Reklama

Dynamo Mińsk silne słabością swojej ligi. „Ograniczenia płacowe nie pozwalają na rozwój”

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

07 listopada 2024, 12:37 • 9 min czytania 4 komentarze

Skoro Legia Warszawa wygrała u siebie z Betisem, mecz z Dynamem Mińsk może się jawić jako potencjalny spacerek. Przyjeżdża przecież drużyna, która przegrała pierwsze dwa spotkania w Lidze Konferencji i jest przedstawicielem jednej z najsłabszych lig w Europie. Czy faktycznie takie podejście jest uzasadnione? No i co sprawiło, że białoruska ekstraklasa aż tak zjechała w hierarchii? Czy wszystko można tłumaczyć wojną? Odpowiedzi szukamy z Piotrem Runge, cytowanym już nieraz przez nas dziennikarzem piłkarskim zza wschodniej granicy. 

Dynamo Mińsk silne słabością swojej ligi. „Ograniczenia płacowe nie pozwalają na rozwój”

Dynamo to obecnie klub numer jeden na futbolowej mapie Białorusi. W ubiegłym roku po dziewiętnastu latach przerwy sięgnęło po upragnione mistrzostwo i wszystko wskazuje na to, że w powoli kończącym się sezonie 2024 będzie podobnie. Dynamo na trzy kolejki przed końcem ma dwa punkty przewagi nad Niemanem Grodno i aż dwa mecze zaległe. Z Niemanem zmierzy się w najbliższy poniedziałek i jeśli wygra, sprawa w praktyce będzie przesądzona.

Dynamo Mińsk nie słabsze niż Widzew?

Czy to jednak oznacza, że Legia ma się czego bać, skoro mówimy o rywalizacji w lidze, która aktualnie znajduje się jedynie nad Andorą, Gibraltarem i San Marino?

Widzę szanse dla Dynama, to dobrze zorganizowana drużyna. Trener Wadim Skrypczenko ma się czym dzielić z piłkarzami, a ci realizują jego wytyczne. Widziałem mecz Legii z Widzewem i powiem tak: Dynamo nie gra gorzej niż Widzew. Legia nie będzie miała łatwo – przekonuje Piotr Runge.

Nie ma on problemu, żeby wskazać najmocniejsze ogniwa tego zespołu. – Bardzo pewnym punktem jest bramkarz Fiodor Łapouchow, którego mocno promują. To teraz faworyt do miana piłkarza roku na Białorusi. Jesienią stał się numerem jeden między słupkami reprezentacji. Trzeba uważać na Raia Lopesa, ofensywnie usposobionego lewego obrońcę. Środek defensywy scala 34-letni Siergiej Politiewicz, choć w tym roku chyba już strzelił trzy samobóje. W ataku groźny byłby Trofim Mełniczenko, ale będzie pauzował za czerwoną kartkę, więc tu trzeba zwrócić uwagę na Nigeryjczyków Stevena Alfreda i Raymonda Adeolę – wymienia.

Reklama

Taktycznie Dynamo jest dość przewidywalne. Pomijając kilka pierwszych meczów tego sezonu, zawsze wychodzi na czwórkę z tyłu, a wyżej stosuje różne, mniej lub bardziej ofensywne warianty. Z Hearts (1:2) było to 4-1-4-1, a z HJK Helsinki (0:1) klasyczne 4-3-3.

Pechowe porażki w pucharach

Dla klubu z Mińska to w zasadzie mecz ostatniej szansy po dwóch porażkach. – Dynamo oba te mecze mogło spokojnie wygrać, sama gra wyglądała dobrze. Wyszedł brak międzynarodowego doświadczenia, co zresztą często spotykało też kluby polskie – uważa Runge.

Gdy zajrzymy w statystyki, faktycznie wychodzi na to, że być może brakowało szczęścia. Ze Szkotami podopieczni Skrypczenki prowadzili, w wielu ofensywnych liczbach dorównywali rywalom, ale potem Politiewicz trafił do własnej siatki, a w 94. minucie goście zadali decydujący cios. Z HJK było podobnie, choć przez zmarnowany w końcówce rzut karny – Dynamo grało już wtedy w dziesiątkę – Finowie mieli xG wynoszące aż 2.88, przy 1.49 Dynama. De facto z sześciu pucharowych spotkań stołeczna ekipa na razie wygrała tylko jedno. Gibraltarski Lincoln Red Imps u siebie pokonała 2:0, by w rewanżu polec 0:1. Dwumecz z Anderlechtem to dwie porażki, choć obie w najniższym możliwym rozmiarze.

Określenie „gospodarz” w przypadku Dynama w Europie jest oczywiście umowne, ponieważ jak wszyscy przedstawiciele Białorusi nie gra ono na własnym terenie.

Domowe mecze kwalifikacyjne Dynamo i Nieman Grodno rozgrywali na Węgrzech. Inni białoruskich klubów nie wpuszczali. Teraz Dynamo jest gospodarzem w Azerbejdżanie, bo na dłuższą metę gra na Węgrzech była skomplikowana ze względu na długie podróże. Trzeba było tam lecieć z Litwy lub Polski. Ten sam problem ma reprezentacja. Dla mnie to przesada ze strony UEFA. Z oczywistych względów rozumiem postawę Ukrainy, ale generalnie Białoruś nie prowadzi działań wojennych na Ukrainie. I tak jednak dobrze, że kluby białoruskie normalnie grają w pucharach, bo hokeiści na przykład już tego szczęścia nie mają. Biathloniści czy zapaśnicy też nie jeżdżą na międzynarodowe zawody. Pojawiają się głosy, że kluby z Białorusi mogłyby dołączyć do ligi rosyjskiej. W kontrze słychać opinie, że to kiepski pomysł, bo my przynajmniej gramy w Europie – na Węgrzech czy w Azerbejdżanie, ale jednak – a wtedy sami byśmy się wykluczyli i nie gralibyśmy nigdzie – przedstawia swój punkt widzenia Piotr Runge.

Reklama

Ograniczenia płacowe i limity młodzieżowców zaorały ligę

Powstaje pytanie, co sprawiło, że liga, która jeszcze cztery lata temu wyprzedzała Polskę w rankingu UEFA, stoczyła się niemal na samo dno. Dynamo w fazie ligowej LK to pierwszy białoruski klub mający jesień w Europie od sezonu 2018/19, gdy BATE Borysów wyszło z grupy Ligi Europy i w 1/16 finału co prawda odpadło z Arsenalem, ale po sprawieniu sensacji przed własną publicznością (1:0). Dopiero w rewanżu nie było tematu, Kanonierzy wygrali 3:0. Kolejne lata to zjazd za zjazdem.

Piotr Runge widzi dwa kluczowe powody i wcale nie chodzi o okres pandemiczny czy kwestie wojenne. – Dynamo jest silne słabością innych. Liga białoruska w ostatnich latach mocno podupadła. Wprowadzono ograniczenia w wysokościach wynagrodzeń. Reprezentanci kraju, maksymalnie pięciu, mogą zarabiać do 15 tys. rubli miesięcznie [1 rubel białoruski=1,23 zł, przyp.]. Pozostali już tylko maksymalnie 5 tys. rubli miesięcznie. Jeżeli masz mniej kadrowiczów, w tej piątce możesz zawrzeć jeszcze innych zawodników. Żaden dobry obcokrajowiec z jakimś nazwiskiem nie przyjdzie tu grać za takie pieniądze, nawet jeśli może jeszcze dużo dorobić w premiach, które często wypłacają sponsorzy. Klubom pozostaje wychwytywanie perełek z Afryki czy Brazylii, które chcą się tu zaprezentować i gdy to się uda, agenci pchają je dalej – tłumaczy.

Do tego kluby długo musiały wypełniać obowiązek, który w ostatnich sezonach narzucono także polskim klubom. – Obowiązywał znany wam nakaz gry młodzieżowcem, ale od tego sezonu został on zniesiony. Selekcjoner młodzieżówki mówił, że tych szesnastu chłopaków i tak już ma. Długofalowo ten przepis nic nie dał. Z młodzieżowcami więc spokój, ale na boisku jednocześnie musi przebywać sześciu zawodników z białoruskimi paszportami. Zawodnicy rosyjscy nie są traktowani jako obcokrajowcy – zaznacza Runge.

 Zapaść ligi zaczęła się jeszcze przed pandemią, pod rządami poprzednich władz związkowych. Te limity i ograniczenia przyniosły znacznie więcej szkody niż pożytku, o tym mówią wszyscy – dodaje.

Odcięcie futbolu od większych środków miało znaczenie czysto wizerunkowe. – Dziś na Białorusi już wszystkie kluby są państwowe i sponsorami też są państwowe przedsiębiorstwa. Cięcia tłumaczono tym, że w piłkę pompowano wiele pieniędzy podatników, a rezultaty nie były zadowalające. Kluby zawodziły w pucharach, reprezentacja głównie przegrywała – wyjaśnia nasz rozmówca.

Taka rzeczywistość sprzyja prowadzeniu interesów tym, którzy mogą więcej.

Runge: – Rosyjski agent Dimitrij Seluk, kiedyś reprezentujący braci Yaya i Kolo Toure, robi tu dziś liczne biznesy, sprowadza paczkami piłkarzy z Afryki. Często najpierw lądują w Mołdawii, potem idą na Białoruś i jeśli się sprawdzą, mają szansę na angaż w Rosji. Najczęściej w drugiej lidze. W samym Dynamie jest czterech zawodników od Seluka. Przeważnie mają oni krótkie kontrakty, na pół roku czy na rok. Gdy się przebiją, odchodzą za darmo, kluby białoruskie na nich nie zarabiają.

BATE w morzu przeciętności, Szachtior na dnie

Padło stwierdzenie, że Dynamo stało się silne słabością innych. Mowa tu przede wszystkim o zapaści BATE Borysów i Szachtiora Soligorsk. BATE do 2018 roku kolekcjonowało tytuły mistrzowskie, ale od tego czasu coraz bardziej zmierza w kierunku przeciętności. Przez kolejne cztery lata mieściło się na podium, ale ostatnio zajęło dopiero piąte miejsce, a obecnie jest na siódmym i nie ma już szans na europejskie puchary.

W BATE wszystko co złe nastąpiło po śmierci Anatolija Kapskiego, który ten klub stworzył w 1996 roku. Teraz prowadzi go jego syn. Ludzie piszą, że syn trwoni dorobek ojca i tak dalej, ale skoro wprowadzono te ograniczenia finansowe, to pewnego poziomu nie przeskoczy. BATE dawniej sprowadzało nawet reprezentantów Serbii czy Chorwacji, teraz gra tam głównie młodzież – mówi Piotr Runge.

Szachtior Soligorsk to z kolei przykład błyskawicznego przejścia z nieba do piekła. Klub ten w 2020 i 2021 roku sięgał po mistrzostwo. W kolejnym sezonie Szachtior również finiszował na najwyższym stopniu podium, ale okazało się, że nie do końca grał czysto. W maju 2023 Białorusią wstrząsnęła afera korupcyjna, w efekcie której anulowano mistrzostwo klubu z Soligorska i wicemistrzostwo Energetika-BGU. Posypały się dyskwalifikacje dla dyrektorów i piłkarzy, a oba kluby spotkały surowe kary. Szachtior na starcie poprzedniego sezonu dostał 35 punktów minusowych, Energetik 20, a 10 Biełszyna, czyli rywal Szachtiora w ostatniej kolejce sezonu 2022.

W ubiegłym roku klub z Soligorska jeszcze zdołał się utrzymać. Na boisku wywalczył 44 punkty, dzięki czemu wyprzedził Energetika i Biełszynę. W tym sezonie, już jako jedyny zespół z debetem na początku, nie zdołał poradzić sobie z odrobieniem minus dwudziestu punktów. Pozostały trzy kolejki, a Szachtior ma na koncie dopiero dwa „oczka”.

Jego spadek jest pewny, więc nikt tam teraz nie przyjdzie. Zostaje granie juniorami – mówi Piotr Runge.

W Szachtiorze ciągle były jakieś afery. Pojawiał się dyrektor sportowy z Łotwy, sprowadzający piłkarzy, którzy potem nigdy nie debiutowali i szybko rozwiązywali kontrakty. A ktoś za nich prowizję kasował. Było z czego wydawać, bo sponsorem klubu był jeden z największych producentów nawozów potasowych na świecie – podkreśla.

Pupilek władzy

Jak to bywa w przypadku postsowieckiej rzeczywistości, degradacja Szachtiora i Energetika miała szerszy kontekst. Nie brakowało głosów, że w gruncie rzeczy wcale nie chodziło o zwalczenie korupcji, bo ta rozlewała się na całą ligę, ale na utorowanie drogi do sukcesów Dynamu Mińsk. To ulubiony klub prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Dzięki karom dla wspomnianej dwójki, Dynamo w sezonie 2022 awansowało z czwartego na drugie miejsce i mogło wystąpić w pucharowych eliminacjach. W następnym sezonie zdobyło mistrzostwo i coraz mocniej dystansuje resztę stawki.

Te obserwacje potwierdza Runge: – Hegemonem chcą zrobić Dynamo Mińsk, to ulubiony klub Łukaszenki. Jakoś dwa lata temu, gdy jeszcze aktualnym mistrzem był Szachtior, prezydent przyjechał do klubu. Stoi drużyna, witamy, witamy i Łukaszenka pyta: – Którzy wy jesteście teraz? – Drudzy – odpowiadają piłkarze. – No to myślę, że w przyszłym roku będziecie pierwsi – odparł Łukaszenka. Wygląda na to, że wszyscy w białoruskiej piłce wzięli sobie te słowa do serca.

Zdaniem dziennikarza liga białoruska najgorsze ma już za sobą, co nie znaczy, że przed nią tłuste lata. – Myślę, że jest jakieś światełko w tunelu. Dobrze, że Dynamo weszło do fazy ligowej, bo musimy podciągnąć się w rankingu UEFA, żeby zachować cztery zespoły w europejskich pucharach. O to przede wszystkim walczymy – tłumaczy.

Miejmy nadzieję, że dziś przy Łazienkowskiej Legia zrobi swoje i nie dołoży się do wyższej pozycji rankingowej naszych wschodnich sąsiadów, którzy potem zmierzą się jeszcze z FC Kopenhaga, północnoirlandzkim Larne FC i Panathinaikosem. Nietrudno zgadnąć, kiedy będą mieli jedyną realną szansę na punkty.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Inne ligi zagraniczne

Komentarze

4 komentarze

Loading...