636 – dokładnie tyle minut bez gola z gry pozostaje Leonardo Rocha. Jedna z gwiazd początku sezonu powoli zaczyna stawać się kandydatem na bohatera serii „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”. W takim meczu jak ze Stalą zespół z Radomia jak tlenu potrzebował jakiegoś błysku indywidualności, ale rosły napastnik znów był cieniem samego siebie. Drużyna Baltazara przegrywa tym samym dziewiąty mecz w sezonie. Ma tyle porażek, co beznadziejna Lechia.
Była trzydziesta minuta. Luizao posłał długą piłkę – taką, że koledzy nie mieli prawa do niej dojść. Dorwał ją asekurujący Esselink, który pokazywał kolegom: mam ją pod kontrolą! Nie wiedział jednak, czy podać do bramkarza, kiwać czy zastawiać, więc dał ją sobie odebrać pod własnym polem karnym. Rocha nie skorzystał z prezentu, nie ruszył pazernie na bramkę. Wyhamowując akcję oddał futbolówkę do Peglowa. Ten źle ją przyjął, co zaskoczyło także defensorów Stali, którzy we dwójkę przegrali z grawitacją. Skrzydłowy Radomiaka trochę zgłupiał, finalnie jeden z leżących obrońców wybił piłkę poza boisko.
Nikomu nic w tej akcji nie wyszło.
Mniej więcej taki był obraz meczu w Radomiu.
Niedziela, 12:15, drodzy państwo. Przyzwyczailiśmy się już do tego, że szefostwo Ekstraklasy wybiera na tę porę mecze dla widzów o mocnych nerwach. Jeśli za wami wymagająca sobota i postanowiliście spędzić ją z piłkarskim towarzystwem w Radomiu, to co zobaczyliście raczej nie było balsamem na skołatane nerwy. I już nawet nie chodzi nam o to, że nie było emocji – pod tym względem nie było nawet źle. Za to jakość piłkarska…
Zobaczmy gola na 1:0 – takiej ręki już dawno nie widzieliśmy. Dadok składał się do uderzenia, Grzesik chciał to zablokować, ale zanim piłkarz Stali kopnął, obrońca Radomiaka poślizgnął się na murawie. W efekcie wylądował tak, że został trafiony prosto w rękę. Przypadek? Totalny, ale przecież to nie wina klubu z Mielca, że rywal nie potrafi ustać na nogach. To nie było naturalne ułożenie ciała i ręki, sam Grzesik kajał się w przerwie przed kamerami Canal+ i wyjaśniał, że dobrał odpowiednie buty na tę wychłodzoną murawę, po prostu popełnił błąd. Z tego zrodził się rzut karny, którego na bramkę zamienił Wlazło.
Spójrzmy na gola kontaktowego Radomiaka. Grzesik próbuje wycofywać piłkę, a później oglądamy ping-pong – najpierw ta odbija się od Leandro, potem od Dadoka, wpada do siatki, nikt nic nie może zrobić…
Troszkę kabarecik. Gdzieś pomiędzy tymi farfoclami mieliśmy jeszcze drugą bramkę Stali, jedyną, która padła po sprawnie przeprowadzonej akcji. Ale i tu juniorski błąd w kryciu popełnił Luizao, który w żaden sposób nie przeszkodził strzelającemu Szkurinowi. Radomiak miał dziś taką samą twarz, jak w tej interwencji Brazylijczyka – niewiele zrobił, żeby zaszkodzić swojemu rywalowi. Często biernie obserwował, niemrawie atakował, nawet po strzeleniu gola kontaktowego nie ruszył do przodu z pianą na ustach, a dalej oglądaliśmy piłkarskie lelum-polelum. Z takim nastawieniem trudno będzie na dłuższą metę szukać punktów w Ekstraklasie. Uratować to mogła jeszcze setka Rossiego w ostatnich sekundach meczu – wykończenie na mocną dwójkę, choć można zakładać, że napastnik w formie by to strzelił.
Napastnik w formie, czyli na pewno nie Rocha, który bezsensownie snuł się dziś po murawie w poszukiwaniu dawnej dyspozycji…
- oddał desperacki strzał sprzed pola karnego,
- miał dwie próby głową (w obu sytuacjach piłka przelała mu się po czuprynie)
- skierował futbolówkę nad bramką dobijając strzał Peglowa.
No i do tego doliczmy tę akcję, od której zaczęliśmy pisać pomeczówkę. Słabiutko, panie napastniku. Prosimy wziąć przykład ze Szkurina, który też w tym sezonie się zablokował, a dziś zdobył trzecią bramkę w drugim meczu i znów rozegrał niezłe zawody.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Szef polskich sędziów: Nie uważam, by błędów było znacząco więcej niż w przeszłości
- Buksa: To lepsza Ekstraklasa niż przed moim wyjazdem
- Dramatyczna w obronie Cracovia gorsza od Legii. Gościom należał się karny…
Fot. newspix.pl