Wejście w buty jednego z najbardziej kultowych trenerów XXI wieku i legendy klubu z Anfield było dla dotychczasowego szkoleniowca Feyenoordu jak przejście zza kierownicy solidnej miejskiej Toyoty do bolidu Formuły 1. Tymczasem Arne Slot, który przed objęciem Liverpoolu nie wyściubił nosa poza Holandię i jako zawodnik, i jako trener, latem zastąpił Juergena Kloppa i nie tylko zapanował nad swoim nowym pojazdem, ale też zdominował obecny sezon w stylu Maxa Verstappena, notabene swojego rodaka. Obaj Holendrzy, bijąc kolejne rekordy, kroczą od zwycięstwa do zwycięstwa i o ile ten młodszy kilka dni temu zdobył swoje kolejne mistrzostwo świata, to ten starszy na swoje trofea w Liverpoolu musi jeszcze zapracować. Nie mógł jednak wyobrazić sobie lepszego startu.
Kontynuowanie pracy tam, gdzie skończył jeden z najbardziej utytułowanych menedżerów klubu, niesie ze sobą presję, mogącą szybko przytłoczyć tych nieprzygotowanych na ten rozmiar kapelusza. Wystarczy zapytać Davida Moyesa, który kilka lat temu boleśnie się o tym przekonał.
Dziewięć lat pracy niemieckiego maga, osiem trofeów, na czele z Ligą Mistrzów, ale przede wszystkim mistrzostwo Anglii, wyczekiwane na Anfield przez ponad trzy dekady. – Gdziekolwiek spojrzysz, są obrazy i murale z Kloppem. Nie sposób nie zauważyć jego spuścizny i ogólnego wpływu… Nikt tu nie mówi o dawnych czasach, za to wszyscy wspominają jego – mówił Slot w jednym z pierwszych wywiadów po przybyciu do miasta Beatlesów. Kibice The Reds marzyli o bardziej ekscytujących trenerach w typie Xabiego Alonso, czy Roberto De Zerbiego, a dostali solidnego Holendra, który był wielkim znakiem zapytania. Dziś jednak Slot odbierany może być jedynie jako wykrzyknik.
Wymarzony start
Holender nie zamierzał bowiem kupować sobie czasu plotąc o zmianach systemu gry, poznawaniu potencjału i pięcioletnich planach. Ruszył do roboty i już z obozów przedsezonowych dochodziły ze środka drużyny sygnały, że Slot do legendy Kloppa może i podchodzi z szacunkiem, ale zamierza pójść własną drogą, wprowadzając do wciąż świetnego zespołu, który dostał, własne ulepszenia.
Oczywiście tego typu plotki i doniesienia o napinaniu muskułów przed sezonem szybko potrafi zweryfikować brutalna rzeczywistość ligowa, zwłaszcza w tak konkurencyjnym środowisku jakim jest Premier League. Holendra do tej pory nie potrafił jednak zweryfikować nikt. 16 zwycięstw i remis w pierwszych 18 spotkaniach na wszystkich frontach zapewniły mu historyczny start. Jedyną porażkę niedługo po rozpoczęciu sezonu z rewelacją pierwszych ligowych kolejek, Nottingham Forest, trudno nazwać inaczej niż wypadkiem przy pracy.
Przez pucharowe zmagania zarówno w rodzimym Carabao Cup, jak i w Champions League, The Reds również przeszli do tej pory suchą stopą. Europejski miernik jakości Slotball też więc się pojawił, a efektem jest samodzielne zasiadanie w fotelu lidera z kompletem punktów na półmetku fazy ligowej najważniejszego z pucharów na Starym Kontynencie.
Co się jednak stało, że po dość bolesnym i męczącym dla kibiców The Reds ostatnim sezonie, będącym swoistym “The Last Dance” Kloppa, Liverpool znów stał się jedną z najbardziej ekscytujących drużyn w Europie?
Słabe okienko transferowe
To pytanie jest tym bardziej zasadne, że letnie okienko transferowe okazało się dla The Reds kompletnym niewypałem. Władze klubu z Anfield robiły wprawdzie latem dobrą minę do złej gry powtarzając banały o wystarczająco silnej kadrze. Kibiców mogło to nie przekonać – najgroźniejsi rywale do walki o mistrzostwo już w ostatnim sezonie wydawali się coraz bardziej odjeżdżać będącemu w żałobie po Kloppie Liverpoolowi, a latem zgarnęli jeszcze te co bardziej łakome kąski z europejskiego stołu. Manchester City wziął Savinho czy Guendogana, a Arsenal dwa objawienia tegorocznego Euro – Mikela Merino i Riccardo Calafioriego.
Liverpool nie wziął nikogo. To znaczy wziął pod sam koniec okienka niemłodego już i mocno kontuzjogennego Federico Chiesę, który do tej pory w nowych barwach spędził na murawie 78 minut, oraz Giorgiego Mamardaszwilego, który do drużyny dołączy jednak dopiero za rok, pozostając na wypożyczeniu w Valencii.
Cieniem na pracy działu skautingu położyła się też ciągnąca się niemiłosiernie i nieskuteczna batalia o pozyskanie świeżo upieczonego mistrza Europy – Martina Zubimendiego, który ostatecznie wybrał dalszą grę w San Sebastian. To wszystko skutkowało jednak tym, że holenderski szkoleniowiec praktycznie przejął 1 do 1 kadrę po Kloppie. Za to z dużo lepszym efektem potrafi jak na razie wykorzystać jej potencjał…
Kontrola ponad chaosem
Slot od samego początku zmienił bowiem sposób gry swoich nowych podopiecznych. Odszedł od kloppowego heavy metalu i nieustannej presji narzuconej przez filozofię gry niemieckiego szkoleniowca. Wyniszczała ona w ostatnim czasie drużynę, a na przestrzeni całego sezonu była niemal nie do utrzymania. Zarówno dla bardzo wysoko ustawionej defensywy, która musiała biegać dużo więcej od rywali w przypadku utraty piłki, przez ofensywę, mającą nieustannie pressować i czyhać na błędy przeciwnika.
Holender postanowił być bardziej pragmatyczny. Od rock&rollowej gry end-to-end wolał spokojniejsze wybijanie rytmu, ale za to takie, które niemal zawsze trafia w odpowiednie klawisze. Jego podejście, zarówno na boisku, jak i poza nim, kładzie nacisk na strukturę, dyscyplinę i bardziej kontrolowany styl gry. Jego drużyna notuje więc mniej podań, ale za to są one celniejsze, oddaje mniej strzałów, ale są one skuteczniejsze.
Poza tym odszedł od tak ubóstwianego przez Niemca 4-3-3 na rzecz zdecydowanie bardziej “odpowiedzialnego” 4-2-3-1. Oznaczało to wprowadzenie dwóch pivotów (najczęściej będący w rewelacyjnej formie Alexis Mac Allister i Ryan Gravenberch) dających lepsze zabezpieczenie przed linią obrony oraz zwiększone obowiązki defensywne takich graczy jak Trent Alexander-Arnold i Andy Robertson na bokach obrony. Do tego duża wymienność pozycji w linii środkowej i inne rozłożenie akcentów w ofensywie i w pressingu, sprawiły, że szkielet zespołu stał się znacznie mocniejszy, jednocześnie pozostawiając swobodę ekspresji i kreatywności w ataku.
Slot jasno dał do zrozumienia, że nie zamierza całkowicie zrewolucjonizować stylu The Reds. Różnice w podejściu obu trenerów są jednak aż nadto widoczne. Holender kładzie nacisk na kontrolę, precyzję i minimalizowanie słabości defensywnych, a nie na chaos, kontrataki i tworzenie okazji dzięki stratom.
Nie oznacza to jednak końca futbolu, z którego słynął w ostatnich latach Liverpool. Mocniejsze tony wciąż się pojawiają, ale są bardziej wyrachowane i rzadsze. Elementy heavy metalu szczególnie widać w grze The Reds, kiedy trzeba gonić wynik. Jak choćby w końcówce ostatniego ligowego spotkania z Southampton, w którym faworyt dał się zaskoczyć beniaminkowi i po godzinie gry przegrywał 1:2. Końcówka to była jednak szalona (i ostatecznie udana) pogoń za wynikiem w tym porywającym stylu, który Anfield tak pokochało za kadencji Kloppa.
Na wspomnianym już lipcowym obozie przygotowawczym za oceanem od samego początku było widać (i słychać) stempel nowego trenera. – Kill them with passes (Zabijcie ich podaniami) – krzyczał do swoich nowych podopiecznych na pierwszych treningach i powtarzał jak mantrę podczas przedsezonowych sparingów. Slot w miejsce sztuczek, namawiał swoich zawodników do skupienia się na pozycjonowaniu i ruchu, aby tworzyć lepsze okazje do podań. Mimo że nie dysponował wtedy jeszcze pełną kadrą, a duża część graczy jeszcze odpoczywała po kontynentalnych czempionatach, z obozu The Reds było słychać głosy pełnej akceptacji do kierunku zmian. A Slot dodawał tylko: – Za każdym razem, gdy tracisz piłkę, tracisz okazję na zdobycie gola.
Arne Slot ball.
Kill them with passes. pic.twitter.com/e01yax21gi
— Watch LFC (@Watch_LFC) August 1, 2024
Slot i rekordy
Ligowa brać miała powiedzieć “sprawdzam” kiedy zaczęła się gra o punkty, ale okazało się, że Holender już na początku swojej pracy pobił kilka rekordów nie tylko klubowych, ale także całej Premier League. Slot został pierwszym trenerem angielskiej drużyny, który wygrał 11 z pierwszych 12 meczów we wszystkich rozgrywkach, osiągając również najlepszy wyjazdowy start w historii klubu. Sześć zwycięstw z rzędu na obcych stadionach to było coś, czego przed nim nie osiągnął nikt.
Dla lepszego kontekstu, żaden menedżer w historii Liverpoolu nie miał lepszego startu niż Holender, który wygrał 10 z pierwszych 11 starć we wszystkich rozgrywkach. Tylko Pep Guardiola, który wygrał swoje pierwsze 10 spotkań, osiągnął 10 zwycięstw we wszystkich rozgrywkach jako manager Premier League w mniejszej liczbie meczów niż Slot. Klopp potrzebował 18 gier Premier League, aby wygrać siedem starć ligowych jako menedżer Liverpoolu, podczas gdy były szkoleniowiec Feyenoordu potrzebował tylko ośmiu, aby osiągnąć ten wynik.
Komplet czterech zwycięstw w Champions League przy spektakularnym stosunku bramek 10:1 tylko to potwierdza, przy czym za rywali nie miał wcale pariasów europejskiej piłki. W końcu na ten dorobek podopieczni Slota pracowali w meczach m.in. z Bayerem Leverkusen, Milanem, czy RB Lipsk. Szczególnie zwycięstwo nad ostatnim z wymienionych rywali miało szczególne znaczenie. W końcu niemiecki klub jest flagowym projektem grupy Red Bull, w której Juergen Klopp zostanie globalnym dyrektorem ds. piłki nożnej już 1 stycznia.
– Tak wiele wspaniałych drużyn i managerów było częścią tego klubu, więc osiągnięcie czegoś nowego jest naprawdę wyjątkowe – przyznał nowy manager The Reds w jednym z wywiadów – Rekordy są fajne, ale jest coś piękniejszego niż rekordy, a mianowicie trofea – dodał trochę pod publiczkę, wiedząc, że rozkocha w ten sposób Anfield jeszcze bardziej.
Slot i statystyki
Liczby generalnie są po stronie 46-letniego Holendra. Mając osiem punktów przewagi po dwunastu ligowych meczach, Liverpool jest bowiem aktualnie na prostej drodze do zdobycia mistrzostwa w Premier League. Drużyna Slota przewyższa swoje xP (xPoints – oczekiwane punkty, czyli prawdopodobieństwo wygrania meczu przez drużynę na podstawie jakości i ilości stworzonych szans) o około 4,5, przewodząc oczywiście ligowej stawce w tej statystyce.
Mistrzowski Liverpool z sezonu 2019/20 był aż o dziesięć punktów powyżej xP po 12 meczach i utrzymał to tempo aż do końca sezonu. Jeżeli więc The Reds dojadą do końca na obecnym poziomie, zdobędą upragniony tytuł. Jednak nawet jeśli po prostu powrócą do oczekiwanych liczb, wciąż mają na to bardzo duże szanse. Problemy zaczną się jeżeli przestaną doskakiwać do poprzeczki, którą sami sobie tak wysoko zawiesili na starcie bieżącej kampanii.
Poprawę statystyk względem choćby ubiegłego roku widać też doskonale kiedy weźmiemy pod uwagę gole oczekiwane (xG). The Reds zajęli w minionej kampanii przedostatnie miejsce w lidze w tej kategorii. Zdobyli 86 goli przy xG wynoszącym 94,8. Jednak pod wodzą Slota Liverpool zaczął tworzyć sytuacje i zdobywać bramki w bardziej kontrolowanym tempie. Oddawał mniej strzałów na mecz, ale z wyższym xG. W rezultacie tempo zdobywania bramek jest zdecydowanie lepsze niż w ubiegłym sezonie i przy 24 golach i 27,8 xG zespół jest w środku ligowej stawki.
Może jednak pozwolić sobie na takie “marnotrawstwo” dzięki temu co robi w defensywie. W obronie Liverpool przewyższa największych rywali, tracąc osiem goli przy xGA wynoszącym 12,4. Bardziej cierpliwe podejście podopiecznych Slota w momencie posiadania piłki poprawiło bowiem grę obronną drużyny, zmniejszając częstotliwość kontrataków. Tym bardziej, że to właśnie linia obrony w zeszłym sezonie powodowała wszelkiego rodzaju problemy. W ostatnich siedmiu meczach Premier League Liverpool Kloppa stracił jedenaście goli, co było głównym powodem, że odpadli w wyścigu o tytuł krótko przed metą. Slot najwyraźniej to zdiagnozował i od samego początku zaczął naprawiać.
Jeśli chodzi o pressing który w wydaniu Kloppa był zawsze uznawany w europejskiej piłce nożnej za jeden z najbardziej intensywnych i trudnych do opanowania, zmiany też nadeszły szybko i tylko potwierdziły kierunek w jakim zmierza nowy szkoleniowiec. Według Opty, w sezonie 22/23 Liverpool Kloppa średnio stosował 10,1 prób wysokiego pressingu (akcje pressingu na pierwszych 40 metrach boiska przeciwnika) na mecz. Pod wodzą Slota ten wskaźnik spadł do 7,5. Potwierdza to również fakt, że The Reds spadli z trzeciego miejsca w Premier League pod względem liczby odbiorów w ostatniej tercji boiska na 90 minut w zeszłym sezonie (2,97) na 14. miejsce w tym sezonie (2,36). Wskazuje to wyraźnie na odejście od agresywnego pościgu za piłką na połowie przeciwnika i zastosowanie bardziej wyważonego podejścia w tej materii.
Ale czy uda im się utrzymać taki poziom przez cały sezon?
Wszystkie statystyki wskazują, że drużyna Slota należy do czołówki i tam właśnie się znajduje. Należy spodziewać się pewnego regresu, choć Holender może to zrównoważyć, poprawiając płynność ataków i udoskonalając pressing. Duży potencjał jest wciąż w stałych fragmentach gry, dzięki którym The Reds trafili tylko dwa razy w lidze do tej pory. Poprawa w tym zakresie może zapewnić alternatywną drogę do zdobywania goli, w przypadku gdy inne sposoby zawiodą. Tym bardziej, że ci sami zawodnicy byli pod tym względem świetni w latach ubiegłych. Tak długo, jak The Reds utrzymają dotychczasowy poziom lub nawet nieznacznie go obniżą, mogą śmiało myśleć o majowym świętowaniu mistrzowskiej patery na Anfield.
Slot i oczekiwania
A przecież spora część ekspertów nie stawiała nawet Liverpoolu w szerokim gronie drużyn, które miały walczyć o tytuł w Anglii. Pomni ze wszech miar nieudanej kadencji jego rodaka, Erika ten Haga u innego z gigantów wyspiarskiego futbolu, nie wierzyli w aż tak dobry start Slota. W końcu była to dla niego pierwsza praca poza Holandią. Z Feyenoordem wprawdzie zdobywał mistrzostwo i grał w Lidze Mistrzów, ale powtórzmy jeszcze raz: mówimy o gościu, który pięć lat temu był jeszcze asystentem Johna van den Broma w AZ Alkmaar. Był asystentem trenera, którego piąta drużyna ubiegłego sezonu polskiej Ekstraklasy wymieniła kilka miesięcy temu na… Mariusza Rumaka. I to w niego właśnie nie potrafili uwierzyć futbolowi mejweni z Premier League.
Znany angielski trener i piłkarz, a obecnie komentator Sky Sports, Tim Sherwood uderzył się nawet w pierś. Kapitan mistrzowskiej drużyny Blackburn z lat 90. ubiegłego wieku przyznał, że wielu ekspertów zbyt pochopnie odebrało szanse Liverpoolu na trofea w tym sezonie. – Mówimy przecież o drużynie, która wygrała Premier League i Ligę Mistrzów. To szaleństwo, że tak wiele osób ich zignorowało na początku sezonu. Nikt tak naprawdę nie myślał, że wygrają i nie wiem dlaczego. Mają przecież wszystko, a przede wszystkim nadal mają wspaniałych graczy – powiedział były manager Tottenhamu czy Aston Villi.
Slot i piłkarze
Nowy menedżer wykonał zdumiewającą pracę i przekroczył wszelkie oczekiwania, ale nie machnął magiczną różdżką. Odczarował za to kilku graczy, którzy odzyskali pod jego batutą drugą, a czasem też i pierwszą młodość. Weźmy choćby takiego Ryana Gravenbercha, który za kadencji Kloppa był jednym z największych rozczarowań. Tymczasem to on obecnie wypełnia rolę, którą miał przejąć letni cel transferowy numer 1, Martin Zubimendi, który ostatecznie nie trafił na Anfield. Slot postawił odważnie na reprezentanta Holandii, a ten niespodziewanie stał się jednym z najważniejszych graczy, zachwycając techniką użytkową, elegancją w grze, a przede wszystkim odpowiedzialnością na kluczowej pozycji w linii środkowej.
Liverpool pod wodzą Arne Slota gra bez klasycznej „szóstki”. Nie ma jednego zawodnika, który jest centralną postacią zespołu. Gravenberch ma sporo swobody w poruszaniu się i jest zawodnikiem bardziej mobilnym z piłką przy nodze niż większość typowych defensywnych pomocników. Ma cechy, których Arne Slot szuka u graczy środkowej linii. Mają oni przyjmować piłkę pod pressingiem rywala, współpracować z kolegami na małej przestrzeni lub przyspieszać akcję podaniem.
Gravenberch dobrze sobie radzi w takim sposobie grania. Ma odpowiednie warunki fizyczne, umie skutecznie chronić piłkę, prowadząc ją krótko przy nodze, a do tego jest wyjątkowo zwrotny. Dzięki tym cechom odnajduje się również grając wyżej, z czego Slot nader często korzysta.
Ryan Gravenberch keeps getting better and better 😮💨#UCL pic.twitter.com/lfrYKli469
— UEFA Champions League (@ChampionsLeague) October 7, 2024
Szkoleniowiec wydaje się też być chętny do eksplorowania elastyczności takich graczy jak Trent Alexander-Arnold i dostosowania ich roli do boiskowych potrzeb. 25-letni reprezentant Anglii nawet na przestrzeni jednego spotkania potrafił zaczynać jako klasyczny prawy obrońca, żeby kończyć je w centralnej części linii pomocy.
Jedną z najbardziej dyskutowanych pozycji jest jednak lewe skrzydło, gdzie Slot jest rozdarty między Codym Gakpo a Luisem Diazem. Kolumbijczyk był ulubieńcem fanów i jednym z faworytów Kloppa, ale Slot nadal nie jest pewien, kto jest jego pierwszym wyborem na tej pozycji. Obaj powodują u nowego szkoleniowca pozytywny ból głowy. Z jednej strony Gakpo zanotował sześć goli i dwie asysty. Z drugiej, Diaz nie dość, że przebił to, strzelając dziewięć goli i będąc najlepszym snajperem zespołu obok Mo Salaha, to dołożył jeszcze dwa kluczowe podania.
Wspomniany Egipcjanin sezon znów zaczął niesamowicie. Ma już na swoim koncie dwanaście goli i dziesięć asyst. Należy jednak zwrócić uwagę na jego ustawienie, bo gra zdecydowanie szerzej niż pod wodzą poprzedniego menedżera, a kompletnie nie ma to wpływu na jego liczby.
Kluczowym punktem składu jest też niezmiennie Virgil van Dijk. – Można zauważyć, że skupiamy się na budowaniu akcji. Spoczywa na nas dużo więcej odpowiedzialności za grę z piłką i bez niej – stwierdził jednak sam piłkarz. Obserwacja van Dijka podkreśla intencję Slota, aby budować grę od tyłu, polegając na precyzyjnych wzorcach podań i większym zaangażowaniu obrony w grę ofensywną dzisiejszych The Reds.
Zawodników, którzy wyglądają na odrodzonych pod wodzą nowego menedżera nie brakuje. Można do tej grupy spokojnie zaliczyć też choćby Curtisa Jonesa, czy Ibrahimę Konate. Cytowany już wcześniej Sherwood przyznaje: – Slot jest bardzo bystry. Wygląda na to, że dobrze współpracuje z grupą i wyciąga to, co najlepsze z każdego gracza.
Co dalej?
Wiemy doskonale, że w listopadzie nie rozdaje się pucharów, a do maja wciąż daleko. Slot jednak od samego początku nie był zainteresowany poklepywaniem po plecach. Nieustannie podkreśla, że nie jest zaskoczony rewelacyjnym startem swojej drużyny i wciąż stara się sprowadzać na ziemię tych, na których przestała działać grawitacja. – To nie tak, że po raz pierwszy w historii Liverpoolu jesteśmy na szczycie ligi. Nie sądzę, żeby właściciele dali się ponieść emocjom. Ja na pewno nie dam się ponieść emocjom i moi zawodnicy również – usłyszeliśmy na jednej z konferencji prasowych.
– Myślę, że zaskoczenie nie jest właściwym słowem, ponieważ znałem jakość naszej drużyny. Ale jakość to jedno, a konsekwencja to drugie. Nie jestem zaskoczony, ponieważ widziałem energię, jaką moi zawodnicy wkładają w codzienną pracę – mówił w ubiegłym tygodniu nieustannie odbudowując mentalność zwycięzców u swoich nowych podopiecznych.
Nie jest winą Slota i jego zawodników bezprecedensowy kryzys Manchesteru City pod wodzą Guardioli czy klasyczna indolencja Arsenalu w kluczowych momentach. Grzechem z kolei byłoby tego nie wykorzystać. Osiem punktów przewagi nad najgroźniejszymi rywalami ligowymi na tym etapie sezonu to ogromny kapitał, choć niczego jeszcze niegwarantujący.
Liverpool znajdował się na szczycie tabeli w Boże Narodzenie przez trzy kolejne lata od sezonu 2018/19 i tylko punkt od fotelu lidera w tym samym momencie w ubiegłym roku. Tytuł jednak zdobył tylko raz. Może właśnie dlatego te doświadczenia, zarówno złe jak i dobre, definiują ten zespół i pozwalają mu bez dodatkowych trików motywacyjnych czuć nieodpartą żądzę zwycięstw.
Slot utrzymuje dobry nastrój na Anfield, ale najważniejsze są kolejne wyzwania. Choć do tej pory ich nie brakowało, to przed Liverpoolem w tym tygodniu testy z rodzaju tych najtrudniejszych. Zmierzy się nie tylko z aktualnymi mistrzami dwóch najważniejszych rozgrywek o jakie walczy, ale jednocześnie ze swoimi nemezis, które tak często go upokarzały w ostatnich latach na samych finiszach wyścigów o oba trofea. Real Madryt dwukrotnie pokonywał The Reds w finałach Ligi Mistrzów w 2018 i 2022 roku, a Manchester City w ostatnich kolejkach wydzierał Liverpoolowi marzenia o wygraniu Premier League za kadencji Kloppa niemal co sezon.
W tym tygodniu Slot ma jednak szansę zemścić się na obu tych przeciwnikach, a dwie wygrane ustawiłyby drużynę z Anfield na pozycji mentalnego giganta w kolejnych miesiącach, która przyda się zwłaszcza w momencie kiedy będą zapadać kluczowe rozstrzygnięcia.
Holender z pewnością odziedziczył po Kloppie silny skład, przyzwyczajony do wygrywania. Ale wprowadził też wiele zmian, które były kluczowe dla dobrego początku sezonu, w którym The Reds są na szczycie zarówno w Premier League, jak i w Lidze Mistrzów. Do tej pory nowy manager Liverpoolu robił to po cichu, ale krok po kroku przebudowuje tę drużynę na swoją modłę.
Fani Liverpoolu mają wszelkie powody, by cieszyć się z nominacji Slota. Jego skrupulatne podejście do taktyki i zarządzania zespołem to powiew świeżości i widać, że zawodnicy pozytywnie reagują na jego metody. Pomysł kontrolowania gry z większą precyzją może przynieść spójność, której czasami brakowało pod wodzą Kloppa. Slot z ogromnym pietyzmem buduje zespół, który może dostosować się do różnych wyzwań, a dotychczasowe wyniki bronią wszystkich jego decyzji.
Nieopierzenie Slota w wielkim futbolu i ból “The Last Dance” Kloppa spowodowały ograniczone zaufanie do siły i potencjału Liverpoolu. Niedoceniany Holender przypomniał jednak swoim zawodnikom, kibicom, a także ekspertom do czego The Reds są zdolni i dał poczucie, że trofea, które zdobywali z taką łatwością parę sezonów temu, znów są na wyciągnięcie ręki
Ekspertów, którzy ustawiali latem poprzeczkę Liverpoolowi zbyt nisko, nie brakowało. Ci sami ludzie, którzy w sierpniu chcieli skreślać The Reds, nagle równie chętnie określają ich teraz mianem faworytów. Desperacko odkręcają to na swoich vlogach, blogach i podcastach, a Slotball jak na razie rządzi w Europie niepodzielnie.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Piłkarz “The Reds” wychwala Slota. “Gramy lepszy futbol niż za Kloppa”
- Salah rozczarowany brakiem propozycji nowej umowy. “Chyba jestem bardziej poza klubem”
- Slot: Nie wygrałem jeszcze meczu, a kibice już skandowali moje nazwisko
- Arne Slot i nowa era w Liverpoolu. Kim jest następca Juergena Kloppa?