Robert Lewandowski zakończył 2024 roku w nie najlepszej dyspozycji. Barcelona wpadła w kryzys i straciła pozycję lidera hiszpańskiej ekstraklasy, a sam “Lewy” zmarnował kilka sytuacji strzeleckich, jakie – będąc w optymalnej formie – zwykł wykorzystywać z zamkniętymi oczami. Z drugiej strony, 36-latek zaliczył przecież fenomenalny początek sezonu 2024/25, wykręcając wówczas liczby, jakich niewielu się już po nim spodziewało. Podsumujmy zatem dla porządku cały 2024 rok w wykonaniu Lewandowskiego. Zarówno w klubie, jak i w kadrze.
Trzeba przyznać, że mieliśmy tu do czynienia z prawdziwą huśtawką nastrojów. Od zmasowanej krytyki po euforię i powrót marzeń o Złotej Piłce.
Krytyka, komplementy i… znowu krytyka
Niewątpliwie trudno o jednoznaczną ocenę postawy Lewandowskiego na arenie klubowej w 2024 roku. Z jednej strony mamy bowiem wiosnę – bardzo, ale to bardzo kiepską w wykonaniu Polaka. Niewykluczone, że było to w ogóle najnędzniejszy okres w całej karierze “Lewego”. Napastnik Barcelony rzadko trafiał do siatki, ale tu już nawet nie chodzi o liczby, tylko o to, że Lewandowski wyglądał w niektórych spotkaniach jak gość będący już daleko po drugiej stronie rzeki. Nieznośnie spowalniał grę, przegrywał bezpośrednie starcia z obrońcami, popełniał kuriozalne błędy techniczne. Przykro się obserwowało Roberta będącego aż tak głęboko pod formą.
Jasne, zdarzały mu się również przebłyski geniuszu. Wystarczy przypomnieć marcowe starcie z Atletico Madryt, wygrane przez Blaugranę 3:0. “Lewy” zakończył spotkanie z golem i dwiema asystami na koncie. Ale poza tym występem, w drugiej części sezonu 2023/24 wyszło mu naprawdę niewiele. Katalońscy dziennikarze zaczęli wręcz sugerować, że Barcelonie wyszłoby na dobre jak najszybsze rozstanie z Lewandowskim, którego czas ewidentnie minął.
No i trudno było znaleźć wówczas argumenty na obronę Polaka. Tym bardziej że Barcelona posypała się też całościowo, jako drużyna. Duma Katalonii z kretesem przegrała rywalizację o mistrzostwo kraju, a jej działacze ostatecznie zdecydowali się pożegnać Xaviego, zresztą w okolicznościach budzących zażenowanie.
Hiszpana na ławce trenerskiej zastąpił Hansi Flick, stary znajomy Lewandowskiego z Bayernu Monachium. I od razu mogliśmy sobie przypomnieć, jak przebiegał złoty okres ich współpracy w stolicy Bawarii, gdy kapitan reprezentacji Polski osiągnął pod wodzą Flicka życiową formę i otrzymałby Złotą Piłkę, gdyby nie fanaberie redakcji “France Football”. Niemiecki szkoleniowiec w trybie ekspresowym zamienił bowiem smętną, statyczną Barcelonę Xaviego w super-intensywny, ekscytujący zespół, rzucający się przeciwnikom do gardła w wysokim pressingu. Oczywiście przełożyło się to na statystyki napastnika Blaugrany. Lewandowski powrócił do regularnego strzelania i ponownie zaczął być wymieniany wśród kandydatów do najbardziej prestiżowych wyróżnień indywidualnych. Szczególnie imponujący był w jego wykonaniu październik, gdy w trzech meczach ligowych z rzędu wpakował aż siedem bramek, a na dokładkę zanotował trzy trafienia w Champions League.
Lewandowski w trybie bestii. Za nim jeden z najlepszych miesięcy w karierze
Co szczególnie istotne, “Lewy” nie poprawiał sobie statystykach wyłącznie w meczach z ligowymi słabeuszami czy średniakami, ale równie często gnębił bramkarzy topowych klubów. W starciu z Bayernem Monachium zdobył jedną bramkę, a spektakularnie wygrany “Klasyk” (4:0) zakończył z dubletem na koncie.
Problem w tym, że w kolejnych tygodniach Barcelona wyraźnie spuściła z tonu i obecnie plasuje się już na trzecim miejscu w ligowej tabeli.
Flicka przedwcześnie obwołano cudotwórcą. W listopadzie i grudniu Lewandowski zdobył już tylko dwie bramki w LaLiga i w pewnym sensie powrócił do punktu wyjścia, jeśli chodzi o opinie na jego temat w hiszpańskiej prasie. Dziennikarze z Półwyspu Iberyjskiego są raczej zgodni, że gdy drużyna funkcjonuje właściwie, to 36-letni Lewandowski nadal jest w stanie zapewnić na boisku jakość w dochodzeniu do sytuacji strzeleckich i zamienianiu ich na bramki. Jednak Polak zdecydowanie nie jest już piłkarzem, który zdoła pociągnąć za sobą zespół znajdujący się w dołku. Prędzej utonie wraz z nim, sfrustrowany własną bezproduktywnością. Inna sprawa, że nawet z tą skutecznością bywa u “Lewego” różnie. W ostatnich meczach 2024 roku reprezentant Polski sknocił kilka naprawdę wyśmienitych okazji.
Robert Lewandowski w 2024 roku na arenie klubowej:
- LaLiga – 37 meczów (2955 minut); 27 goli, 6 asyst
- Liga Mistrzów – 10 meczów (839 minut); 9 gole
- Puchar Króla – 3 mecze (125 minut); 2 gole
- Superpuchar Hiszpanii – 2 mecze (180 minut); 2 gole, 1 asysta
- ŁĄCZNIE: 52 mecze (4099 minut); 40 goli, 7 asyst
- ŚREDNIO: 0,77 goli na mecz / gol co 102 minuty
- RZUTY KARNE: 6 wykorzystanych / 1 zmarnowany
Z drugiej strony – czy od Lewandowskiego, biorąc pod uwagę jego wiek, naprawdę można oczekiwać jeszcze więcej?
40 bramek w rozgrywkach klubowych w 2024 roku to najlepszy rezultat wśród zawodników występujących w pięciu najsilniejszych ligach Starego Kontynentu. “Lewy” trafiał do siatki częściej od Harry’ego Kane’a (39 goli), Erlinga Haalanda (37), Jonathana Davida (36), czy Alexandra Isaka (27). Tak naprawdę w całej Europie swoim strzeleckim dorobkiem wyraźnie przyćmiewa go tylko Viktor Gyökeres ze Sportingu (52 gole), ale możemy założyć, że w lidze portugalskiej Lewandowski także notowałby bardziej okazałe statystyki niż w Hiszpanii. Do licha, mówimy o 36-latku. Jego dwóch wielkich konkurentów do miana najlepszej dziewiątki całej generacji – Luisa Suareza oraz Karima Benzemy – nie ma już nawet w Europie, podczas gdy “Lewy” może za moment zostać królem strzelców LaLiga oraz Champions League.
Imponująca długowieczność Lewandowskiego. Polak przerósł legendarnych napastników
26 listopada Lewandowski – jako trzeci zawodnik w historii, po Cristiano Ronaldo i Leo Messim – zanotował setne trafienie w Lidze Mistrzów. I niech to będzie najlepsze podsumowanie 2024 roku w wykonaniu Polaka. “Lewy” miewał w barwach Barcelony kiepskie występy, a nawet nieudane miesiące, to prawda. Niemniej, Polak wciąż przekracza granice, śrubuje rekordy i rozbudowuje swoje – i tak rozrośnięte do astronomicznych rozmiarów – dziedzictwo.
Rok do zapomnienia
No dobrze, dużo opowiadamy o klubowych perypetiach Lewandowskiego, ale co z reprezentacją Polski? Przecież mamy za sobą rok turniejowy, prawdopodobnie ostatnie mistrzostwa Europy z udziałem “Lewego”. Teoretycznie – powinien być to przewodni temat całego podsumowania.
Powinien, ale nie jest. Z kilku powodów. Po pierwsze, w sparingu poprzedzającym Euro 2024 kapitan reprezentacji Polski nabawił się kontuzji, która wykluczyła go z udziału w spotkaniu z Holandią. Natomiast w meczu z Austrią selekcjoner nie odważył się postawić na “Lewego” w wyjściowej jedenastce. – Robert był w pełni zdrowy, trenował normalnie, ale wiedzieliśmy, że będzie duża intensywność spotkania, dlatego od samego początku tak zdecydowaliśmy z doktorem i z samym Robertem, że wejdzie w trakcie meczu. Chcieliśmy też, żeby był dostępny w następnym spotkaniu. Liczyliśmy, że przełamiemy Austriaków – tłumaczył Michał Probierz. Jak wiadomo, jego sztuczki na niewiele się zdały. Biało-Czerwoni najpierw przegrali z Holandią, potem z Austrią i jako pierwsi odpadli z mistrzostw.
Lewandowski zmarnował potencjał. Czy ktoś skoczy za nim w ogień?
Na otarcie łez pozostał nam remis 1:1 z Francją w meczu o pietruszkę. Zresztą Lewandowski zdobył nawet w tym spotkaniu bramkę z (powtórzonego) rzutu karnego. Marna to jednak pociecha, jeśli weźmiemy pod uwagę, że był to najpewniej ostatni występ “Lewego” na Euro.
Niestety, ale z naszej perspektywy był to turniej całkowicie bez historii.
W ogóle statystyki strzeleckie Lewandowskiego za kadencji Probierza legły w gruzach. W 2024 roku kapitan Biało-Czerwonych zanotował tylko dwa gole w drużynie narodowej, oba po uderzeniach z wapna. Lepiej to wygląda jeśli chodzi o asysty (cztery), tylko że tutaj należy niestety napomknąć, iż jedną z nich Lewandowski zaliczył w towarzyskiej potyczce z Turcją, a drugą w barażowym starciu z Estonią. Umówmy się, że raczej nie będziemy latami wracać do tych widowisk. Zresztą generalnie trudno jest przywołać chociaż jeden mecz “Lewego” w kadrze z ostatnich dwunastu miesięcy, który warty byłby tego, by zapamiętać go na dłużej.
Gramy bez Lewandowskiego. Już od dawna
Może wyjazdowe starcie ze Szkocją, w którym zwyciężyliśmy 3:2? Ale to taka kandydatura mocno na siłę.
Robert Lewandowski w 2024 roku w reprezentacji Polski:
- Euro 2024 – 2 mecze (120 minut); 1 gol
- baraże Euro 2024 – 2 mecze (210 minut); 1 asysta
- Liga Narodów 2024/25 – 4 mecze (280 minut); 1 gol, 2 asysty
- mecze towarzyskie – 2 mecze (62 minuty); 1 asysta
- ŁĄCZNIE: 10 meczów (672 minut); 2 gole; 4 asysty
- ŚREDNIO: 0,2 gola na mecz / gol co 336 minut
- RZUTY KARNE: 2 wykorzystane / 0 zmarnowanych
Lewandowski nie pojawił się na ostatnim zgrupowaniu reprezentacji w tym roku z powodu kontuzji pleców. Nie wziął więc udziału w rewanżowym meczu ze Szkotami, po którym ekipa Probierza wyleciała z Dywizji A w Lidze Narodów. No i oczywiście można argumentować, że gdyby “Lewy” w tym spotkaniu wystąpił, to zdołalibyśmy obronić trzecie miejsce w tabeli, bo on wykorzystałby jedną czy dwie z tych sytuacji, które marnowali Karol Świderski czy Adam Buksa. Tego rodzaju gdybanie pozostawiamy jednak selekcjonerowi. Fakty są bowiem takie, że rola Lewandowskiego w kadrze maleje i to wręcz w galopującym tempie.
Robert wciąż jest kapitanem drużyny narodowej i pewnie dalej należy mu się tytuł najlepszego polskiego piłkarza, ale Michał Probierz chyba nie ma pomysłu na to, jak najlepiej wykorzystać atuty doświadczonego snajpera, maskując równocześnie jego słabe punkty.
Flavio Paixao: Reprezentacja Polski nie umie wykorzystać Lewandowskiego! [WYWIAD]
“Era Lewandowskiego” w reprezentacji Polski nieubłaganie zbliża się do końca. I chyba nie będzie to wesoły finał.
***
Brak trofeów na arenie klubowej i niepowodzenia oraz marne liczby w reprezentacji Polski nie pozwalają uznać 2024 roku w wykonaniu Roberta Lewandowskiego za w pełni udany. Co oczywiście nie oznacza, że “Lewy” ma za sobą dwanaście katastrofalnych miesięcy. Eksplozja formy strzeleckiej na pierwszym etapie sezonu 2024/25 dość skutecznie przyćmiewa słabsze okresy i nieudane występy Polaka. Pozostaje więc liczyć na to, że Lewandowskiego stać na jeszcze kilka takich eksplozji.
A jak wy ocenilibyście postawę “Lewego” w 2024 roku w skali szkolnej?
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Szok: da się karać za licencyjne jaja! Lechia i Kotwica w tarapatach
- Piękni czterdziestoletni. Jak LeBron i CR7 przesuwają granice wieku w sporcie
- Eugen Polanski: Czuję, że jestem gotowy [WYWIAD]
fot. NewsPix.pl / FotoPyk