W Engelbergu dziś przede wszystkim wiało. Warunki były ciężkie i nie do końca sprawiedliwe dla wszystkich, zatem najbardziej można było cieszyć się z tego, że konkurs udało się w miarę sprawnie przeprowadzić. Biało-Czerwoni w tych okolicznościach przyrody spisali się jednak naprawdę nieźle. Szkoda tylko, że z tego konkursu najbardziej zapamiętamy dyskwalifikację Piotra Żyły. 37-latek, który po krótkiej przerwie powrócił do Pucharu Świata, w drugiej serii skoczył aż 137 metrów i miał szansę powalczyć o pierwszą dziesiątkę zawodów. Ostatecznie jednak został wykluczony ze względu na nieregulaminowy kombinezon. Zawody wygrał Jan Hoerl, przed Danielem Tschofenigiem i reprezentantem gospodarzy, Gregorem Deschwandenem. Najlepszy z Polaków, Paweł Wąsek, był 11.
CO JUŻ WIEMY O POLAKACH?
Weekend Pucharu Świata w Engelbergu przez fanów i ekspertów skoków zwykle traktowany jest jako dobry moment do pierwszych podsumowań sezonu. W końcu za zawodnikami już nieco skakania, a przed nimi – Turniej Czterech Skoczni. Co więc możemy powiedzieć, bazując na pierwszym konkursie na szwajcarskiej ziemi, oraz wcześniejszych zawodach?
Choćby to, że w przypadku Polaków nie należy przywiązywać wielkiej wagi do wyników kwalifikacji lub serii próbnych. Postawa polskich skoczków wciąż jest bowiem bardzo loteryjna i nie zawsze przekłada się na postawę w konkursie. Za przykład niech posłuży Jakub Wolny, który wczoraj zaliczył poprawne kwalifikacje, a dziś w serii próbnej zajął 9. miejsce. Najlepsze spośród Biało-Czerwonych. Tymczasem w pierwszej serii konkursowej 29-latek spisał się tragicznie i odpadł z konkursu po skoku na 123,5 metra.
Z drugiej jednak strony, w seriach niepunktowanych bardzo przeciętnie spisywał się Paweł Wąsek. Tymczasem już w zawodach Polak skoczył aż 137 metrów! Choć trzeba przyznać, że Pawłowi w jego próbie nieco pomogły warunki. Zwykle bowiem wiało dziś skoczkom dość mocno w plecy, zaś naszemu zawodnikowi wiatr akurat nie przeszkadzał. A wręcz nieco pomógł, wskutek czego Wąsek był 9. po pierwszej serii.
Z kole Piotr Żyła pokazał, że powrócił do w miarę zadowalającej formy. Przypomnijmy, że 37-latek nie wziął udziału w pierwszych konkursach sezonu w Lillehammer i Ruce. Następnie pojawił się w Wiśle, gdzie jednak rozczarował, więc… ponownie wrócił do Ruki, ale tym razem w ramach Pucharu Kontynentalnego. Tam Piotr udowodnił Thomasowi Thurnbichlerowi, że jego słaba postawa na skoczni im. Adama Małysza była wypadkiem przy pracy. I tak, po zajęciu 14. i 4. pozycji w PK, Żyła pojechał na Puchar Świata do Engelbergu. I ze skokiem na 130 metrów zajmował 19. miejsce po pierwszej serii.
Przekonaliśmy się też, że Kamil Stoch nie mylił się w ocenie własne postawy, kiedy przed kamerami Eurosportu pokazywał palcem na głowę, mówiąc: – Problem jest po prostu tutaj, nie? Że sobie tutaj jakoś nie mogę wszystkiego poukładać i się wyluzować i po prostu zrobić to, co umiem, albo i to co lubię najlepiej. – Polski mistrz wciąż prezentuje bowiem świetny styl w powietrzu. Ale, wyłączając loteryjny konkurs w Ruce, zawsze brakowało czegoś, by walczyć o więcej, niż miejsca w trzeciej dziesiątce. Jednak tym razem „Orzeł z Zębu” oddał niezły skok na 131,5 metra, przez co pierwszą serię kończył na 17. miejscu.
Gdzie Kamil popełnia najwięcej błędów i na czym polega jego dziś największy problem?
Spróbujemy dociec razem z nim 🤓#skijumpingfamily #Engelberg pic.twitter.com/EP1LZAf1kt
— Eurosport Polska (@Eurosport_PL) December 21, 2024
Stawkę Polaków w drugiej serii uzupełnił Aleksander Zniszczoł, który zajął 22. miejsce po pierwszym skoku. Tam jednak Olek trafił na niezłe warunki i do 128 metrów w próbie numer 1, dołożył 134 w próbie numer 2. Ale to jeszcze nie wszystko, jeżeli chodzi o dobrą postawę Biało-Czerwonych. Chwilę później na belce zaprezentował się Piotr Żyła, który osiągnął aż 137 metrów! To był świetny skok Piotra. A biorąc pod uwagę wciąż loteryjne warunki na szwajcarskim obiekcie – być może nawet atak Żyły na czołową dziesiątkę. I wtedy nadszedł dramat. 37-latek został bowiem zdyskwalifikowany za nieregulaminowy kombinezon. Tym sposobem Piotr ukończył rywalizację na 29. pozycji.
Jeżeli chodzi o skok w drugiej serii, to wyczynu rodaka i zarazem rówieśnika niestety nie powtórzył Kamil Stoch (128 m). Jednak i on miał powody do zadowolenia, bo wreszcie ukończył zawody w drugiej dziesiątce. Dokładnie, na 18. miejscu, tuż za Zniszczołem. Znacznie słabszy drugi skok miał też Paweł Wąsek. Najmłodszy z Polaków w trudnych warunkach skoczył zaledwie 123,5 metra, przez co zajął 11. miejsce w konkursie.
AUSTRIACY UCISZYLI GOSPODARZY
Ogólnie skocznia Gross-Titlis-Schanze była dziś łaskawa dla niewielu skoczków, ale hej – to w końcu taki sport, że warunki atmosferyczne mają sporo do powiedzenia w kwestii wyników. Wąsek na nich skorzystał, ale nie tylko on. Świetną próbę oddał Karl Geiger, który po pierwszej serii zajmował trzecie miejsce. Z kolei Władimir Zografski uplasował się na wysokiej piątej lokacie.
Ale wiecie co? Najlepsi w tym sezonie skoczkowie i tak udowodnili, że ich znakomite do tej pory skakanie nie jest żadnym przypadkiem. Gregor Deschwanden skoczył 133,5 metra, ale w bardzo trudnych warunkach, więc taka odległość dała mu czwartą lokatę. Świetnie spisali się zwłaszcza Austriacy – Jan Hoerl i Daniel Tschofenig. Pierwszy z wymienionych skoczył aż 142 metry, a drugi nawet o pół metra dalej. Nieco gorzej poradził sobie za to lider Pucharu Świata Pius Paschke. Ale dajcie spokój, ósme miejsce po pierwszej serii trudno nazwać jakimś ogromnym dramatem w wykonaniu Niemca.
Dziś jednak nie liczył się on w walce o zwycięstwo. O to, ku uciesze kibiców gospodarzy walczył Deschwanden. Gregor przyłożył aż 138,5 metrów, na co nie znalazł odpowiedzi skaczący po nim Geiger. Jednak nadzieje Szwajcara na pierwszy w karierze triumf w Pucharze Świata pogrzebał Jan Hoerl. 26-latek skoczył tyle, ile reprezentant Szwajcarii. A że w pierwszej poleciał znacznie dalej, to on objął prowadzenie w konkursie.
Jak się okazało, tego nie zdołał odebrać mu kolega z kadry. Daniel Tschofenig oddał bardzo dobry skok, ale 135,5 metra wystarczyło mu tylko na zajęcie drugiego miejsca. Jednak młodszy Austriak i tak wyprzedził Deschwandena. Zatem choć fani ze Szwajcarii mogą być dumni ze swojego zawodnika, to równocześnie mają prawo odczuwać lekki niedosyt. Bo przy nieco słabszej dyspozycji Piusa Paschke, to Austriacy pozbawili ich możliwości wysłuchania hymnu na własnej ziemi.
Fot. Newspix
Czytaj więcej o skokach:
- Marek Rudziński: Jeżeli nie odpowiada mi komentarz, to oglądam bez niego [WYWIAD]
- Wąsek, który się nie boi, wiecznie młody Paschke i zaskoczony Schmitt [REPORTAŻ Z WISŁY]
- Gregor Deschwanden: Na skok Ammana po złoto zawołała mnie mama [WYWIAD]
- Jak Pius Paschke ugotował kamień. “Trener coś w nim widział”