piłka poszła jak po sznurku do Anthony’ego Elangi i dalej do Chrisa Wooda. A że Nowozelandczyk jest w znakomitej formie, to na dużym luzie zdobył swoją trzynastą bramkę w tym sezonie. To był pierwszy ofensywny wypad gospodarzy. Proste środki i tempo, za którym podopieczni Slota po prostu nie nadążyli.
Mijały kolejne minuty, a goście nie budzili się. Nie potrafili nawet oddać celnego strzału. Gdyby Arne Slot miał włosy, to z irytacji zapewne stanęłyby mu dęba jak znaczek Nike na białych koszulkach Liverpoolu. Wszystko było na opak, jeśli chodzi o ekipę z Anfield w pierwszej połowie.
Jeżeli już goście tworzyli jakieś zagrożenie pod polem karnym Nottingham, to na posterunku za każdym razem był niezawodny Murillo. Brazylijski stoper rośnie z każdym meczem. Dziś był perfekcyjny.
36 sekund
Piłkarze Liverpoolu zeszli do szatni z zawstydzającą statystyką w plecakach: zero celnych strzałów. Kibice na City Ground cieszyli się z prowadzenia, a pierwsze minuty drugiej połowy nie wskazywały na to, żeby rezultat miał się zmienić.
A teraz uważajcie!
W 65. minucie Slot przeprowadził podwójną zmianę. Na boisko wpuścił Konstantinosa Tsimikasa i Diogo Jotę. Grek podbiegł do narożnika, Portugalczyk w pole karne. Pierwszy dośrodkował, drugi strzelił gola. Od wejściu obu panów minęło 36 sekund. Może i Arne Slot nie ma włosów, ale za to ma nosa. I to jakiego!
Od tego momentu oglądaliśmy jazdę bez trzymanki. Za to goli już nie. Nuno Espirito Santo wpuścił na murawę Jota Silvę, ale nawet to nie pomogło. Dziś tylko jeden Jota okazał się asem z trenerskiego rękawa.
Po zmianie stron Liverpool był znacznie lepszy. Momentami dosłownie miażdżył gospodarzy i tylko opatrzność boska (no i Murillo do spółki z Matzem Selsem) ratowała ekipę z Nottingham przed utratą drugiej bramki.
Czy ten punkt zadowala którąś ze stron? Gdybyśmy mieli odpowiadać na podstawie pomeczowego pożegnania obu trenerów, to Nuno Espirito Santo wyglądał na gościa w lepszym humorze od Arne Slota.
Nottingham Forest – Liverpool FC 1:1 (1:0)
- 1:0 – Chris Wood 8’
- 1:1 – Diogo Jota 66′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Reprezentacja Polski zmienia Narodowy na Śląski! Polityka, pieniądze i kulisy decyzji PZPN
- Stadion Narodowy nie może być niewolnikiem PZPN-u
- Ich możesz nie kojarzyć. 10 smutnych twarzy przepisu o młodzieżowcu
- Mistrzostwo skautów Lens. Abdukodir Chusanow — od Białorusi do Premier League
- Trela: Pięć minut w raju. Zapomniane polskie epizody w Lidze Mistrzów
Fot. Newspix