W ostatnich tygodniach forma Chelsea była spektakularna. Podopieczni Enzo Mareski wygrali osiem ostatnich meczów i zdobyli w nich aż 26 bramek. Wicelider Premier League był zdecydowanym faworytem w meczu z okupującym dolne rejony tabeli Evertonem. Mierzenie się z Seanem Dyche’m jest jednak bolesne niczym wizyta u dentysty i przypomina egzamin dojrzałości. W przeszłości oblali go m.in. Mikel Arteta i Jose Mourinho, dziś zrobił to Enzo Maresca.
Wszystkie ofensywne atuty Chelsea zostały niemalże całkowicie wyłączone przez The Toffees, którzy zagrali w typowy dla siebie sposób. Sean Dyche to szkoleniowiec, który śmiało mógłby prowadzić swoim młodszym kolegom wykłady na temat tego jak zbudować szczelną obronę, a także konsekwentnie realizować założenia taktyczne. 53-letni Anglik wielokrotnie mierzył się z zespołami, które imponowały w ofensywie i za bardzo się tym nie przejmował. Prowadzone przez niego Burnley czy Everton zawsze podchodzą do takich rywalizacji bez strachu i sprawiają swoim przeciwnikom sporo bólu.
W spotkaniu z Chelsea Everton zagrał w pragmatyczny sposób, oddając przeciwnikowi piłkę oraz bazując na kontratakach. Kiedy jednak gospodarze dochodzili do sytuacji, byli znacznie bardziej niebezpieczni od The Blues. Dla fanów ofensywnego futbolu to spotkanie zdecydowanie nie było ucztą dla oka, jednak obecny na trybunach Goncalo Feio z pewnością doceni Everton za zachowanie w fazach przejściowych, które ceni sobie najbardziej. Determinacja piłkarzy The Toffees z Jamesem Tarkowskim na czele sprawiła, że Cole Palmer stał się całkowicie niewidocznym zawodnikiem. Podobny los spotkał Jadona Sancho. Jeśli można kogoś chwalić w zespole Chelsea, to tylko bramkarza Roberta Sancheza oraz Tosina Adarabioyo, którzy uratowali swój zespół przed utratą bramek.
Poza jednym kontratakiem rozegranym przez Caicedo i Palmera, Chelsea miała ogromny problem, aby stworzyć jakiekolwiek zagrożenie w polu karnym rywala. Wynik 0:0 wydaje się w miarę zasłużony, jednak na więcej pochwał zasługuje Everton. Po końcowym gwizdku rękę w geście triumfu podniósł Sean Dyche. Mówi się, że po przejęciu klubu przez Dana Friedkina w klubie może dojść do zmiany szkoleniowca. Amerykańscy właściciele mają chcieć postawić na bardziej ofensywną piłkę. Dziś jednak Dyche się obronił i biorąc pod uwagę potencjał jakim dysponuje, wyciąga z tej drużyny absolutne maksimum.
Kibice The Toffees po dwóch punktach zdobytych w spotkaniach z Arsenalem i Chelsea mogą mieć wysoko podniesioną głowę. Każdy punkt urwany faworytowi mocno buduje mentalnie drużynę i wydaje się, że podopieczni Seana Dyche’a nie będą mieli wielkich problemów z utrzymaniem. Dziś na szczególne słowa uznania zasłużył Ilman Ndiaye, który pokazał w ofensywie więcej niż Cole Palmer, Jadon Sancho i Pedro Neto razem wzięci. Dzisiejsza rywalizacja pokazała, że granie bezpośredniej piłki wciąż ma się dobrze i czasem lepiej nastawić się na kontrataki niż chcieć na siłę grać finezyjny futbol i nawet najbardziej eleganccy innowatorzy nie są w stanie tego zmienić.
Everton’s last 3 games:
4-0 win vs Wolves
0-0 draw vs Arsenal
0-0 draw vs ChelseaWe face Sean Dyche’s super ball next. pic.twitter.com/dRC9oxO61j
— City Chief (@City_Chief) December 22, 2024
Everton – Chelsea 0:0
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
- Pululu, Augustyniak i reszta. Łączona pucharowa XI Legii i Jagi
- Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego
Fot. Newspix