Debiut w Premier League w meczu z Liverpoolem na Anfield – czy można wymarzyć sobie lepszy start w jednej z najlepszych lig świata? Można, jeśli udałoby się urwać punkty faworytom. Długo się na to zapowiadało, ale ostatecznie Jakub Stolarczyk i jego koledzy z Leicester City wracają do domu z niczym. Polak jednak zaliczył jednak całkiem obiecujący występ i ma spore szanse na to, żeby jeszcze pojawić się w tym sezonie na boiskach angielskiej ekstraklasy.
Już kilka godzin przed meczem gruchnęła informacja, że to 24-letni Polak ma wyjść w pierwszym składzie Leicester. Mads Hermansen wciąż leczy kontuzję, a Danny Ward jest tak kiepsko dysponowany, że trenerowi Ruudowi van Nistelrooyowi wystarczyło półtora spotkania, żeby wyrobić sobie opinię o walijskim bramkarzu. Sześć wpuszczonych bramek w ciągu 135 minut nie pozostawiło wątpliwości, że trzeba dać szansę komuś innemu.
Okazję do wykazania się otrzymał właśnie Stolarczyk, który też długo leczył kontuzję kostki. I zaprezentował się na tyle dobrze, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż to nie jest jego ostatni występ dla Lisów w tym sezonie. Polak mierzył się jednak z aktualnie najlepszym zespołem klubowym na świecie. Wszak ze sporą przewagą liverpoolczycy prowadzą w tabeli zarówno w Premier League, jak i w Lidze Mistrzów.
Udany debiut Stolarczyka w Premier League
24-latek podszedł jednak do wielkiego rywala bez kompleksów, a już w 3. minucie musiał popisać się sprytem broniąc strzał Salaha i wygarniając spod nóg piłkę gotowemu do dobitki Jonesowi. Kilkadziesiąt sekund później Jordan Ayew dał za to Lisom sensacyjne prowadzenie, które równie sensacyjnie utrzymywało się przez kilkadziesiąt minut.
Jakub Stolarczyk appreciation post 🇵🇱 🧤 pic.twitter.com/8RJOFYetTH
— 𝙇𝘾𝙁𝘾 𝙎𝙋 (@LCFCshitposting) December 26, 2024
Stolarczyk wciąż zachowywał czyste konto, raz osobiście zatrzymując napastników lidera, a czasem mając za sprzymierzeńców słupek i poprzeczkę. W końcu jednak lider zamienił swoją przygniatającą przewagę w wyrównującego gola. Cody Gakpo tuż przed przerwą posłał idealnego rogala w długi róg i wreszcie pokonał Polaka.
Po zakończeniu pierwszej części mieliśmy remis, a po przerwie obraz meczu się nie zmienił. Liverpool dominował na murawie w sposób niekwestionowany. Szybko dołożył drugiego gola autorstwa Curtisa Jonesa, poprzedzonego fantastyczną akcją The Reds i wymianą kilku szybkich podań w obrębie pola karnego Leicester.
2:1 jeszcze bardziej napędziło lidera Premier League, ale Polak i jego koledzy znowu dzielnie się bronili, licząc na to, że uda im się w końcu wyjść z jakąś skuteczną kontrą. Mieli nawet taką okazję, lecz Patson Daka nie trafił w piłkę, fatalnie kiksując. Po utracie drugiego gola to Polak długo trzymał zespół w meczu broniąc m.in. strzały Nuneza i Salaha. W końcu jednak skapitulował po raz trzeci, a Egipcjanin po wielu próbach dołożył do kolekcji kolejnego gola w tym sezonie.
Polak zaliczył naprawdę pozytywny debiut. Przy żadnej z bramek nie miał wielkich szans, a kilka jego interwencji zapobiegło pogromowi. Ruud van Nistelrooy będzie miał więc spory ból głowy przy wyborze bramkarza po tym, jak Hermansen wróci do pełni sił. My za to mamy nadzieję, że w kolejnych spotkaniach Stolarczyk ugruntuje swoją pozycję kolejnym dobrymi występami, tym razem popartymi jeszcze punktami dla Lisów.
FC Liverpool – Leicester City 3:1 (1:1)
- 0:1 – Ayew 6′
- 1:1 – Gakpo 45 + 1′
- 2:1 – Jones 49′
- 3:1 – Salah 82′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Gdy gra kadra, nasz najlepszy prawy obrońca leży na kanapie
- Trenerzy swoje, reszta swoje. Jak różnimy się w ocenianiu piłkarzy i czego nie widzimy
- Życiowa forma Amada Diallo. Ostatnio wygląda lepiej niż Palmer i Saka
- Mo Salah – najlepszy skrzydłowy w historii Premier League?
- W drużynie Guardioli wciąż nie jest kolorowo. Haaland marnuje karnego, City remisuje
Fot. Newspix