Reklama

Moment chwały po latach rozczarowań. Nottingham Forest wróci na europejskie salony?

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

06 stycznia 2025, 10:08 • 19 min czytania 15 komentarzy

Nottingham Forest solidnie zapracowało na status największej rewelacji sezonu 2024/25 w angielskiej ekstraklasie. Podopieczni Nuno Espirito Santo na półmetku ligowej kampanii znajdują się na podium i punktują lepiej od Manchesteru City czy Chelsea, nawet nie wspominając o dołujących Tottenhamie albo Manchesterze United. To miła odmiana dla fanów Forest, którzy na przestrzeni ostatnich trzech dekad przyzwyczaili się już do tego, że ich klub nie spełnia pokładanych w nim nadziei, a kolejni właściciele rzucają słowa na wiatr, obiecując powrót do europejskich pucharów. Czyżby w 2025 roku dwukrotni triumfatorzy Pucharu Europy mieli jednak wreszcie powrócić na salony?

Moment chwały po latach rozczarowań. Nottingham Forest wróci na europejskie salony?

Na razie – wiele na to wskazuje, choć szkoleniowiec Forest robi co może, by studzić emocje i minimalizować oczekiwania fanów. Wydaje się, że to słuszna strategia medialna. W Nottingham już nieraz nastawiano się na rychły sukces, a potem trzeba było przełknąć gorzką pigułką rozczarowania.

“Nastolatek” u steru

Złotym okresem dla Nottingham Forest był rzecz jasna przełom lat 70. i 80. minionego stulecia. W 1978 roku ekipa dowodzona przez Briana Clougha i Petera Taylora w aurze wielkiej sensacji sięgnęła – dodajmy, że jako beniaminek angielskiej ekstraklasy – po mistrzostwo kraju, a rok później zszokowała już cały kontynent triumfem w Pucharze Europy. Mało tego, w 1980 roku gracze Nottingham po raz drugi z rzędu zwyciężyli w najważniejszych europejskich rozgrywkach. W barwach Forest błyszczeli wówczas tacy gracze jak John McGovern, Peter Shilton, Martin O’Neill, Garry Birtles, John Robertson, Viv Anderson czy Ian Bowyer. Ale gwiazdą numer jeden zespołu z City Ground był niewątpliwie wspomniany już Clough – charyzmatyczny i złotousty szkoleniowiec-skandalista, jeden z najwybitniejszych trenerów w dziejach.

Cała kadencja Clougha w Nottingham Forest rozciąga się na lata 1975-1993. Po etapie największych sukcesów, drużyna na stałe zakotwiczyła w szerokiej czołówce First Division. Od czasu do czasu kończyła ligowe zmagania na najniższym stopniu podium, zdarzało jej się także zwyciężać w Pucharze Ligi. Trudno oczywiście zestawiać te wyczyny w jednym szeregu z dwuletnim panowaniem na europejskiej arenie, ale – co do zasady – drużyna Forest poniżej pewnego poziomu nie schodziła. Aż do sezonu 1992/93, pierwszego w erze Premier League. Nottingham zakończyło wtedy rozgrywki na ostatnim miejscu w stawce i z hukiem spadło z ligi.

Clough, zauważalnie już wyniszczony chorobą alkoholową i oskarżany o korupcyjne praktyki, po degradacji ustąpił ze stanowiska.

Reklama

Po rozstaniu z architektem największych sukcesów, Nottingham stało się klubem nieustannie balansującym na cienkiej granicy między angielską ekstraklasą a jej zapleczem. Drużyna albo mniej lub bardziej desperacko walczyła o utrzymanie w elicie, albo biła się o powrót do niej. Aż do pamiętnego sezonu 1998/99. Forest – dowodzeni wtedy kolejno przez Dave’a Bassetta, Micky’ego Adamsa i Rona Atkinsona – po raz kolejny spadli wówczas z Premier League, po drodze przegrywając między innymi 1:8 z Manchesterem United. Tylko że tym razem po degradacji nie doszło do natychmiastowego przegrupowania sił, nie udało się szybko włączyć do walki o awans. Wręcz przeciwnie, ekipa z City Ground pogrążyła się w problemach natury organizacyjno-finansowej. Efekt? W 2005 roku Nottingham zanotował kolejny spadek, tym razem do League One. Stało się tym samym pierwszym triumfatorem Pucharu Europy w historii, który wylądował na trzecim szczeblu rozgrywek.

Kolejne lata to już totalny chaos i chwianie się klubu w posadach. Gigantyczne parcie na powrót do Championship skłaniało działaczy do dokonywania przedwczesnych zmian na ławce trenerskiej, co – jak to zwykle bywa – przynosiło więcej szkód niż pożytku. Marzenia o awansie udało się spełnić dopiero w 2008 roku. Jak gdyby tego było mało, cztery lata później doszło do kolejnej rewolucji, tym razem związanej z przedwczesną śmiercią właściciela klubu, 54-letniego Nigela Doughty’ego. Mężczyzna został odnaleziony martwy we własnej, domowej siłowni. Stwierdzono u niego tak zwany zespół nagłej śmierci arytmicznej (SADS).

Brian Clough

Wówczas do klubu razem z drzwiami i futryną wparowali inwestorzy z Bliskiego Wschodu – kuwejcka rodzina Al-Hasawi. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, nowi właściciele roztaczali niesamowite wizje rozwoju drużyny. Fawaz Al-Hasawi zapowiadał spektakularne transfery, bajdurzył o powrocie na europejski tron, a także zapewniał, że w zarządzanym przez niego klubie położy się silny nacisk na efektowny, ofensywny futbol. Szczycił się także statusem “ojca chrzestnego kuwejckiego sportu”, zapowiadając, że przełoży doświadczenia z krajowego podwórka na angielski rynek, co świadczyło albo o skłonności do opowiadania farmazonów, albo o oderwaniu od rzeczywistości. Wydaje się jednak, że Kuwejtczyk faktycznie wierzył, iż uda mu się przywrócić Forest dawną chwałę. Problem w tym, że kompletnie nie miał pojęcia, w jaki sposób należy zarządzać klubem, a chciał mieć wpływ na każdy aspekt jego funkcjonowania, oczywiście z pierwszym zespołem na czele. W dodatku otoczył się całym tłumem doradców, którzy bez ustanku sugerowali mu konieczność dokonania w klubie jakichś radykalnych zmian.

Nadzieja związana z inwestycjami Kuwejtczyków szybko więc uleciała, a Nottingham Forest stało się pośmiewiskiem zaplecza angielskiej ekstraklasy. Trener Alex McLeish rozstał się z klubem po zaledwie 40 dniach pracy, a stary lis Neil Warnock w ogóle nie przyjął oferty Forest, ponieważ już podczas rozmowy kwalifikacyjnej zdał sobie sprawę, że Fawaz Al-Hasawi ma zamiar wtryniać mu się w kompetencje i wpływać na kształt wyjściowej jedenastki. Wkrótce doszło zresztą również do konfliktu wewnątrz kuwejckiej rodziny. A jak gdyby tego wszystkiego było mało, niefrasobliwy Al-Hasawi stracił kontrolę nad klubowym budżetem. Narobił kominów płacowych, co kompletnie zepsuło atmosferę w szatni. Po dokonaniu niemałych inwestycji, Kuwejtczycy przeszli zatem nagle w tryb radykalnego zaciskania pasa.

Zaczęli zalegać z płatnościami nie tylko zawodnikom, ale i firmom współpracującym z klubem na rozmaitych płaszczyznach. Ponoć właściciel ekipy z Nottingham pytał z wściekłością podwładnych, dlaczego klub wydaje na piłki po 80 funtów, skoro on widział w supermarkecie futbolówki przecenione na piątaka. Był to oczywiście kuriozalny pomysł na szukanie oszczędności w momencie, gdy na Forest nałożony został zakaz transferowy za pogwałcenie wszelkich finansowych reguł rozgrywek.

Reklama

– Al-Hasawi miał serce po właściwej stronie, nigdy nie zachowywał się złośliwie. Chciał osiągnąć sukces. Po prostu nie miał pojęcia, jak tego dokonać. To było trochę tak, jakby klubem zarządzał nastolatek – wspomina na łamach The Athletic Paul Faulkner, były działacz Forest.

Grecki Donald Trump

Wiosną 2017 roku Nottingham Forest po raz kolejny otarło się o spadek do League One. Degradacji udało się uniknąć tylko dzięki korzystniejszemu bilansowi bramek od Blackburn Rovers. Przerażeni kibice coraz ostrzej domagali się więc zmian właścicielskich, a niepocieszony Fawaz Al-Hasawi postanowił wreszcie przyjąć ofertę greckiego konsorcjum, na czele którego stał Evangelos Marinakis, będący już właścicielem Olympiakosu Pireus.

Marinakis to w ogóle jest nietuzinkowa postać. Wróćmy do tekstu, który poświęciliśmy mu kiedyś na Weszło:

Jak przystało na przedsiębiorcę pochodzącego z Pireusu, wielkie pieniądze zarobił jako armator. To mu jednak nie wystarczyło. Rozwinął skrzydła również w polityce, mediach i sporcie. W pewnym momencie jego pozycja na lokalnej arenie piłkarskiej stała się tak mocna, że zakrawało to o całkowitą patologię. Marinakis był jednocześnie prezesem Olympiakosu, wiceprezesem greckiej federacji piłkarskiej i szefem greckiej ekstraklasy. Liczne kontrowersje z jego udziałem bagatelizowały należące do niego gazety i stacje telewizyjne. Sytuacji przyglądała się rada miasta Pireus, w której on też zasiadał. Tym samym Grek stał się w zasadzie wszechwładny. Od czasu do czasu lądował przed sądem, ale nie wyglądał na szczególnie przejętego tym faktem. Przeciwnie, świetnie się bawił, spodobała mu się rola celebryty. W 2021 roku z całym impetem wkroczył do świata popkultury, pisząc tekst do przeboju greckiej gwiazdy pop Natassy Theodoridou.

Od producenta pornosów po arabskiego księcia. Kto rządzi w Premier League?

To oczywiście mocno skrótowe podsumowanie dokonań Greka, ale dość dobrze oddające styl, w jakim funkcjonuje on w świecie sportu i polityki. Za Marinakisem ciągną się bowiem afery naprawdę dużego kalibru – podejrzenie udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, przemyt heroiny na gigantyczną skalę, jeden z największych skandali korupcyjnych w historii greckiego futbolu, a także perfidne próby zastraszania sędziów. Gdy przed laty jeden z arbitrów nie dał się przekonać, by przychylnym okiem spojrzeć na Olympiakos w ważnym dla meczu ligowym, to niedługo potem spłonęła należąca do niego piekarnia. Pewnie spaliła się ze wstydu.

Należy jednak wyraźnie zaznaczyć, że poruszamy się w obszarze domysłów, pogłosek i zarzutów, których nie udało się przekuć w wyroki. Nie doszło do tego nawet przed dekadą, gdy prokurator Arristidis Korreas był już o krok od rozwikłania afery korupcyjnej, która przeszła do historii pod nazwą “Koriopolis”. Korreas zebrał na tyle mocne dowody obciążające między innymi Marinakisa – któremu zarzucano, że dowodzona przezeń szajka terroryzuje sędziów i działaczy, de facto sterując całymi greckimi rozgrywkami z tylnego siedzenia – że szefowi Olympiakosu zakazano na jakiś czas wszelkiej działalności w organizacjach sportowych, a także zmuszono go do meldowania się co dwa tygodnie na komisariacie. Jednak także ta sprawa rozeszła się finalnie po kościach. Wścibskiego prokuratora niespodziewanie odsunięto od śledztwa, a Marinakis wybronił się przed sądem. Przekonywał później, że padł ofiarą spisku ze strony zawistnych wrogów, zazdroszczących mu sukcesów.

Od jakiegoś czasu Marinakis nie jest już w stanie działać na krajowej scenie z dawnym rozmachem. Po części można to naturalnie tłumaczyć właśnie koniecznością dzielenia uwagi między Olympiakos a Nottingham, ale chyba jeszcze ważniejsze są problemy – jak nazywają go media – “greckiego oligarchy” z obecnym rządem. Nie jest bowiem wielkim sekretem, że Marinakis ma od jakiegoś czasu na pieńku z premierem Kyriakosem Mitsotakisem. Choć obu panów łączą więzy rodzinno-towarzyskie, to skoczyli oni sobie do gardeł, a agencja informacyjna Agence France-Presse nazwała ich konfrontację “starciem dwóch najpotężniejszych postaci w całej Grecji”. W 2022 roku wyszło na jaw, że Marinakis znajdował się w gronie osób nielegalnie podsłuchiwanych przy wykorzystaniu oprogramowania szpiegowskiego Predator. Wprawdzie samego armatora nie udało się nakłonić do kliknięcia w link infekujący smartfona, ale podobny błąd popełniło kilka osób z jego najbliższego otoczenia. Za ich pośrednictwem – według ustaleń dziennikarzy “Documento” – greckie służby miały oko na poczynania Marinakisa.

To rzecz jasna rozwścieczyło właściciela Olympiakosu, bo przecież wsparcie jego medialnego imperium walnie się wcześniej przyczyniło do wyborczych sukcesów Mitsotakisa. Część obserwatorów greckiej sceny politycznej sugerowała zresztą, że to jedynie teatrzyk dla elektoratu i obaj panowie udają skłóconych, by zdystansować się od siebie w oczach opinii publicznej, a w rzeczywistości wszystko pozostało po staremu. Ale niektóre z wypowiedzi Marinakisa zdają się temu przeczyć. I tu wracamy do kwestii typowo piłkarskich, ponieważ szef ekipy z Pireusu sądzi, że jego zespół jest ostatnio traktowany nieuczciwie. Myśliwy stał się więc ofiarą.

W latach 2023-2024 Olympiakos – przyzwyczajony wszak do zgarniania mistrzowskich tytułów – dwukrotnie zakończył ligowe zmagania na trzecim miejscu w stawce. Aczkolwiek poprzednią kampanię udało się drużynie z Pireusu zwieńczyć historycznym triumfem w Lidze Konferencji Europy. Równolegle Marinakis rozwija swoje futbolowe wpływy. W porozumieniu z super-agentem Jorgem Mendesem zainwestował w Rio Ave, czai się też na przejęcie CR Vasco da Gama.

Cud po 23 latach

Brytyjskie media nazywają niekiedy Marinakisa “greckim Donaldem Trumpem”. Właściciela Nottingham Forest otaczają bowiem liczne kontrowersje, ale jednego z całą pewnością nie można mu odmówić – siły przebicia. Nie zważając na zarzuty, śledztwa i procesy, Grek po prostu maszeruje po kolejne triumfy.

– Nie ma wątpliwości, że ten człowiek ma aurę – pisze Daniel Taylor z The Athletic.

Marinakis rozpoczął rządy na City Ground podobnie jak jego kuwejccy poprzednicy – od wielkich obietnic i odwołań do pięknej historii klubu. Zapowiedział, że potrzebuje pięciu lat, by zespół powrócił nie tylko do Premier League, ale do europejskich pucharów. Kibice traktowali jednak te słowa z przymrużeniem oka, mając wciąż w pamięci bajeczki, jakimi wcześniej karmił ich Fawaz Al-Hasawi. Od Greka oczekiwano zatem przede wszystkim wyprostowania sytuacji finansowej klubu, uregulowania zaległości. No i na tym polu Marinakis rzeczywiście zaimponował, bo Forest pod jego rządami wyszli na prostą i zaczęli dokonywać masy transferów. Tylko za kadencji trenera Aitora Karanki do klubu – na przestrzeni dwóch okienek transferowych – trafiło przeszło dwudziestu nowych piłkarzy.

Problem w tym, że te zakupy były na ogół dokonywane bez ładu i składu. Głównie z uwagi na brak stabilizacji na ławce trenerskiej. Jeden szkoleniowiec sugerował wzmocnienia, tracił robotę po paru porażkach, a jego następca oceniał, że kupieni niedawno piłkarze jednak nie pasują mu do koncepcji i potrzeba kolejnych transferów. Błędne koło. – Awans jest dla właściciela tego klubu niczym Święty Graal. Myślę, że posuwa się on do niedorzecznych działań, by osiągnąć swój cel. To się staje niepokojące – analizował Martin O’Neill, który wytrwał na ławce trenerskiej Forest zaledwie przez pół roku. Nottingham w pierwszych latach rządów Marinakisa nawet nie zbliżyło się do wywalczenia upragnionego awansu. W 2021 roku trzeba się było wręcz martwić o utrzymanie na zapleczu angielskiej ekstraklasy.

  • sezon 2017/18 – 17. miejsce w Championship (trzech trenerów)
  • 2018/19 – 9. miejsce w Championship (trzech trenerów)
  • 2019/20 – 7. miejsce w Championship (jeden trener)
  • 2020/21 – 17. miejsce w Championship (dwóch trenerów)

Sezon 2021/22 przyniósł jednak ekipie Forest niespodziewany, zdumiewający sukces.

Zaczęło się wprawdzie po staremu, gdy Chris Hughton poleciał we wrześniu z trenerskiego stołka po beznadziejnym starcie ligowej kampanii, ale jego następca – Steve Cooper – zaczął dokonywać na City Ground cudów. Walijczyk w ekspresowym tempie wyciągnął zespół z dołka, a w rundzie wiosennej natchnął swoich podopiecznych do całej serii zwycięstw, dzięki którym Forest uplasowali się koniec końców na czwartym miejscu w tabeli Championship, gwarantującym udział w play-offach. Tam podopieczni Coopera uporali się w dwumeczu z Sheffield United, a w finale na Wembley pokonali 1:0 Huddersfield Town. Zresztą w atmosferze wielkich kontrowersji – sympatycy ekipy z Huddersfield do dziś są przekonani, że sędzia Jonathan Moss – wraz z arbitrami VAR – obrabował ich wówczas z dwóch rzutów karnych. Dla Nottingham było to jednak bez znaczenia. Klub po 23 latach niepowodzeń powrócił wreszcie do najwyższej klasy rozgrywkowej. Tylko się liczyło.

– Wciąż nie mogę w to uwierzyć – mówił na antenie Sky Sports David Marples, autor publikacji na temat Forest. – Przecież zaczęliśmy ten sezon dosłownie jako najgorszy zespół w lidze, byliśmy na dnie. To niewiarygodne, jaką przeszliśmy przemianę. […] Steve Cooper odbudował pewność siebie u zawodników. Podniósł ich z kolan, jednego po drugim. I wtedy zespół wkroczył na zwycięską ścieżkę. Nie ma pewności siebie bez wygrywania, ale nie ma też zwycięstw bez pewności.

Jeśli ktoś sądził, że Marinakis i mianowani przez niego działacze Forest już w Championship zademonstrowali pełnię swoich możliwości, to grubo się pomylił. Grek dopiero po awansie na całego odpiął wrotki na rynku transferowym. Można było odnieść wrażenie, że latem 2022 roku ekipa z Nottingham każdego dnia śrubuje klubowy rekord transferowy, dopinając kolejne kosztowne wzmocnienia. Łącznie na zakup nowych piłkarzy przeznaczono wówczas blisko 180 milionów euro. Równolegle na sprzedaży zawodników nie zarobiono właściwie nic, ledwie pięć marnych milionów. Marinakis zdawał sobie sprawę, że sentymentalne podejście do tematu i pełne zaufanie graczom, którzy wywalczyli awans do Premier League, to prosta droga, by po jednym sezonie w elicie powrócić na jej zaplecze. Do takiego scenariusza Grek nie miał jednak zamiaru dopuścić. W ciągu jednego transferowego okienka skonstruował drużynę tak naprawdę od nowa.

W sumie Forest przed startem sezonu 2022/23 ściągnęli 21 piłkarzy, ustanawiając w ten sposób zakupowy rekord Premier League. Ich posunięcia komentowano niekiedy z podziwem, czasem z ekscytacją, ale najczęściej – z niepokojem. Bo co się stanie z klubowym budżetem, jeśli Nottingham mimo wszystko spadnie z ligi?

Marinakis igrał z ogniem.

Super-agent roztacza swe wpływy

Pierwsza faza sezonu 2022/23 zwiastowała, że Grek porządnie się podczas tych igraszek poparzy.

Forest fatalnie weszli w rozgrywki i po piętnastu kolejkach ligowych zmagań zamykali tabelę angielskiej ekstraklasy. Wydawało się więc niemal pewne, że lada moment na City Ground dojdzie do zmiany szkoleniowca. Jednak tym razem Marinakis zaskoczył kibiców i ekspertów, osobiście udzielając Steve’owi Cooperowi wsparcia. Przedsiębiorca zaznaczył w swoim oświadczeniu, że wyniki osiągane przed drużynę muszą ulec natychmiastowej poprawie, ale podkreślił również, że walijski manager jest odpowiednim człowiekiem, by wyciągnąć zespół z dołka. Mało tego, Cooper podpisał nową, trzyletnią umowę z klubem z hrabstwa Nottinghamshire. To swoiste wotum zaufania przyniosło pozytywny efekt. Na przełomie 2022 i 2023 roku Forest zaczęli wreszcie solidnie punktować i wydźwignęli się ze strefy spadkowej. Ale tylko po to, by parę tygodni później ponownie w niej wylądować. Tym razem Grekowi zabrakło już cierpliwości – z pracą pożegnał się dyrektor sportowy Filippo Giraldi.

Uwielbiany przez kibiców Cooper przetrwał więc kolejną nawałnicę i ostatecznie utrzymał swój zespół w lidze dzięki bardzo udanej końcówce sezonu, okraszonej między innymi zwycięstwami z Brighton, Southampton i Arsenalem, a także remisami z Chelsea i Crystal Palace.

– Popularność Coopera – abstrahując od zbudowania mocnego zespołu i wywalczenia awansu do Premier League – wynika z tego, że rozumie on rolę odgrywaną przez Forest dla lokalnej społeczności – pisał wówczas Jonathan Wilson. – Wie, jak powinien funkcjonować klub piłkarski o dużych tradycjach. Jednocześnie musi sobie jednak radzić z właścicielem o ambicjach oderwanych od rzeczywistości. Trener porusza się więc po bardzo cienkiej granicy, ale czyni to z niesamowitą zręcznością. Nie oszukujmy się jednak, prawdopodobnie koniec końców zostanie pokonany przez finansowe realia i/albo ego właściciela. Taki jest futbol.

Latem 2023 roku Cooper ponownie stanął przed koniecznością przeprowadzenia w zespole kadrowej rewolucji. Do składu znowu dołączyło kilkunastu nowych zawodników, podczas gdy paru innych – w tym między innymi Brennan Johnson, kupiony przez Tottenham za 55 milionów euro – opuściło City Ground. Brutalne piłkarskie realia – zgodnie z przewidywaniami Wilsona – tym razem dopadły już jednak walijskiego szkoleniowca. Po siedemnastu seriach spotkań sezonu 2023/24 Nottingham miało na koncie zaledwie trzy zwycięstwa i znajdowało się tuż nad strefą spadkową. Marinakis nie wytrzymał i zwolnił Coopera. – Ten trener i tak powinien się cieszyć. Gdyby to był Olympiakos, wyleciałby z roboty już rok temu. Evangelos w Anglii jest spokojniejszy – dowcipkowali greccy dziennikarze.

W miejsce Walijczyka wskoczył Nuno Espirito Santo, pamiętany w Anglii z solidnej roboty wykonanej w Wolverhampton, ale też z krótkiej i kompletnie nieudanej kadencji w Tottenhamie. Ważniejsze w tym momencie jest jednak to, kto reprezentuje portugalskiego szkoleniowca. Chodzi oczywiście o wspomnianego już wcześniej Jorge’a Mendesa, który przed laty uchodził za szarą eminencję czy wręcz całej architekta polityki transferowej w ekipie Wolves. Szef agencji Gestifute wielokrotnie zbliżał się i oddalał od Marinakisa, ale od jakiegoś czasu obu dżentelmenów trzeba chyba nazywać partnerami, o czym świadczy inwestycja Greka w Rio Ave.

Ściągnięcie Nuno Espirito Santo do Forest można więc traktować jako scementowanie sojuszu na linii Marinakis – Mendes. Inna rzecz, że panowie zawierali już podobne pakty wielokrotnie – czy to w Nottingham, czy to w Olympiakosie – i rzadko udawało im się podtrzymać ścisłą współpracę. Na dodatek angielska ekipa zimą 2023 oku niespecjalnie się nadawała na hub transferowy dla Gestifute (nazwa agencji Mendesa). Ukarano ją bowiem odjęciem czterech punktów za złamanie ligowych regulacji finansowych.

Transferowa szajba Marinakisa zaczęła się odbijać klubowi czkawką.

Szokujący skok do czołówki

Nuno Espirito Santo wypełnił podstawowe zadanie, jakie kierownictwo Forest postawiło przed nim w sezonie 2023/24. Utrzymał drużynę najwyższej klasie rozgrywkowej. Do osiągnięcia tego celu wystarczyły zaledwie 32 oczka (36 podniesionych z boiska minus cztery odjęte za karę) – to najniższy dorobek punktowy w historii Premier League, jeśli chodzi o zespoły, którym udało się uniknąć degradacji. Co ładnie pokazuje, do jakiego stopnia Nottingham flirtowało ze spadkiem. No i wydawało się rzeczą oczywistą, że kolejna kampania także upłynie na mniej lub bardziej rozpaczliwej walce o utrzymanie w angielskiej ekstraklasie. Skoro drużyny nie było stać na nic więcej w okresie transferowej rozpusty, to czemu miałaby rozwinąć skrzydła w chwili, gdy trzeba mocniej pilnować budżetu, prawda?

Otóż – nieprawda. Po pierwsze, Marinakis nie byłby sobą, gdyby znowu nie zamieszał w składzie. Na samego tylko Elliota Andersona wydano latem 2024 roku przeszło 40 milionów euro. Nottingham nie przestało więc kupować, po prostu zaczęło też częściej i drożej sprzedawać zawodników. Za przykład niech posłuży Odysseas Vlachodimos, puszczony do Newcastle United za przeszło 20 baniek w ramach częściowego rozliczenia za Andersona. Klasyka kreatywnej księgowości w dobie Finansowego Fair Play. Fakt jest jednak faktem, że na City Ground wreszcie zrobiło się trochę spokojniej i – paradoksalnie – drużyna tylko na tym skorzystała.

Nuno Espirito Santo nie został zmuszony do układania zespołu niemalże od zera, z czym notorycznie mierzył się Steve Cooper.

– Budowa drużyny zaczyna się od pomysłu i tożsamości. Wokół tego zaczynasz coś tworzyć. Dodanie nowego elementu zawsze jest wyzwaniem – tłumaczył portugalski szkoleniowiec. – Pierwsze mecze sezonu pokazują, czy wytyczona przez ciebie tożsamość przekłada się na to, co widać na boisku. Czy twój pomysł był właściwy. I wtedy jest czas na myślenie nad alternatywami. Konkurencja rośnie, każdy musi się rozwijać, adaptować i zmieniać. […] Najważniejsze zawsze są zwycięstwa. Gdy wygrywasz, cieszysz się grą. Ale moim zdaniem wartością jest też to, by osiągać dobre rezultaty w odpowiednim stylu.

– Podstawą zawsze są piłkarze. Najpierw trzeba ocenić ich potencjał. Pomysł i tożsamość dostosowujesz do zawodników, nigdy odwrotnie. Nie możesz oczekiwać od swoich piłkarzy, żeby dostosowali się do twoich upodobań – dodał manager Forest podczas jednej z konferencji prasowych.

No i trzeba oddać Portugalczykowi, że taktycznym pomysłem idealnie wstrzelił się w upodobania swoich podopiecznych. Świadczy o tym eksplozja formy wielu z nich, choćby 33-letniego Chrisa Wooda, który jest na dobrej drodze, by zaliczyć swój najlepszy strzelecko sezon w Premier League. Ale znakomitą dyspozycją imponują też inni – Nikola Milenković, Murillo, Morgan Gibbs-White, Elliot Anderson, Callum Hudson-Odoi czy Anthony Elanga. Choć sami zawodnicy zdają sobie sprawę, że siła Forest nie tkwi w fenomenalnej postawie tego czy innego gracza, tylko w świetnym funkcjonowaniu drużyny jako całości. – To kwestia odpowiedniego podejścia. Chcemy być trudni do złamania, trudno do pokonania – mówi Elanga w wywiadzie dla The Atletic. – Wszystko zaczęło się jeszcze przed startem rozgrywek. Manager usiadł z nami i przedstawił nam swój pomysł na sezon. Wytłumaczył, dokąd – jego zdaniem – powinniśmy zmierzać.

W podobne tony uderza sam szkoleniowiec. – Cieszymy się sezonem. Tym bardziej że widzimy, jak wiele radości nasza postawa sprawia kibicom. I o to właśnie chodzi – o wspólną radość z tej niesamowitej podróży. Na razie jeszcze niczego nie osiągnęliśmy – stwierdził Nuno Espirito Santo. Przesadna to jednak skromność ze strony Portugalczyka. Po dziewiętnastu meczach Forest plasują się bowiem na trzecim miejscu w Premier League, a zwycięstwo w dzisiejszym starciu z Wolves zrówna ich punktami z plasującym się na drugiej pozycji i mierzącym w tytuł Arsenalem. Nottingham tak dobrze nie radziło sobie w lidze od – mówiąc bez cienia przesady – paru ładnych dekad. Jeśli zaś chodzi o europejskie puchary, to ostatni występ w tychże Forest zanotowali w sezonie 1995/96. Blisko trzydzieści lat temu.

Zespół w istocie nie zachwyca na razie ofensywnym rozmachem, ale jest niewygodny dla każdego oponenta, włącznie z ligowym topem. Świadczy o tym przede wszystkim zwycięstwo w wyjazdowym starciu z Liverpoolem. Nuno Espirito Santo to jedyny szkoleniowiec, który w 2024 roku położył na łopatki Arne Slota.

***

Kapitalnej atmosfery na City Ground nie zakłócają nawet kolejne wybryki właściciela. Na przykład incydent sprzed paru miesięcy, gdy rozjuszony decyzjami sędziowskimi Marinakis splunął na podłogę na widok mijających go w tunelu arbitrów. – Sędziowie Smith, Mainwaring i Robinson zeznali, że po meczu Fulham z Nottingham Forest, Marinakis pluł obok nich na podłogę, gdy ci szli tunelem w kierunku szatni. Zdecydowanie odrzucamy wersję Marinakisa, jakoby pluł lub krztusił się w wyniku kaszlu – poinformowała angielska federacja, która zawiesiła wówczas Greka na pięć spotkań.

Z kolei w pięciu ostatnich meczach ligowych Forest odnieśli komplet zwycięstw i po raz pierwszy wydaje się, że marzenia o powrocie do europejskich pucharów mogą się ziścić. Nuno Espirito Santo wychodzi jednak z siebie, by nikogo w klubie nie poniosły w tym momencie emocje. Można odnieść wrażenie, że Portugalczyk swój uspokajający, medialny przekaz kieruje nie tylko do kibiców, ale również do swoich podopiecznych i… przełożonych.

– Gramy w trudnej lidze – zaznacza manager Forest. – Im wyżej jesteśmy w tabeli, tym trudniejszy będzie każdy kolejny mecz.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

15 komentarzy

Loading...