Reklama

Szalona wymiana ciosów na Anfield. Liverpool zremisował z Manchesterem United

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

05 stycznia 2025, 20:09 • 5 min czytania 15 komentarzy

Trent Alexander-Arnold ucinający sobie drzemkę w defensywie, Matthijs de Ligt posadzony na tyłku przed Cody’ego Gakpo, Harry Maguire w roli napastnika z piłką meczową na nodze… Sporo, oj sporo się działo w dzisiejszym starciu Liverpoolu z Manchesterem United. Klasyk angielskiej ekstraklasy zakończył się remisem 2:2, z którego żadna ze stron nie może być w pełni zadowolona. The Reds stracili bowiem okazję do umocnienia się na pozycji lidera Premier League wobec remisów Chelsea i Arsenalu, natomiast Czerwone Diabły wypuściły z rąk wymarzoną szansę do pognębienia odwiecznych rywali na ich terenie, co nie udało im się przecież od blisko dekady.

Szalona wymiana ciosów na Anfield. Liverpool zremisował z Manchesterem United

Remis do przerwy

Po pierwszej połowie dzisiejszego spotkania zawodnicy Manchesteru United mogli być zadowoleni ze swojej postawy, choć początkowo mecz układał się dla nich – ujmijmy to łagodnie – niezbyt optymistycznie. Liverpool mocno docisnął gości i wykreował sobie kilka okazji do objęcia prowadzenia, w tym co najmniej dwie znakomite. Gospodarzom brakowało jednako skuteczności, to raz, a dwa, że defensorzy Czerwonych Diabłów w paru sytuacjach powstrzymywali rywali w sposób wręcz desperacki. Z ich perspektywy najważniejsze był jednak efekt, czyli czyste konto po pierwszych czterdziestu pięciu minutach gry. W końcu cztery ostatnie występy podopiecznych Rubena Amorima to komplet czterech porażek i aż jedenaście straconych bramek przy zaledwie trzech zdobytych golach.

Z góry było zatem wiadomo, że przy tak rozklekotanej defensywie United, gospodarze będą mieli swoje szanse strzeleckie.

Jako się jednak rzekło, ekipa z Manchesteru wykaraskała się z początkowych tarapatów, a kiedy lekko wypompowany Liverpool zdjął na jakiś czas nogę z gazu, by zebrać siły na kolejną ofensywną nawałnicę, to goście odnaleźli w sobie nawet śmiałość, by przejąć inicjatywę i niewiele brakowało, a to oni rozpoczęliby dziś strzelanie. Nie ośmielimy się wprawdzie stwierdzić, że United zasługiwali na objęcie prowadzenia, ale już remis po pierwszej połowie należał im się jak psu buda.

– Moi piłkarze na boisku są niespokojni, czasami się boją. Musimy jakoś sobie z tym poradzić, a do tego potrzebni są liderzy, którzy pociągną za sobą innych. Znaleźliśmy się w trudnym momencie, ale pomogę zawodnikom w uczynieniu postępów – obiecywał przed dzisiejszym spotkaniem trener Amorim. Tak otwarta wypowiedź o problemach mentalnych w ekipie Czerwonych Diabłów nie wszystkim się spodobała, lecz najwyraźniej była zespołowi potrzebna. – Trudno jest sobie poradzić z problemami. Złymi występami i kolejnymi porażkami. Ale tak właśnie musi być. Jedyne, co może pomóc, to trening – dodał Portugalczyk.

Reklama

Wymiana ciosów

W 52. minucie meczu Amorim otrzymał jednak wreszcie od swoich podopiecznych powód do radości. United wyszli bowiem na prowadzenie za sprawą Lisandro Martineza, który przejął futbolówkę w środku pola, a potem odważnie poszedł za akcją i sam ją wykończył przepotężnym uderzeniem pod poprzeczkę. Dokładnie takiej postawy oczekiwał od swoich podopiecznych portugalski manager. Inna sprawa, że o akcji bramkowej nie byłoby mowy, gdyby nie nieoczekiwane wsparcie, jakie ekipa Czerwonych Diabłów otrzymała od… Trenta Alexandra-Arnolda. Anglik najpierw stracił piłkę, a później po prostu olał swoje defensywne obowiązki i pozwolił gościom na swobodne przedarcie się w pole karne Liverpoolu. To generalnie nie był jego dobry mecz, popełniał sporo błędów, ale ta sytuacja to już mega wtopa.

– Po czymś takim Trent może przejść najwyżej do Tranmere Rovers, a nie do Realu Madryt – wypalił w swoim stylu Roy Keane.

Zapachniało niespodzianką na Anfield.

Tylko że przyjezdni także mieli w swoich szeregach obronnych cichego stronnika drużyny przeciwnej – okazał się nim Matthijs de Ligt. W 59. minucie holenderski stoper został bezlitośnie ograny przez swojego kolegę z kadry, Cody’ego Gakpo, po czym ten ostatni wpakował futbolówkę do sieci, wyrównując stan rywalizacji. Parę chwil później sędzia (po konsultacji z VAR-em) wskazał zaś na wapno po ewidentnym i – bądźmy szczerzy – wyjątkowo głupim zagraniu ręką w wykonaniu de Ligta. 25-latek próbował jeszcze protestować, a przez moment wyglądało nawet na to, że ma zamiar zagrodzić arbitrowi drogę do monitora VAR, ale oczywiście niczego nie wskórał, a niestrudzony Mo Salah pewnie wykorzystał jedenastkę i zapisał w ten sposób na swoim koncie osiemnaste trafienie w bieżącym sezonie ligowym.

Reklama

Kilkanaście minut wystarczyło, by euforia w szeregach graczy z Manchesteru zamieniła się w świetnie im znane przygnębienie. Wyglądało bowiem na to, że druga bramka dla The Reds kompletnie rozbiła gości, że odebrała im wiarę w sukces, zgodnie z przedmeczowymi opiniami Amorima. Jednak gospodarze – o dziwo – nie zdołali pójść za ciosem. Mało tego – ich kolejne błędy w defensywie zaowocowały wyrównującym trafieniem Amada Diallo. United wrócili do gry.

Maguire z piłką meczową

Po utracie drugiego gola Virgil van Dijk łypnął na swoich partnerów z formacji obronnej w taki sposób, że aż dziw bierze, iż nie uciekli oni z boiska. Pomeczowe rozmowy z holenderskim stoperem zdecydowanie nie będą dziś przyjemne, zwłaszcza dla Trenta Alexandra-Arnolda i Ibrahimy Konate.

Oczywiście Liverpool miał wystarczająco dużo czasu, by odpowiedzieć na trafienie Diallo. I wiele nie brakowało, by The Reds zdobyli bramkę na wagę zwycięstwa. W końcowej fazie meczu obie ekipy odpięły zresztą wrotki i poszły na wariacką, chaotyczną wymianę ciosów, a piłka fruwała od jednej szesnastki do drugiej. Doszło nawet do tego, że bohaterem spotkania mógł zostać Harry Maguire, który w całym tym bałaganie odnalazł się w polu karnym Liverpoolu jako środkowy napastnik. Anglik postanowił jednak dobitnie udowodnić – jak gdyby ktokolwiek miał w tej kwestii jakieś wątpliwości – że na snajpera to on się absolutnie nie nadaje.

W popisowy sposób spartolił piłkę meczową.

Mecz zakończył się więc remisem 2:2, który – jak zaznaczyliśmy na wstępie – żadnej ze stron w pełni nie usatysfakcjonuje.

Gdybyśmy jednak mieli wskazać zespół, który wyciągnie z tego spotkania więcej powodów do optymizmu, to wytypowalibyśmy Manchester United. Dla Liverpoolu, jakkolwiek spojrzeć, była to po prostu strata punktów u siebie ze znacznie niżej notowanym przeciwnikiem, natomiast piłkarze Czerwonych Diabłów dowiedli – przede wszystkim sami sobie – że jak najbardziej są w stanie rywalizować jak równy z równym z zespołem pewnym krokiem zmierzającym po mistrzowski tytuł.

Ekipa z Old Trafford naprawdę nie jest aż tak marna, jak sugerują jej wyniki w tym sezonie.

LIVERPOOL FC – MANCHESTER UNITED 2:2 (0:0)

  • 0:1 – Martinez 52′
  • 1:1 – Gakpo 59′
  • 2:1 – Salah 70′ (rzut karny)
  • 2:2 – Diallo 80′

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:

fot. NewsPix.pl

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Anglia

Komentarze

15 komentarzy

Loading...