Przepis o młodzieżowcu po sześciu latach odchodzi do lamusa. Sztuczny twór premiujący młodych piłkarzy nie wzbudził sympatii w klubach Ekstraklasy. Doprowadził również do sytuacji, w której kilku zawodników może dziś się pochwalić wieloma występami w polskiej elicie, choć poziomem nie wychylali się poza III ligę.
Zebraliśmy dla was te smutne twarze przepisu o młodzieżowcu. Smutne, bowiem już raczej o ich karierach nie usłyszymy, chyba że w kontekście kolejnego “spektakularnego” transferu, gdzie w tytule przeczytamy o byłym piłkarzu Ekstraklasy, który przeniósł się do [TU MIEJSCE W TABELI KLUBU III LIGI]. Większości z nich do gry w Ekstraklasie nie premiuje już wiek, a pozostałych dzisiejsze uchylenie kontrowersyjnej dyrektywy PZPN, z którą żyły kluby przez sześć lat. I przeplatały, bo jeśli nie wychowało się swojego młodzieżowca, trzeba było szukać go na rynku, a tam ceny dochodziły do abstrakcyjnych rozmiarów. Dotyczyły nie tylko wysokości odstępnego, ale również pensji piłkarzy, co niekiedy doprowadzało do rozleniwienia piłkarzy, a w konsekwencji załamania ich karier.
Innym z powodów, dlaczego młodzieżowcy tak szybko ginęli w gąszczu pozostałych zawodników po ukończeniu 22. roku życia, pozostawały kontuzje. Młode organizmy niekiedy nie były przystosowane do rywalizacji na takim poziomie fizycznym. Najczęstszym jednak uzasadnieniem zanikania wielu młodych piłkarzy była po prostu niska jakość piłkarska. Zerknijmy na te najbardziej jaskrawe przypadki patologii przepisu o młodzieżowcu.
Sylwester Lusiusz: 60 meczów w Ekstraklasie (3686 minut) – obecnie IV liga Cracovia II (brak danych o liczbie meczów)
60 meczów to już spory urobek. Niemal dwa sezony gry dla niespełna 23-latka to niezła karta przetargowa na rynku. Problem w tym, że pierwszy rok po przekroczeniu wieku dopuszczającego do spełniania przepisu o młodzieżowcu, był jednocześnie ostatnim, w którym Sylwester Lusiusz biegał po boiskach Ekstraklasy.
Wrzucało się takiego młodego Lusiusza w środek pola Cracovii, opakowywało zgrają obcokrajowców i swoje można było uciułać, by nie płacić kar. Mało tego, w swoim CV wychowanek Pasów może wpisać zdobycie Pucharu Polski. W Ekstraklasie zadebiutował już jako 17-latek. Przez moment radził sobie tak dobrze, że otrzymał nawet powołanie do młodzieżówki, w której zagrał dwa spotkania. Jednak po osiągnięciu ekstraklasowej pełnoletności organizm Cracovii zaczął go odrzucać niczym nieudany przeszczep. A samemu zawodnikowi w walce o swoje przeszkadzały również kontuzje.
W odbudowie nie pomogło wypożyczenie do pierwszoligowej Sandecji Nowy Sącz, z którą zleciał do II ligi. Podobny wyczyn powtórzył z Podbeskidziem Bielsko-Biała. W tym sezonie żaden klub nie odważył się go wypożyczyć, bo mógłby to być dla niego pocałunek śmierci. I tak już 25-letni Lusiusz wylądował w IV lidze bez większych nadziei na przyszłość. Nie wystąpił nawet w treningu noworocznym, w którym bramkarz Sebastian Madejski grał w polu. Ostatnie spotkanie na półamatorskim poziomie w III lidze rozegrał w maju. Popisał się nawet golem, czyli czymś, czego nie doświadczył w elicie. W 60 meczach nie zdobył bramki ani nie zaliczył asysty.
Daniel Szelągowski: 45 meczów w Ekstraklasie (1104 minut) – obecnie III liga Unia Swarzędz (0 meczów w tym sezonie)
Swego czasu wzbudzał zainteresowanie wielu polskich i zagranicznych klubów. Finalnie z Korony Kielce za 200 tys. euro wyciągnął go Raków Częstochowa. Na poziomie Ekstraklasy zagrał łącznie 45 meczów i wróżyło mu się dużą karierę. Rywalizacja w zespole Marka Papszuna przerosła jednak skrzydłowego.
– Zanim przyszedłem do Rakowa, na pewno nie byłem tak pracowitym piłkarzem. Dopiero w Częstochowie zobaczyłem, czym jest ciężka praca. Może na początku było mi trudno się dostosować, ale po wielu treningach i rozmowach z trenerem uświadomiłem sobie, że bez tego nie będę dostawał szans – powiedział w sierpniowej rozmowie z TVP Sport.
No i dostawał ich… coraz mniej. Gdy Raków okazał się dla niego za duży, przyszło wypożyczenie do Warty Poznań. Tam również nie wszystko zagrało jak należy i nastąpił kolejny transfer – tym razem do pierwszoligowej Chojniczanki. W Chlubie Grodu Tura przyszedł pech – zerwane więzadła w kolanie. W zeszłym roku zakończyła się jego przygoda w Częstochowie, choć, jak można wyczytać między wierszami, na szali była być może i cała kariera.
– Po drodze miałem trochę komplikacji i czas powrotu się wydłużył. Nie chcę wnikać, co było przyczyną – najważniejsze, że teraz jestem zdrowy. Musiałem wszystko poukładać w głowie, żeby wejść na dobrą drogę – mówił w tym samym wywiadzie.
Tygodnie mijały, a propozycje do Szelągowskiego nie spływały. Dlaczego? Nie łapie się już w przepisie o młodzieżowcu. Dopiero na początku stycznia związał się z trzecioligową Unią Swarzędz, gdzie będzie nie tyle odbudowywał się po kontuzji, co pewnie ratował swoją karierę przez całkowitym zapomnieniem.
Kacper Skibicki: 23 mecze w Ekstraklasie (1074 minut) – obecnie II liga KKS Kalisz (109 minut w 6 meczach w tym sezonie)
Skibicki to natomiast doskonały przykład na to, że młodzieżowcy mają wiele wspólnego z meteorami. Pojawiają się nagle, rozświetlają niebo, a następnie błyskawicznie znikają. Tak było i nadal jest z tym 23-latkiem. To przecież autor dwóch asyst w barwach Legii Warszawa w eliminacjach Ligi Mistrzów z Bodo/Glimt. Grał również w Lidze Europy przeciwko Leicester City. Było to jednak w sezonie 2021/22. W kolejnym już na boiskach Ekstraklasy go nie oglądaliśmy.
W Legii po rundzie jesiennej postawiono na nim krzyżyk i wypożyczono do GKS-u Tychy. Tam jedną asystą zbałamucił działaczy z Górnego Śląska tak, że zdecydowano się go wykupić na stałe na ostatni rok obowiązywania jego młodzieżowego bytowania w polskiej piłce. Była to fatalna decyzja. W swoich planach nie widział go zupełnie trener Dariusz Banasik. To, co wcześniej traktowano jako zaletę Skibickiego, czyli zupełny luz również w podejściu do treningu, stało się jego przekleństwem w Tychach.
Dziś znajduje się na wypożyczeniu w drugoligowym KKS-ie Kalisz. W tym sezonie rozegrał tylko 109 minut. Możliwe, że teraz nie załapałby się nawet do II ligi, gdyby nie fakt, że spada z naprawdę wysokiego konia i występy w europejskich pucharach dalej rezonują w głowach działaczy. W czerwcu wygasa jednak jego kontrakt z Tychami i możliwe, że nie tak łatwo będzie mu znaleźć przyzwoity klub.
Maciej Bortniczuk: 21 meczów w Ekstraklasie (360 minut) – obecnie III liga LKS Goczałkowice-Zdrój (433 minuty w 7 meczach w tym sezonie)
Bortniczuk to natomiast doskonały przykład, że nawet przyzwoicie prowadzona kariera juniorska, może się skończyć, gdy osiągnie się ekstraklasową pełnoletność. Występy w CLJ wypromowały go do III ligi. Najpierw było to wypożyczenie do pobliskiej Olimpii Zambrów, a następnie powrót do rezerw Jagiellonii Białystok, gdzie często jeździł na mecze “jedynki”. Ekstraklasa to jednak za wysoki poziom, dlatego przyszły przenosiny do pierwszoligowej Korony Kielce. Tam również nastąpiła weryfikacja skrzydłowego, więc zaliczył kolejną klasową degradację, lądując w drugoligowej Pogoni Grodzisk Mazowiecki.
W ostatnim roku łapania się jako młodzieżowiec Bortniczuk został w Jagiellonii. Wiadomo było, że dostanie tylko szczątkowe szanse, by pomóc w wypełnieniu limitu. Otrzymał 10 spotkań, łącznie spędzając na boisku 223 minuty. Gdy jednak Duma Podlasia przekalkulowała, że dając skrzydłowemu kolejne 50 minut – wtedy łapałby się do w klasyfikacji PJS – i tak nic nie wskóra, by otrzymać bonifikatę finansową, zawodnik został odstawiony na boczny tor, a po sezonie się z nim rozstano.
Kolejne dwa przystanki Bortniczuka to drugoligowa Wisła Puławy, a obecnie trzecioligowy LKS Goczałkowice-Zdrój. 23-latek wrócił do punktu, z którego na poważnie zaczynał swoją karierę w 2019 roku.
Michał Rostkowski: 13 meczów w Ekstraklasie (341 minut) – obecnie III liga LKS Goczałkowice-Zdrój (340 minut w 6 meczach w tym sezonie)
Teraz klubowym kolegą Bortniczuka jest Michał Rostkowski, który również zaliczył epizod w Ekstraklasie. W sezonie 2020/21 był piątym najlepiej punktującym w PJS zawodnikiem Górnika Zabrze. Grywał nawet w podstawowym składzie, a przeciwko Zagłębiu Lubin zaliczył asystę.
W klasyfikacji PJS wyprzedził m.in. Wojciecha Hajdę – obecnego piłkarza Puszczy Niepołomice. Kariera Rostkowskiego nie miała jednak podobnego przebiegu, bo w jego przypadku wypożyczenie do niższej ligi – Hajda grał w Stomilu, Sandecji i Puszczy, która poznała się na jego umiejętnościach – nie zaowocowało transferem.
Mało tego, Rostkowski zaliczył bolesny powrót do Górnika. Po przekroczeniu limitu dla młodzieżowców już zupełnie nie łapał się do szerokiego składu zabrzan. Po półtora roku zupełnie opuścił szeregi śląskiego klubu. Dziewięć miesięcy szukał nowego pracodawcy, aż w końcu związał się w marcu zeszłego roku z LKS Goczałkowice-Zdrój.
Mikołaj Kwietniewski: 12 meczów w Ekstraklasie (309 minut) – obecnie III liga Sandecja Nowy Sącz (613 minut w 10 meczach w tym sezonie)
Być może gdyby w Premier League był przepis o młodzieżowcu z zagranicy, dziś o Mikołaju Kwietniewskim pisalibyśmy w innym tonie. Nikt jednak nie wpadł na taką abstrakcję i może lepiej. Środkowy pomocnik zapowiadał na ciekawego zawodnika. Swoje pierwsze kroki stawiał w londyńskim Fulham. Później przeniósł się – jak sam powiedział – do pierwszego zespołu Legii Warszawa, w którym jednak nigdy nie zadebiutował.
Gdy wydawało się, że polska piłka zapomni o chłopaku, który w reprezentacji do lat 20 strzelił gola w meczu z Anglią, wszedł przepis o młodzieżowcu. Kluby Ekstraklasy poszukiwały takich graczy, gdzie popadnie. Nagle Kwietniewski, który w sezonie 2018/19 zagrał tylko dziewięć meczów dla pierwszoligowej Bytovii, stał się łakomym kąskiem dla Wisły Płock. Był to jednak jednorazowy strzał. Po roku wrócił do trzecioligowych rezerw, by później zaliczyć epizody w Skrze Częstochowa i Ruchu Chorzów.
Obecnie za miejskie, całkiem przyjemne jak na trzecioligowe warunki pieniądze, może wciskać wszystkim kibicom Sandecji bajki w lokalnych mediach o Nowym Sączu. – Mówiąc szczerze, mieszkałem w paru miastach w Polsce, ale Nowy Sącz mnie i mojej dziewczynie bardzo się podoba. Gór, które bardzo lubię, tutaj nie brakuje. To bardzo fajne miejsce do życia – wypalił rok temu na łamach “nowysacz.naszemiasto.pl”.
Przemysław Maj: 11 meczów w Ekstraklasie (318 minut) – obecnie III liga KS Wiązownica (889 minut w 11 meczach w tym sezonie)
Odkąd Stal Mielec zawitała do Ekstraklasy, przepis o młodzieżowcu traktowała po macoszemu. Byle wypełnić i nic poza tym. Z tego powodu zwykle zaopatrywała się w jednego regularnie grającego młodego zawodnika, a resztę uzupełniali anonimowi gracze z akademii, co czasem doprowadzało do abstrakcyjnych sytuacji. Taki David Poreba, choć na Podkarpaciu łapał tylko ogony, niedawno podpisał kontrakt z Chicago Fire. Krystian Kardyś spędził natomiast na boiskach Ekstraklasy tylko 56 minut, więc nawet nie załapał się do naszego rankingu. Dziś pozostaje piłkarzem trzecioligowych Czarnych Połaniec.
My natomiast wyróżniliśmy Przemysława Maja. Dokonaliśmy tego wyboru głównie ze względu na upór. Do drzwi Ekstraklasy pukał przez cztery lata.
- Sezon 2020/21: 1 mecz (16 minut)
- Sezon 2021/22: 4 mecze (92 minuty)
- Sezon 2022/23: 5 meczów (201 minut)
- Sezon 2023/24: 1 mecz (9 minut)
Maj poświęcił cztery lata swojej kariery, by skończyć w jeszcze gorszym miejscu, niż zaczynał jako 17-latek. Dziś natomiast cofnął się tam, gdzie zapewne jego miejsce, czyli do III ligi. W tym sezonie w barwach KS Wiązownica wystąpił w 11 spotkaniach. Ma ich tyle samo, ile po czterech latach w Stali.
Adrian Dziedzic: 10 meczów w Ekstraklasie (226 minut) – obecnie III liga Górnik II Zabrze (0 meczów w tym sezonie)
Choć Adrian Dziedzic może jeszcze widzieć światełko w tunelu, to skrzy się ono nikłym światłem. Nadal do gry w Ekstraklasie premiuje go wiek, ale lista zawodników przed nim wygląda, jakby nie miała końca. On swój moment przegapił. W sezonie 2021/22 radził sobie tak dobrze w CLJ, że nie tylko otrzymał szansę gry w trzecioligowych rezerwach, ale również w Ekstraklasie. W Pro Junior System był trzecim najlepiej punktującym piłkarzem zabrzan.
Szybko jednak został wyrwany z tego snu. Więcej razy na boiskach Ekstraklasy już go nie oglądaliśmy. Dziedzic okazał się kolejną ofiarą zbyt szybkiego przeskoku do piłki seniorskiej. Jego organizm nie wytrzymał trudów rywalizacji i często doskwierały mu problemy zdrowotne, które sygnalizował już dawno temu jego trener Marcin Jałocha. – Fizyczność na pewno mocno ogranicza Adriana, ale on idzie do przodu. Najważniejsze było jego mądre wprowadzenie do dorosłej piłki, aby uniknąć kontuzji – stwierdził szkoleniowiec cytowany przez “sportslaski.pl”.
Wypożyczenie do Garbarnii Kraków też nie wyszło mu na dobre, dlatego wrócił do rezerw Górnika. W tym sezonie nie zagrał jednak w ani jednym spotkaniu. Na domiar złego żegna się ze statusem młodzieżowca, który w Ekstraklasie już nie będzie obowiązywał, ale w niższych ligach walka o młodych piłkarzy będzie trwała w najlepsze. Jego już to nie dotyczy.
Jakub Pek: 3 mecze w Ekstraklasie (99 minut) – obecnie III liga Chełmianka (1040 minut w 15 meczach)
Do opisania przygody Jakuba Peka w Ekstraklasie najlepiej nadawałaby się mem z hasłem: “Jak oni się tam znaleźli”. Już w pierwszoligowym Bruk-Becie Termalice Nieciecza nie grał prawie wcale, a samo jego pozyskanie można było kwestionować. W sezonie 2019/20 spadł bowiem z II ligi z Gryfem Wejherowo, a mimo to znalazł zatrudnienie na zapleczu Ekstraklasy.
Jako że Słonie awansowały do elity, Pek również w niej wylądował. W rok przeszedł drogę od degradacji do III ligi, do awansu do Ekstraklasy. Całkiem nieźle, choć nikły miał wpływ na grę zespołu z Niecieczy. Wystarczy powiedzieć, że na boisku w sezonie 2020/21 spędził dwie minuty. O dziwo w Ekstraklasie zwielokrotnił swój wynik o blisko 50 razy. Raz nawet wyszedł w podstawowym składzie!
I to byłoby na tyle. Po spadku Słoni do I ligi on zleciał o jeszcze jedną klasę rozgrywkową. II liga to też nie były jego progi. Dopiero w III lidze w barwach Chełmianki odnalazł swoje miejsce w szeregu, grając dość regularnie.
Kacper Rogoziński: 2 mecze w Ekstraklasie (60 minut) – obecnie IV liga AKS Busko-Zdrój (brak danych o liczbie występów)
Ostatni z naszych asów przepisu o młodzieżowcu jest klubowym kolegą Szelągowskiego. Obaj reprezentowali barwy Korony Kielce, z którą w juniorskich kategoriach występowali nawet w Młodzieżowej Lidze Mistrzów. Wiele tam nie zdziałali, bo przegrali dwumecz z Realem Saragossa, ale Kacper Rogoziński może dopisać w swoim życiorysie, że zagrał w obu spotkaniach.
Liczba dwa trzyma się tego 23-latka, bo tyle występów zaliczył również w Ekstraklasie. I to nie w barwach Korony, a Wisły Płock, która specjalizowała się w wynajdowaniu niestandardowych młodzieżowców i palenia nimi jak tanim towarem. W sezonie 2020/21 wyszedł nawet w podstawowym składzie Nafciarzy na mecz z Legią Warszawa przy Łazienkowskiej 3. Mało tego, zaliczył nawet asystę przy trafieniu Filipa Lesniaka! Tydzień później zmierzył się jeszcze z Wisłą Kraków i to byłoby na tyle z serii: “Spełniamy marzenia młodzieżowców”.
Do końca sezonu Rogoziński nie znalazł się nawet w kadrze meczowej Wisły. Później nie odnalazł się w drugoligowej Garbarnii Kraków ani trzecioligowym ŁKS Łagów. Teraz kopie na czwartoligowych boiskach w AKS Busko-Zdrój.
To jak z tym przepisem, dobrze, że został zniesiony?
WIĘCEJ O PRZEPISU O MŁODZIEŻOWCU NA WESZŁO:
- Oficjalnie: Zmiany w przepisie o młodzieżowcu. “Gra ma być nagrodą, nie nakazem”
- Szkolenia, Gen Z i wyborcze gierki. Co naprawdę dzieje się w Jachrance? [REPORTAŻ]
Fot. Newspix