Reklama

Chciała go Legia, on wreszcie błyszczy w Lechu. „Może grać w reprezentacji Portugalii”

Jakub Radomski

Autor:Jakub Radomski

23 listopada 2024, 08:07 • 11 min czytania 35 komentarzy

W 2022 roku miał trzy konkretne oferty z Polski. Chciały go Legia, Raków i Lech. Jak słyszymy, Afonso Sousa wybrał klub z Poznania również dlatego, że dyrektor sportowy, Tomasz Rząsa, ma świetne relacje z Deco. Tak – tym Deco, który kiedyś jako piłkarz był wielkim idolem małego Afonso. Jak to się stało, że pomocnik, który w poprzednich sezonach często zawodził, teraz jest jednym z najlepszych piłkarzy Ekstraklasy? Dlaczego nie przebił się w FC Porto? W jakich okolicznościach uczył się gry na różnych pozycjach i walki na boisku? Zapraszamy na tekst o pomocniku Lecha Poznań, o którym opowiada nam Ricardo Sousa – jego ojciec, były piłkarz, a obecnie trener.

Chciała go Legia, on wreszcie błyszczy w Lechu. „Może grać w reprezentacji Portugalii”

Poprzedni sezon – Afonso Sousa we wszystkich rozgrywkach notuje 23 spotkania dla Lecha. Nie strzela żadnego gola, ma ledwie jedną asystę. Często jest rezerwowym, bywa, że nie podnosi się z ławki, bo w środku pola na pozycjach ofensywnych graczy wystepują Filip Marchwiński, Kristoffer Velde i Adriel Ba Loua. 17 grudnia ubiegłego roku Lech informuje o zwolnieniu trenera Johna van den Broma, który już w sezonie 2022/23 raz stawiał na Portugalczyka, a raz sadzał go na ławce. Następcą Holendra zostaje Mariusz Rumak.

Końcówka stycznia obecnego roku, zgrupowanie w tureckim Belek. Sousa udziela wywiadu Weszło, w którym mówi m.in.: – Uważam, że w poprzednim sezonie były momenty, w których byłem traktowany niesprawiedliwie. Grałem, strzelałem, a potem siadałem na ławce. Jako zawodnik musiałem jednak szanować decyzje trenera. Czułem się z tym źle, bo nie widziałem rozwoju i poprawy w mojej grze. Komunikacja też nie stała na dobrym poziomie.

Rumak na jednym z treningów w Turcji, gdy zawodnicy ćwiczą pressing, krzyczy: „Zniszczymy wszystkich”. Efekt? Jeżeli Lech kogoś czy coś zniszczył, to raczej marzenia swoich kibiców, którzy pragnęli zobaczyć dobrą i powtarzalną grę, a widzieli regularne kompromitowanie się. Mistrzostwo zgarnęła Jagiellonia, wicemistrzostwo Śląsk, a zespół z Poznania skończył rozgrywki na piątym miejscu. Dopiero teraz, po przyjściu Duńczyka Nielsa Frederiksena, Lech błyszczy, prowadzi w lidze, a Sousa jest jego kluczową postacią.

Bilans Afonso w ekstraklasie – 15 spotkań, pięć goli, pięć asyst. We wrześniu i październiku w czterech kolejnych spotkaniach ligowych miał asystę. W ostatniej kolejce, gdy Lech w świetnym stylu rozprawił się 5:2 z Legią, to on zdobył dwie bramki, w tym tę najpiękniejszą, po kapitalnej wymianie podań, trochę jak z PlayStation.

Reklama

Jak to się stało, że Sousa zaczął tak kapitalnie grać?

Pomogły relacje Rząsy z… Deco

Nie zapominajmy, że dla Afonso Lech to pierwszy zagraniczny zespół w karierze. Również dlatego kluczową kwestią jest tutaj zaufanie. Gdy Lecha prowadził van den Brom, syn miał w głowie, że nawet jeśli rozegra trzy dobre spotkania, kolejne będzie zaczynał na ławce. I nie będzie wiedział, dlaczego. Takie sytuacje trochę podkopują wiarę w siebie, zwłaszcza gdy jeszcze brakuje rozmów na ten temat między zawodnikiem a trenerem. Afonso ma to do siebie, że jeżeli ktoś wyraźnie na niego postawi, to on da znakomitą odpowiedź. I Niels Frederiksen właśnie to zrobił, do tego widać, że on przykłada wielką wagę do taktyki i intensywności gry. Dlatego Lecha się tak świetnie ogląda – mówi w rozmowie z Weszło Ricardo Sousa, były zawodnik, obecnie trener, a prywatnie ojciec pomocnika Lecha.

Afonso Sousa po strzeleniu gola Legii 

Frederiksen, gdy kilka dni temu Marek Wawrzynowski z serwisu Przegląd Sportowy Onet zapytał go o kulisy świetnej formy Sousy, wypowiedział się tak: – Sousa nie był zadowolony z tego, co grał w ostatnim sezonie. Więc podstawa to jego własna wiara, myślenie, mentalność. Powiedział sam sobie, że chce grać lepiej, a my mu trochę pomogliśmy i jest na właściwej ścieżce. Na pewno jest zdecydowanie lepiej przygotowany, biega znacznie więcej. I w końcu zostaje sprawa zaufania. Jeśli zawodnik czuje, że sztab ma do niego zaufanie, że w niego wierzy i da mu szansę, nawet jeśli ma słabszy moment, będzie rósł. Poprzedni sezon raz grał, raz nie.

Portugalczyk trafił do Lecha latem 2022 roku, z portugalskiego B-SAD, które właśnie spadło z najwyższej ligi. Kosztował bardzo dużo jak na polskie realia, bo 1,2 miliona euro. Afonso nie wyobrażał sobie za bardzo grania na drugim szczeblu rozgrywek, chciał odejść. Miał kilka ofert, ale ekscentryczny właściciel klubu stawiał weto, np. żądając za niego dużej sumy pieniędzy. Szczegóły przenosin do Poznania zdradza nam ojciec Sousy.

Reklama

Syna chciał grecki Olympiakos, a także belgijski Anderlecht. Afonso miał też trzy konkretne oferty z Polski: zabiegały o niego Legia Warszawa, Raków Częstochowa, no i Lech. Spore znaczenie miał fakt, że Deco, który jako piłkarz był idolem syna, a później został jego agentem, jest w bardzo dobrych relacjach z dyrektorem sportowym, Tomaszem Rząsą. To pomogło, podobnie jak informacje o samym klubie. Afonso dzwonił do Joao Amarala, Joela Pereiry. W końcu zdecydował, że to w Lechu wykona największy krok naprzód – opisuje Ricardo.

Zapatrzony w ojca

Powiedzieć, że Afonso Sousa pochodzi z piłkarskiej rodziny, to mało powiedzieć. Jego dziadek, Antonio Sousa, był lewym pomocnikiem. W mistrzostwach świata w 1986 roku reprezentował Portugalię i wystąpił w meczu z Polską, wygranym przez nasz zespół 1:0 po bramce Włodzimierza Smolarka. Rok później sięgał z FC Porto po Puchar Mistrzów, wygrywając 2:1 finał z Bayernem Monachium. Gdy wchodzisz do muzeum klubowego FC Porto, znajdującego się tuż obok Estadio de Dragao, możesz obejrzeć wszystkie bramki tamtej drużyny z 1987 roku w drodze po końcowy triumf. Widzisz w akcji Antonio Sousę, podobnie jak stojącego wówczas między słupkami Józefa Młynarczyka.

Młynarczyk to legenda FC Porto. Nie przesadzam. Każdy człowiek, który kibicuje tej drużynie od wielu lat, ci to powie. Kiedy jako młody chłopak występowałem w Porto, był w klubie trenerem bramkarzy i widziałem, jakim wszyscy darzą go wielkim szacunkiem. Uważam, że gdyby nie Polak, Vitor Baia nie zostałby tak doskonałym bramkarzem – tłumaczy Ricardo Sousa. Ojciec Afonso nie został równie świetnym piłkarzem, jak dziadek. Podobnie jak syn, nie przebił się do pierwszego składu ukochanego FC Porto i kontynuował karierę w innych klubach. Z reprezentacją Portugalii do lat 16 został mistrzem Europy, rozegrał dwa mecze dla Portugalii B, gdzie występował m.in. z Simao Sabrosą. Jednak za swoje największe osiągnięcie uważa coś innego. – W 1999 roku występowałem w Beira-Mar i wywalczyliśmy Puchar Portugalii, jedyny w historii tego małego klubu. To było coś niesamowitego, bo zespół prowadził mój tata, a w finale to ja zdobyłem jedyną bramkę – opisuje.

Afonso przyszedł na świat kilka miesięcy po finale krajowego pucharu. W domu, gdy był małym chłopcem, często słyszał historie o tamtym sukcesie. Tak jak Antonio Sousa był na początku największym idolem Ricardo, tak dla Afonso pierwszym wielkim idolem był ojciec. Jako młody zawodnik chciał mieć na plecach numer 28, bo właśnie z nim przez prawie całą karierę grał tata.

Ricardo Sousa uważa dziś, że syn jest piłkarską mieszanką jego i dziadka. – Mój tata miał wielu braci, w jego domu nie było zbyt dużo pieniędzy. Dorastał w biedzie, musiał wspierać rodzinę. To przełożyło się na jego mentalność: chciał codziennie, za wszelką cenę, stawać się coraz lepszy. Afonso też ma podobne myślenie, mierzy bardzo wysoko. Ode mnie natomiast syn wziął na pewno błyskotliwość i technikę. Byłem trochę piłkarzem w starym stylu, „dziesiątką”, których dzisiaj już raczej nie ma. Jeżeli miałbym porównać się do jakiegoś wielkiego piłkarza ze swoich czasów, to myślę, że grałem trochę jak Roberto Baggio – tłumaczy ojciec pomocnika Lecha.

Afonso Sousa w meczu reprezentacji Portugalii do lat 21 przeciwko Polsce. Rzeszów, 2019 rok

Dlaczego nie wyszło w Porto?

Gdy Afonso był dzieckiem, ćwiczył w Beira-Mar, ale chciały go największe akademie w kraju. Odrzucił jednak oferty Benfiki i Sportingu, wybrał ukochane w jego rodzinie Porto. Ale jako dziewięciolatek wrócił do rodzinnego Aveiro, by przez kilka kolejnych lat grać dla Beira-Mar.

Ricardo Sousa: – Doszliśmy do wniosku, że jest jeszcze za młody na ciągłe ćwiczenie w akademii Porto. Uznaliśmy, że lepiej mu będzie w Aveiro. Ale gdy Afonso miał 13 lat, ponownie przeniósł się do Porto i już tam został. Deco, który od samego początku był idolem syna, kończył wtedy karierę. Później został menedżerem, który reprezentował m.in. młodych zawodników Porto. Był pierwszym agentem Afonso. Dla syna to było coś specjalnego.

Najlepszy czas Afonso w Porto to bez wątpienia sezon 2018/19, kiedy zespół z nim w składzie wygrał Młodzieżową Ligę Mistrzów. W finale przeciwko Chelsea (3:1) pomocnik Lecha pojawił się na murawie w 63. minucie, zmieniając Joao Mario, dziś zawodnika Porto, wycenianego na 15 milionów euro. W 75. minucie to właśnie Afonso strzelił gola na 3:1. Skład Porto z tamtego finału? W bramce Diogo Costa, dziś podstawowy bramkarz reprezentacji Portugalii, który błysnął w serii jedenastek przeciwko Słowenii, w 1/8 finału ostatniego EURO. W środku pola Fabio Vieira, znany z Arsenalu. Wspomniany Joao Mario. Z ławki w tamtym finale nie podnieśli się Tiago Matos, Pedro Justiniano (możecie ich kojarzyć z Radomiaka) oraz Vitinha. Tak, ten Vitinha. Jego losy potoczyły się tak, że trafił najpierw do Porto B, a później do pierwszej drużyny. Następnie został wypożyczony do Wolverhampton, ale dopiero po przenosinach do PSG w 2022 roku Vitinha zaczął stawać się tym, kim jest dzisiaj – czołowym zawodnikiem świata na swojej pozycji.

Afonso Sousa w sezonie 2019/20 rozegrał 21 meczów w lidze dla rezerw Porto i strzelił w nich siedem goli. Ale w pierwszym zespole nie dostał żadnej szansy. Od portugalskich dziennikarzy, z którymi rozmawiałem w Porto przy okazji meczu Polaków w Lidze Narodów, słyszałem praktycznie to samo: – On nie był wtedy gorszy od Vitinhi czy Joao Mario. Nie rozumieliśmy, dlaczego oni poszli po krótkim czasie wyżej, a Afonso nie. Czuliśmy, że działacze Porto popełniają błąd.

Ricardo Sousa: – W drużynie, która sięgała po Młodzieżową Ligę Mistrzów, była wielka konkurencja. W rezerwach Porto również, a jednak syn w obu tych zespołach potrafił wywalczyć sobie miejsce w składzie. Trenerzy zmieniali mu pozycje – czasami występował na lewym skrzydle, bywało, że grał jako „dziesiątka” albo jako „ósemka”. Wszędzie radził sobie nieźle, był dość wszechstronny. Wystarczy przeanalizować statystyki, by dojść do wniosku, że Afonso nie ustępował wtedy w niczym piłkarzom, którzy dostali szansę i doszli na piłkarski szczyt. Szkoda, że nikt mu nie pomógł. Syn marzył o grze dla FC Porto. Przez pewien czas wierzył, że to jednak się uda, dał sobie trochę czasu. Odszedł do B-SAD, gdy był już praktycznie pewien, że nie zrealizuje tego marzenia.

Sousa jako gracz B-SAD 

Ale w Porto Afonso przeżył jeszcze jedną ciekawą historię. Był marzec 2019 roku, gdy nieopodal, na stadionie Boavisty, trenowała reprezentacja Brazylii. Tite, jej selekcjoner, poprosił działaczy Porto, o kilku młodych zawodników tego klubu, którzy mogliby wziąć udział w zajęciach. Wybrano czwórkę, w której, obok Justiniano, znalazł się Sousa. Dziennikarze, którzy obserwowali tamte zajęcia, wspominają, że Afonso wypadł bardzo dobrze. Było widać, że szczególnie próbował złapać kontakt z Phillipe Coutinho, ale trudno się dziwić – od rodziny pomocnika Lecha słyszę, że Brazylijczyk był kolejnym z jego idoli.

„Na razie niech zdobędzie mistrzostwo Polski”

Wyobraźcie sobie Afonso Sousę w Puszczy Niepołomice. Technicznego piłkarza, potrafiącego jak mało kto grać na małej przestrzeni, krótkimi podaniami, w drużynie, która bazuje na długich piłkach, wrzutach z autu i zwlekaniu z rozpoczęciem gry. Różnie mogłyby się potoczyć tam jego losy, prawda? W 2020 roku Sousa przeniósł się do B-SAD. Nazwanie tej drużyny „portugalską Puszczą” byłoby przesadą, ale to zespół, który bazował na długich piłkach i sile fizycznej graczy. Ktoś może powiedzieć – po co był mu ten ruch? Ale Ricardo Sousa uważa, że jego syn sporo wówczas zyskał.

Zgadza się, ta drużyna grała zupełnie inaczej niż Porto. Tak samo, jak w młodzieżowych drużynach Afonso pomógł fakt, że grał na kilku pozycjach, tak uważam, że w B-SAD syn nauczył się determinacji, walki o piłkę, czasami przepchnięcia się. To pomaga mu teraz w Ekstraklasie, która jest ligą, gdzie gra się coraz ładniej w piłkę, ale jednocześnie siła fizyczna ma ciągle spore znaczenie – ocenia Ricardo Sousa.

W B-SAD Sousa był najlepszym zawodnikiem drużyny. Portugalskie media w 2022 roku cytowały trenera tego zespołu, Filipe Candido, który stwierdził, że pomocnik jest jednym z najbardziej utalentowanych zawodników w całej Portugalii i za rok, dwa, a może trzy na pewno będzie grał w bardzo silnym klubie.

Tymczasem B-SAD popadło w poważne problemy finansowe, a Sousa trafił do Lecha, wówczas świeżo upieczonego mistrza Polski. Kibice oczekiwali po tym transferze wiele, tymczasem kolejne sezony Afonso wyglądały tak:

2022/23 – niby zdobył siedem bramek i miał trzy asysty, ale to był dziwny czas. Van den Brom wystawiał go w składzie, Sousa często grał przynajmniej nieźle, ale później lądował na ławce. Wyglądało to trochę tak, jakby z jakiegoś powodu nie pasował Holendrowi.

2023/24 – albo leczył kontuzję, albo był zdrowy, ale dawał zespołowi bardzo mało. Często podawał do nabliższego kolegi. Sezon zdecydowanie do zapomnienia.

2024/25 – Sousa od początku jest jednym z najlepszych pomocników całej ligi.

Ricardo Sousa od 2015 roku jest trenerem. Ma teraz trochę więcej czasu, bo w październiku zakończył pracę w arabskim Al-Ain. Stara się oglądać wszystkie mecze Lecha w tym sezonie. Niektóre śledzi na żywo, bo czasami przylatuje do Poznania, a gdy nie ma takiej okazji, włącza je w internecie. Ostatnie spotkanie z Legią oglądał z trybun. – To było spotkanie na niezłym europejskim poziomie. Podobało mi się tempo gry, polot, ale też atmosfera, jaką stworzyli kibice. Lech to według mnie obecnie najlepszy zespół w Polsce. Afonso ma swój świetny czas, był bohaterem tego meczu, ale w drużynie z Poznania podoba mi się też gra Antoniego Kozubala. To bardzo inteligentny piłkarz – mówi ojciec pomocnika Lecha w rozmowie z Weszło.

W styczniowym wywiadzie na Weszło Afonso został zapytany przez Szymona Janczyka o możliwą grę w pierwszej reprezentacji Portugalii. – To mój cel, oczywiście. Uważam, że jest to w moim zasięgu – powiedział odważnie zawodnik.

Ricardo Sousa: – Zgadzam się z synem. Jeżeli dalej będzie grał tak, jak dotąd w tym sezonie, to wszystko jest możliwe. On naprawdę może zagrać w reprezentacji Portugalii. Ale na razie niech skupi się na wywalczeniu z Lechem mistrzostwa Polski.

WIĘCEJ NA WESZŁO EXTRA:

Fot. Newspix.pl

Bardziej niż to, kto wygrał jakiś mecz, interesują go w sporcie ludzkie historie. Najlepiej czuje się w dużych formach: wywiadach i reportażach. Interesuje się różnymi dyscyplinami, ale najbardziej piłką nożną, siatkówką, lekkoatletyką i skokami narciarskimi. W wolnym czasie chodzi po górach, lubi czytać o historiach himalaistów oraz je opisywać. Wcześniej przez ponad 10 lat pracował w „Przeglądzie Sportowym” i Onecie, a zaczynał w serwisie naTemat.pl.

Rozwiń

Najnowsze

Liga Europy

Lech, Legia i Jagiellonia za rok powinny zagrać w fazie ligowej

AbsurDB
2
Lech, Legia i Jagiellonia za rok powinny zagrać w fazie ligowej
Moto

Udany rok nadziei polskich rajdów. Jakub Matulka o minionym sezonie i planach na przyszłość

Błażej Gołębiewski
0
Udany rok nadziei polskich rajdów. Jakub Matulka o minionym sezonie i planach na przyszłość

Ekstraklasa

Liga Europy

Lech, Legia i Jagiellonia za rok powinny zagrać w fazie ligowej

AbsurDB
2
Lech, Legia i Jagiellonia za rok powinny zagrać w fazie ligowej
Moto

Udany rok nadziei polskich rajdów. Jakub Matulka o minionym sezonie i planach na przyszłość

Błażej Gołębiewski
0
Udany rok nadziei polskich rajdów. Jakub Matulka o minionym sezonie i planach na przyszłość

Komentarze

35 komentarzy

Loading...