Aleksander Buksa wrócił do Polski, żeby odbudować się w barwach Górnika Zabrze. Długo rozczarowywał, ale niedawno wreszcie widzieliśmy w nim kogoś, kto znajduje się w dobrej formie i jest pewny swoich umiejętności. 21-letni napastnik strzelił efektownego gola na wagę trzech punktów ze Śląskiem Wrocław i miał inne groźne akcje. Rozmawiamy z nim o tym, co go do tej pory wstrzymywało, z jakiego powodu jest tak zadowolony z ostatniego zgrupowania reprezentacji U-20 i dlaczego jego zdaniem Ekstraklasa jest dziś silniejsza niż kilka lat temu, gdy opuszczał ją na rzecz ligi włoskiej. Zapraszamy.
Pierwszego gola dla Górnika Zabrze strzeliłeś w 15. kolejce. Na starcie spodziewałeś się, że może to tak długo trwać?
Nie skupiałem się na tym, kiedy ta bramka padnie. Nie stawiałem też sobie jakichś statystycznych widełek na początku sezonu. Oczywiście w miarę możliwości chciałem strzelić jak najszybciej. Sezon zaczął się dla mnie o tyle dobrze, że grałem sporo, dostawałem szanse. Mecze lepsze przeplatałem gorszymi, ale nawet tych korzystniejszych momentów nie mogłem udokumentować ofensywnymi konkretami, dlatego ciężko byłoby uznać pierwsze kolejki za wybitne w moim wykonaniu.
Później pojawiły się problemy zdrowotne. Chodziło o kwestie przeciążeniowe, które ograniczyły mi liczbę minut w kolejnych meczach, a mecz z Widzewem musiałem odpuścić całkowicie. Cieszę się, że teraz nastał lepszy moment. Gol, wygrana ze Śląskiem, trochę więcej optymizmu dla drużyny i dla mnie, pewność siebie wzrosła.
Podniosła też chyba o tyle, że twój gol był naprawdę ładny, nie chodziło o formalność i dołożenie nogi do pustej bramki.
Tak. Nie była to łatwa piłka do skończenia, choć trudno było o lepszą asystę. Mamy na lewej stronie Erika Janżę, który lubi serwować napastnikom takie podania, a nam pozostaje wyciągać z nich jak najwięcej.
Nie masz wrażenia, że może nawet za szybko rzucono cię w Górniku na najgłębszą wodę i nie byłeś gotowy, żeby w pierwszych meczach grać dobrze przez 90 minut?
Rozdzieliłbym tu kwestie fizyczne i piłkarskie. Fizycznie na pewno byłem przygotowany, tutaj nie miałem problemu, żeby grać w większym wymiarze. Piłkarsko… Ostatni sezon rozegrałem w lidze austriackiej, której poziom generalnie jest zbliżony do Ekstraklasy, poza paroma wyjątkami. Zbyt wiele rzeczy więc mnie nie zaskoczyło.
Wydaje mi się, że jako cały zespół graliśmy wtedy chimerycznie. Górnik w ostatnich sezonach przyzwyczaił, że raczej opornie wchodził w rozgrywki, średnio zaczynał i dopiero w miarę upływu czasu rozkręcał się. I tym razem wyglądało to dość podobnie, choć chyba w nieco mniejszej skali. Nie zaczęliśmy od falstartu, ale w zasadzie od początku mecze dobre przeplataliśmy ze słabszymi. Nie potrafiliśmy ustabilizować formy i mam wrażenie, że w tym całym trybie ja funkcjonowałem podobnie.
Można cię było chwalić głównie za działania bez piłki: bieganie, zaczynanie pressingu, ścieranie się z obrońcami. Miałeś jednak problem nawet z samym dochodzeniem do sytuacji. W sześciu pierwszych kolejkach oddałeś zaledwie dwa celne strzały. Statystyki były brutalne.
To prawda. Trudno było mi wykreować sobie jakieś szanse, ale to chyba był całościowy problem zawodników ofensywnych. Jako drużyna mieliśmy tu pod górkę. Teraz te statystyki zaczęły wyglądać korzystniej. Musimy pamiętać, że latem w zespole zaszło dużo zmian, wielu zawodników przyszło i odeszło. Musiało mieć to wpływ na nasze automatyzmy i z przodu, i z tyłu. W takich okolicznościach zawsze potrzeba czasu.
Zebrałeś wtedy trochę krytyki pod swoim adresem. Pojawiła się nutka zwątpienia, czy wszystko zmierza we właściwym kierunku?
Nie, absolutnie nie. Krytyka jest wpisana w futbol. Doskonale wiem, czego oczekują kibice: zwycięstw i goli. Jeśli dany zawodnik nie jest w stanie ich zagwarantować, wkrada się trochę pesymizmu, ale nie zmieniało to mojego nastawienia, żeby skupiać się na konsekwentnym wykonywaniu swojej roboty.
Wspominałeś o problemach przeciążeniowych. Poza meczem z Widzewem nie wymagały one pauzowania, ale wiedziałeś, że będziesz grał mniej?
W pewnych momentach mocniej szliśmy w kierunku indywidualizacji obciążeń. To, że nie odbywałem części treningu z zespołem nie oznaczało jeszcze, że obciążenia były mniejsze, po prostu bardziej je dostosowano do potrzeby chwili. Więcej pracowałem z osteopatami i fizjoterapeutami.
Za bardzo dostałeś w kość na początku czy te problemy wynikały z czegoś innego?
To było pokłosie kontuzji nerki, której doznałem kilka lat temu po zderzeniu z obrońcą. Spowodowało ono, że raz na jakiś czas przy bardziej intensywnym okresie dochodzi do jakiejś kompensacji. Tak było w tym przypadku. Muszę wtedy trochę więcej czasu poświęcić, żeby tę stronę w okolicach nerki odpowiednio rozluźnić i przygotować do dalszych obciążeń.
To z czasem minie czy już zawsze będziesz musiał mieć to na uwadze?
Każda kontuzja pozostawia jakąś bliznę na przyszłość. Tutaj chodziło o poważną sprawę, dlatego liczę się z tym, że raz na jakiś czas będą wychodzić różne rzeczy, może nie powiązane stricte z nerką, ale z samą kontuzją. To wkalkulowane w sporcie, każdy z zawodników ma jakieś większe lub mniejsze przewlekłe problemy, które trzeba niwelować w trakcie sezonu – niekoniecznie oznaczające przerwę od grania.
Buksa: Miałem dziurę w nerce. Po stracie 12 kilogramów wyglądałem jak patyk
Postęp jednak widać. Ze Śląskiem sprawiałeś wrażenie zawodnika naładowanego energią, z szybszą nogą, poza golem miałeś jeszcze inne sytuacje. Zbliżasz się do optymalnej formy, której tak długo szukałeś?
Nie ukrywam, że bardzo dobrze czułem się w tym meczu fizycznie i piłkarsko. Miałem parę akcji, w których udawało się stworzyć konkretniejsze zagrożenie pod bramką Śląska. Na takich występach muszę budować swoją formę. Miałem mieszane uczucia, że od razu zaczynała się przerwa reprezentacyjna, bo człowiek chciałby od razu iść za ciosem. Na kadrze U-20 czasu jednak nie zmarnowałem, w drugim spotkaniu sprawiliśmy niespodziankę, remisując z niepokonaną do tej pory Anglią. Jestem w rytmie treningowym i meczowym, dobrze się czuję.
A jak można było tak pokpić sprawę z Włochami, z którymi prowadziliście już 2:0 i przegraliście w ostatnich sekundach?
Niestety, mówiąc wprost, w końcówce zagraliśmy dość juniorsko. Było sporo zmian w trakcie meczu – tym się zresztą charakteryzuje kadra U-20, więc nikt nie czyni zarzutu z powodu tych roszad – ale tak czy siak nie powinno się to tak skończyć. Straciliśmy dwa gole w dwie minuty, takie porażki zawsze bolą.
Całościowo jednak muszę przyznać, że to zgrupowanie wyglądało najlepiej ze wszystkich U-20, na których byłem. I w treningach, i w meczach było bardzo dużo dobrych momentów. Z Włochami zdecydowanie nie zasłużyliśmy na przegraną, patrząc na przebieg całego spotkania. Z Anglią były ciężary po przerwie, ale zaliczka sprzed przerwy i konsekwentna gra w obronie pozwoliły zdobyć punkt z faworytem.
Krótko mówiąc, te starcia również indywidualnie były bardziej budujące niż dołujące.
Tak, zdecydowanie. Pamiętam, że w marcu w Białymstoku przegraliśmy z Anglią 1:5. Teraz jej kadra była personalnie podobna, a wynik i przebieg meczu wyglądał już zupełnie inaczej.
Przychodząc do Górnika, mówiłeś wprost, że w dużej mierze przyjąłeś tę ofertę ze względu na ofensywne nastawienie preferowane przez Jana Urbana i “piłkarskość” zespołu. Praktyka wszystko potwierdziła?
Potwierdziła. Uważam, że z uwagi na obecność trenera Urbana i styl gry, Górnik to dziś dobre miejsce dla młodych zawodników, także ofensywnych.
Trener Urban słynie z tego, że ma dobre relacje z piłkarzami. Może zbyt dużo z nimi nie rozmawia, ale potrafi ich budować.
Wiele jest sytuacji boiskowych czy nawet już poza nim, gdy trener rzeczywiście potrafi zaszczepić w zawodniku pewność siebie i dać mu do zrozumienia, że w niego wierzy. Nie musi to polegać na dwugodzinnej rozmowie w gabinecie. Wystarczą odpowiednie wskazówki i podpowiedzi.
Ale Jan Urban potrafi także solidnie zrugać swojego zawodnika podczas meczu czy treningu. Doświadczyłeś już tego?
Widać to i czasem… słychać. Nawet gdy pojawiają się jakieś kulisy meczowe, widzimy, że cała nasza ławka żyje i trener Urban potrafi się tu wyróżnić. Z perspektywy piłkarza to całkowicie zrozumiałe emocje. Do mnie też są kierowane różne uwagi, nieraz mocniejszym tonem, ale to dotyczy każdego i jest normalne. Przeważnie chodzi o sytuacyjne kwestie taktyczne, dotyczące ustawiania się i podejmowania decyzji. Nie wskażę tu jakiegoś stałego elementu. Trener Urban sam był napastnikiem i generalnie najwięcej mi pomaga jeśli chodzi o pozycjonowanie się w polu karnym i dochodzenie do sytuacji, także poprzez ułatwienie życia innym zawodnikom.
Jan Urban ostatnio wyrastał na faworyta do ewentualnego zastąpienia Michała Probierza na selekcjonerskim stołku. Potrafisz sobie wyobrazić taki scenariusz?
Każdy scenariusz jestem w stanie sobie wyobrazić, ale trudno mi gdybać. Na razie wiadomo, że położenie reprezentacji nie jest najlepsze, podobnie jak atmosfera wokół niej. Najmądrzejszym rozwiązaniem wydaje się uspokojenie emocji wszystkich obserwatorów. Wtedy będzie można podejmować racjonalne decyzje.
Na pewno spodziewałeś się, że zobaczysz Lukasa Podolskiego nie tylko w roli piłkarza, ale także klubowego-człowieka-orkiestry. Czy mimo to skala jego zaangażowania w Górnika cię zaskoczyła?
Z opowieści wielu zawodników wiedziałem, do jakiego stopnia Lukas jest przesiąknięty klubem i muszę przyznać, że wszystko się potwierdza. Widzimy, na ilu płaszczyznach jest korzyścią dla całego zespołu, a przy tym wciąż potrafi dać jakość na boisku. To bezcenna postać dla Górnika. Bazując na swoim olbrzymim doświadczeniu międzynarodowym, może być wzorem nie tylko dla młodych piłkarzy. Każdy korzysta na jego obecności.
Górnik obecnie zajmuje dziewiąte miejsce w tabeli. Jak je traktujesz?
Zawsze chciałoby się, żeby było lepiej i takie mamy podejście w klubie, natomiast wydaje mi się, że podstawą jest stabilizacja formy. Nie możemy ciągle przeplatać udanych meczów słabymi. Raz wygrywamy w dobrym stylu, nawet bez straty gola, a po tygodniu wypadamy dużo gorzej. Zmiana tego będzie priorytetem na końcówkę tej rundy i początek następnej. Jeśli się uda, będziemy w stanie wejść wyżej niż na ósme miejsce.
Wspominałeś, że Ekstraklasa po tych kilku latach raczej niczym cię nie zaskoczyła. A w czymś wyraźniej się zmieniła?
Poziom piłkarski jest wyższy, podobnie intensywność grania. Ogólnie uważam, że to lepsza liga niż w momencie mojego wyjazdu. Za tym wszystkim poszedł wzrost jakości wśród zawodników.
Zdążyłeś już zauważyć, że mamy coraz więcej zespołów o ściśle określonym sposobie gry, które wiedzą w szczegółach, dlaczego wygrały lub przegrały?
Tak, to jeden z najistotniejszych elementów tego, o czym mówimy. Do ligi weszła nowa fala trenerów, którzy mają świeższe spojrzenie na futbol, co też ma przełożenie na styl grania danej drużyny. W większości przypadków możemy dziś określić, w jakim stylu gra jeden czy drugi zespół i jakie ma zasady. Dotyczy to zwłaszcza tych młodych trenerów, jak Adrian Siemieniec, Mateusz Stolarski, Dawid Kroczek, Daniel Myśliwiec. Widać wyraźnie, co chcą grać i jaki mają na to pomysł.
Puentując: znaczna część tej rundy była budowaniem formy, teraz nadchodzi dla ciebie najlepszy czas?
Tego bym sobie życzył.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. FotoPyK/Newspix