Czy zamieszanie z Igą Świątek rozejdzie się po kościach? O ewentualne następstwa dopingowej sprawy polskiej tenisistki zapytaliśmy Michała Rynkowskiego. – Jeżeli rzeczywiście liczba argumentów przekonała tenisowe organy dyscyplinarne do tego, żeby wymierzyć niski wymiar kary, to zakładam, że wniesienie odwołania przez władze tenisowe lub WADA jest mało prawdopodobne. Ale to trochę wróżenie z fusów – stwierdził dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej.
KACPER MARCINIAK: Czym tak naprawdę jest trimetazydyna, która znalazł się w organizmie Igi Świątek? Mówimy o środku często powiązanym z aferami dopingowymi w sporcie?
MICHAŁ RYNKOWSKI: To substancja znajdująca się na Liście Substancji i Metod Zabronionych. Jest to też substancja o podobnej budowie i działaniu do meldonium, które było dość powszechnie stosowane za naszą wschodnią granicą. Jeżeli chodzi o ostatnie przypadki dotyczące trimetazydyny, to możemy wymienić chociażby przypadek chińskich pływaków czy też łyżwiarki Kamili Walijewej. A jeśli chodzi o polskie sprawy, to możemy wspomnieć o Jakubie Świerczoku, który finalnie udowodnił, że w sposób nieświadomy zastosował ten produkt poprzez suplement diety.
Jak wygląda postępowanie w takich sytuacjach? Oraz co i w jaki sposób musiała najpewniej udowodnić Iga?
Po pierwsze zawodniczka, jak tylko otrzymała informację o tym, że ma wynik pozytywny, została tymczasowo zawieszona. I niezwłocznie z tego, co wynika z tych informacji, które zostały przedstawione, złożyła wyjaśnienia. Te pozwoliły na podjęcie decyzji o jej odwieszeniu. Więc już na tym wstępnym etapie było prawdopodobne, że ta kara, która zostałaby nałożona, będzie niska.
Natomiast dzisiaj dowiedzieliśmy się o tym, jakie jest rozstrzygnięcie. Organ tenisowy zdecydował, żeby nałożyć na zawodniczkę karę jednego miesiąca dyskwalifikacji, co jest wyrokiem bardzo łagodnym. Biorąc pod uwagę fakt, że pierwotnie zawodnicze groziły nawet cztery lata zawieszenia. Natomiast już po stwierdzeniu, że miała ona do czynienia z produktem zanieczyszczonym, ta kara mogła oscylować od nagany do dwóch lat dyskwalifikacji. Więc faktycznie został orzeczony najniższy wymiar kary.
Czyli możemy wywnioskować, że transparentność w postawie Igi Świątek okazała się bardzo istotna w wyjaśnianiu tej sprawy?
Nie chcę oceniać ani polityki władz tenisowych w tym zakresie, ani tego, jak podeszła do tego zawodniczka. Natomiast myślę, że też warto zwrócić uwagę na jeszcze inny aspekt sprawy. Mianowicie ta decyzja, która została podjęta, jeszcze nie jest prawomocna. Więc w teorii prawo złożenia odwołania przysługuje samej zawodniczce, władzom tenisowym, jak i również Światowej Agencji Antydopingowej (WADA).
Dopingowa afera Jannika Sinnera wyglądała w ten sposób, że dopiero po jakimś czasie przyjrzeć jej postanowiła się WADA. Czy jednak da się w ogóle porównać sprawę Włocha a Polki?
Oczywiście to daleko idące porównanie. Szczerze mówiąc, ciężko nam za bardzo wypowiadać się na ten temat i porównywać te dwie sprawy, ponieważ my, jako POLADA, nie mamy dostępu do pełnych akt obu postępowań. Więc naprawdę byłoby to zbyt daleko idące.
Czy możemy oceniać, że ta sprawa została zamknięta na amen, czy należy jednak brać uwagę, że możliwe są dalsze reperkusje?
Zupełnie teoretycznie mówię – należy. Natomiast jeżeli te dowody, które zostały przedstawione są tak mocne i rzeczywiście liczba argumentów przekonała tenisowe organy dyscyplinarne do tego, żeby wymierzyć niski wymiar kary, to zakładam, że wniesienie odwołania przez władze tenisowe lub WADA jest mało prawdopodobne. Ale tak jak mówię, to jest trochę wróżenie z fusów. Żeby takiej oceny dokonać, trzeba mieć przed oczami decyzję z uzasadnieniem oraz dostęp do pełnych akt w tej sprawie.
ROZMAWIAŁ KACPER MARCINIAK
Fot. Newspix.pl
Czytaj też: