W cieniu wczorajszej porażki Realu Madryt w Hiszpanii miało miejsce inne warte wspomnienia wydarzenie. Otóż nie dość, że Girona odpadła w Pucharze Króla po starciu z czwartoligowcem, to jeszcze ten mecz miał bardzo nieoczywistego bohatera.
Oczywiście kibice Girony mogą czuć żal, bo po remisie doszło do konkursu rzutów karnych, w których Girona legalnie strzeliła jeden z nich, ale nie został on uznany (strzał Stuaniego), bo sędzia nie zauważył, że piłka przekroczyła linię bramkową. To skandal, który wynika z braku VAR-u. Z drugiej strony brak zamknięcia rywalizacji w regulaminowym czasie gry z przeciwnikiem z niższych lig to zawsze proszenie się o kłopoty, a jak się okazało – największym z nich w kluczowym momencie okazał się 19-latek.
I to nie byle jaki. Pol Arnau, piłkarz UD Logrones, normalnie jest zawodnikiem z pola, ale kiedy bramkarz odniósł kontuzję i limit zmian był już wyczerpany, poprosił trenera, żeby ten pozwolił mu bronić. Przez 90 minut Girona nie oddała co prawda celnego strzału, ale poprawiła to w dogrywce i sprawdziła Arnau. Ten nie dość, że dał radę, to jeszcze w konkursie jedenastek obronił jeden ze strzałów i dopisał sobie niezwykłe osiągnięcie.
Awans do trzeciej rundy Pucharu Króla (1/32 finału) 19-latek zadedykował zmarłemu ojcu, wychowankowi Barcelony i legendarnemu bramkarzowi Malagi Francescowi Arnau. – Przed i w trakcie rzutów karnych mój ojciec ciągle krążył mi w myślach. Myślę o nim co mecz. Jestem pewien, że to wszystko dzięki niemu. Jest moim aniołem w niebie, pomaga mi – powiedział młody Hiszpan na łamach „El Larguero”.
WIĘCEJ NA WESZŁO: