W sierpniu minęły cztery lata odkąd maszyna Hansiego Flicka rozniosła całą piłkarską Europę, zdobywając potrójną koronę, a następnie dokładając do tego triumfy w Superpucharach Niemiec, Europy i Klubowych Mistrzostwach Świata. Ówczesny szkoleniowiec Bayernu przeszedł do historii jako drugi, po Pepie Guardioli, trener, który tego dokonał. Dziś w Bawarii znajdują się tylko szczątkowe ślady tych sukcesów, a dwaj najwięksi bohaterowie tejże ekipy, czyli Flick i Robert Lewandowski znajdują się teraz w Barcelonie. Co zatem zostało w Monachium po tym owocnym okresie?
27 grudnia 2020 roku. Gala Globe Soccer Awards w Dubaju. Robert Lewandowski właśnie otrzymał nagrodę dla najlepszego piłkarza roku. Ze swoim złotym trofeum pozuje do zdjęć, unosząc w górę otwartą dłoń, która symbolizuje pięć zdobytych trofeów. Widząc to, szybko podbiega do niego Joshua Kimmich i wyraźnie gestykulując, daje do zrozumienia Polakowi, że do wygrania jest jeszcze jeden puchar. Niespełna dwa miesiące później obaj cieszyli się już na Education City Stadium na przedmieściach Dohy z triumfu w Klubowych Mistrzostwach Świata.
Zapamiętany przez obie strony
Sześć trofeów zdobytych w 18 miesięcy, w których trakcie świat zmagał się z pandemią koronawirusa, a każdy z zespołów z możliwością straty swoich kluczowych zawodników z powodu zakażenia, to rzecz niesamowita. To, co osiągnęła maszynka Hansiego Flicka, przeszło do historii futbolu. Nawet dziś po pięciu latach od jego zatrudnienia w Monachium, robi to wrażenie, szczególnie na osobach, które z bliska się temu przyglądały.
– Przyszedł do Bayernu, gdy byliśmy na piątym miejscu w tabeli. W drugiej połowie sezonu osiągnęliśmy jednak niesamowity poziom i skończyliśmy go z ogromną przewagą 13 oraz 16 punktów nad drugą i trzecią drużyną. Był odpowiednim trenerem we właściwym czasie i jestem mu za to bardzo wdzięczny. Czego więcej można sobie życzyć niż tego, czego razem doświadczyliśmy – powiedział na łamach DAZN Karl-Heinz Rummenigge, były prezes, a obecnie członek zarządu Bayernu.
Dziś sytuacja zupełnie się odwróciła. Choć Rummenigge do końca trzymał stronę Flicka, kładąc na szali swoją karierę, to nic nie powstrzymało trenera przed zmianą zdania po tym, jak wdał się w konflikt z Hasanem Salihamidziciem. Odszedł z Monachium skłócony. Przejął jeszcze reprezentację Niemiec, co wydawało się wtedy strzałem w dziesiątkę, a po dwóch latach okazało się klapą. Dziś prowadzi już Barcelonę i zdaniem prezydenta Dumy Katalonii Joana Laporty, jest coś winien swojemu aktualnemu klubowi. Na swojej drodze ku chwale rozbił bowiem Blaugranę 8:2. Teraz powtórzenie takiego wyniku przez Bayern byłoby totalną abstrakcją. Przed spotkaniem to Barca jest minimalnym faworytem, co dowodzi, że zmienił się układ sił przez te kilka lat i zarazem pokazuje, jak niewiele zostało po spuściźnie Flicka w Monachium.
Ośmiu zostało, trzech doszło w trzy lata
Do dziś w Bayernie pozostało tylko ośmiu zawodników – nie wliczaliśmy w to Jamala Musiali przez to, że zagrał tylko dwie minuty przez cały sezon 2019/20 – którzy doświadczyli sukcesów za kadencji Flicka. Są to wiekowi Manuel Neuer, Thomas Mueller i Sven Ulreich, skrzydłowi Serge Gnabry oraz Kingsley Coman, środkowi pomocnicy Joshua Kimmich i Leon Goretzka, a także Alphonso Davies, którego talent eksplodował w tamtym okresie. Dla porównania w Barcelonie, która jako pierwsza zdobyła sześć trofeów, po czterech latach pozostało 11 zawodników.
Taka rotacja wydaje się naturalna i normalna. Scenka z gali Globe Soccer Awards nie została przywołana bowiem bez przyczyny. Pokazywała ona skalę determinacji, w tym wypadku Kimmicha, do zdobywania kolejnych trofeów. Gdy jednak osiągnie się wszystko, ciężko wykrzesać z siebie kolejne pokłady motywacji do działania. Te mogą przyjść natomiast wtedy, gdy do zespołu przychodzą nowe twarze, chcące zmierzyć się nie tylko z rywalizacją w zespole, ale również historią.
Problem był taki, że w Bayernie zastępowalność nie nastąpiła. Przez sześć okien transferowych począwszy od lata 2020 roku, czyli już po tryplecie, monachijczycy zakupili 19 zawodników za 270 mln euro. Do dziś pozostało w składzie tylko trzech: Leroy Sane, Dayot Upamecano i Mathys Tel. Co natomiast stało się z piłkarzami, którzy ogrywali PSG w finale Ligi Mistrzów w sierpniu 2020 roku?
Skład Bayernu z finału Ligi Mistrzów z 2020 roku. Siedmiu zawodników dalej występuje w Monachium.
Stary Neuer, krnąbrny Kimmich
Neuer pozostał w Monachium, nabawił się kolejnej poważnej kontuzji, pokłócił się z władzami klubu o trenera bramkarzy Toniego Tapalovicia, pożegnał się z reprezentacją Niemiec i coraz częściej popełnia błędy. Niedawno dał się nawet zaskoczyć lobem w Champions League przez Jhona Durana. Golkiper nieuchronnie zbliża się do końca kariery – w marcu skończy 39 lat – co odbija się również na jego formie. Jego katastrofalny błąd w półfinale poprzedniej edycji Ligi Mistrzów dał Realowi Madryt najpierw przepustkę do finału, a później Puchar Europy.
Zmierzch kojota. O konflikcie Neuera z Bayernem
Kimmich już cztery lata temu sprawiał wrażenie człowieka, który przejmie schedę i opaskę zarówno w Bayernie, jak i reprezentacji Niemiec. Lata mijają, a w tej sprawie nadal się niewiele zmienia. W kadrze kapitanami byli już wspomniany Neuer, Ilkay Gundogan i Marc-Andre Ter Stegen. Dopiero zakończenie karier reprezentacyjnych przez pierwszą dwójkę i kontuzja golkipera Barcelony sprawiła, że 29-latek został obdarzony zaufaniem przez Juliana Nagelsmanna w postaci opaski podczas dwóch ostatnich zgrupowań.
Nie jest to już jednak przyszłość ani Die Roten, ani Die Mannschaft. Za moment przekroczy trzydziestkę, a biorąc pod uwagę, jak szybko Niemcy kończą swoje kariery, niewykluczone, że i on uda się na rychłą emeryturę. Dodatkowo w ostatnim czasie dał się również poznać z gorszej strony. Wywiera niezdrową presję na siebie i kolegów. Krytykował klub, straszył odejściem – nomen omen – do Barcelony. Robił wiele, żeby kibice Bawarczyków przestali go lubić, co w znacznym stopniu mu się udało. Wygląda na zawodnika, który cztery lata temu był u szczytu swojej kariery i z tego szczytu powoli się stacza, choć nadal potrafi zagrać na najwyższym poziomie.
Joshua Kimmich. Więzień złotej klatki czy małostkowy atencjusz?
Dwóch poza klubem, trzeci na jego skraju
Jerome Boateng kopie w piłkę w LASK Linz, choć bardziej to wygląda na ucieczkę przed niemieckim wymiarem sprawiedliwości i mediami niż chęć dalszej gry. Na jaw zaczęły wychodzić kolejne afery związane z przemocą, którą stosował wobec swoich partnerek. Największym ze skandali było odtajnienie kulis sprawy Kasi Lenhardt, która tuż po rozstaniu z obrońcą targnęła się na swoje życie.
Jego partner z defensywy David Alaba przeniósł się do Realu Madryt. Dokonał transferu kosmicznego. Święcił triumfy – w końcu Królewscy wygrali w maju Ligę Mistrzów – ale tylko połowicznie. Od dłuższego czasu zmaga się z kontuzją, w wyniku której miał coraz poważniej rozważać zakończenie kariery. Choć wszystkiemu zaprzeczył Carlo Ancelotti, to kolejne miesiące rozbratu z piłką nie pomagają w powrocie do gry Austriakowi.
Davies, podobnie jak Kimmich, przeciwko PSG był u szczytu swojej formy. Wtedy wydawało się, że to dopiero jeden z wielu jego wielkich meczów. Czas pokazał, że Kanadyjczyk przestał się odpowiednio rozwijać. Z wiecznie uśmiechniętego frywolnego zawodnika, stał się dużym problemem Bayernu. W zeszłym sezonie Thomas Tuchel wprost powiedział, że jest za słaby, żeby grał na lewej obronie i musi szukać innych rozwiązań. Davies od dłuższego czasu kuszony jest natomiast przez Real i niewykluczone, że do transferu dojdzie w przyszłym roku. Ale jeśli tak się stanie, Kanadyjczyk będzie odchodził w zupełnie innej aurze.
Emeryci
Na jeszcze gorszej pozycji znajduje się Leon Goretzka. Jego Vincent Kompany nie widzi w swoich planach już teraz i choć Uli Hoeness apelował o danie szansy pomocnikowi, to niewiele się zmieniło. 29-latek, który całą karierę bazował na odpowiednim przygotowaniu, nie dojeżdża od wielu miesięcy fizycznie, a pod względem technicznym odstaje w rywalizacji z innymi rywalami do gry. Możliwe, że znajduje się w podobnej dyspozycji, co jego partner ze środka pomocy – Thiago Alcantara. Problem w tym, że Hiszpan jest już na emeryturze i ostatnio pomagał asystować Flickowi w Barcelonie, do czego ma wrócić w przyszłym roku.
Mueller coraz mocniej godzi się z przemijaniem. Staje się powoli maskotką Bayernu. Dobrym wujkiem, który poklepie po plecach, nagra zabawny, choć nieco obciachowy filmik w mediach społecznościowych. Pod względem sportowym już nie daje tyle, co cztery lata temu, dlatego coraz częściej siedzi na ławce rezerwowych. Spełnia się jednak jako joker, strzelając gole bądź notując asysty z ławki.
Chimery na skrzydłach, a Lewy wciąż w gazie
W przypadku Gnabry’ego nigdy nie wiadomo, jak zawieje wiatr. Po jednej rundzie jest już jedną nogą poza klubem. Po kolejnej znajduje się blisko przedłużenia umowy. Po trzeciej powraca do reprezentacji Niemiec i błyszczy w klubie. Po czwartej? Tego się przekonamy, ale skrzydłowy nie daje stabilności na dłuższą metę, co potrafił wykrzesać z niego Flick. U niego Gnabry przeżywał najlepszy okres w karierze.
Podobny casus możemy odnieść do Comana, który dodatkowo ma jeszcze wątlejsze zdrowie od Gnabry’ego. Były selekcjoner reprezentacji Niemiec był jednak w stanie odpowiednio zarządzać jego czasem gry. Wystąpił w 73% możliwych spotkań za jego kadencji, spędzając na murawie 50% wszystkich minut. Żaden inny trener, który przepracował pełny sezon, nie dał Francuzowi szans występów w tylu starciach, a tylko u Niko Kovaca – podobnie jak u Flicka – spędził na murawie więcej niż połowę czasu gry. Obecnie to tylko joker w talii kart Kompany’ego, który średnio pojawia się na ostatnie pół godziny meczów.
Na koniec pozostał nam Robert Lewandowski, który po opuszczeniu Bayernu nadal utrzymuje wysoką formę, co potwierdza obecnie. W niedawnym ligowym spotkaniu pobił rekord Gerda Muellera w liczbie strzelonych goli w rozgrywkach ligowych, dzięki czemu awansował na trzecie miejsce w klasyfikacji wszech czasów. Przed nim są tylko Leo Messi i Cristiano Ronaldo.
Spośród rezerwowych wszystkich, z wyjątkiem Ulreicha, nie ma już w klubie.
Po finale Ligi Mistrzów Hansi Flick był noszony na rękach. Rok później nie było go już w klubie, ale czy coś po nim pozostało do dziś?
Podobnie, a zupełnie inaczej
Jak widać, skład Bayernu przez cztery lata niewiele się zmienił. Przeciwko Barcelonie awizowani do gry od początku są Neuer, Kimmich, Davies, Gnabry i Muller, a z ławki być może swoją szansę otrzyma Coman. Jednak trudno nie odnieść wrażenia, że to zupełnie inny zespół.
W mistrzowskim sezonie Flick potrafił zachować odpowiedni balans między obroną i atakiem. Bayern był zarówno zabójczo skuteczny z przodu, jak i do bólu efektywny z tyłu. Średnio w meczu strzelał trzy gole, natomiast tracił jednego. Jego następca, czyli Julian Nagelsmann postawił jeszcze większy nacisk na atak i choć nadal średnie bramkowe wyglądały niemal identycznie, to zespół aktualnego selekcjonera Niemców zanotował więcej wpadek w pojedynczych meczach, dając się przede wszystkim zaskakiwać, gdy bronił w wysokim pressingu. Uwidoczniło się to jeszcze bardziej za czasów Thomasa Tuchela, gdy nawet mimo pozyskania Harry’ego Kane’a spadła liczba trafień do 2,3, a wzrosła tych traconych do 1,3.
Gdy wydawało się, że po fiasku z Tuchelem u steru, Bayern musi wrócić do koncepcji bardziej stonowanej gry, Kompany zaordynował jeszcze bardziej szaloną koncepcję, co obrazuje 37 strzelonych goli w 10 meczach. Łatwo bije się jednak rywali przeciętnych, mając takich egzekutorów jak Kane, lecz problemy pojawiają się, gdy po drugiej stronie obrona co nieco potrafi w defensywie, a z przodu ma równie skutecznych napastników. Wtedy rodzą się problemy i Bayern już trzy razy dał się na tym złapać, przegrywając z Aston Villą i remisując z Eintrachtem Frankfurt oraz Bayerem Leverkusen. Z innymi zespołami nie przystało mu stracić punktów i to się nie stało.
Nie ilość, a jakość
Przestrogą dla Kompany’ego niech będzie jednak fakt, że Nagelsmann zaczął pracę w Monachium z jeszcze większym impetem. Jego drużyna w pierwszych 10 meczach strzeliła 46 goli. Wygrała dziewięć spotkań i jedno zremisowała. Dopiero później zaczęły się schody, bo dla Bawarczyków sezon rozpoczyna się wiosną i nie bardzo obchodzi kibiców komu i ile bramek wpakują Kane i spółka na początku sezonu.
Średnia bramkowa Bayernu Flicka i Nagelsmanna w każdych dziesięciu meczach
Nie sztuką jest bowiem nastrzelać goli przeciętniakom, a utrzymać wysoką formę przez dłuższy czas. Tego nie udało się powtórzyć żadnemu z następców Flicka. W końcu obecny trener Barcelony również preferuje ofensywny styl gry. To u niego Lewandowski stał się najlepszym piłkarzem świata.
Atakowanie to jednak tylko jeden z elementów futbolu. Innym równie istotnym jest obrona i w niej, choć były selekcjoner Niemców miał ananasa w postaci Boatenga, to potrafił go sprytnie ukryć. Nie wysyłał na regularne boje szybkościowe z napastnikami, wiedząc, że im nie sprosta. Nie pojął tego żaden następców, jeszcze dalej przesuwając linię obrony od własnej bramki, zapominając o starzejącym się za linią defensywy Neuerze.
Więcej problemów spuścizny
Flick nie wdawał się również przesadnie w medialne dyskusje, nie podsycał niepotrzebnych komentarzy i starał się chronić zawodników, przy okazji łechtając ich ego. Nagelsmann zupełnie niepotrzebnie stał się natomiast nieoficjalnym rzecznikiem klubu, gdy ten trafił w ręce Olivera Kahna i Salihamidzicia. Zupełnie zapomniał, że przede wszystkim jest trenerem, a nie menadżerem w angielskim stylu z pełnią władzy.
Jego następca nie był lepszy. Tuchel wprost mówił, że nie otrzymał odpowiednich narzędzi, by osiągać sukcesy, za co wini swoich przełożonych. Takie słowa trenerowi Barcelony nie przeszłyby przez gardło, a niedostatki starał się rekompensować, posiłkując się nieznanymi nikomu wówczas zawodnikami jak Davies.
Małomówny Michael Olise przemawia na boisku. Wykręcił rekord już po miesiącu
Na razie Kompany lawiruje między tym, co pozostawił po sobie Flick, odważnie stawiając na młodych jak Olise czy Pavlovic, a zbyt ułańską ofensywną taktyką Nagelsmanna, słownymi gierkami Tuchela, jak choćby z Hoenessem o rolę Goretzki.
Na razie nikt nie poradził sobie również ze starzenie się składu. W sezonie 2019/20 średnia wieku Bayernu wynosiła 24,2 lata. W tym mowa już o średniej 26,5. Jeszcze gorzej wygląda wyjściowa jedenastka. W ostatnim ligowym starciu ze Stuttgartem Kompany postawił na graczy o średniej wieku 28,7 lat. To rodzi kolejny problem, czyli zarządzanie zawodnikami o dużym ego, a niekoniecznie umiejącymi pogodzić się ze słabnącą formą z biegiem lat.
Żadna z tych rzeczy nie jest łatwa i możliwe, że Belgowi wcale nie uda się ich wdrożyć w życie. To właśnie dzieli jednak drużynę dobrą od mistrzowskiej, a taką skonstruował Flick, którego spuściznę widać jedynie na papierze w postaci zawodników i w klubowych gablotach na Saebaner Strasse. Na boisku to jednak zespół o zupełnie odmiennej mentalności.
WIĘCEJ O NIEMIECKIM FUTBOLU:
- Trela: Lokalne przebiegunowania. Gdy druga siła w mieście staje się pierwszą
- Trela: Przerwa w sztafecie. Czy Niemcy przestali wychowywać bramkarzy światowej klasy?
- Siedmiokrotni mistrzowie Niemiec zmuszeni… sprzedać stadion?
Fot. Newspix