Dawno nie zanosiło się na tak słabe derby Manchesteru. O ile cieniutkie jak sik pająka Czerwone Diabły przyzwyczaiły nas do tego, że w ostatnich sezonach nie grają nic godnego uwagi, o tyle badziewna forma Obywateli może budzić pewne zaskoczenie. Od lat nie było tak, że w sumie to po żadnej ze stron nie spodziewaliśmy się zbyt dobrego występu. Już przed pierwszym gwizdkiem mogliśmy więc sobie założyć, że dzisiejszy mecz będzie w pewien sposób wyjątkowy. No i był.
Przez 20 minut od rozpoczęcia rywalizacji nie uświadczyliśmy na Etihad Stadium choćby jednego uderzenia na bramkę. Nie śmielibyśmy nawet prosić o strzał celny, bo oni kurczę nic, naprawdę nic nie robili do przodu. Jakby to nie o gole chodziło w piłce nożnej. Jakby wyszli sobie pobiegać i popodawać. Start spotkania był taki, że naprawdę lepiej by było, gdybyśmy oglądali zamiast niego jakąś świąteczną szmirę, której w telewizji aż nadto.
Zlitował się w końcu Phil Foden i spróbował nam ten denny mecz trochę rozruszać, jednak akcje zakończone jego strzałami też pozostawiały wiele do życzenia. Ale i tak dzięki Bogu, że chociaż próbował.
City – United 1:2. To (prawie) była strata czasu
Odnotowaliśmy też półszansę Amada Diallo – ten w pewnym momencie stanął oko w oko z Edersonem i zamiast zmusić go do interwencji, obił boczną siatkę. Chcielibyśmy Czerwonym Diabłom zaliczyć ów strzał jako naprawdę spore zagrożenie dla bramki The Citizens, ale Iworyjczyk był wcześniej na spalonym i gola nie byłoby tak czy siak. Tego uderzenia ostatecznie nie notujemy…
Podejdziemy realnie do tematu – pierwsza połowa upłynęła nam pod znakiem wyczekiwania na cokolwiek. Jakiś błysk, przypadkowe kopnięcie się w czoło czy nawet wtargnięcie na murawę jakiegoś golasa. Mogliby też wpuścić na zieloną trawkę Teletubisie, żeby te zrobiły nam “papa” i zwolniły nas z przykrego obowiązku oglądania tych obrzydliwych derbów Manchesteru. Wszystko byłoby lepsze od tej bryndzy.
Serio, wszystko. Nie zmienił tego nawet dosyć przypadkowy gol Josko Gvardiola. Wpadło i co z tego? Te czterdzieści pięć minut to czas, o którym chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć
Jedni gorsi od drugich
Znajdą się pewnie tacy, co dopatrzyliby się w całym tym spotkaniu piłkarskich szachów i mnóstwa użytkowej jakości, ale nie – nie idźmy w tę stronę. Dziś wyraźnie było widać, że oba zespoły są w dołku. Zanim Czerwone Diabły zafundowały nam piorunującą końcówkę, stać je było na ledwie dwa groźne strzały. Była szansa Diallo z drugiej połowy – piłka, zanim odbił ją Ederson, szła chyba na słupek, nie nazwalibyśmy tego celnym uderzeniem, ale ktoś może mieć inne zdanie.
Była też próba Fernandesa – pomocnik nie skorzystał z dobrego dogrania Hojlunda. Marzyliśmy już tylko o tym, by wreszcie opadła kurtyna.
Końcówki grozy. O co chodzi The Citizens?
Sporo byśmy stracili, bo goście czekali do naprawdę ostatniej chwili z uraczeniem nas czymkolwiek godnym uwagi. Nie byli jednak w stanie sami dać sobie szansy, pomógł idiotycznym faulem Matheus Nunes. Portugalczyk sprokurował rzut karny, a z jedenastu metrów stan rywalizacji wyrównał jego rodak, Bruno Fernandes.
Po chwili było już jednak 1:2, bo długie podanie Martineza wykorzystał Diallo. Iworyjczyk najpierw przerzucił sobie piłkę nad Edersonem, a potem uderzył z ostrego kąta w kierunku bramki rywali. Ktoś tam jeszcze próbował interweniować, ale nad The Citizens ciąży jakieś fatum – ten gol po prostu musiał paść. Dlaczego? Gdyby tylko trener Guardiola wiedział, to pewnie by coś z tym zrobił.
Nie ma sensu udawać, że było super
Nie ostrzyliśmy sobie na ten mecz zębów; nikt przy zdrowych zmysłach nie zapowiadał go jako wielkiego hitu Premier League, na pewno nie pod względem sportowym. Spotkały się dziś dwie wielkie firmy, których prestiżowa rywalizacja na pewno rozgrzewa serca najbardziej zagorzałych kibiców, lecz fani jednych i drugich mają więcej powodów do zmartwień niż radości.
Maszyna Pepa Guardioli się zacięła i ewidentnie potrzebuje jakichś części zamiennych. Przykro się na Obywateli patrzy i w sumie trudno powiedzieć, co jest ich największą bolączką. Chyba naprawdę wyczerpuje się pewna formuła.
Jeśli chodzi o maszynę Rubena Amorima… nie ma żadnej maszyny. Jest jednak bardzo dobry wynik i fundament, na którym wreszcie można zacząć budować pewność siebie. Nie zmienia to faktu, że przed Portugalczykiem kupa pracy.
Manchester City – Manchester United 1:2 (1:0)
- 1:0 – Gvardiol 36′
- 1:1 – Fernandes 88′ (karny)
- 1:2 – Diallo 90′
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Trela: Trener, czyli najmniejszy problem Radomiaka Radom
- Kłopoty Kacpra Urbańskiego. Dlaczego nie może liczyć w klubie na regularną grę?
- Damian Durkacz dla Weszło: Do dziś nie oglądałem swojej walki na IO w Paryżu
Fot. Newspix