Legendarne miejsce, w którym dziś zostanie rozegrany trzeci konkurs Turnieju Czterech Skoczni, nasuwa różne skojarzenia. Bergisel w Innsbrucku to skocznia, na której wygrywał człowiek, który pokochał Adolfa Hitlera. Dochodziło tam do tragedii – a to runęła wieża, a to tratowali się ludzie. Skoczek, lecąc, widzi przed sobą cmentarz, a w głowie kotłują mu się myśli. Z kolei dziennikarz, jeśli chce, może zobaczyć z kilku metrów zawodnika odbijającego się z progu, co robi ogromne wrażenie. Jeżeli ktoś ma dziś w tym miejscu pokrzyżować szyki rozpędzonym Austriakom, to prawdopodobnie Szwajcar.
Gdy skoczek siedzi na belce, nie widzi go bardzo wyraźnie. Ale kiedy odbije się z progu i rozpoczyna lot, ma świetny wynik na znajdujący się tuż pod skocznią Bergisel w Innsbrucku cmentarz Wilten. Jeden z zawodników powiedział kiedyś, że gdy leciał, miał wrażenie, że wyląduje właśnie tam. – Rzeczywiście, ma się wrażenie, że to miejsce lądowania. Z jednej strony wiadomo, że tak nie jest. Z drugiej to jednak specyficzne uczucie – opisywał kilka lat temu Adam Małysz, pytany o specyfikę Bergisel.
Uwielbiał Hitlera
Ale nie tylko to sprawia, że słynna skocznia jest zarazem od dłuższego czasu miejscem, wokół którego niedaleko jest śmierć. Na cmentarzu leżą mieszkańcy Wilten, najbiedniejszej dzielnicy Innsbrucka. Gdy wchodzę na jego teren z prawej strony, szybko natrafiam na nagrobek Emmericha Pepeuniga. To wyjątkowa postać – był jednym ze współzałożycieli Turnieju Czterech Skoczni, a na początku dyrektorem całej imprezy. W Innsbrucku można usłyszeć, że jego grób regularnie odwiedza Andreas Goldberger. Pepeunig spoczywa u podnóża legendarnego obiektu.
Grób Pepeuniga, w tle wieża skoczni.
W salce przeznaczonej dla mediów, znajdującej się na wysokości progu skoczni, znajduje się pięć dużych zdjęć. Przedstawiają wybitnych austriackich skoczków. Jest znany wam wszystkim Gregor Schlierenzauer, jest słynny Ernst Vettori, który wygrywał turniej w 1986 i 1987 roku, ale jest tam też Sepp Bradl – pierwszy zwycięzca imprezy w historii (triumfował wtedy właśnie na skoczni w Innsbrucku), a prywatnie przyjaciel Pepeuniga. Bradl to kontrowersyjna postać, bo najpierw reprezentował Austrię, a od 1938 roku Trzecią Rzeszę. Gdy w 1939 roku zwyciężył w mistrzostwach świata w Zakopanem, telegram z gratulacjami przesłał mu Adolf Hitler. Podczas wojny skoczek był sturmbannführerem w oddziałach szturmowych NSDAP. Po niej Bradl znów skakał dla Austrii, ale pewne sympatie pozostały.
Zdjęcie Bradla ze skoczni w Innsbrucku
“Był znany i lubiany w naszym środowisku. Zmieniłem jednak o nim zdanie, gdy podczas jednego ze zgrupowań zobaczyłem w jego sypialni portret Adolfa Hitlera! Jeszcze na dodatek pokazał palcem w stronę byłego wodza III Rzeszy i podkreślił: “mein Führer”. Zrobiło mi się niedobrze. Byłem oburzony, bo moja mama walczyła przecież z Niemcami podczas Powstania Warszawskiego” – pisał o Bradlu Wojciech Fortuna, mistrz olimpijski z Sapporo, w swojej autobiografii „Skok do piekła”.
To nie było samobójstwo
Dzisiejsza skocznia Bergisel powstała w 1927 roku. W 1941 roku doszło tam do tragedii. W Innsbrucku rozgrywano turniej piłkarski zespołów młodzieżowych. Po nim zawodnicy jednej z ekip zwiedzali skocznię. Wtedy runęła jedna z wież. Cztery osoby poniosły śmierć, kilka innych odniosło rany. Później przez jakiś czas nie odbywały się tam żadne zawody. Następnie skocznia została jednak odbudowana.
Bergisel to też wielka tragedia podczas zawodów snowboardowych. Był grudzień 1999 roku, na trybunach zgromadziło się prawie 40 tysięcy ludzi. Najlepszy okazał się snowboardzista z Austrii, Stefan Gimpl. Fani zaczęli wiwatować, a kiedy masa ludzka opuszczała obiekt, ogrodzenie przewróciło się i tysiące osób zaczęły się tratować. Zginęło pięć kobiet w wieku 15-21 lat. Sporo ludzi zostało rannych. Mówiło się, że przyczynił się do tego również alkohol, bo podczas zawodów sprzedawano w dużych ilościach grzane wino i piwo. Faktem jest, że na trybuny weszło wtedy sześć razy więcej osób niż mogło. Tamta tragiczna historia rozpoczęła poważną dyskusję na temat funkcjonowania Bergisel.
Mało tych tragicznych historii? W 2015 roku z punktu widokowego, położonego blisko skoczni, spadła modelka Ena Kadić. Według oficjalnej wersji była na treningu biegowym i chciała zrobić sobie selfie, siedząc na barierce. Jako przyczynę wykluczono samobójstwo.
Rekordy skoczni Małysza
To legendarne miejsce dla świata skoków to też polskie akcenty. Rekordzistą, a później współrekordzistą obiektu przez sześć lat (1964-1970) był Józef Przybyła. Z kolei 3 stycznia 2001 roku było już wiadomo, że Adam Małysz nagle stał się najlepszym skoczkiem na świecie, ale to właśnie w Innsbrucku Polak wygrał swój pierwszy konkurs tamtego legendarnego Turnieju Czterech Skoczni, demolując wręcz drugiego w zawodach Janne Ahonena. Polak uzyskał 120,5 m, co było wówczas rekordem skoczni i ostatnim najlepszym wynikiem na Bergisel, która następnie została przebudowana. W 2004 roku Małysz jeszcze raz ustanawiał rekord nowszego i już większego obiektu, skacząc 136 m. W 2018 i 2021 roku na Bergisel wygrywał Kamil Stoch, a w 2023 roku Dawid Kubacki.
Dawid Kubacki wychodzi z progu, zdjęcie z wczoraj.
Dziś słynna skocznia w Innsbrucku to też miejsce, w którym skoki można zobaczyć z bliska. Budynek dla dziennikarzy na większości obiektów ulokowany jest na dole skoczni, jednak w tym przypadku znajduje się niedaleko progu. Wychodzisz z niego, idziesz schodami na górę, mijasz ratrak i jesteś przy samiutkim progu obiektu. Jest przy nim zaznaczone miejsce, na którym mogą stanąć fotoreporterzy lub dziennikarze, można też usadowić się na pobliskich schodkach. Efekt? Niesamowity. Widzisz z kilku metrów zawodnika, który odbija się albo rozpoczyna właśnie fazę lotu, a w dole jest przepiękna panorama miasta.
Stoję przy progu Bergisel i widzę z bliska, jak w momencie odbicia lekko półkolisty kształt przybierają narty Vladimira Zografskiego. Obserwuję, że Austriacy szybciej niż Polacy przybierają odpowiednią sylwetkę. To drugie widać zresztą idealnie na przykładzie skoku Michaela Hayboecka z Garmisch-Partenkirchen – tego pierwszego, w którym Austriak pokonał w parze Kubackiego, odbierając mu jednocześnie rekord skoczni.
Zografski, wychodzący z progu (fot. Jakub Radomski).
Bergisel to też kapitalna atmosfera. Już na kwalifikacje przyszło prawie 10 tysięcy ludzi. Większość z flagami, dopingująca swoich skoczków. Po obu stronach i pod skocznią kilka barów, w których można kupić grzane wino (za pięć euro), napoje energetyczne albo coś słodkiego do jedzenia. Widać, że Austriacy mają swojego nowego idola. Choć w kwalifikacjach najlepszy okazał się Jan Hoerl, najwięcej osób tuż po ich zakończeniu obległo Daniela Tschofeniga. 22-latek w tym sezonie skacze świetnie i stabilnie, jest liderem klasyfikacji generalnej Pucharu Świata oraz Turnieju Czterech Skoczni. Do Tschofeniga z miejsca ruszyło kilkanaścioro dzieci i każde chciało koniecznie zrobić sobie z nim zdjęcie.
Tschofenig i młody kibic.
– Gdy mój syn zobaczył, jak [Tschofenig] skacze, powiedział, że w przyszłości chce być jak Daniel i też dojść w młodym wieku do wielkich wyników. Uważam, że Daniel nie da już sobie odebrać wygranej w turnieju – mówi nam uradowany ojciec jednego z nich. Podobnego zdania był taksówkarz, który wiózł mnie na kwalifikacje. – W czołówce jest trzech Austriaków i każdy ma szansę na wygranie imprezy. To fantastyczna sytuacja. W tym sezonie najbardziej w życiu interesuję się skokami. Przyszedłbym na konkurs, ale nie ma już biletów, poza tym moi koledzy wzięli wolne, a ktoś musi pracować. Postawiłbym dziś na wygraną Tschofeniga – mówił podczas kursu.
Jeżeli ktoś, to Szwajcar
W 1809 roku, gdy oczywiście jeszcze nie było skoczni, na okolicznych wzgórzach stoczono cztery bitwy o Bergisel, w których Tyrolczycy pod przywództwem Andreasa Hofera walczyli z Francuzami i sprzymierzonymi z nimi Bawarczykami. Ostatecznie był to zryw nieudany, choć Tyrol kilka lat później, po klęsce Napoleona powrócił do Austrii.
Tym razem wiele wskazuje na to, że na Bergisel obejrzymy dominację Austriaków. Tym, który może pokrzyżować im szyki, nie jest wcale skaczący coraz gorzej Bawarczyk Pius Paschke, ale Szwajcar Gregor Deschwanden. To on wczoraj miał najlepszy w całej stawce wynik łączony, biorąc pod uwagę dwa treningi i kwalifikacje.
Gregor Deschwanden
Deschwanden w klasyfikacji turnieju traci do pierwszego Tschofeniga 14 punktów, a do trzeciego Stefana Krafta – ledwie pięć. Jest więc w grze. – Nic nie jest przesądzone. Zostały cztery skoki i wszystko może się jeszcze wydarzyć. Na pewno pokażę najlepsze skoki, na jakie mnie stać – zapowiada.
Na Bergisel zapowiada się piękny spektakl. Szkoda tylko, że Polacy najprawdopodobniej znów wystąpią w rolach drugoplanowych.
Fot. Newspix.pl
WIĘCEJ O SKOKACH NARCIARSKICH NA WESZŁO: