Reklama

Miał być „Le Classique”, była „la comédie” sędziego i obrońców Marsylii

Mikołaj Wawrzyniak

Autor:Mikołaj Wawrzyniak

27 października 2024, 23:38 • 3 min czytania 1 komentarz

Nie oszukujmy się, trudno przebić takie starcia, jakie oglądaliśmy w ten weekend w Madrycie oraz Mediolanie. Były to dania iście wykwintne, okraszone ogromną dawką dramaturgii oraz emocji, które na długo pozostaną w pamięci kibiców. Dzisiejszego wieczoru oczekiwaliśmy jedynie smacznego, francuskiego deseru w wykonaniu piłkarzy Olympique Marsylia oraz PSG. Pragnęliśmy wisienki na torcie, która zwieńczyłaby te fantastyczne dni z europejskim futbolem. Niestety, świeczki na cieście zdmuchnął przedwcześnie sędzia, a także obrońcy gospodarzy, nie pozwalając nam delektować się w pełni „Le Classique”.

Miał być „Le Classique”, była „la comédie” sędziego i obrońców Marsylii

Geografia, kultura, społeczność, polityka, ekonomia, a nawet poziom przestępczości – te wszystkie czynniki dzielą Marsylię i Paryż. Jak mocno życie przekłada się na futbol, pokazały w minionych latach starcia kibiców obu drużyn. Zmagania boiskowe często schodziły na drugi plan.

Gdy jednak o nich mowa, to od wielu sezonów zdecydowanie górą było PSG. Ostatnie ligowe zwycięstwo nad ekipą ze stolicy Francji na własnym stadionie marsylczycy odnieśli… w listopadzie 2011 roku. Luis Enrique był wówczas świeżo upieczonym trenerem Romy, a Roberto De Zerbi piłkarzem rumuńskiego CFR Cluj. Od tego czasu zawodnicy Olympique wygrali z paryżanami w Ligue 1 tylko raz, notując aż 19 porażek!

Po wpadkach Monaco oraz Lens w tej kolejce, PSG przystępowało do dzisiejszej potyczki jako jedyna niepokonana w lidze drużyna. Zadanie wydawało się trudne, gdyż Marsylia pod wodzą De Zerbiego wreszcie wróciła na właściwe tory, plasując się w tabeli tuż za plecami paryżan. Dzisiejszy mecz zapowiadano również nie tylko jako pojedynek trenerów, ale także najmocniej świecących gwiazd obu zespołów – Greenwooda oraz Barcoli, przewodzących w tabeli strzelców.

To goście lepiej weszli w spotkanie. Pierwsze ostrzeżenie groźnym strzałem dał Dembele. Jednak już w siódmej minucie niefrasobliwość obrońców Olympique wykorzystali brutalnie podopieczni Luisa Enrique. Barcola świetnym podaniem wypuścił Mendesa, a akcję wykończył niepilnowany Joao Neves. Stracony gol jeszcze gorzej zadziałał na defensorów gospodarzy, których „elektryczność” była zauważalna zwłaszcza przy wyprowadzaniu piłki. Dobry pressing PSG przynosił znakomite efekty i gasił akcje marsylczyków w zarodku.

Reklama

Błąd arbitra ustawił spotkanie

Niewątpliwie decydującym momentem starcia okazała się sytuacja z 20. minuty gry. Sędzia Letexier wyrzucił z boiska piłkarza Marsylii, Harita za faul na Marquinhosie. Decyzja arbitra była co najmniej kontrowersyjna, gdyż na powtórkach mogliśmy dostrzec jedynie delikatny kontakt z klatką piersiową rywala, ale bez ewidentnego zamiaru zrobienia mu krzywdy. Letexier nawet nie skorzystał z VAR-u. W ocenę sytuacji nie mogli uwierzyć zarówno sam Harit, jak De Zerbi.

Kabaret w wykonaniu obrońców Marsylii

Dalej otrząsnąć nie mogli się również defensorzy gospodarzy, a zwłaszcza Balerdi, który w niefortunny sposób przeciął wrzutkę Hakimiego, pakując futbolówkę do własnej bramki.


Po drugiej bramce z marsylczyków ewidentnie zeszło powietrze. Kolejne rażące błędy podopiecznych De Zerbiego wykorzystał Barcola i po niecałych 40. minutach mieliśmy już 0:3. Trybuny całkowicie przycichły, a pierwsi kibice miejscowych zaczęli opuszczać stadion. Szok. Paryżanie znokautowali rywali nie mnogością kreowanych sytuacji, a bezwględnym wykorzystaniem otrzymanych od nich prezentów.

Reklama

W drugiej połowie PSG wcale nie zdjęło nogi z gazu. Wynik mógł być znacznie wyższy, ale dogodne okazje marnowali kolejno Barcola czy Dembele. Z kolei piłkarze OM wpasowali się skutecznie w grobową atmosferę na trybunach. Tempo spotkania siadło, a wynik już nie uległ zmianie.

Marsylczycy musieli przełknąć kolejną gorzką pigułkę. Tym razem zafundowali im ją sędzia oraz… Ich obrońcy.

Olympique Marsylia – PSG 0:3 (0:3)

Neves 7′, Balerdi (sam.) 29′, Barcola 40′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Złośliwi powiedzą, że to brak talentu uniemożliwił mu występy na piłkarskich salonach. Rzekomo zbyt często sprawdzała się słynna opinia kibica Podbeskidzia, by „grać na Wawrzyniaka, bo jest cienki”. On pozostaje jednak przy tezie, że Wawrzyniak w polskiej piłce może być tylko jeden i nie śmiał odbierać tego zaszczytnego miana Panu Jakubowi. Kibicowsko najbliżej mu do Lecha Poznań, ale jest koneserem całej naszej kochanej Ekstraklasy do tego stopnia, że potrafi odróżnić Bergiera od Bejgera. Od czasów trenera Rijkaarda lubi napawać się grą Barcelony, choć z nią bywało różnie. W wolnych chwilach często sięga po kryminały, zwłaszcza niestraszny mu Mróz.

Rozwiń

Najnowsze

Francja

Komentarze

1 komentarz

Loading...