Reklama

Trela: Lokalne przebiegunowania. Gdy druga siła w mieście staje się pierwszą

Michał Trela

Autor:Michał Trela

21 października 2024, 15:16 • 11 min czytania 27 komentarzy

St. Pauli to aktualnie jedyny klub z Hamburga w Bundeslidze. Union Berlin reprezentuje w niej z kolei niemiecką stolicę. Cracovia trzeci sezon z rzędu rozgrywa jako wyłączny przedstawiciel Krakowa w Ekstraklasie, a Rekord bije Podbeskidzie w derbach. Choć niektóre lokalne hierarchie piłkarskie wydają się wyryte w skale, historia pokazuje, że żaden układ sił nie jest dany raz na zawsze.

Trela: Lokalne przebiegunowania. Gdy druga siła w mieście staje się pierwszą

W skali kraju rozgrywany na trzecim poziomie rozgrywkowym mecz Podbeskidzia z Rekordem, który odbył się na początku października, miał może marginalne znaczenie, ale dla futbolu w tej części Polski stanowił moment historyczny. Nie dość, że po raz pierwszy w dziejach na szczeblu centralnym spotkały się dwa kluby z Bielska-Białej, to jeszcze po niemal ćwierć wieku przerwy doszło do zmiany sportowej hierarchii w mieście. 8 kwietnia 2000 roku zmierzające do III ligi Podbeskidzie rozbiło 5:0 BKS Stal, stając się sportowo flagowym okrętem miasta. 6 października 2024 samo zostało rozbite przez beniaminka II ligi Rekord, który przy okazji przeskoczył je – jak się okazało, chwilowo – w tabeli. Tego typu zmiany w obrębie miast dokonują się rzadko, ale podobnych przypadków zarówno obecnie, jak i w przyszłości, nie brakuje.

Najbardziej znamienny odbywa się w ostatnich latach w Krakowie. Wisła i Cracovia powstały jako niemal równoważne siły krakowskiego i krajowego futbolu. W latach międzywojennych obie sięgały po mistrzostwa Polski, a w 1948 roku stoczyły na stadionie Garbarni pamiętną bezpośrednią walkę o tytuł. Kolejne dekady zabetonowały jednak sportową hierarchię pod Wawelem. Pomiędzy 1955 rokiem, gdy Garbarnia Kraków zajęła szóste miejsce w lidze, a 1994, gdy Wisła spadła z Ekstraklasy, a jedynym przedstawicielem miasta w elicie pozostał Hutnik, Biała Gwiazda była piłkarskim numerem jeden w Krakowie. Prymat Hutnika potrwał trzy sezony, nim w 1997 roku spadł z Ekstraklasy, zajmując miejsce za Wisłą, która zdążyła do niej wrócić. Stan wrócił do pozornej normy.

XXI wiek zaczął przynosić jednak w tej kwestii poważne zawirowania. W 2007 roku, po niemal sześciu dekadach przerwy, Cracovia pierwszy raz zakończyła sezon wyżej niż Wisła. Wówczas można to było uznać za incydent, bo po roku Biała Gwiazda znów była mistrzem Polski, a Pasy obsunęły się do środka tabeli. W ostatniej dekadzie jednak sytuacja zaczęła się powtarzać. W siedmiu latach poprzedzających spadek Wisły Cracovia czterokrotnie finiszowała nad nią, a trzykrotnie pod nią. Aż wreszcie w 2022 roku Pasy po raz pierwszy w dziejach stały się jedynym przedstawicielem miasta w elicie. Obecna sytuacja, trwająca już trzeci sezon, to więc bezprecedensowy okres w burzliwych dziejach futbolu w tym mieście.

Warta wyżej od Lecha

Stolica aż takich zawirowań nie przechodziła od czasów międzywojennych. Wówczas po spadku Legii w 1936 roku przez trzy lata Warszawę w elicie reprezentowały Warszawianka i Polonia. W czasach powojennych jedyne ruchy w hierarchii wewnątrz miasta to nieliczne sytuacje, w których Gwardia lub Polonia kończyły sezon wyżej od Legii. Ostatni taki przypadek też miał jednak miejsce lata temu, bo w 2000 roku, gdy Polonia sięgnęła po mistrzostwo, a Legia skończyła Ekstraklasę na czwartym miejscu. Stosunkowo niedawno natomiast do chwilowego wywrócenia sportowego porządku w mieście doszło w Poznaniu, bo Warta w 2021 roku jako beniaminek skończyła ligę na piątym miejscu, podczas gdy Lech był jedenasty. Nie przełożyło się to jak wiadomo na choćby jedną wygraną Zielonych w derbach. Ostatni raz Warta była jedynym przedstawicielem Poznania w Ekstraklasie jeszcze przed drugą wojną światową.

Reklama

W innych miastach, w których sportowa dysproporcja, inaczej niż choćby w Rzeszowie czy Łodzi, jest od lat normą, do przetasowań dochodzi zwykle tylko wtedy, gdy tradycyjny potentat popada w gigantyczne tarapaty. I tak w Bydgoszczy, odbudowujący się Zawisza w sezonie 2019/20 grał w IV lidze jako beniaminek, zakończywszy sezon dopiero jako trzecia siła miasta, za Chemikiem oraz BKS-em. Rok później to jednak zdobywca Pucharu Polski sprzed dekady awansował na czwarty poziom, gdzie gra do dziś, zostawiając lokalną konkurencję w niższych ligach. GKS Katowice po bankructwie w 2005 roku przez rok grał w niższej lidze niż Rozwój. Podobnego upokorzenia uniknęła na swoim zakręcie dziejowym Pogoń Szczecin, która w IV lidze spotkała się w derbach ze Stalą, ale i tak zajęła wyższe miejsce. Ostatni raz Pogoń nie była numerem jeden w swoim mieście pół wieku temu, gdy w Ekstraklasie wyżej od niej sezon skończyła Arkonia.

Taki nietypowy moment w dziejach miał natomiast stosunkowo niedawno miejsce we Wrocławiu. W sezonie 2002/2003 Śląsk rozegrał ostatnie jak dotąd mecze derbowe z rywalem z tego samego miasta. Z Polarem przegrał dwa razy, co przyczyniło się do utrzymania lokalnego przeciwnika na zapleczu Ekstraklasy i spadku Śląska na trzeci poziom. W sezonie 2003/04 to na stadionie Polaru grała główna siła stolicy Dolnego Śląska. Rok później oba kluby się minęły. Polar spadł, Śląsk zaś po rocznej nieobecności wrócił do ówczesnej II ligi i zaczął marsz w górę, który osiem lat później doprowadził go do mistrzostwa Polski. Poważny dziejowy zakręt Polonii doprowadził też niedawno do sytuacji, w której po dekadach przerwy znów odbywały się derby Bytomia. W sezonie 2018/19 Polonia grała w IV lidze razem z Szombierkami. Podczas gdy ona wygrała jednak ten poziom i dziś bije się o I ligę, „Szombry” obsunęły się do V ligi.

Bałtyk gdyńską jedynką

Spośród miast, które wprowadziły do Ekstraklasy więcej niż jeden klub, ciekawy jest przypadek Wałbrzycha. Tamtejsze Górnik i Zagłębie są sąsiadami w tabeli wszech czasów – odpowiednio 48. I 49. Miejsce – i spędziły w elicie tyle samo sezonów – po sześć. Nie można jednak mówić o ich sportowej równowadze i regularnym tasowaniu się hierarchii w mieście, bo okresy ich „panowania” przypadły na inne czasy. Podczas gdy Zagłębie osiągnęło elitę jako pierwsze – na przełomie lat 60. I 70. – do Górnika należały lata 80. Mijanka zaczęła następować w połowie lat 70. Co ciekawe, w sezonie 1976/77 oba zespoły występowały na tym samym poziomie rozgrywkowym – w II lidze – ale w… osobnych grupach. Podczas gdy Zagłębie zajęło drugie miejsce w grupie północnej, Górnik był ósmy w południowej. Podobny absurdalny stan został utrzymany także sezon później.

Oba zespoły zaczęły grać w jednej lidze dopiero w 1978 roku, gdy zmieniono podział zaplecza Ekstraklasy na wschód – zachód. Zagłębie utrzymywało jednak prymat w mieście, cztery kolejne sezony kończąc przed lokalnym rywalem. Dopiero w roku debiutanckiego awansu do I ligi Górnik wyprzedził Zagłębie, kończąc szesnaście lat finiszowania za nim. Lata 90. zniszczyły tę lokalną rywalizację. Oba kluby połączono w jeden twór KP Wałbrzych. Górnik na własny rachunek zaczął ponownie grać pod koniec ubiegłego wieku, Zagłębie reaktywowano dopiero w 2008 roku. Nie zdołało jednak dotąd wyjść ponad poziom A-klasy. Derby miasta między tymi klubami rozegrano dopiero w 2019 roku, gdy pierwsza drużyna Górnika wycofała się z IV ligi i również rywalizowała w A-klasie. Ograła jednak dawnego rywala 2:0 i skończyła od niego wyżej w tabeli, a rok później ponownie uciekła ligę wyżej. Ostatni raz numerem jeden w tym dolnośląskim mieście Zagłębie było w 1992 roku.

Epizod jako numer jeden w Gdyni ma natomiast Bałtyk, który w latach 1982-88, był jedynym przedstawicielem miasta w Ekstraklasie. Choć Arka dotarła do elity wcześniej, w 1974 roku, lokalny rywal, z którym wcześniej spotykała się w niższych ligach, dołączył do niej sześć lat później. Czterokrotnie oba zespoły zdążyły się zmierzyć na najwyższym poziomie. W dwóch wspólnych sezonach to Bałtyk kończył ligę wyżej i przez aż trzynaście lat utrzymał pozycję numeru jeden w mieście. Dopiero w 1996 roku Arce udało się ponownie wyprzedzić Bałtyk, co miało miejsce, gdy oba kluby były już w III lidze. Podczas gdy Bałtyk nigdy później nie ruszył już wyżej, Arka rozpoczęła odbudowę. Ostatni raz żółto-niebiescy nie byli najsilniejszym klubem swojego miasta w sezonie 1999/2000. Rok później po raz ostatni grali z Bałtykiem w jednej lidze.

Reklama

Bayern w cieniu TSV 1860

Do spektakularnych przetasowań dochodzi też z rzadka w znanych europejskich miastach. O ile jest wiele metropolii, w których przypadku trudno mówić o rażącej dysproporcji, bo dysponują przynajmniej dwoma klubami na względnie zbliżonym poziomie (Londyn, Mediolan, Belgrad, Moskwa, Manchester, Genua, Sevilla, Rzym itp.), o tyle w niektórych wykształcił się klarowny numer jeden i ktoś, kto do ewentualnych derbów zawsze przystępuje z pozycji tego mniejszego. Czasem jednak i on przeżywa swoje chwile triumfu.

FC St. Pauli, będące od zawsze w cieniu wielkiego HSV, w trwającym sezonie po raz pierwszy w historii jest jedynym przedstawicielem Hamburga w Bundeslidze. To sytuacja, do której powoli przyzwyczajają się w stolicy Niemiec, ale jeszcze kilka lat temu nikt by nie uwierzył, że to Union będzie pojawiał się w europejskich pucharach i reprezentował największe niemieckie miasto w krajowej piłce, podczas gdy Hertha utknie w II lidze.

Tego typu zmiany potrafią jednak niekiedy nabrać trwałego charakteru. Gdy w latach 60. startowała Bundesliga, obowiązywała w niej zasada jedno miasto – jeden klub. Dla wszystkich wówczas jasne było, że przedstawicielem Monachium w krajowej lidze powinno być TSV 1860, w latach 60. regularny uczestnik europejskich pucharów, w tym finalista Pucharu Zdobywców Pucharów. Mniejszy Bayern musiał się zadowolić miejscem w II lidze. Dopiero w latach 70. wyrósł na europejską potęgę, którą pozostał do dziś. TSV z kolei stopniowo traciło miejsce w hierarchii. Do początków XXI wieku utrzymywało miejsce w Bundeslidze, grało nawet w eliminacjach Ligi Mistrzów, ale od 2004 roku znajduje się poza elitą i obecnie rywalizuje w III lidze.

Hałaśliwi sąsiedzi na szczycie

Rozwój sytuacji w Manchesterze, patrząc historycznie i oczywiście pamiętając o różnicach poziomów, przypomina w pewnym sensie sytuację z Krakowa. Oba kluby to historyczne wielkie firmy, które przed laty rywalizowały na zupełnie zbliżonym poziomie. Później zaczęły dryfować w odmiennych kierunkach, doprowadzając do wyraźnej, wieloletniej dysproporcji. Pomiędzy 1991 a 2012 rokiem to United zawsze byli silniejszym klubem z Manchesteru. I to często wyraźnie silniejszym. Podczas gdy w 1999 Czerwone Diabły wygrywały Ligę Mistrzów, The Citizens grali w III lidze. Odmianę sytuacji przyniosło wejście inwestorów z Bliskiego Wschodu. „Hałaśliwi sąsiedzi”, jak nazwał ich kiedyś sir Alex Ferguson, w 2012 sięgnęli po mistrzostwo, wyprzedzając o jedną pozycję jego drużynę. Rok później, w swoim pożegnalnym sezonie, zdołał odzyskać tytuł. Ale jak dotąd nigdy później United nie skończyli ligi wyżej od lokalnych rywali. Ta sytuacja trwa już od jedenastu lat. Historyczna wielka firma, która potem podupadła na długie lata, dziś jest sportowym numerem jeden w mieście.

W sąsiednim Liverpoolu do podobnego przebiegunowania nie dochodzi już od wielu dekad. Everton jest historyczną uznaną marką, ale w teraźniejszości zwykle ustępuje miejsca The Reds. Ostatni raz ukończył ligę nad Liverpoolem również w 2013 roku, gdy zajął szóstą pozycję, przed siódmym lokalnym rywalem. Podczas gdy jednak w Manchesterze była to zapowiedź nowych czasów, w Liverpoolu sytuacja szybko wróciła do normy. Dłuższy stan równowagi poprzednio miał miejsce w połowie lat 80., gdy przez trzy kolejne sezony oba liverpoolskie kluby zajmowały pierwsze pozycje w tabeli, a w dwóch z nich górą był Everton. Ostatni raz o wyraźnej dysproporcji na korzyść The Tofees można było mówić ponad pół wieku temu. W latach 50. Liverpool grał głównie na drugim poziomie, podczas gdy Everton cały ten okres spędził wśród najlepszych.

W Paryżu nie zawsze flagowym okrętem piłkarskim było Paris Saint-Germain. Marki z większymi tradycjami to choćby Racing Paryż, Paris FC czy Red Star Paryż. Stopniowo jednak konkurencja znikała. W połowie lat 70. spadły z ligi Red Star i Paris FC, od 1990 na poziomie Ligue 1 nie ma natomiast derbów francuskiej stolicy, gdyż elitę opuścił wówczas Racing. PSG nie zawsze był tak wielki, jak obecnie, ale od dobrego pół wieku nie ma wśród najlepszych poważnego rywala. Być może jednak jakaś zmiana za jakiś czas zajdzie. W ścisłej czołówce Ligue 2 jest obecnie Paris FC, w który niebawem mają zostać pompowane pieniądze Red Bulla oraz miliardera Bernarda Arnaulta. Derby Paryża mogą więc wkrótce wrócić na mapę piłkarskiej Francji.

Barcelońska dysproporcja

Niczym nowym dla kibiców piłkarskich nie są natomiast derby we włoskich miastach. Ale o ile Lazio i Roma, Milan i Inter, czy – od kilku dekad – Sampdoria z Genoą poruszają się w podobnych rewirach, o tyle w Turynie dysproporcja jest gigantyczna. Nie zawsze tak było, tuż po II wojnie światowej to Torino dominowało na włoskich boiskach. Po katastrofie samolotu tamtej wielkiej drużyny bardzo rzadko zdarzało się jednak, by to Granata kończyła sezon wyżej od Bianconerich. Tylko raz w historii, w wyniku karnej degradacji Juventusu, Torino w sezonie 2006/07 było jedynym przedstawicielem miasta w elicie. Sportowo ostatni raz skończyło Serie A wyżej od Juve w 1991 roku. To poziom dysproporcji, do jakiego są przyzwyczajeni w Barcelonie. Choć Espanyol gra w La Liga niemal od początku jej istnienia, praktycznie zawsze jest w cieniu Blaugrany. Nawet gdy mniejszy klub stolicy Katalonii z rzadka kończył ligę gdzieś w okolicach podium, Barca i tak zwykle była wyżej. Gdy potentat miał kryzys, Espanyol dołował jeszcze bardziej. Ostatni raz wyżej finiszującym klubem z Barcelony Espanyol był w sezonie… 1939/40, gdy zajął piąte miejsce, a FC Barcelona dziewiąte. Także w Walencji układ sił jest nienaruszalny. W żadnym z szesnastu sezonów spędzonych wśród najlepszych Levante nie zdołało ukończyć La Liga przed Valencią.

Warto jeszcze zwrócić uwagę na miasto, które teoretycznie do tego tematu nie pasuje. Wszak w Londynie, choć na pierwszy plan wybija się Arsenal, Chelsea czy Tottenham, zarówno dawniej, jak i dziś, kończą czasem przed nim sezony i nie jest to niczym szokującym. Przy mnogości pierwszoligowych drużyn w angielskiej stolicy, czasem, bardzo rzadko, zdarzało się jednak, że numerem jeden w mieście nie był żaden z tych trzech klubów. W pierwszym sezonie istnienia Premier League, 31 lat temu, najwyżej sklasyfikowanym londyńskim klubem był Queens Park Rangers, co było powtórzeniem sukcesu tej drużyny z sezonów 1987/88, 1983/84, czy 1975/76. Numerem jeden w Londynie był także West Ham (1986). To wydarzenia, do jakich nigdy nie doszło choćby w Madrycie, gdzie zdarzają się trzy, a nawet cztery kluby w elicie. Zdarza się też, że Atletico kończy ligę nad Realem. Nie zdarza się jednak, by Getafe albo Rayo Vallecano skończyły sezon nad dwoma lokalnymi potentatami.

Jeśli szukać spektakularnych przebiegunowań na Półwyspie Iberyjskim, trzeba zajrzeć do Portugalii, gdzie Boavista i Belenenses są jedynymi klubami spoza tradycyjnej wielkiej trójki, które kiedykolwiek sięgnęły po mistrzostwo kraju. Boavista była najlepszym klubem w Porto w 2001 roku, Belenenses zaś wyprzedziło lizbońskie Benficę i Sporting w piłkarskiej prehistorii, czyli w sezonie 1945/46. Nawet jednak kiedy hierarchie w niektórych miastach wydają się wyryte w skale, da się znaleźć przykłady, że żaden układ sił nie jest dany raz na zawsze.

Fot. Newspix

Patrzy podejrzliwie na ludzi, którzy mówią, że futbol to prosta gra, bo sam najbardziej lubi jej złożoność. Perspektywę emocjonalną, społeczną, strategiczną, biznesową, czy ludzką. Zajmując się dyscypliną, która ma tyle warstw i daje tak wiele narzędzi opowiadania o świecie, cierpi raczej na nadmiar tematów, a nie ich brak. Próbuje patrzeć na futbol z analitycznego dystansu. Unika emocjonalnych sądów, stara się zawsze widzieć szerszą perspektywę. Sam się sobie dziwi, bo tych cech nabywa tylko, gdy siada do pisania. Od zawsze słyszał, że ludzie nie chcą już czytać dłuższych i pogłębionych tekstów. Mimo to starał się je pisać. A później zwykle okazywało się, że ktoś jednak je czytał. Rzadko pisze teksty krótsze niż 10 tysięcy znaków, choć wyznaje zasadę, że backspace to najlepszy środek stylistyczny. Na co dzień komentuje Ekstraklasę w CANAL+SPORT.

Rozwiń

Najnowsze

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
4
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
0
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
45
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Ekstraklasa

Boks

Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!

Szymon Szczepanik
4
Olbrzym nie dogonił króliczka. Usyk ponownie pokonał Fury’ego!
Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
0
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League
Hiszpania

Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Jakub Radomski
45
Cierpiące Atletico wygrało w końcówce! Koszmarne pudło Lewandowskiego

Komentarze

27 komentarzy

Loading...