Dworzec kolejowy w Skierniewicach nie jest raczej centrum wszechświata. Wysiadając na którymkolwiek z jego peronów, nie poczujecie się jak w jakiejś gigantycznej metropolii. Dzień meczowy Pucharu Polski nie zmienia optyki, choć na mieście gdzieniegdzie przewijają się panowie w klubowych szalikach, czapkach czy bluzach. Im bliżej nowiuteńkiego stadionu Unii, tym takowych więcej. I tym większa szansa na spotkanie z kimś, kogo warto posłuchać. Szczególnie, jeśli zastanawiało was kiedyś, o czym może marzyć kibic trzecioligowego, lokalnego klubu.
Idę powolnym krokiem przez bliskie stadionowi Unii blokowisko – do meczu jeszcze ze dwie godziny, kupa czasu, w sumie nie bardzo jest co robić. W dodatku zimno. Pod jedną z klatek schodowych stoi całkiem wysoki facet w bluzie z wyhaftowanym na plecach wielkim napisem. Mrużę oczy i upewniam się, że widzę dobrze:
UNIA SKIERNIEWICE
Zagaję, w sumie co mi szkodzi. W najgorszym wypadku okaże się, że gość nie będzie chciał rozmawiać i będę szlajał się dalej. W najlepszym wypadku – wkręcę się może w większą grupę kibiców i dowiem się rzeczy, które interesowały dotychczas niewielu i o które niewielu chciało w ogóle pytać. Wyszło chyba całkiem nieźle, bo przed meczem Unii Skierniewice z Ruchem Chorzów poznałem Mariusza.
– Dobrze trafiłeś, jeśli chcesz z kimś pogadać, bo zaraz nas będzie więcej. W sumie to zawsze przed meczem zbieramy się właśnie w tym miejscu – powiedział gdzieś na początku naszej rozmowy sympatyczny facet w średnim wieku. – Wiesz, już jakiś czas tak to się ciągnie, że chodzimy na Unię taką zorganizowaną grupą. Jest nas trochę, kilkadziesiąt osób – chwali siebie i swoją paczkę, którą będę miał zaszczyt poznać. Choć początkowo nie byłem pewien, że pozwolą mi ze sobą spędzić więcej niż kilka minut – wiecie jak to jest, kiedy wkracza się w sferę tych “kumatych”.
Miejsce zbiórki. Wyjątkowo ważny kawałek chodnika
Pozwolili, także dzięki Mariuszowi, którego w pewnym momencie spytałem wprost:
Słuchaj, mógłbym do meczu pobyć z wami? Myślisz, że chłopaki będą mieli coś przeciwko?
– Wydaje mi się, że na spokojnie. Przyjdą, to cię przedstawię, powiem co i jak.
Byłoby bardzo fajnie. Wiesz, nie przyjechałem tutaj robić kolejnej oklepanej relacji z meczu.
– Ale idziesz na mecz?
W sumie nie wiem, może wszystko co najciekawsze dzieje się przed nim?
– Ha, tu na pewno zaraz będzie ruch. Właściwie to zbiórka była na 13:00, ale wszyscy się spóźniają i na czas przyszedłem tylko ja. Przyniosłem też transparent, jest tam w torbie. Chcesz zobaczyć? – nie zdążyłem odpowiedzieć, a Mariusz już wyjął telefon i wyświetlił na ekranie zdjęcie. – O taki. Napisaliśmy tu “Czarny Koń Pucharu”, bo wiesz, Unia jest trochę tym takim czarnym koniem, nie? Już naprawdę dużo zrobiliśmy, ta 1/8 finału to wyczyn. W Skierniewicach nigdy się nic takiego nie zdarzyło.
To pierwszy raz, gdy jakikolwiek klub ze Skierniewic dotarł tak daleko w rozgrywkach Pucharu Polski
Wyniki bardzo napędzają modę na Unię?
– Pewnie, że tak. Dziś ma być komplet i to na pewno jest zasługa wyników. Może tego nie wiesz, ale na nowym stadionie Unia jeszcze ani razu nie przegrała.
To nic dziwnego, że ludzie chcą być częścią widowiska. Ale co jak wyniki się popsują?
– Kibiców będzie pewnie trochę mniej. My jednak nadal zostaniemy z klubem, dla nas wyniki nie grają roli, to już coś więcej niż tylko piłka – zadeklarował Mariusz, czym przekonał mnie, że trafiłem pod właściwy adres.
Dosłownie i w przenośni.
“To dziś grają? Są jakieś bilety? Eee, to chuj!”
Drugim z moich nowych ziomków ze Skierniewic został łysy znajomy Mariusza, który chciał minąć nas spiesznym krokiem, ale nie omieszkał uścisnąć naszych dłoni. Zdziwił się trochę na widok kolegi w pełnym meczowym rynsztunku, bo, jak sam przyznał, nie miał zielonego pojęcia, że Unia gra dziś jakiś mecz. Musiało mu to ewidentnie umknąć w codziennej gonitwie. Nie wiedział z kim, nie wiedział o co, ani w sumie po co skierniewiczanie wyjdą na boisko. Cały występ tej epizodycznej postaci można by w sumie streścić w kilku jej kolejnych zaskoczeniach:
Jak to grają?
Jak to jest telewizja?
Lokalna jakaś?
Jak to TVP Sport?
Jak to nie da się wejść na krzywy ryj?
Kiedyś się dało. Stary stadion Unii pozwalał na różne kombinacje i dawał naprawdę różnorodne możliwości. W dzieciństwie i Mariusz, i jego kumpel umieli wślizgnąć się na obiekt lokalnego zespołu i nikt nawet nie zastanawiał się, jak to robili. Albo inaczej – nikt się wtedy nie przejmował, bo wszyscy wiedzieli, gdzie są odpowiednie dziury, którymi można się prześlizgnąć. To było jednak dawno, bardzo dawno temu. Obaj moi nowi koledzy zdziwili się nawet, że aż tak dawno…
O czym marzy Mariusz? – Chciałbym awansu. I niech się ta nasza społeczność prężnie rozwija
Sztywna ekipa wyjazdowa i mgliste Suwałki
Teraz życie kibiców Unii wygląda zupełnie inaczej. Od jakiegoś czasu mają swoją zorganizowaną grupę ultrasów, która dba o atmosferę na meczach domowych i wyjazdowych. Szczególną dumę Unitom przynoszą głównie te drugie. Mariusz nawet lekko się uśmiechnął, gdy usłyszał, że chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej w temacie wyprawy na polski biegun zimna.
– Byliśmy w Suwałkach. Wymagało to sporego poświęcenia i zaangażowania, ale udało nam się dotrzeć tam w dwadzieścia osób. Wyjechaliśmy stąd jakoś o godzinie 9:00 rano, wróciliśmy grubo po 2:00 w nocy. Ale wiesz co? Było warto, choć w czasie meczu za dużo nawet nie widzieliśmy. Była tam taka kurewska mgła, że naprawdę, nic nie było widać – zrelacjonował mi dosyć szczegółowo Mariusz, do którego wreszcie zaczęli dołączać pozostali z zaangażowanych kibiców.
Nie tylko mgła może trochę popsuć widoczność…
W sumie ze trzech innych kibiców Unii próbowało mi później opowiedzieć swoją wersję tej historii z Suwałk, ale gdy tylko zaczynali wątek, ucinałem go krótkim:
– Tylko ta kurewska mgła…
Wtedy kiwali ze zrozumieniem głową i na chwilę milkli, wspominając pewnie bardzo udany dzień spędzony w doborowym towarzystwie. Towarzystwie ludzi, którzy na przestrzeni ostatniego roku stali się im bardzo bliscy i zaczęli wspólnie tworzyć bardzo dobrze zorganizowaną grupę fanów Unii.
Wiek to tylko liczba
Jest tu cała struktura, jak w każdej szanującej się organizacji. Szefujący całemu zamieszaniu lider, prowadzący doping gniazdowy. Jest bęben, są transparenty, jest nawet pirotechnika, ale tu z wyraźną gwiazdką, którą stawia każdy z zaangażowanych w jej odpalanie: – To fajnie wygląda, ale wiesz – nie chodzi o to, żeby uruchamiać jakieś rakietnice i jebnąć nimi w trybuny czy coś. To nie jest po to, żeby zrobić komuś krzywdę. Zależy nam raczej na tym, żeby zrobić niezłą atmosferę – tłumaczy mi Mariusz, ale już chyba nie bardzo ma siłę kontynuować naszą rozmowę, więc przedstawia nestora całej paczki, Bodzia. – Bodzio, chodź no tu, pan z Weszło jest. Ty to lubisz pogadać, to się nadasz.
Tak też zapadłem się na dobre pół godziny w historię opowiadaną przez będącego już po sześćdziesiątce Bogdana, który sam zaznaczył, że na Unię chodzi od roku 1981. Ma więc 43 lata stażu i widział więcej niż wiele. Faktycznie lubi się też tym wszystkim dzielić.
– Z kibicami na Unii było różnie, ale chyba nigdy aż tak dobrze. Ostatni rok to taka eksplozja, chłopaki wykazują się wielkim zaangażowaniem – przekonuje mnie Bodzio i wylicza zasługi kolejnych kolegów. Ten to robi to, tamten odpowiada za to, a jeszcze inny to jest świetny w tamtym. A bez tego, to by nas tu w ogóle nie było! – W klubie też się chyba powoli przyzwyczajają do naszej aktywności. Wydawać się mogło, że nie są do końca gotowi na taką zorganizowaną, aktywną grupę kibiców i przez to mają swoje obawy. Ja to nawet rozumiem, ale chyba faktycznie zaczynamy jakoś ze sobą żyć – słyszę od jedynego wśród Unitów emeryta.
Jesteś tu zdecydowanie najstarszy – rzucam w pewnym momencie naszej rozmowy, może niezbyt taktownie.
– No tak – słyszę w odpowiedzi.
A ile ma lat następny najstarszy w waszej grupie?
– Niech się rozejrzę… No tak chyba z dziesięć mniej.
Nie czujesz się staro, jak patrzysz na tych już w ogóle najmłodszych, nastoletnich?
– Nie, mają w sobie dużo werwy, ale ja też. Mam także bezcenne doświadczenie, bo na trybunach siedzę od dawna. W Skierniewicach jest w ogóle tak, że większość mieszkańców kibicuje Widzewowi, więc to nie tylko Unia – wielu chłopaków jeździ na mecze do Łodzi i ten ciągle podsycany ogień nie gaśnie. Ja zresztą nadal pamiętam swój pierwszy mecz, strasznie mnie wtedy zdenerwowała porażka, było mi bardzo przykro. Teraz takie pierwsze doświadczenia zdobywają inne dzieciaki. Mój bratanek na przykład – ma 11 lat i powoli łapie tego bakcyla, wsiąka w kibicowanie. O, a tu wnuk mojego chrzestnego, też jest z nami. Serce rośnie, bo ta społeczność prężnie się rozwija
Oprawa kibiców Unii na mecz z GKS-em Katowice.
Dowodów na to, że Bodzio mówi prawdę nie muszę szukać daleko. Naszej rozmowie przysłuchuje się tata w średnim wieku i jego mały, może ośmioletni syn. Jest herb Unii, jest herb Widzewa, jest ciepła czapka na głowie młodego, bo przecież priorytetem jest to, żeby się dziś nie rozchorować. Jest też wiara w to, że Unia może wygrać kolejny mecz, choć ten sezon i tak zapowiada się na wyjątkowo udany. Mówimy przecież o liderze jednej z grup trzeciej ligi.
O czym marzy Bodzio? – Trochę się obawiam awansu do drugiej ligi, może braknąć pieniędzy. Ale i tak chciałbym Unii na poziomie centralnym. I żebyśmy my, kibice, dalej robili swoje.
Waga rekwizytów nie jest mała. A diabeł tkwi w szczegółach
W międzyczasie do grupy dalej dołączają kolejni kibice, powoli zaczyna nam już brakować tego zwyczajowego skrawka chodnika. Jak dobrze pójdzie, to będą sobie musieli zmienić miejsce zbiórki, bo to będzie najzwyczajniej w świecie za małe. No i jest ono takie trochę mało reprezentatywne, bo jedynym znakiem tego, że można się tu spodziewać prawdziwych fanatyków, jest tylko maleńki napis na ścianie bloku.
Niepozorne miejsce zbiórki najbardziej zagorzałych kibiców Unii Skierniewice
W dzień meczowy dużo łatwiej wyłapać, co się tu dzieje. Panowie mają na sobie te charakterystyczne bluzy z dużym napisem na plecach. Powód, dla którego w ogóle zwróciłem uwagę na Mariusza.
– Tak, chłopaki ostatnio właśnie zadbali o to, żeby coś takiego wyprodukować. Są ciepłe, ładne dla oka i przede wszystkim – są nasze – opowiada Bodzio, któremu w słowo wchodzi kibic ubrany w oczojebną, żółto-niebieską koszulkę. – To też nie tylko te bluzy. Szaliki są z klubu, każdy jakiś ma, ale my też często zakładamy na mecze takie koszulki, też powstały na specjalne, meczowe okazje.
Jego akurat nie spytałem o imię, ale na sam koniec mojej przygody w Skierniewicach dał mi bilet kolekcjonerski, za co raz jeszcze niezmiernie dziękuję. Pamiątka już wisi nad biurkiem.
To zresztą kolejny dowód na to, że wszystkie szczegóły mają ogromne znaczenie. Bęben, mający być wsparciem dla dopingujących coś jakby nie do końca napięty – trzeba poprawić, przyjeżdża do nas Ruch, nie może być lipy. Megafon dla gniazdowego zdecydowanie za mały i zbyt badziewny – trzeba będzie kupić nowy, raczej szybciej niż później. No i promocje na czteropak “Harnasia” za małe, ale z tym akurat niewiele można zrobić.
Można jednak wejść na stadion, zedrzeć gardło i wrócić do domu z satysfakcją. Choć to nie tylko o to chodzi
Skierniewiccy ultrasi, czyli hobby podlane lokalnym patriotyzmem
Bodzia pytam, czy ich zażyłość z klubem i ze sobą nawzajem może wynikać z lokalnego patriotyzmu: – Tak, jesteśmy zżyci, dobrze się czujemy w swoim towarzystwie. Robimy razem to, co lubimy. A Unia, Skierniewice i kultura kibicowska są tym, co nas spaja.
Podobnie myśli Piotrek, szesnastolatek, który spełnia się w roli prowadzącego doping. Jest najbardziej wygadanym z sekcji młodzieżowej, nic dziwnego, że to jemu powierzono pieczę nad megafonem: – Znaliśmy się wcześniej, ze szkoły – mówi mój rozmówca i wskazuje na jeszcze kilku swoich kolegów w podobnym wieku. Jeden przyszedł na mecz z plecakiem, bo dopiero co skończył lekcje. – Jeździmy też razem na Widzew, ale tam to nie daje tyle frajdy, co tutaj. Jakbyś mnie zapytał, gdzie wolę kibicować, odpowiem, że na Unii. Tu jest trochę inna atmosfera, zupełnie inaczej podchodzimy do tego, co budujemy sami. Takie środowisko odpowiada mi bardziej, choć każde ma swoje plusy – twierdzi Piotrek.
Każdy ma jakieś powody, by regularnie chodzić na mecze zespołu z czwartego poziomu rozgrywkowego, ale wszystko można sprowadzić do tego, że jest po prostu fajnie. Każdy mecz to cel – nie tylko dla drużyny, ale też dla ambitnych kibiców, którzy chcą się rozwijać i dać się zauważyć. Dla Unii i dla Skierniewic.
W ich towarzystwie jest tak miło, że ośmielony pytam, czy chcieliby grupowe zdjęcie, które byłoby świetną ilustracją do tekstu. Cóż, przeszarżowałem – fotografie są w kibicowskim świecie sprawą naprawdę wrażliwą, choć ja i tak nie liczyłem na wiele. Czasem warto spróbować, ale mieszane reakcje przekonały mnie od razu, że to spójna grupa, w której wszyscy darzą się zaufaniem, a ja, mimo wszystko, nadal jestem intruzem i jedni podchodzą do mnie bardziej podejrzliwie, a inni mniej. Widoczny jest między nami dystans, którego nie skrócą nawet najszczersze chęci z obu stron.
Ale nie będę marudził, bo i tak poczułem się tam przyjęty bardzo dobrze. Rozważano nawet, czy znajdzie się sposób, by przemycić mnie gdzieś na ich trybunę. Miłe, nie?
Trener Socha i widmo awansu. Ten już na wyciągnięcie ręki
Wziąłem też udział w krótkim spacerze spod czerwonego napisu “MKS UNIA” pod stadion. Tam kibiców było oczywiście jeszcze więcej, ale to nie oni mieli dbać o show przy Pomologicznej 8. Wszyscy liczyli na to, że głównymi aktorami znów będą piłkarze trenera Kamila Sochy. Szkoleniowiec cieszy się wśród fanów naprawdę dużą popularnością, lecz powodów sympatii nie należy szukać tylko w świetnych wynikach Unii.
– To szczery, mądry chłop – słyszę.
– Trudno go nie lubić.
– To bardzo ważne, że o niektórych rzeczach mówi otwarcie.
Ta ostatnia wypowiedź jest fragmentem mojej krótkiej rozmowy z Maciejem Bąbą, redaktorem naczelnym lokalnego radia RCS. Dziennikarza przedstawił mi Bodzio, który zna tam chyba wszystkich. Kolejnym miłym akcentem była reakcja na nazwę naszej redakcji: – Świetna była ta rozmowa z trenerem Sochą. Świetna. Otworzył się w słusznej sprawie i myślę, że tak właśnie trzeba robić – docenił Bąba. – Jeśli ktoś boryka lub borykał się z takimi problemami, to nie ma żadnych powodów do wstydu. To był bardzo istotny materiał – dodał redaktor. Skoro tak poleca, to sprawdźcie:
“Miałem dość wszystkiego. Życie oddało”. Kamil Socha po ograniu Motoru i GKS-u Katowice [CZYTAJ]
Później schodzimy jednak z Bąbą na nieco inne tematy, pewnie zdecydowanie mniej ważne. Wszystko dlatego, że zespół ze Skierniewic przezimuje na pozycji lidera swojej trzeciej ligi. – Unia wygląda w tym sezonie bardzo dobrze, jest na fali. Wyliczyłem jednak, że w przypadku awansu do drugiej ligi, a ten jest coraz bardziej możliwy, klub będzie potrzebować dodatkowo około 1,5 miliona złotych. Najłatwiej byłoby te pieniądze zdobyć dzięki jakiemuś bogatemu sponsorowi, ale to już zobaczymy – tu padło kilka nazw, które dają nadzieję Bąbie.
Bodzio jest sceptykiem – jego zdaniem trudno będzie o finansowanie: – Kłopotem po awansie nie byłoby to, że Unia zaczęłaby przegrywać więcej spotkań niż teraz. Problem leży gdzie indziej. W naszym regionie jest coraz mniej dużych firm, które mogłyby mieć chrapkę na sponsorowanie klubu. Bo co? Może kolej trochę osób tu zatrudnia i ma budżet na takie rzeczy, ale nie wydaje mi się – stwierdza jeden z bardziej doświadczonych sympatyków ekipy ze Skierniewic.
Przydałoby się jakieś bardziej optymistyczne spojrzenie, więc po prostu skończmy ten fragment marzeniem gniazdowego Piotrka. Optymisty pełną gębą.
O czym marzy Piotrek? – O jak największym rozwoju naszej grupy kibiców, awansie co najmniej do drugiej ligi i zdobyciu Pucharu Polski.
Koniec pięknego snu nie oznacza, że już nigdy nie będziesz śnił
Na pełną realizację swojego pobożnego życzenia ciągle uśmiechnięty szesnastolatek będzie musiał poczekać co najmniej rok. Przed meczem jeszcze nie wiedział, że Ruch nie popełni tych samych błędów co Motor i GieKSa, a Unii po prostu braknie jakości, by zagrozić rywalom grającym dwa poziomy rozgrywkowe wyżej. O to chodzi w kibicowaniu, by poczuć dreszczyk emocji, który towarzyszy spotkanym przeze mnie fanom podczas każdego meczu zespołu ze Skierniewic.
Ruch Chorzów okazał się dla Unii rywalem nie do przejścia
Mimo porażki i odpadnięcia z Pucharu Polski, Unici na pewno doceniają to, co już mają. A jak na realia czwartego poziomu rozgrywkowego uzbierali naprawdę spory kapitał:
- nowiutki stadion, na którym mogą zasiąść nawet trzy tysiące kibiców,
- włodarzy, którzy czasem może nie będą robić po myśli lokalnych ultrasów, ale w gruncie rzeczy wykonują swoją pracę,
- trenera i piłkarzy, którzy dają szansę na spoglądanie wyżej.
Mają też siebie – kumpli do pójścia na mecz, do pojechania na koniec Polski, do zrobienia czegoś fajnego wspólnymi siłami. Przy tym wszystkim jeden mecz nie znaczy za wiele. Dla mnie nie znaczył, bo wszystko, co chciałem odkryć, dostałem na tacy od spotkanych Unitów. Dla ludzi, z którymi spędziłem w sumie ze dwie godziny, starcie z Ruchem też chyba nie było sprawą życia i śmierci.
Wszystkim im zależy przede wszystkim na tym, żeby dalej budować lokalną społeczność.
WIĘCEJ O PUCHARZE POLSKI:
- Wstyd. Kibice Ruchu zakłócili minutę ciszy przed meczem Pucharu Polski [WIDEO]
- W meczu dwóch zdołowanych drużyn Korona lepsza niż Widzew
- CO ZA MECZ W WARSZAWIE! Polonia wychodzi z 0:2, Wisła nie obroni trofeum!
Fot. Newspix / Unia Skierniewice / Unici