Reklama

Po wypadku w Wiśle czuł lęk przed skakaniem. Teraz staje się liderem polskiej kadry

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

07 grudnia 2024, 08:37 • 10 min czytania 5 komentarzy

Ponad 10 lat temu zrobił w powietrzu salto i upadł na skoczni. Stracił przytomność, z nosa leciała mu krew. Później Paweł Wąsek bał się skakać, zwłaszcza na mamucich obiektach, o czym często rozmawiał z Adamem Małyszem. Opanował to jednak, a w tym roku zrobił postępy w różnych aspektach. Tak duże, że zdaniem wielu osób powinien w tym sezonie być najlepszym z polskich skoczków. Jak to się stało, że Wąsek przeszedł drogę od chłopaka będącego w cieniu Klemensa Murańki, do potencjalnego lidera reprezentacji?

Po wypadku w Wiśle czuł lęk przed skakaniem. Teraz staje się liderem polskiej kadry

Był 15 stycznia 2014 roku. Paweł Wąsek miał 15 lat i był przedskoczkiem przed zawodami Pucharu Świata w Wiśle. O tym, co stało się podczas próby treningowej, tak opowiada w książce „Za punktem K”: „Pamiętam moment wyjścia z progu. Poczułem, że narta mi ucieka i zaczyna mnie przekręcać na głowę. Później przebłyski: siedzę w karetce, obok mnie jakaś pani. Pytam ją, co się stało, a ona odpowiada, że miałem wypadek i jedziemy do szpitala. Dodała, że będzie OK. Kolejne przebłyski są z badań. Ludzie obok mnie coś przekładają, przenoszą. Pełna świadomość wróciła mi dopiero, gdy spokojnie leżałem na sali”.

Przed oddaniem tamtego skoku Wąsek długo czekał na belce. Kiedy dojeżdżał do progu, wzmogły się podmuchy wiatru z boku. Prawa narta poszła skośnie, dlatego Paweł zrobił salto i upadł. Wąsek stracił przytomność, miał silny krwotok z nosa. Na szczęście badania wykazały, że nie uszkodził kręgosłupa.

Jego mama, pani Grażyna, przebywała akurat w pracy. Usłyszała w radiu, że na skoczni miał miejsce bardzo poważny wypadek. Chwilę później podano nazwisko jej syna. Ojciec, Krzysztof Wąsek, który kiedyś uprawiał narciarstwo alpejskie, dostał telefon od trenera Jana Szturca. „Przyjedź, twój syn się strzaskał” – powiedział uznany szkoleniowiec. Gdy tata Pawła dojechał na skocznię, syna zabierali z zeskoku.

Wąsek mówi, że nigdy nie oglądał nagrania swojego wypadku, choć ono istnieje. I nie zamierza tego robić.

Reklama

W ten weekend Paweł w Wiśle będzie chciał zająć jak najwyższe miejsca w konkursach Pucharu Świata. Wystąpi tutaj jako najwyżej notowany w klasyfikacji generalnej z Polaków. Po 14. i 23. miejscu w Lillehammer oraz 15. w Ruce zajmuje w niej 21. pozycję.

Wąsek wychodzący z progu. Turniej Czterech Skoczni, 2022 rok 

Strach i rozmowy z Małyszem

Od wypadku sprzed 10 lat zacząłem nieprzypadkowo, bo zostawił on bardzo duże ślady w psychice Pawła. – Musiał się przełamać, a czuł lęk przed skakaniem. Powtarzałem mu: „Jako dziecko chciałeś jeździć na motorze. Tam najwięksi mistrzowie po 13 razy się łamią, a później wracają i osiągają sukcesy. Pomyśl, jaką oni muszą mieć psychikę”. Syn próbował współpracy z psychologiem, ale średnio przypadła mu do gustu. Nawet niedawno czuł stres i był niezdecydowany, gdy na skoczni dość mocno wiało – mówił pan Krzysztof w 2022 roku w rozmowie z „Przeglądem Sportowym”.

Po wypadku Paweł zaczynał od małych obiektów, ale nawet tam było mu ciężko. Gdy powinien oddawać próby na skoczni K-90, on skakał w Szczyrku na K-40. Na skoczni K-70 nie potrafił się przełamać. Myślał wtedy: „Po co mi to wszystko? Jeżeli czuję lęk na tak małych skoczniach, to jak ja będę w stanie skakać na mamucich?”

Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego, opowiada w rozmowie z Weszło: – Po wypadku jego psychika była zdestabilizowana. Musiał się jakoś przemóc. Wielokrotnie rozmawiałem z nim, gdy jechał na skocznię do lotów narciarskich. On się bał, ale miał prawo się bać. Z zawodnikiem w takich przypadkach ciężko jest rozmawiać. Przypuszczam, że to był lęk w stylu: „Jeżeli na takiej dużej skoczni zrobię jakiś błąd, to mogę skończyć podobnie, jak w Wiśle”. To był duży hamulec, który powodował, że nie był w stanie tego puścić. Tłumaczyłem mu: „Paweł, spokojnie, jest tak jak na normalnych skoczniach. Tutaj tylko lecisz dalej. A jeśli poczujesz przyjemność z tego lotu, zobaczysz, że będziesz chciał jeszcze więcej”. Każdy się boi, może nie samego skoku, ale warunków atmosferycznych. Zawsze pierwsze próby są bardziej na rozpoznanie. W Kulm, na mamuciej skoczni w Austrii, niektóre skoki Pawła były dalekie i zaczynał się tym cieszyć, ale kiedy w jednym skoku go nieco ześwidrowało, było widać, że zaczyna się blokada. A W Planicy zdarzyło się nawet, że po prostu skoku nie oddał.

Reklama

Sytuacja ze Słowenii wydarzyła się w 2022 roku. Paweł tak opowiada o niej w książce „Za punktem K”: „Poszedłem oddać pierwszą próbę i już dojeżdżając do progu, wiedziałem, że nie odbiję się na sto procent. Wyraźnie spóźniłem skok, narta mocno uderzyła za progiem, zaczęła się oddalać. W głowie tysiąc myśli. Musiałem się ratować, żeby wylądować bezpiecznie. Gdyby ktoś mnie wtedy spytał, czy chcę dalej skakać, odpowiedź byłaby krótka: «W życiu!». Rozumowałem jednak tak: «Jestem na ważnych zawodach. Nie ma opcji, żebym zrezygnował. Muszę iść oddać kolejny skok». Wjechałem na górę, ale śnieg w torach był roztopiony, więc odwołali serię. Kiedy niedługo później trener Michal Doleżal zobaczył, w jakim jestem stanie, od razu zasugerował, żebym już w Planicy nie skakał. I tak się stało”. 

Wąsek w 2017 roku, z trenerem Grzegorzem Sobczykiem 

Wąsek ma jeszcze rezerwy

Pierwsze punkty w Pucharze Świata (cztery) zdobył w sezonie 2018/2019. W swoim najlepszym sezonie – 2022/23 – punktował aż 19 razy, zdobył w sumie 190 oczek i zakończył rywalizację na 31. miejscu w klasyfikacji generalnej. Teraz powinno być lepiej. W końcu to Wąsek, trochę niespodziewanie, okazał się najlepszy w tegorocznym cyklu Letniego Grand Prix, a i początek sezonu zimowego ma przyzwoity: w Lillehammer potwierdził, że stać go na regularne skakanie w granicach drugiej dziesiątki. W sobotnim, loteryjnym konkursie w Ruce lądował co prawda awaryjnie za bulą, uzyskując 75,5 m i zajmując ostatnie, 50. miejsce, ale na tę próbę duży wpływ miały niekorzystne warunki, co później podkreślał sam Paweł. W niedzielę było już dużo lepiej – 15. pozycja.

Thomas Thurnbichler, trener polskich skoczków, udzielił przed sezonem wywiadu Natalii Żaczek z serwisu „Przegląd Sportowy Onet”. Austriak, zapytany o to, kto od mistrzostw Polski poczynił największy postęp, mówi o Zniszczole, Kubackim, a następnie przechodzi do Wąska. – Nazywam go „Mr. Consistency”, ponieważ jest naprawdę regularny i też pokazuje topowe skoki – tłumaczy. A później dodaje: – Wypracowaliśmy pewne rzeczy przy odbiciu. Jeśli chodzi o filozofię skoku, nie była to wielka zmiana, ale przyniosła stabilizację. Zmieniliśmy też trochę styl lotu. Arvid Endler pracował z Pawłem nad tą kwestią w tunelu aerodynamicznym i po Courchevel [zawody LGP – przyp. red.] miał dla niego jasny obraz, w jakim kierunku powinien iść. Paweł to kontynuował, dzięki czemu jego lot stał się bardziej efektywny.

Wspomniany Endler to bardzo ciekawa postać – uprawia ekstremalne sporty, takie jak wingsuiting czy base jumping. Skokami zainteresował się, gdy zaczął pracować jako instruktor w tunelu aerodynamicznym w Sztokholmie. Tam poznał Thurnbichlera, który od tego sezonu uczynił go pełnoprawnym członkiem polskiej kadry. Niemiec jest ekspertem od fazy lotu, a w niedawnym wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego Onet” przyznał wprost: – Jestem bardzo zadowolony z tego, co udało nam się wypracować z Pawłem.

Postęp Pawła jest całościowy. Zmieniła się jego osobowość, od pierwszego dnia w tym roku podchodzi do wszystkiego bardzo profesjonalnie. Pilnuje wagi, rozwija się fizycznie. Pracujemy nad jego techniką odbicia, która też wygląda coraz lepiej. Mam nadzieję, że nadejdzie moment, gdy będzie właściwie zrelaksowany, co jeszcze bardziej wpłynie na jego pewność siebie – mówi dziś w rozmowie z Weszło Thurnbichler.

Tyle że skoki Wąska z tego sezonu nie są jeszcze optymalne w niektórych aspektach. Michał Chmielewski, dziennikarz TVP Sport, napisał niedawno tekst pt: „Lider niesymetryczny”. Autor pokazuje w nim zdjęcie, przedstawiające Wąska na najeździe w Lillehammer, robione od tyłu, i pisze tak: „Nierówna sylwetka najazdowa Wąska aż kłuła w oczy. Zamiast jechać prosto, obie ręce miał skierowane mocno na prawą stronę. A zatem również biodro i klatkę piersiową. Prawa noga przyjmuje większy ciężar, a powinna taki sam jak lewa”. Taka pozycja skutkuje tym, że po odbiciu ciało ustawia się do boku, a zawodnik w locie wytraca prędkość.

Wąsek z Kubackim, Żyłą i Stochem. Zakopane, 2023 rok 

Same ręce ustawione do boku nie mają aż takiego wpływu. Gorzej, jak przy wyjściu z progu jest jakaś asymetria. U Pawła było to widać zwłaszcza w Lillehammer. Wylatywał i jeden bark był obniżony, trzeba było to korygować, bo kręciło go na jednej narcie. Nie miał tej swobody. Nad tym cały czas pracuje, ale lot wygląda zdecydowanie lepiej – tak ocenia to Małysz.

W skokach Wąska są więc rezerwy, z czego zdaje sobie sprawę sam zawodnik, przyznający, że jeszcze nie do końca poradził sobie z tym problemem. – Tych skoków asymetrycznych jest już coraz mniej – uspokaja Thurnbichler.

Wielki fan motoryzacji i lider kadry?

Wąsek był aktywny od dziecka. Od piątego roku życia uprawiał motocross. Na zawody dla dzieci zawoził go ojciec, który prowadzi w Ustroniu warsztat elektromechaniki pojazdowej. Paweł raczej nie wygrywał wyścigów, ale sprawiały mu one frajdę. Miał 16 lat lat, gdy musiał rzucić motor w kąt, bo znalazł się w kadrze skoczków. Ale w domu rodzinnym w Ustroniu ma specjalne pomieszczenie, którego centralny punkt zajmuje wielki symulator wyścigów (rywalizuje na nim z kolegami z kadry), a obok są m.in. różne kierownice oraz bolid z klocków Lego. W 2019 roku pojechał z kolegami z kadry na Grand Prix Węgier Formuły 1, gdzie świetnie wypadał Mercedes. Na miejscu kupił sobie koszulkę z napisem „Petronas”, ale zapomniał przeliczyć euro na złotówki i myślał, że wydaje na nią 86 zł. Wydał prawie 400, co później w żartach wypominali mu koledzy.

Paweł próbował narciarstwa alpejskiego, ale ostatecznie postawił na skoki, w których jednak długo był w cieniu innych – Klemensa Murańki i Dawida Jarząbka. – Paweł jest dość wysokim zawodnikiem. Jego warunki mocno wpłynęły na to, że w młodych latach znajdował się często w cieniu innych. A gdy się to ustabilizowało, zdarzył się ten wypadek – ocenia Małysz.

Jednak już, gdy Paweł miał 11 lat ukazał się o nim artykuł, który rodzice Wąska do dziś przechowują w domowym archiwum. „Skakał dziadek – skacze wnuk” – to tytuł tekstu Krzysztofa Marciniuka, opowiadającego o 11-latku, uczącym się w Szkole Podstawowej nr 2 w Ustroniu, który mówi w tekście, że pokochał skoki, a po trzech latach ćwiczeń zaczął wygrywać pierwsze zawody. Wspomniany dziadek to Władysław Pytel, były alpejczyk i skoczek, który był pierwszym trenerem Wąska w Olimpii Goleszów. Kolejny ważny szkoleniowiec to Jarosław Węgrzynkiewicz, który pomagał mu odbudować się po wypadku.

Paweł zawsze miał dobrą technikę, pracowaliśmy nad nią. Później, gdy idzie się wyżej, dochodzi przede wszystkim praca nad siłą, czyli przygotowaniem fizycznym – mówi nam Rafał Śliż, były skoczek, który prowadził Wąska, gdy ten w lutym 2016 roku w Harrachovie wywalczył trzy złote medale Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży.

Wąsek w tym sezonie w Ruce 

Wywiad z Wąskiem w „Za punktem K” nosi tytuł „Do dziś zdarza się, że głowa nie puszcza”, a sam skoczek, zapytany w 2022 roku o to, jak objawia się jego lęk, odpowiada tak: „W głowie kotłuje się milion myśli. Człowiek ma poczucie, że jego nogi są jak z waty i nie będą gotowe, żeby się odbić. Ale przede wszystkim pojawiają się najgorsze obrazy tego, co może się stać”.

Choć problem jeszcze czasami, choć w dużo mniejszym stopniu, powraca, teraz w przypadku Wąska mówi się przede wszystkim o coraz lepszej dyspozycji na skoczniach. Niektórzy sugerują nawet, że zawodnik z Ustronia staje się na naszych oczach liderem polskiej kadry. Czy to jednak nie za duże słowa?

Ja bym podchodził do tego z dystansem. Nie wywierajmy na Pawle zbędnej presji. Ale widzę po jego zachowaniu, skokach i obyciu w tym wszystkim, że on jest gotowy, by być tym liderem. Jemu i Olkowi Zniszczołowi przynosi wielką radość, że mają w swojej grupie takich zawodników, mistrzów świata i olimpijskich, jak Kamil, Dawid czy Piotrek, a oni stają się liderami tej drużynami. To jest dla nich kluczowy punkt, żeby się dalej rozwijać – komentuje Małysz.

Rzeczywiście, w tej chwili Paweł oraz Olek wydają się być na wyższym poziomie, niż reszta. Ale uważam, że liderem w tej drużynie może być każdy. Niech Paweł skupi się na pracy, którą ma do wykonania. Nazywanie kogoś liderem czasami generuje więcej stresu i powoduje, że na skoczni mniej się udaje – ocenia Śliż.

Tonowałbym trochę te głosy, ale na pewno Paweł ma szansę zostać liderem tej grupy. Ma jakość, parametry i właściwe nastawienie. Wszyscy życzymy mu, by stał się kimś takim – kończy Thurnbichler.

Fot. Newspix.pl 

WIĘCEJ NA WESZŁO EXTRA:

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Komentarze

5 komentarzy

Loading...