Działacze Piasta Gliwice przetańczyli mistrzostwo Polski z 2019 roku. Pięć i pół roku po tym sukcesie klub staje nad przepaścią i prosi ratusz o kroplówkę w kwocie osiemnastu milionów, a radni bez problemu się na nią zgadzają. Dlaczego mieszkańcy muszą płacić za brak kompetencji rządzących, którzy roztrwonili cały potencjał, jaki powstał po zdobyciu tytułu?
Kiedy prywatny klub wpada w tarapaty finansowe, jego właściciel staje na głowie, żeby wyczarować skądś pieniądze. Zapożycza się w banku, naciska na sponsorów, szuka nowych partnerów, emituje akcje, sprzedaje najlepszych piłkarzy, ewentualnie sam przelewa środki ze swojego prywatnego portfela. Gdy z podobnymi problemami mierzy się klub miejski, jego prezes dramatycznie woła o pomoc radnych. Dokładnie tak zrobił Łukasz Lewiński, który rządzi Piastem.
Postawił sprawę na ostrzu noża: – Jeżeli nie będziemy mieli 18 milionów złotych do końca roku, to Piast Gliwice 1 stycznia 2025 nie dostanie licencji na grę w Ekstraklasie.
Albo dajecie, albo upadamy.
Jakie to proste, prawda?
Jeszcze w listopadzie, w zasadzie od razu po tych słowach prezesa klubu, samorządowcy przekazali szybki zastrzyk gotówki w kwocie czterech milionów na załatanie bieżących dziur. Wczoraj zostało przegłosowane kolejne czternaście. Były prezydent Gliwic Adam Neumann wylicza, że na przestrzeni tego roku ratusz przekazał klubowi łącznie… 26 milionów złotych. Oznacza to, że każdy z mieszkańców tego 170-tysięcznego miasta wydał na Piasta 152 złote.
Dwie ostatnie transze – te opiewające na osiemnaście milionów – przekazano w formie pożyczek. Wiadomo jak bywa w polskiej piłce z pożyczkami właścicielskimi – najczęściej zawiera je się na wieczne nieoddanie. Nawet jeśli Piast będzie spłacał zadłużenie zgodnie z harmonogramem, to miasto zawsze może przekazać mu dodatkowe środki w innej formie. Górnik na przykład ma spłacać obligacje do 2028, a robi to pieniędzmi otrzymanymi z ratusza. Można? Można.
Odpowiedzmy sobie na ważne pytania:
- Czy Piast miał jakikolwiek pomysł na zarządzenie sukcesem po 2019 roku? Nie, nie miał.
- Czy Piast podtrzymał modę, jaka się na niego stworzyła po mistrzostwie? Nie, nie podtrzymał.
- Czy zbudował większą frekwencję? Nie, obecnie ma trzecią najgorszą widownię w Ekstraklasie.
- Czy urósł jako organizacja? Nie, dalej jest małym klubikiem.
- Czy stworzył poważny dział sportowy z szeroką siatką skautów, by mądrzej inwestować w transfery? Nie, aż do zeszłego lata liczył na nos Bogdana Wilka.
- Czy Piast przyciągnął poważnych sponsorów? Nie, nie przyciągnął.
- Czy Piast przyciągnął poważnych inwestorów, którzy mogliby odciążyć miasto od finansowania go? Nie, nie przyciągnął.
- Czy Piast nauczył się mądrze sprzedawać piłkarzy? Też nie.
- Czy Piast zainwestował w budowę akademii? Tak, ale tylko dlatego, że dostał dwie dotacje z ministerstwa na łącznie ponad trzynaście milionów złotych (dostały je prawie wszystkie kluby).
Kreuje się z tego typowy obraz klubu, któremu wpadło nagle trochę gotówki i postanawia żyć ponad stan. Jedyne, w co Piast zainwestował po mistrzostwie Polski, to pensje piłkarzy. Świeżo po sukcesie większość zawodników z podstawowego składu chciała odejść, żeby wykorzystać swoje pięć minut nie tylko na sukces sportowy, ale i finansowy. Tych, którzy pozostali w klubie, doceniono wysokimi i długimi kontraktami, które obowiązują do dziś – na przykład kilka dni temu automatycznie przedłużyła się umowa Michała Chrapka, który zarabia kolosalne sumy. Nie ma przypadku w tym, że Damian Kądzior zakończył zagraniczne wojaże akurat w Gliwicach, a Jakub Czerwiński gra w nich już siódmy rok. W sezonie 22/23 gliwiczanie przeznaczali na wynagrodzenia 96% tego, co zarobili. To wynik, który mocno przekracza normę ustaloną na poziomie 70%.
Oczywiście, w ostatnim czasie w klubie tną koszty i już w sezonie 23/24 wydawali na pensje mniej, bo 81% przychodów, czyli około 24,6 milionów złotych. Wpływy całego Piasta wyniosły w tym okresie 30,33 milionów. Mniejsze przychody miały wówczas tylko trzy drużyny – Korona, Warta i Puszcza. Gdyby odjąć od bilansu gliwickiego klubu środki z samorządu (6,7 milionów), wyszłoby, że ten notował wpływy na poziomie maluczkiej Warty Poznań. Nadal mówimy o zespole, który pięć i pół roku temu świętował mistrzostwo Polski.
Jeszcze kilka istotnych danych:
- Sezon 22/23: trzynaście i pół milionów straty.
- Sezon 21/22: sześć milionów straty.
- Skumulowana strata z ostatnich lat: 33 miliony złotych.
To straszny bilans. W Gliwicach długo chwalili się tym, że przez pięć lat jako jedyny polski klub nie wypadli poza pierwszą szóstkę, ale w szerszej perspektywie na nic się to nie przełożyło. Piast nie tyle, że wrócił do punktu wyjścia, co wręcz cofnął się w rozwoju jako organizacja. PZPN obserwując te finansowe wygibasy postanowić przyznać mu warunkową licencję na grę w Ekstraklasie z nadzorem finansowym i na bieżąco kontroluje jego wydatki. Sportowo po czołowej drużynie w kraju także zostały zgliszcza. Piast jest obecnie średniakiem bez większych perspektyw na coś więcej.
Pomysłem na zasypanie tych dziur finansowych była sprzedaż piłkarzy, lecz w Gliwicach kompletnie nie potrafią tego robić. Liczono na grube miliony za Ariela Mosóra i Arkadiusza Pyrkę, lecz pierwszego sprzedano za niewielką sumę (750 tysięcy euro), a drugi odejdzie prawdopodobnie za darmo (latem wygasa jego kontrakt). W międzyczasie z formą wystrzelił Michael Ameyaw, lecz milion euro, jaki zapłacił za niego Raków, okazał się jedynie kroplą w morzu potrzeb. Najczarniejszy czas przypada na kadencję prezesa Grzegorza Bednarskiego, który na początku 2021 roku przejął stery po Pawle Żelemie (ten twierdził, że zostawia klub z bezpiecznym zapasem gotówki) i odszedł ze swojej inicjatywy kilka miesięcy temu (pewnie wiedząc, co się święci). Z problemem muszą mierzyć się nowe władze – i klubu (prezes Łukasz Lewiński), i miasta (prezydentka Katarzyna Kuczyńska-Budka).
To nie tak, że mieszkańcy Gliwic, zrzucając się na Piasta po 152 złote, chronią go przed upadkiem, bo przecież Piast sam na skraj tego upadku zabrnął.
Mieszkańcy finansują balangę niekompetentnych działaczy.
WIĘCEJ O MIEJSKICH KLUBACH:
- Cyrk w Sandecji. Nagła rezygnacja, miasto skazane na palenie forsą
- Wolne media? Nie w Kielcach
- Ruch już bliżej niż dalej. Zapadły decyzje w sprawie stadionu
Fot. newspix.pl