W weekend, w którym FC Barcelona częstuje Real Madryt czterema sztukami na Santiago Bernabeu, naprawdę ciężko odebrać takiemu spektaklowi miano najważniejszego, najlepszego spotkania. Co musiałoby się stać, żeby oczy piłkarskiego świata zwróciły się w innym kierunku? Ano, na przykład, osiem bramek we włoskim klasyku, o co postarali się piłkarze Interu oraz Juventusu.
Ludzie, którzy niezłomnie próbują zamknąć futbol w cyferkach, udowadniali niegdyś, że włoski futbol najlepiej nadąża za ligą angielską, jej szalonym tempem, zawrotną intensywnością, jazdą bez trzymanki od jednej bramki do drugiej. Było to zupełne przeciwieństwo stereotypów o calcio, ale też zagwozdka dla tych, którzy do Italii zaglądają także, gdy Empoli i Parma w pełnym słońcu walczą o to, żeby przetrwać dziewięćdziesiąt minut meczu.
Cóż, tych, którzy wątpili w to, że na południu gra się w tempie prestissimo, Inter oraz Juventus poczęstowały występem tak spektakularnym, że za kilkanaście lat przeczytacie o nim w antologii wielkich momentów włoskiego futbolu.
Inter – Juventus 4:4. Najlepsze Derby d’Italia w historii
Nie przesadzamy, bo przecież kronikarze w stylu profili „OptaPaolo” nie nadążali z wyliczeniem niesamowitości, jakich doświadczyliśmy na Stadio Giuseppe Meazza. Pierwsze w historii Derby d’Italia z pięcioma bramkami do przerwy. Pierwsze od lat 90. z sześcioma trafieniami. Wreszcie: pierwsze od lat 70. z ośmioma golami. Tylko dwa razy w dziejach włoskiego klasyku oglądaliśmy większą kanonadę.
- 1961 – Juventus wygrywa 9:1
- 1913 – Juventus wygrywa 7:2
Wydaje się zresztą, że rekord wszech czasów był w zasięgu, ale Michele Di Gregorio w odpowiednim momencie uwijał się na linii bramkowej tak, że utrzymał swój zespół przy życiu i nie pozwolił Interowi zbytnio odjechać. Jakkolwiek kuriozalnie to brzmi, bo wynik na tablicy wskazywał wówczas dwubramkową przewagę gospodarzy i cztery trafienia w plecaku następcy Wojciecha Szczęsnego.
Polakowi w Juventusie też zdarzyło się przyjąć czwórkę w Mediolanie, ale Di Gregorio ciężko cokolwiek zarzucić. Wygłupiali się, zwłaszcza na początku, przede wszystkim defensorzy. Inter najpierw objął prowadzenie, a potem wyrównał — w obydwu przypadkach za sprawą Piotra Zielińskiego! — wykorzystując rzuty karne podyktowane za… kopnięcie rywala. Najpierw Marcus Thuram uprzedził Danilo, potem Denzel Dumfries był szybszy od Pierre’a Kalulu.
🇵🇱 𝐏𝐈𝐎𝐓𝐑 𝐙𝐈𝐄𝐋𝐈𝐍𝐒𝐊𝐈 𝐒𝐓𝐑𝐙𝐄𝐋𝐀 𝐆𝐎𝐋𝐀 𝐉𝐔𝐕𝐄𝐍𝐓𝐔𝐒𝐎𝐖𝐈 𝐅𝐂! ⚽️🤩
Debiutancka bramka Polaka w barwach Interu Mediolan staje się faktem! 💥 #włoskarobota 🇮🇹 pic.twitter.com/ww0niAPHPA
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) October 27, 2024
Obaj obrońcy poczęstowali rywali ciosami rodem z UFC, a Zieliński bezbłędnie wykonał jedenastki, zostając pierwszym Polakiem, który strzelił dla Interu.
Szalona młodość Juventusu. Kochajmy Conceicao i Yildiza
Trafienia Zielińskiego przedzieliła jednak równie katastrofalna postawa w defensywie Interu. Brak Francesco Acerbiego rzucił się w oczy już gdy Weston McKennie jak gdyby nigdy nic wbiegł między stoperów i zgrał górną piłkę do Dusana Vlahovicia, który strzelił jedną z najłatwiejszych bramek w życiu. Timothy Weah też nie miał wielkiego wyzwania, gdy Francesco Conceicao zawinął Henricha Mchitarjana i zaserwował takie podanie, że koledze wystarczyło dołożyć szuflę do pustaka.
💥 𝐂𝐎 𝐙𝐀 𝐌𝐈𝐍𝐔𝐓𝐘 𝐒𝐓𝐀𝐑𝐄𝐉 𝐃𝐀𝐌𝐘! 💥
Goście już prowadzą z Interem Mediolan po trafieniu Timothy’ego Weaha! 🔥😱 Czy Nerazzurri odrobią straty? 🤔 #włoskarobota 🇮🇹 pic.twitter.com/Pi1eZo5fvY
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) October 27, 2024
To za sprawą Conceicao powoli przyzwyczajamy się, że minęły czasy, w których przydomek Stara Dama był tożsamy z rocznikami w zakładce ‘skład’. Portugalczyk bywa chaotyczny, potrafi jeszcze ot tak podać w aut, jednak jego energia i zaangażowanie są ujmujące. A przede wszystkim: są skuteczne. Skrzydłowy wypracował jeszcze jedno trafienie, to ostatnie, wieńczące dzieło, ratujące wynik oraz punkt. Znów zakręcił, znów dograł i piłka, po przedłużeniu głową, trafiła do Kenana Yildiza, który skompletował dublet.
O Turku można w zasadzie napisać to samo, co Conceicao. Dynamika, szybkość, przebojowość, przekonanie o tym, że wszystko, czego się podejmie, zakończy się sukcesem. Tak było, gdy zgarnął futbolówkę od McKenniego i po prostu ruszył w kierunku pola karnego, żeby mimo opieki Denzela Dumfriesa pokonać Yanna Sommera precyzyjnym strzałem w boczną siatkę.
Tylko napastnicy Interu nie chcieli się bawić…
Dumfries tym samym stracił to, co wypracował wcześniej. Wspomnieliśmy o rzutach karnych Zielińskiego, ale przecież Inter strzelił jeszcze dwie bramki. Jedną, gdy Mchitarjan balansem ciała i dryblingiem oszukał rywali, a przede wszystkim feralnego Danilo. Drugą, kiedy Dumfries okazał się najbardziej przytomnym człowiekiem na dalszym słupku i jako pierwszy dopadł do piłki, nie dając Di Gregorio szans na skuteczną interwencję.
𝐃𝐄𝐍𝐙𝐄𝐋 𝐃𝐔𝐌𝐅𝐑𝐈𝐄𝐒! ⚽️💥𝐒𝐓𝐀𝐃𝐈𝐎 𝐆𝐈𝐔𝐒𝐄𝐏𝐏𝐄 𝐌𝐄𝐀𝐙𝐙𝐀 𝐒𝐙𝐀𝐋𝐄𝐉𝐄! 🕺🏾
„Ten mecz nie ma hamulców!” 🧨 Co tutaj się jeszcze wydarzy? 😳 #włoskarobota 🇮🇹 pic.twitter.com/2mhTqU1Z5p
— ELEVEN SPORTS PL (@ELEVENSPORTSPL) October 27, 2024
Szkoda, że równie świadomie nie zachowywali się tym razem napastnicy Interu, bo zarówno Lautaro Martinez, jak i Marcus Thuram, ewidentnie nie włożyli palca pod budkę, gdy zbierano chętnych na zabawę w kanonadę w Lombardii. Ciut lepsza skuteczność choćby jednego z nich dałaby gospodarzom wygraną w tym szalonym meczu. Najwidoczniej jednak musiało tak być, że skoro dwie strony zgodnie dały koncert, żadna z nich nie mogła zejść z boiska pokonana.
Nie, żeby nam to przeszkadzało. Wszystko wszędzie naraz we włoskim wydaniu przyćmiło nie tylko El Clasico, ale nawet zdobywcę Oscara o tym właśnie tytule.
Inter Mediolan – Juventus 4:4 (3:2)
Zieliński 15′, 37′ z karnych, Mchitarjan 34′, Dumfries 53′ – Vlahović 20′, Weah 27′, Yildiz 71′, 81′
WIĘCEJ O WŁOSKIEJ PIŁCE:
- Karol Linetty i reprezentacja. Czy warto dać mu jeszcze jedną szansę?
- Zachowanie kibiców udowodniło, że Zalewski nie ma czego szukać w Romie
- Napoli i Antonio Conte – para doskonała?
fot. Newspix