West Ham notował właśnie niewidzianą jeszcze w tym sezonie serię czterech meczów bez porażki. Dopiero ekipa Slota miała zweryfikować, w którym miejscu znajdują się Młoty. No to zweryfikowała… Salah i spółka zabawili się w ostatnim kwadransie pierwszej połowy, a potem tylko dobili bezradnego rywala, lejąc, aż puchło.
Koniec ligowego grania w 2024 roku dla obu drużyn okazał się spotkaniem zespołów ewidentnie będących ostatnio na fali. O Liverpoolu pod wodzą Slota powiedziano już chyba wszystko – lider zarówno Premier League jak i Champions League był w tym meczu zdecydowanym faworytem. Od początku sezonu przegrał zaledwie raz!
Za to West Ham dopiero w grudniu odmienił swój los, a Julen Lopetegui siedzący jeszcze na początku miesiąca na gorącym krześle, wreszcie zaczął ze swoimi piłkarzami regularnie punktować. Osiem oczek w czterech ostatnich spotkaniach ligowych na kolana może i nie powala, ale i tak stanowi miłą odmianę po fatalnym początku sezonu. Przeciwnicy nie byli wprawdzie z najwyższej półki (So’ton, Brighton, Bournemouth i Wolves), ale pozwolili trenerowi Młotów na oddech pełną piersią, a jego zawodnikom na złapanie spokoju i pewności siebie.
Trochę spokoju dostał też Łukasz Fabiański, który już chyba na dobre stał się pierwszym wyborem hiszpańskiego szkoleniowca, ale po fatalnie wyglądającym urazie głowy w trakcie spotkania z Southampton w Boxing Day, zgodnie z protokołem medycznym przy tego typu incydentach, musiał w tym meczu odpocząć…
Choć bez Polaka, to wszystko zaczęło się dziś zgodnie z planem. Ekipa Slota weszła w mecz mocno, a z każdą minutą jej przewaga jeszcze rosła. Salah, Gakpo i Diaz po kolei niepokoili Alphonse’a Areolę zastępującego “Fabiana”, ale Francuz miał świetny początek i długo nie dawał się zaskoczyć. W końcu jednak mur został rozkruszony.
Alexander-Arnold zbiegł z piłką do środka, co wprowadziło sporo zamieszania w formacji defensywnej gospodarzy. Skorzystał Luis Diaz, który próbował kilka minut wcześniej, potem jeszcze raz w tej akcji zapoczątkowanej przez Anglika i… dopiero trzecia próba okazała się skuteczna.
Za pierwszym razem zablokował Diaza Areola, za drugim jeden z obrońców, aż w końcu piłkarz The Reds huknął już nie do obrony, kiedy otrzymał możliwość dobitki.
Jak zwykle po obu stronach boiska najwięcej zamieszania generowało dwóch panów o imieniu Mohamed. Po bramce dla The Reds przebudził się ten z West Hamu. Najpierw doskonałe podanie na głowę Paquety, kilka efektownych dryblingów, a potem także uderzenie Kudusa zza pola karnego w słupek. Było naprawdę blisko wyrównania, a głośny jęk zawodu, zwłaszcza po tej ostatniej okazji, słychać było chyba w całym Londynie.
Jednak kiedy echa tego jęku jeszcze się niosły po London Stadium, my mieliśmy już akcję po drugiej stronie, gdzie geniuszem błysnął ten drugi Mohamed rodem z Afryki. Salah dwa razy dotknął w tej akcji piłkę, ale wystarczyło do spektakularnej asysty. Najpierw sprytnie uciekł ze spalonego, chwilę później po podaniu Diaza ośmieszył najpierw Mavropanosa, a potem Kilmana obu zakładając “siatki”. Wyłożenie piłki Cody’emu Gakpo było już formalnością, a Holender nie miał problemu ze skierowaniem piłki do siatki. Akcja Egipcjanina – cudo!
This Mohamed Salah assist is perfection. pic.twitter.com/J4YqFCMnj9
— Samuel (@SamueILFC) December 29, 2024
Liverpool jednak ani myślał ściągać nogi z gazu, tylko bawił się dalej. Na listę strzelców wpisał się jeszcze w końcu sam Salah. Była to jego 17. bramka (a wcześniej 12. asysta) w tym sezonie ligowym. Wcale jednak nie schodził z boiska po ostatnim gwizdku pierwszej połowy zadowolony. Schodził wściekły, bo zmarnował jeszcze w samej końcówce dwie doskonałe okazje. Mógł mieć hat-tricka, a boisko opuszczał “tylko” z golem i asystą. I pomyśleć, że ten kosmita wciąż nie wie, gdzie zagra w kolejnym sezonie!
3:0 do przerwy to był najmniejszy wymiar kary. Poza chwilowym przebłyskiem Kudusa gospodarze nie pokazali nic. Dla Liverpoolu łyżką dziegciu nie okazały się jednak pudła Salaha z końcówki, ale kontuzja Joe Gomeza. Angielski obrońca The Reds schodził z murawy przy asyście lekarzy i to właśnie ta informacja może być dla Slota największym problemem.
Kołderka może okazać się w pewnym momencie za krótka. Zwłaszcza w kontekście stycznia, w którym zabawa tylko się rozkręca. Graczy Liverpoolu czekają przecież wtedy kluczowe rozstrzygnięcia w fazie ligowej Champions League i Carabao Cup, a do tego początek Pucharu Anglii. Dziewięć spotkań od 5 stycznia do 1 lutego dla lidera Premier League może być dawką trudną do ugryzienia przy słabnącym zdrowiu podstawowych graczy. A presja i waga meczów w kolejnych miesiącach będzie jeszcze rosnąć…
W tym słodko-gorzkim nastroju gracze The Reds wyszli na drugą część spotkania i ani myśleli się zatrzymywać. Bramka Alexandra-Arnolda po rykoszecie od Kilmana (oj nie będzie 27-letni obrońca miło wspominał starcia z liderem) była idealną puentą przygniatającej przewagi zaraz po przerwie.
Potem jednak lider wreszcie zakręcił gaz. Mieliśmy więc dużo bardziej wyrównane spotkanie, ale absolutnie nie miało to żadnego związku z lepszą grą gospodarzy tylko z oszczędzaniem sił przez graczy Slota. Mieliśmy nawet okazje do zmiany rezultatu pod obiema bramkami, ale gole długo nie padały.
Odpowiedź na to znalazł znowu Salah. Zatańczył z obrońcami, wyłożył piłkę na tacy do Diego Joty i mieliśmy już 5:0. Więcej bramek nie stwierdzono, ale Egipcjanin jest w formie absurdalnej. Ma 17 bramek i 13 asyst w 18 meczach Premier League. Przerasta aktualnie całą ligę i bawi się z obrońcami, jakby grał na konsoli.
Taki Liverpool nie ma w tej chwili godnego przeciwnika w walce o mistrzostwo Anglii i tylko kataklizm mógłby odebrać tytuł The Reds w tym sezonie. A co z West Hamem? No cóż, krzesło Lopeteguiego znów zrobiło się jakby gorętsze.
West Ham United – FC Liverpool 0:5 (0:3)
- 0:1 – Diaz 30′
- 0:2 – Gakpo 40′
- 0:3 – Salah 44′
- 0:4 – Alexander-Arnold 54′
- 0:5 – Jota 84′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Gościnność Leicester nie zna granic. Manchester City kończy rok zwycięstwem!
- Polski bramkarz na pewno nie wystąpi w starciu z liderem Premier League
- Niezły debiut Stolarczyka w Premier League, ale na Liverpool nie wystarczyło
- Niepokojące sceny w Premier League. Fabiański zniesiony z boiska na noszach
fot. Newspix