Świat Amerykanów stoi w ogniu, a my, Europejczycy, mamy się czego obawiać. Mimo że chodzi “tylko” o Los Angeles i okolice, a tu i teraz gigantyczne pożary są dla nas bardziej ciekawostką – tak jak analogicznie dla Amerykanów powodzie w Polsce czy Hiszpanii – to my przeniesiemy się w tamte strony świata na mundial i igrzyska olimpijskie. Właśnie do USA, także do “Miasta Aniołów”, które na półtora roku przed turniejem nie potrafi zwalczyć swoich demonów.
Ktoś pewnie stwierdzi, że na siłę łączymy sport z tragedią, jaka nawiedziła Kalifornię. No, bo dlaczego to ma być ważne? Dlaczego przeciętny Jan Kowalski miałby przejmować się czymś oddalonym o kilkanaście tysięcy kilometrów? Rzecz w tym, że nie musi, ale warto sobie uświadomić, że w konkretnej sytuacji w przyszłości niejeden sportowiec albo kibic będzie mógł spojrzeć na Hollywood Hills z niepokojem.
Bo to, co dzieje się od początku roku w Los Angeles, nie jest dziełem przypadku i pojedynczego wyskoku, o którym można powiedzieć “Meh, ugaszą i po sprawie, spokój na lata”. Nie do końca, bo ogromne pożary i towarzyszący im silny wiatr w tej części USA to normalna, a w ostatnich latach nasilająca się sprawa. Nie znaczy to, że każda iskra i niedogaszone ognisko kończą się katastrofą, ale to rejon szczególnie podatny na tego typu działanie żywiołu. I tak jak nieodpowiedzialne w Polsce jest budowanie mieszkań na terenach podmokłych albo w pobliżu strefy zagrożenia powodzią, tak w perspektywie wieloletniej niekoniecznie rozsądne jest to samo w niektórych dzielnicach przylegających lub należących do LA, tyle że z powodu szerzącego się ognia.
Co wspólnego mają pożary w Los Angeles z mundialem w 2026 roku?
Zapytacie – ale co to ma wspólnego ze sportem, mundialem, igrzyskami? A no to, że idealny organizator turniejów rangi międzynarodowej nie istnieje, a to właśnie jeden z tych ważnych momentów, kiedy trzeba zwrócić uwagę na potencjalne niebezpieczeństwa i… zacofanie czy wręcz głupotę Amerykanów. Skoro razem z Kanadą i Meksykiem w 2026 roku mają stworzyć dom dla ludzi sportu z całego świata, powinni być świetnie przygotowani pod każdym względem, prawda? Prawda?
Najlepszą odpowiedzią, na początek, będą te obrazki:
Poziom zanieczyszczenia powietrza w Los Angeles (stan na 10 stycznia)
Mapa, która pokazuje szerzące się pożary w LA i okolicy (stan na 10 stycznia)
SoFi Stadium, na którym 12 czerwca 2026 roku reprezentacja USA rozegra mecz otwarcia mundialu, jest oddalony od najbliższego pożaru w Palisades zaledwie o kilkanaście kilometrów (tak jak największe lotnisko LAX). “Zaledwie”, patrząc na infrastrukturę i ograniczone możliwości strażaków czy siłę wiatru sięgającą 100 kilometrów na godzinę. Oczywiście szansa, że ogień przedostałby się tak daleko w głąb miasta jest bardzo niewielka, ale przy poziomie zabezpieczeń, jakie stosują Amerykanie – kto wie? Obecne pożary są wielkie w skali historycznej, a więc dlaczego w ciągu następnych lat miałyby nie dotrzeć dalej? A nawet jeśli nie, jakość powietrza biorąca się z pożarów spadła do bardzo niskich poziomów nawet w dzielnicach bliżej śródmieścia w Downtown, także w okolicach mundialowego stadionu.
A co dopiero powiedzieć o wszelkich ośrodkach, hotelach, bazach treningowych, które są rozsiane po całym Los Angeles? Właśnie w górzystej i zalesionej części znajdziemy większość miejsc wypoczynkowych z najwyższej półki, z których też naturalnie korzystają sportowcy. Na razie możemy tylko dywagować, ale akurat w tym przypadku scenariusz, wedle którego pośrednie lub bezpośrednie efekty pożaru wpływają na ludzi ze świata sportu akurat w okresie rozgrywania turniejów, nie jest tak nieprawdopodobny.
Pożary Los Angeles
Obecnie w mediach jest bardzo głośno o pożarach. Aktualnie mapa aktualizowana na bieżąco pod tym adresem :https://t.co/9emZKXqGi8
Poniższe wideo są oryginalne. To nie obrazy wygenerowane przez AI których jest bardzo wiele na x. Najnowsze dane wskazują na… pic.twitter.com/oYBoyC2gdq
— Informacje Giełdowe (@GPW_Trader2022) January 11, 2025
Władze Los Angeles same ukręciły na siebie stryczek
Potencjalne obawy za rok lub za trzy lata mogą się nasilić, jeśli najważniejsze jednostki rządowe w Kalifornii i stricte w Los Angeles dalej będą traktować temat pożarów po macoszemu. Warto zacząć od tego, że brakuje strażaków, bo rada miasta zarządziła zmniejszenie budżetu na służby o 17 mln dolarów. Kristin Crowley, szefowa straży pożarnej, ma o to pretensje, ale sama od kilku lat robiła swoje, żeby nie pomóc własnym jednostkom. To osoba homoseksualna, której zależało, żeby do pożarnictwa wprowadzić jak najwięcej ludzi o tej samej lub innej niż hetero orientacji seksualnej. I zamiast skupiać się na budowaniu służb elitarnych, niepotrzebne siły skierowano na tworzenie miejsca przyjaznego dla gejów, lesbijek i tym podobnych. Serio.
To nie największa kropla w morzu problemów, lecz dająca do myślenia, jak Amerykanie lekceważą niebezpieczeństwa znajdujące się tuż pod ich nosem. Dziś najmocniej obrywa jednak burmistrz LA, Karen Bass, która w czasie pożarów wyleciała do Ghany, zamiast zarządzać ogromnym kryzysem w swoim mieście. Wróciła dopiero w chwili, gdy służby zagrzmiały, że nie dają rady.
Ale pomimo wizerunkowego strzału w kolano nie to jest najważniejsze. Mieszkańcy Los Angeles z frustracją wracają do decyzji o przeniesieniu środków ze służb pożarniczych na pomoc dla nielegalnych imigrantów oraz walkę z bezdomnością, a także na różne programy LGBT. Tak, to dzieje się w miejscu na mapie świata, w którym/wokół którego dzieją się takie rzeczy:
Różnymi kolorami zaznaczone dzikie pożary od 1970 roku (w latach 1878-1969 podobnie, choć bardziej w głąb LA)
Mówiąc wprost, jest przed czym się chronić, a najnowsza historia wcale nie powinna uspokajać rządzących. Naiwne byłoby myślenie, że Los Angeles jest bezpieczne, skoro wielkie pożary tworzą się w innych rejonach Kalifornii:
Na ten moment mówimy o kilkudziesięciu tysiącach akrów przejętych przez ogień, a te liczby będą rosnąć, bo strażacy nie są w stanie opanować żywiołu w obecnej formie. Póki co wiadomo tyle, że będzie tylko gorzej, kolejne tysiące budynków znikają z powierzchni ziemi, a setki tysięcy ludzi zostawiają swój dobytek i muszą się ewakuować. To paraliż nawet dla tak ogromnego miasta.
Los Angeles nie zdąży schować gorszej twarzy na czas mundialu
A to nie jedyny poboczny skutek lekceważącego podejścia amerykańskich rządzących. Mamy zniszczenia, ogień, dym, ogromne zanieczyszczenie powietrza (a pamiętajmy, że tam normy nie są takie jak w Europie, więc żółty kolor może być równie dobrze czerwonym). Ale też masowe przeniesienia ludności i… gangi.
W sieci już można zobaczyć, jak na klęsce żywiołowej korzystają przestępcy. To nie wygląda jak u nas, choćby w Polsce, że na jedno miasteczko dotknięte powodzią odważy się aktywować kilku, w porywach kilkunastu szabrowników. Historie, które słyszeliście o LA, są prawdziwe – bardzo wysoki poziom przestępczości można zobaczyć niemal na każdym kroku, a szczególnie nocą, kiedy nawet w popularnych dzielnicach nie poleca się chodzić na spacer. Tu ujawniam się ja, autor – bo sam to odczułem.
A zatem tym bardziej oczywiste, że kolejną wypadkową pożarów jest większe niebezpieczeństwo na ulicach. Dodając do tego nieradzące sobie służby, bezdomnych i hmm, kolejne rzesze bezdomnych – cóż, dostajemy niepokojący obraz miasta otwierającego mundial w 2026 roku.
Jasne, nic z tych rzeczy nie musi wydarzyć się za półtora roku. Ale póki co nie zapowiada się, żeby ani w 2026 roku, ani w 2028 roku konkretnie w Los Angeles byli przygotowani do organizacji jak trzeba. Tu chodzi o całe domino. Bo z jednej strony fajnie, że burmistrz poświęciła wygraną kampanię i później część budżetu na walkę z bezdomnością. Sam w trakcie eksplorowania LA dwa miesiące temu byłem ciekaw, jak to naprawdę wygląda. I proporcje są szokujące.
Raz na kilka przecznic (w dzień, w nocy gorzej) znajdziecie bezdomnego w wersji: narkoman albo chory psychicznie. No, często obie cechy na raz, a co gorsza – właśnie tacy ludzie tworzą “obozy”, do których wolelibyście się nie zbliżać, o ile nie chcecie sprawdzić, czy oprócz amfetaminy ktoś nie ma jeszcze klamki pod ręką.
A więc mamy tutaj naprawdę złożony problem, bo:
- bezdomni są ogromną bolączką: odstraszają turystów, są niebezpieczni, też tworzą dzikie pożary i ogółem składają się na przestępczość,
- rząd LA chce zwalczyć wysoki procent bezdomności, ale za bardzo nie potrafi,
- teraz wyskoczyła inna klęska, jaką są pożary, więc temat bezdomności musi zejść na drugi plan finansowo i politycznie,
- ale nie ma pewności, że Amerykanie wyciągną wnioski i lepiej przygotują się na przyszłość (uwierzcie, w wielu podstawowych kwestiach są zacofani względem Polski),
- ale jest za to pewność, że nie zdążą wrócić do problemu nr 1 na czas mundialu.
A nie wspomniałem o śmiesznie rozwiniętym metrze (ha, czym?), mocno średniej komunikacji miejskiej, ogromnych korkach i jeszcze wielu innych, pomniejszych sprawach, które składają się na jeden brutalny wniosek…
Mała jest szansa, że w 2026 roku dom reprezentacji USA i ogólnie jeden z domów mundialu będzie jak ta willa z dzielnicy Beverly Hills, która pełni rolę odrealnionej, ładnej i dobrze chronionej wysepki w morzu ciemnych stron Los Angeles. No, chyba że Amerykanie będą chcieli przyjmować ludzi ze świata sportu jak gwiazdy Hollywood na gali rozdania Oskarów, pozbywając się bezdomnych z ulic na czas wydarzenia. Ale tak oszukać oko kamery i nowych gości można na dzień, dwa. Nie na dwa miesiące.
Źródła grafik: nytimes.com, projects.capradio.org, watchduty.org
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Sevillę zżera rak. To tylko regres czy już studium upadku?
- Widzew Łódź może być wzorem. “Jest jak obraz van Gogha”
- Trela: Boguncja. Rekordzista w gubieniu kart kredytowych podbija Bundesligę
- Ranking Polaków w Serie A za rundę jesienną. Tak źle nie było od kilku lat
Fot. Newspix