W meczu Rakowa nikt normalny nie spodziewałby się gradu goli, więc i my się go nie spodziewaliśmy. Podopiecznym Marka Papszuna wystarczy zwykle jedno trafienie i nie pchają się po więcej, ale dziś strzelili swoją bramkę zdecydowanie zbyt wcześnie. Tradycyjnie przeszli potem do defensywy, lecz… nie zazdrościmy nikomu, kto musi bronić się przed atakami Jagiellonii przez prawie całe spotkanie. Nawet jeśli wywozi z Białegostoku wymęczony remis.
Michael Ameyaw mistrzowsko oszukał skład sędziowski, czy może jednak uznać wypada, że Adrian Dieguez faulował? Mamy oczywiście pewne wątpliwości, bo w takich sytuacjach można oglądać i oglądać kolejne powtórki, a i tak nie uda się jednoznacznie udowodnić, że skrzydłowy specjalnie wpakował swoje nogi w… nogi rywala. Podskórnie czujemy jednak, że to była kompletna lipa, a reprezentant Polski okazał się geniuszem zbrodni i ustawił swojej drużynie mecz. Skandal? Nie jest to takie znowu mocne słowo…
Raków prowadzi w Białymstoku! Ivi Lopez wykorzystuje karnego już w 4. minucie! ⚽
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT3 i CANAL+ online: https://t.co/LrK3rlrlEG pic.twitter.com/FILptQ1Fpr
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) November 10, 2024
Nie chcemy pisać tu tylko o sędziowskiej kontrowersji z udziałem arbitrów. Podjęli decyzję, po której graliśmy dalej. Efekt wejścia Ameyawa w pole karne był więc taki, że Jarosław Przybył wskazał na wapno, siedzący w wozie VAR Tomasz Kwiatkowski nie podważył tej decyzji, a Ivi Lopez zamienił rzut karny na gola. Dając zarazem prowadzenie drużynie, która goli praktycznie nie traci.
Jagiellonia OKRADZIONA. Skandaliczny karny z kapelusza [CZYTAJ KOMENTARZ]
Jagiellonia – Raków 2:2. Twarde warunki
No dobra już się nie ma co silić na polityczną poprawność – bardzo wątpliwy karny ustawił częstochowianom mecz, ale oni też umieli z tego umiejętnie korzystać. Postawili aktualnym mistrzom Polski twarde warunki, nie odstawiali nóg i, jak zawsze, bronili jak nikt w Ekstraklasie. Gospodarze pewnie się spodziewali, że tak to będzie dziś wyglądać, bo receptą Rakowa na punktowanie jest męczenie buły w ataku i stalowa defensywa. Można nie lubić tego smutnego stylu i zresztą faktycznie go nie lubimy, ale punkty w tabeli utwierdzają trenera Papszuna w przekonaniu, że jego zespół kroczy odpowiednią ścieżką.
Dla postronnych, szukających w piłce nożnej odskoczni od smutnej szarej jesieni widzów to tragiczne wieści. Ale sympatycy Rakowa są pewnie wniebowzięci.
Cieszyliby się pewnie jeszcze bardziej, gdyby Jesus Imaz nigdy nie przyjechał do Polski i robiłby teraz karierę w ojczyźnie czy gdziekolwiek indziej na świecie.
Imaz jak z armaty
Któż inny miałby przywrócić Jagiellonię do tego meczu? To pytanie retoryczne, nie zastanawiajcie się, czy jest ktoś taki. Zresztą nie ma. Jesus Imaz to skarb Adriana Siemieńca i prawdziwy klejnot w koronie mistrzów Polski – potrafi zrobić coś z niczego i nie ma większego problemu z tym, by zaskoczyć rywali. Dając swojemu zespołowi wyrównanie, przylutował znienacka, nie zastanawiając się nawet zbyt długo. Nie mierzył, nie kombinował. Obrocik, lufa, 1:1.
JESUS IMAZ! Potężne uderzenie z niedużej odległości i Kacper Trelowski był bezradny – mamy remis! ⚽
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT3 i CANAL+ online: https://t.co/LrK3rlrlEG pic.twitter.com/MpnKnUuxuc
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) November 10, 2024
Jagiellonia wykreowała sobie tyle sytuacji, że aż trudno zrozumieć, jak to się stało, że Raków wraca do domu z punktem. Niby też mieli goście swoje szanse i parę razy zatrudnili Abramowicza, ale Duma Podlasia wykazywała się dziś zdecydowanie większą ambicją. Tak jakby Jaga chciała wygrać, a Raków po prostu nie przegrać. Nic nowego, ale razi nieco ta dysproporcja w zabawianiu publiczności podczas meczu, który z uwagi na układ tabeli nazwać należy hitowym.
Dziś prym wiedli gospodarze i to do ich gry dostosowywały się Medaliki. Wystarczyło im to do remisu, ale choć znacie wynik, czytajcie dalej – to nie koniec pasjonującej historii tego spotkania.
Piorunująca końcówka. Sprawdźcie puls!
Zoran Arsenić przez większość meczu operował we własnym polu karnym i starał się bronić dostępu do bramki Rakowa. Kiedy już jednak zawędrował do ataku, zamienił dokładne dośrodkowanie Frana Tudora na drugiego gola dla częstochowian. Tak, dobrze czytacie. Raków Częstochowa zdobył dwa gole w jednym meczu. Dobrze jednak, że piłka nożna raz zabiera, a innym razem oddaje.
Dobrze dla piłki i dobrze dla Jagiellonii.
O karnego na Ameyawie można się kłócić. Pretensje ławki rezerwowej Rakowa o późniejszą jedenastkę dla Jagiellonii są jednak mocno groteskowe. Stratos Svarnas ręką zatrzymał piłkę lecącą do bramki gości. Co tu sprawdzać, nad czym się zastanawiać? To już nie pytanie retoryczne, arbiter serio się zastanawiał! Szkoda, że sędzia Przybył nie podszedł do monitora, żeby ocenić poprawność swojej decyzji także w innej ważnej dla losów meczu sytuacji… A nie, czekaj, możliwe, że nie mógł podejść.
W przerwie meczu @Jagiellonia1920 z @Rakow1921 spotkałem sędziego VAR. Nie mogli sprawdzić domniemanego faulu na Ameyaw. Przez 15 minut mieli awarię monitorów.
— Jerzy Kułakowski (@jerzykulakowski) November 10, 2024
Szokująca decyzja w hicie Ekstraklasy. Wszystko przez monitory? [CZYTAJ]
Sędziowie próbowali, ale nie zepsuli tego meczu – wszak oglądaliśmy doskonałe, emocjonujące spotkanie, w którym padły cztery gole, a na dokładkę z boiska wyleciał śmieszny Berggren, który po godzinach dorabia chyba jako żywa glebogryzarka. Pomocnik Rakowa rozorał fragment własnego pola karnego, by tylko utrudnić Pululu zdobycie gola z jedenastu metrów, ale tym razem monitory działały. A nawet działał sędzia Przybył!
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- 10 rzeczy, których Legia zazdrości Lechowi
- Sześć kandydatur do miana polskiego klasyka
- Kozubal czy Augustyniak, Ishak czy Gual? Łączona jedenastka Lecha i Legii
Fot. Newspix