Mamy wątpliwości, czy Zbigniew Boniek kiedykolwiek przesłuchał słynną piosenkę Sylwii Grzeszczak. Nie ma szans, że nie słyszeliście zwrotki “Cieszmy się z małych rzeczy”, no, chyba że tak jak były prezes PZPN-u słuchacie tylko włoskich kawałków. Inaczej trudno wytłumaczyć jego filozofowanie, że debiut Wojtka Szczęsnego w barwach Barcelony to nic takiego, a gdyby się teraz nie wydarzył, to Wojtek mógłby równie dobrze rozwiązać kontrakt i się pakować.
Tak, faktycznie byłoby to mądre i profesjonalne. I tak – na pewno podniecaliśmy się debiutem bramkarza z czwartoligowcem w Pucharze Króla, jakby to był co najmniej występ z obronionym rzutem karnym w finale Ligi Mistrzów. Te “chore media”, o których wspomniał Boniek na łamach Prawdy Futbolu, tak zachorowały, że wszystkie redakcje, absolutnie bez wyjątku, wygłaszały peany na cześć jednej czy dwóch interwencji, przez które Wojtek musiał na chwilę odstawić fajeczkę i wstać z fotela.
– Jak można w jakikolwiek sposób się podniecać, że Wojtek Szczęsny zagrał mecz przeciwko czwartoligowej drużynie? To tak, jakby Legia pojechała grać z jakąś trzecioligowym zespołem, o którym nikt w Polsce nie wie i wszyscy by mówili, że zamiast pierwszego bramkarza wszedł rezerwowy. Wszedłby, bo wiadomo, że kiedyś musi wejść. Mamy chore media, co mam więcej powiedzieć. Przecież nie można się podniecać, że Szczęsny wszedł w spotkaniu z czwartoligowcem. Jakby nie wszedł w tym meczu, to powinien spakować się i wrócić do domu. Chyba to jest normalne – powiedział były prezes PZPN.
Boniek dosadnie po debiucie Szczęsnego. “Nie można się tym podniecać”
Panie prezesie, jest pan coraz starszy i zapewne mądrzejszy, ale jednego się wciąż nie nauczył – po co tak generalizować i pakować wszystkich do jednego worka? Tak pisaliśmy po debiucie Szczęsnego z UD Barbastro, proszę przeczytać: – […] Tyle. Tyle z debiutu Polaka, który – umówmy się – nie miał ekskluzywnej okazji do pokazania się kibicom. Z drugiej strony wydawało się, że po czwartym golu, kiedy Barca straciła kontrolę nad meczem, coś w polu karnym Szczęsnego jednak się wydarzy. Ale skończyło się wyłącznie na kilku groźnych wypadach rywala bez konkretów w postaci strzału. Trudno zatem stwierdzić, że było dobrze albo źle. Po prostu “było”.
Inna sprawa, że ani nikt się nie podniecał (chyba, a jeśli tak – w tej sytuacji to niezdrowe), ani też nie ma potrzeby zabierać komuś prawa do szczęścia z powodu małych rzeczy. Przecież głupotą byłoby olać temat i powiedzieć “skoro gra z czwartoligowcem, to się nie liczy, nie piszemy”. Media na tym polegają: opisują i oceniają, a pan prezes raczej nie powie, że debiut drugiego Polaka w barwach jednego z największych klubów w historii futbolu to jakaś tam fanaberia, którą pompują dziennikarze.
Pompka byłaby wtedy, gdyby na podstawie tego występu wrzucać Szczęsnego do wyjściowego składu na resztę spotkań w sezonie. A trzeba by być durnym albo nieświadomym, żeby to robić.
No i jeszcze jedno – słowa prezesa o tym, że jakby Szczęsny nie wszedł w tym meczu, to powinien spakować się i wrócić do domu. To może byłaby dobra puenta, gdyby Polak miał wcześniej w Barcelonie jakąś podkładkę. Na przykład świetną grę w kilku meczach pod nieobecność Peny, po których siada na ławkę i może się zastanawiać, dlaczego jest niesprawiedliwie traktowany. Ale Wojtek przyszedł przecież z emerytury w trakcie sezonu i nie był w żaden sposób związany z klubem, co w rywalizacji nawet z przeciętnym golkiperem-wychowankiem naturalnie utrudnia sprawę.
Do tej pory liczyliśmy na więcej, owszem, ale też nie zabierajmy sobie okazji do uśmiechu na twarzy. Fajnie było zobaczyć Wojtka w tej koszulce, to wszystko zostanie mu na pamiątkę i na pewno nie będzie żałował, nawet jeśli do końca kontraktu rozegra jeszcze tylko kilka meczów. I wtedy też nie będziemy się podniecać, żeby było jasne.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Reprezentant Izraela z Ekstraklasy zdecydował w sprawie przyszłości
- Ponad połowa mundialu w jednym mieście. Absolutny rekord
- Piesiewicz o konflikcie z Nitrasem: Nie ja jestem inicjatorem tego sporu
Fot. Newspix