Trent Alexander-Arnold ucinający sobie drzemkę w defensywie, Matthijs de Ligt posadzony na tyłku przed Cody’ego Gakpo, Harry Maguire w roli napastnika z piłką meczową na nodze… Sporo, oj sporo się działo w dzisiejszym starciu Liverpoolu z Manchesterem United. Klasyk angielskiej ekstraklasy zakończył się remisem 2:2, z którego żadna ze stron nie może być w pełni zadowolona. The Reds stracili bowiem okazję do umocnienia się na pozycji lidera Premier League wobec remisów Chelsea i Arsenalu, natomiast Czerwone Diabły wypuściły z rąk wymarzoną szansę do pognębienia odwiecznych rywali na ich terenie, co nie udało im się przecież od blisko dekady.
Remis do przerwy
Po pierwszej połowie dzisiejszego spotkania zawodnicy Manchesteru United mogli być zadowoleni ze swojej postawy, choć początkowo mecz układał się dla nich – ujmijmy to łagodnie – niezbyt optymistycznie. Liverpool mocno docisnął gości i wykreował sobie kilka okazji do objęcia prowadzenia, w tym co najmniej dwie znakomite. Gospodarzom brakowało jednako skuteczności, to raz, a dwa, że defensorzy Czerwonych Diabłów w paru sytuacjach powstrzymywali rywali w sposób wręcz desperacki. Z ich perspektywy najważniejsze był jednak efekt, czyli czyste konto po pierwszych czterdziestu pięciu minutach gry. W końcu cztery ostatnie występy podopiecznych Rubena Amorima to komplet czterech porażek i aż jedenaście straconych bramek przy zaledwie trzech zdobytych golach.
Z góry było zatem wiadomo, że przy tak rozklekotanej defensywie United, gospodarze będą mieli swoje szanse strzeleckie.
Jako się jednak rzekło, ekipa z Manchesteru wykaraskała się z początkowych tarapatów, a kiedy lekko wypompowany Liverpool zdjął na jakiś czas nogę z gazu, by zebrać siły na kolejną ofensywną nawałnicę, to goście odnaleźli w sobie nawet śmiałość, by przejąć inicjatywę i niewiele brakowało, a to oni rozpoczęliby dziś strzelanie. Nie ośmielimy się wprawdzie stwierdzić, że United zasługiwali na objęcie prowadzenia, ale już remis po pierwszej połowie należał im się jak psu buda.
– Moi piłkarze na boisku są niespokojni, czasami się boją. Musimy jakoś sobie z tym poradzić, a do tego potrzebni są liderzy, którzy pociągną za sobą innych. Znaleźliśmy się w trudnym momencie, ale pomogę zawodnikom w uczynieniu postępów – obiecywał przed dzisiejszym spotkaniem trener Amorim. Tak otwarta wypowiedź o problemach mentalnych w ekipie Czerwonych Diabłów nie wszystkim się spodobała, lecz najwyraźniej była zespołowi potrzebna. – Trudno jest sobie poradzić z problemami. Złymi występami i kolejnymi porażkami. Ale tak właśnie musi być. Jedyne, co może pomóc, to trening – dodał Portugalczyk.
Wymiana ciosów
W 52. minucie meczu Amorim otrzymał jednak wreszcie od swoich podopiecznych powód do radości. United wyszli bowiem na prowadzenie za sprawą Lisandro Martineza, który przejął futbolówkę w środku pola, a potem odważnie poszedł za akcją i sam ją wykończył przepotężnym uderzeniem pod poprzeczkę. Dokładnie takiej postawy oczekiwał od swoich podopiecznych portugalski manager. Inna sprawa, że o akcji bramkowej nie byłoby mowy, gdyby nie nieoczekiwane wsparcie, jakie ekipa Czerwonych Diabłów otrzymała od… Trenta Alexandra-Arnolda. Anglik najpierw stracił piłkę, a później po prostu olał swoje defensywne obowiązki i pozwolił gościom na swobodne przedarcie się w pole karne Liverpoolu. To generalnie nie był jego dobry mecz, popełniał sporo błędów, ale ta sytuacja to już mega wtopa.
– Po czymś takim Trent może przejść najwyżej do Tranmere Rovers, a nie do Realu Madryt – wypalił w swoim stylu Roy Keane.
Zapachniało niespodzianką na Anfield.
Tylko że przyjezdni także mieli w swoich szeregach obronnych cichego stronnika drużyny przeciwnej – okazał się nim Matthijs de Ligt. W 59. minucie holenderski stoper został bezlitośnie ograny przez swojego kolegę z kadry, Cody’ego Gakpo, po czym ten ostatni wpakował futbolówkę do sieci, wyrównując stan rywalizacji. Parę chwil później sędzia (po konsultacji z VAR-em) wskazał zaś na wapno po ewidentnym i – bądźmy szczerzy – wyjątkowo głupim zagraniu ręką w wykonaniu de Ligta. 25-latek próbował jeszcze protestować, a przez moment wyglądało nawet na to, że ma zamiar zagrodzić arbitrowi drogę do monitora VAR, ale oczywiście niczego nie wskórał, a niestrudzony Mo Salah pewnie wykorzystał jedenastkę i zapisał w ten sposób na swoim koncie osiemnaste trafienie w bieżącym sezonie ligowym.
Gakpo sent De Ligt back to Ajaxhttps://t.co/r5qpNM4jAh
— Troll Football (@TrollFootball) January 5, 2025
Kilkanaście minut wystarczyło, by euforia w szeregach graczy z Manchesteru zamieniła się w świetnie im znane przygnębienie. Wyglądało bowiem na to, że druga bramka dla The Reds kompletnie rozbiła gości, że odebrała im wiarę w sukces, zgodnie z przedmeczowymi opiniami Amorima. Jednak gospodarze – o dziwo – nie zdołali pójść za ciosem. Mało tego – ich kolejne błędy w defensywie zaowocowały wyrównującym trafieniem Amada Diallo. United wrócili do gry.
Maguire z piłką meczową
Po utracie drugiego gola Virgil van Dijk łypnął na swoich partnerów z formacji obronnej w taki sposób, że aż dziw bierze, iż nie uciekli oni z boiska. Pomeczowe rozmowy z holenderskim stoperem zdecydowanie nie będą dziś przyjemne, zwłaszcza dla Trenta Alexandra-Arnolda i Ibrahimy Konate.
Oczywiście Liverpool miał wystarczająco dużo czasu, by odpowiedzieć na trafienie Diallo. I wiele nie brakowało, by The Reds zdobyli bramkę na wagę zwycięstwa. W końcowej fazie meczu obie ekipy odpięły zresztą wrotki i poszły na wariacką, chaotyczną wymianę ciosów, a piłka fruwała od jednej szesnastki do drugiej. Doszło nawet do tego, że bohaterem spotkania mógł zostać Harry Maguire, który w całym tym bałaganie odnalazł się w polu karnym Liverpoolu jako środkowy napastnik. Anglik postanowił jednak dobitnie udowodnić – jak gdyby ktokolwiek miał w tej kwestii jakieś wątpliwości – że na snajpera to on się absolutnie nie nadaje.
W popisowy sposób spartolił piłkę meczową.
Harry Maguire with a miss worth 0.62(xG) in the last 30 seconds. pic.twitter.com/z3rEJtYj8h
— The xG Philosophy (@xGPhilosophy) January 5, 2025
Mecz zakończył się więc remisem 2:2, który – jak zaznaczyliśmy na wstępie – żadnej ze stron w pełni nie usatysfakcjonuje.
Gdybyśmy jednak mieli wskazać zespół, który wyciągnie z tego spotkania więcej powodów do optymizmu, to wytypowalibyśmy Manchester United. Dla Liverpoolu, jakkolwiek spojrzeć, była to po prostu strata punktów u siebie ze znacznie niżej notowanym przeciwnikiem, natomiast piłkarze Czerwonych Diabłów dowiedli – przede wszystkim sami sobie – że jak najbardziej są w stanie rywalizować jak równy z równym z zespołem pewnym krokiem zmierzającym po mistrzowski tytuł.
Ekipa z Old Trafford naprawdę nie jest aż tak marna, jak sugerują jej wyniki w tym sezonie.
LIVERPOOL FC – MANCHESTER UNITED 2:2 (0:0)
- 0:1 – Martinez 52′
- 1:1 – Gakpo 59′
- 2:1 – Salah 70′ (rzut karny)
- 2:2 – Diallo 80′
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Ruben Amorim odbudował Sporting. Czas na Manchester United
- Najważniejsze wyzwania Rubena Amorima
- Erik ten Hag w United. Tragedia na boisku, medialne odloty i przepalanie forsy
fot. NewsPix.pl