Rzadko się zdarza, by starcie mistrza z wicemistrzem Polski było jednocześnie konfrontacją kandydata do tytułu z zespołem zagrożonym degradacją. Z taką sytuacją mieliśmy jednak do czynienia dzisiaj, gdy Jagiellonia Białystok mierzyła się ze Śląskiem Wrocław. Dlatego tym bardziej należy pochwalić ekipę gości, że akurat w dzisiejszym spotkaniu zaprezentowała się bardziej jak wicemistrz, niż jak potencjalny spadkowicz. Wrocławianie wywożą ze stolicy Podlasia punkt, na który solidnie zapracowali.
To aż nieprawdopodobne, do jakiego stopnia na przestrzeni ostatnich miesięcy rozjechały się drogi Jagiellonii i Śląska. W poprzednim sezonie ekipy z Białegostoku i Wrocławia dosłownie do ostatniej kolejki rywalizowały przecież o mistrzowski tytuł. Ostatecznie padł on łupem Jagi, ale jeśli chodzi o dorobek punktowy, to między białostoczanami i Śląskiem nie było różnicy – oba zespoły zgromadziły na swoim koncie 63 oczka. A teraz? Podopieczni Adriana Siemieńca znowu punktują znakomicie i liczą się w walce o obronę tytułu, podczas gdy drużyna z Dolnego Śląska na razie wygląda na mocnego kandydata do spadku z Ekstraklasy.
Przed startem 16. kolejki Jagiellonię oddzielały od Śląska aż 23 punkty. Przepaść. Na dodatek o europejskiej przygodzie wrocławian niewielu już pamięta, podczas gdy ekipa z Podlasia jest niemal pewna gry wiosną w fazie pucharowej Ligi Konferencji. Co tu dużo gadać, wszystko się w Śląsku posypało.
Świetny początek Śląska
– Jagiellonia nie jest nieoczywistym mistrzem, który zaraz po sukcesie pikuje w dół i walczy w środku stawki. Wręcz przeciwnie, pokazuje, że nie jest historią jednego sezonu i po mistrzostwie może dalej plasować się w górnej części tabeli – przyznał w rozmowie z TVP Sport Michał Hetel, który zastąpił Jacka Magierę na ławce trenerskiej Śląska. 31-latka wspiera Marcin Dymkowski, który – w przeciwieństwie do Hetela – jest w trakcie kursu UEFA Pro. – Jagiellonia jest w bardzo dobrym momencie, ale dlaczego tego nie przełamać i nie powalczyć o dobry rezultat? Musimy być ambitni. Nasi piłkarze pokazali wielokrotnie w przeszłości, że mają odpowiednie umiejętności i potrafią wygrywać. W sporcie wszystko może się wydarzyć – zapowiadał Hetel.
Brzmiało to, bądźmy szczerzy, jak pusta gadanina i typowa próba zakłamywania rzeczywistości, żeby choć trochę poprawić fatalne nastroje w drużynie. Na papierze Jagiellonia przystępowała do dzisiejszego starcia jako murowany faworyt do triumfu. Ale szybko się okazało, że szkoleniowiec Śląska wcale nie rzucał słów na wiatr.
Goście zaczęli spotkanie w naprawdę świetnym stylu. Okej, oddawali Jadze inicjatywę, ale też dokładnie wiedzieli, co należy zrobić z piłką, kiedy już uda im się ją odzyskać. Znakomitym pomysłem było wystawienie w ofensywie tercetu Mateusz Żukowski – Piotr Samiec-Talar – Arnau Ortiz. Zaskoczył zwłaszcza ten pierwszy, który długimi fragmentami grał na pozycji wysuniętego napastnika i dzięki swej ruchliwości robił duże zamieszanie w szeregach obronnych gospodarzy. Z kolei wspomniany Ortiz nie dawał chwili wytchnienia Peterowi Kovacikowi, biegającemu dziś na prawej stronie bloku obronnego w zespole mistrzów Polski. Gracze Jagiellonii znajdowali się pod nieustanną presją – każda niedokładność w rozegraniu, każda głupia strata skutkowała natychmiastowym kontratakiem drużyny z Wrocławia. A pomyłek po stronie białostoczan nie brakowało, wystarczy przypomnieć babole, jakie przydarzyły się Nene i Mateuszowi Skrzypczakowi.
No i w 33. minucie gospodarze wreszcie się doigrali. Śląsk skonstruował kolejny świetny atak, a Ortiz strzałem z pierwszej piłki pokonał Sławomira Abramowicza. I napiszemy to wprost – zasługiwali wrocławianie na tę bramkę. Byli po prostu lepsi od Jagiellonii.
Jaga wyszła z tarapatów
Z perspektywy Jagi mecz kompletnie się nie układał i zanosiło się na to, że trzeba będzie przerwy, by Adrian Siemieniec zdołał jakoś wstrząsnąć swoimi podopiecznymi i dokonać korekt przed drugą odsłoną spotkania. Tutaj jednak wyszła na wierzch – tak po prostu – klasa mistrzów Polski. Mimo że pierwsza połowa co do zasady była w ich wykonaniu słabiuteńka, to i tak zdołali wcisnąć wyrównującego gola. I to po naprawdę efektownej akcji, spuentowanej precyzyjnym uderzeniem Lamine’a Diaby’ego-Fadigi. Wcześniej defensywa Śląska wyglądała całkiem solidnie, aż tu nagle bum – goście zostali po prostu rozklepani. Cała Jagiellonia.
Trzeba jednak oddać piłkarzom Śląska, że strata bramki ich nie podłamała i nie odebrała wiary w wywiezienie z Białegostoku kompletu punktów.
Po przerwie wrocławianie po prostu grali swoje – nieustannie kąsali Jagę, utrzymując jej obrońców pod presją. Problem w tym, że to gospodarze w 70. minucie wyszli na prowadzenie. Zresztą znów po kapitalnej akcji, tym razem wykończonej przez Jesusa Imaza, który wcześniej bardzo mocno rozczarowywał. I na pierwszy rzut oka wyglądało na to, że trafienie Hiszpana rozstrzygnie dzisiejsze starcie. Śląsk wyglądał na zespół wypompowany, pozbawiony energii. Aczkolwiek gospodarze także nie palili się do tego, by pójść za ciosem i zabić mecz trzecią bramką. Sprawiali wrażenie zadowolonych, że mają w garści jakąkolwiek zaliczkę. Co z jednej strony było zrozumiałe, biorąc pod uwagę to, jak źle się ten mecz dla Jagi układał. A z drugiej strony – to zachowawcze podejście mogło się na gospodarzach zemścić.
No i się zemściło, gdy w 88. minucie wyrównującego gola zdobył Jakub Jezierski – kolejny piłkarz, który nie miał najwyższych notowań u Jacka Magiery, ale otrzymał szansę od Michała Hetela. Białostoczanie jeszcze tam protestowali, domagali się odgwizdania faulu, ale ani sędzia główny, ani arbitrzy VAR nie zainterweniowali.
***
Mogą być z siebie dumni wrocławianie, bo – jako się rzekło – naprawdę rzetelnie zapracowali na ten remis. Choć oczywiście jest jeszcze za wcześnie, by mówić o odrodzeniu Śląska po zmianie szkoleniowca. No a Jagiellonia, jakkolwiek spojrzeć, po raz drugi z rzędu traci punkty w Ekstraklasie. O ile remis w starciu z Rakowem Częstochowa trudno postrzegać w kategoriach wpadki, tak już podział punktów z zamykającym tabelę Śląskiem trzeba właśnie w taki sposób określić.
Zmiany:
Legenda
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Piotr Ceglarz: Za dwa lata chcę grać z Motorem w pucharach [WYWIAD]
- Więcej kasy do pieca, więcej! Prezes Śląska wygrywa plebiscyt na “delulu roku”
- Joel Pereira: Zostaję w Lechu Poznań, ponieważ chcę walczyć o tytuły [WYWIAD]
fot. NewsPix.pl