Reklama

Żyjemy w epoce Lewandowskiego. Barcelona leje Sevillę

Antoni Figlewicz

Autor:Antoni Figlewicz

20 października 2024, 23:06 • 4 min czytania 14 komentarzy

W Polskiej piłce za kilka lat będziemy musieli pogodzić się z początkiem nowej ery. Świat postlewandowski istnieje, ale jest najprawdopodobniej smutny i pozbawiony większości najprzyjemniejszych dla oka kolorów. Przykry będzie moment, w którym wszystkie wyczyny Roberta Lewandowskiego będziemy oglądali raz do roku z odtworzenia jak te pamiętne pięć goli z Wolfsburgiem… Ale to jeszcze trochę, nie siejmy defetyzmu. Dziś należy się radować, bo Polak znów zapisał się na kartach historii. A my mogliśmy to zobaczyć na własne oczy.

Żyjemy w epoce Lewandowskiego. Barcelona leje Sevillę

Wszystkie zestawienia, w których Lewandowskiego wyprzedzają tylko dwaj futbolowi kosmici, powinny być dla nas (i miejmy nadzieję, że są) powodem do dumy. Jeśli tylko Messi i Ronaldo strzelali więcej w Lidze Mistrzów, to znaczy, że nasz rodak jest niesamowitym kozakiem. Jeśli we wszystkich pięciu czołowych ligach Europy więcej goli od Roberta strzelili tylko Messi i Ronaldo, to znów — Polak, rodak, kozak. Czasem pewnie zapominamy, jak wielkich rzeczy dokonuje w europejskiej piłce Lewandowski, więc dziś zatrzymajmy się na chwilę i doceńmy jego kunszt.

Żyjemy w jego epoce. To przywilej, ale i pewien obowiązek.

Barcelona — Sevilla 5:1. Klasa światowa, czyli popis Lewandowskiego

Pierwszy gol to wiadomo, zwykłe wykonanie zadania. Najpierw faul Peque na Raphinhi, raczej trudno dyskutować z tym, że piłkarz Sevilli wyraźnie spóźnił się z interwencją. Wtedy już było wiadomo, że każdy na stadionie czeka na kolejne trafienie Polaka. Uderzenie z jedenastu metrów, ze stojącej piłki. Dla Lewandowskiego w takiej formie to przecież żaden problem. Bardziej przyjemność i po chwili znów satysfakcja z kolejnego gola w tym sezonie La Liga.

Drugie trafienie zanotował dziś Pedri, ale my znów przyglądaliśmy się naszemu rodakowi. To on napędził akcję mocnym podaniem na wolne pole, on wytargał piłkę z gąszczu w okolicach koła środkowego boiska i uruchomił na prawej flance Yamala. Dalej wszystko poszło jak po sznurku — młody skrzydłowy odegrał na szesnasty metr, piłkę zostawił w spokoju Kounde, a do siatki trafił Pedri. 2:0 i znów Polak więcej niż przydatny.

Reklama

Przy trzecim golu… no co tu dużo mówić, instynkt drodzy państwo, instynkt. Raphinha z cudownym prostopadłostrzałem, a Lewandowski z wyczuciem, którego można mu tylko pozazdrościć. Czasem gole zdają się przychodzić bardzo łatwo, ale dotyczy to tylko tych, którzy wiedzą, jak ustawiać się w polu karnym rywali. A Polak to w końcu najwyższa półka napastników.

Wiecie co? Wspaniale się o tym wszystkim pisze. Trudno o bardziej wdzięczną relację z meczu niż ta, w której możesz tylko chwalić rodaka. Wielkiego piłkarza będącego na ten moment w naprawdę wielkiej formie.

Reklama

Żeby nie było — koledzy też dowieźli

Oddajmy odpowiednie pokłony całej drużynie gospodarzy. Na tle nijakiej Sevilli piłkarze Hansiego Flicka wyglądali dziś bardzo pewnie i tak naprawdę nie dali rywalom nawet odrobiny pola do popisu. Blisko swojego gola był Yamal, ale jego śliczny strzał zewniakiem odbił skutecznie interweniujący Nyland. Dobrze grał wspominany już wcześniej Raphinha, środek pola z Pedrim na czele nakrył czapką pomocników drużyny przeciwnej. Dwa gole zdobył wchodzący z ławki Pablo Torre. Wszystko tu działało, choć Sevilla tak naprawdę nie wystawiła Barcy na większą próbę.

Dość powiedzieć, że Inaki Pena przez cały mecz nie wykonał nawet jednej interwencji. Przez to nie możemy wam nawet powiedzieć, czy zyskał w oczach Hansiego Flicka, czy jednak za rogiem czai się debiut Wojciecha Szczęsnego. Tym bardziej że Hiszpan nie miał nic do powiedzenia przy trafieniu honorowym Idumbo.

Barcelona niby straciła jednego gola, ale do żadnego piłkarza Dumy Katalonii nie można się dziś za bardzo przyczepić, a to chyba marzenie każdego trenera. Flick musi być naprawdę zadowolony. Jego drużyna odskakuje na trzy punkty Realowi i aż na siedem trzeciemu w tabeli Atletico.

Powrót (ulubieńca) króla

Ten wieczór był też udany pod jeszcze jednym względem. Po bardzo długiej przerwie do gry wrócił wyczekiwany od miesięcy Gavi. Młodego Hiszpana przywitały gromkie brawa i kapitańska opaska. W tak przyjaznym środowisku aż chce się wracać do gry, co też pomocnik uczynił z widoczną na jego twarzy ulgą i radością.

Dobrze oglądać go znowu na boisku. Za młody jest na zaprzepaszczenie kariery poważnymi urazami.

Barcelona — Sevilla 5:1

Robert Lewandowski 24′, 39′, Pedri 28, Pablo Torre 82′, 88′ – Stanis Idumbo 87′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix

Wolałby pewnie opowiadać komuś głupi sen Davida Beckhama o, dajmy na to, porcelanowych krasnalach, niż relacjonować wyjątkowo nudny remis w meczu o pietruszkę. Ostatecznie i tak lubi i zrobi oba, ale sport to przede wszystkim ciekawe historie. Futbol traktuje jak towar rozrywkowy - jeśli nie budzi emocji, to znaczy, że ktoś tu oszukuje i jego, i siebie. Poza piłką kolarstwo, snooker, tenis ziemny i wszystko, w co w życiu zagrał. Może i nie ma żadnych sportowych sukcesów, ale kiedyś na dniu sąsiada wygrał tekturowego konia. W wolnym czasie głośno fałszuje na ulicy, ale już dawno przestał się tego wstydzić.

Rozwiń

Najnowsze

Hiszpania

Niemcy

Makabryczny wypadek piłkarza Bayeru Leverkusen. „Dziękuję Bogu”

Antoni Figlewicz
2
Makabryczny wypadek piłkarza Bayeru Leverkusen. „Dziękuję Bogu”

Komentarze

14 komentarzy

Loading...