Choć po pierwszych minutach wydawało się, że Belgowie są w stanie sprawić niespodziankę w starciu z Francją, rzeczywistość rozwiała marzenia Czerwonych Diabłów o dobrym wyniku. Mieli rzut karny, mieli długi okres gry w przewadze jednego zawodnika, ale to było za mało na Trójkolorowych, którzy nie musieli nawet dzisiaj wrzucać piątego biegu.
Ekstremalnie trudni rywale trafili się Belgii w tegorocznej Lidze Narodów. Ostatnie zwycięstwa nad tymi drużynami odniosła w 2015 roku, ale były to tylko spotkania towarzyskie. W przypadku meczów o stawkę, ostatnie zwycięstwo nad Francją Belgowie odnieśli w 1981 roku, a z Włochami nie zdarzyło się to nigdy. Francja regularnie gnębiła Czerwone Diabły w ostatnich latach. W 2018 roku Les Bleus byli lepsi w półfinale mundialu, a w 2021 roku wyszarpali zwycięstwo w półfinale Ligi Narodów mimo prowadzenia Belgii 2:0. Wreszcie na ostatnim Euro, Trójkolorowi odprawili Belgię do domu w 1/8 finału. Skoro nie było w stanie dokonać tego „złote pokolenie” belgijskiej piłki, ciężko było wierzyć, że sposób na Francję znajdzie obecna, rozczarowująca od ostatniego EURO kadra Belgii i to jeszcze bez Kevina De Bruyne.
Domenico Tedesco dokonał tylko jednej zmiany personalnej w stosunku do meczu z Włochami – strzelca bramki Maxima De Cuypera zastąpił na lewej obronie Timothy Castagne. Za to w wyjściowym składzie Francji znalazło się tylko sześciu piłkarzy, którzy zagrali od początku z Izraelem. Ktoś mógłby pomyśleć, że skoro Francuzi pierwsze starcie mieli z najłatwiejszym rywalem z grupy, to Deschamps mógł dać szansę zmiennikom, a wyjściowy garnitur zostawić na drugie spotkanie. Ale co to znaczy być zmiennikiem w reprezentacji Francji, o której tyle mówi się, że mogłaby wystawić dwie albo nawet trzy równorzędne jedenastki?
Belgowie zaczęli nieźle, już w pierwszej minucie tworząc groźną sytuację zakończoną strzałem Tielemansa prosto w Maignana. Widać było, że gospodarze wyszli na boisko wyraźnie zmotywowani. Mocno pracowali w środku pola, nie dając Francuzom rozgrywać piłki i polując na przechwyty. Trójkolorowi mozolnie budowali akcję, wymieniali podania, a Belgowie przy każdej nadarzającej się okazji doskakiwali, by jednym podaniem uruchomić szybki atak. I wydawało się, że może być w tym metoda – Lucas Digne zupełnie nie radził sobie z Jeremym Doku. Obrońca szybko zarobił żółtą kartkę, a gdy tylko zawodnik Manchesteru City wpuszczał sobie piłkę, Francuz oglądał najczęściej jego plecy.
Gospodarze nie byli jednak w stanie przekuć swoich zrywów na konkrety. A to dośrodkowanie Doku minęło adresata, a to został zablokowany został Openda, aż wreszcie Trossard trafił prosto w Maignana, po jednej z kilku akcji zrodzonych ze świetnego odbioru piłki w środku pola. Najlepsza sytuacja przyszła jednak w 19. minucie. Openda fantastycznie wyszedł do prostopadłego podania, a Saliba… Ciężko powiedzieć, co miał w głowie obrońca Arsenalu. Być może był przekonany, że w tej sytuacji był spalony, w każdym razie, wykosił napastnika Lipska w polu karnym zanim jeszcze sędzia wstrzymał grę. Po faulu arbiter faktycznie zasygnalizował spalonego, ale polscy sędziowie na VAR rozwiali wątpliwości – akcja była całkowicie zgodna z przepisami. W tej sytuacji werdykt mógł być jeden – rzut karny. Tę wyborną i zasłużoną okazję do objęcia prowadzenia zmarnował jednak Tielemans, przenosząc piłkę nad poprzeczką.
Od około 30. minuty, Francuzi wreszcie zaczęli podkręcać tempo swoich akcji i zamknęli gospodarzy na ich połowie przez dłuższą chwilę. Tyle wystarczyło. Gdy tylko zaczęli posyłać piłki w pole karne przeciwnika, Belgowie sami zatroszczyli się, aby goście osiągnęli swój cel. Rękę do tego – dosłownie – przyłożył Wout Faes, który upadając oparł się przedramieniem na futbolówce prezentując rywalom rzut karny. Piłkę na jedenastym metrze ustawił Randal Kolo Muani i pewnie pokonał Koena Casteelsa.
Do przerwy Francja nie oddała już inicjatywy, a szczególnie dużo wiatru robili Dembele i Barcola. 22-latek był zresztą zdecydowanie najjaśniejszym punktem ekipy Deschampsa w pierwszych czterdziestu pięciu minutach – jego indywidualne akcje to bodaj najgroźniejsze sytuacje gości w tym okresie. A jednak, mimo zarysowującej się przewagi Francji, tuż przed przerwą Belgowie wyrównali. To była najlepsza akcja gospodarzy, wszystko się w niej zgadzało. Tempo, ustawienie piłkarzy, dośrodkowanie Castagne’a i wreszcie strzał głową Opendy.
Po przerwie Francuzi wrzucili wyższy bieg, od początku zamykając Belgów na ich stronie boiska. Gospodarze odpowiadali pojedynczymi zrywami, ale mieli problem, aby wymienić kilka podań i zawiązać składną akcję. W 58. minucie wydawało się, że goście wreszcie dopięli swego, ale bramka Manu Kone nie została uznana po tym, jak sędzia dopatrzył się zagrania ręką Kolo Muaniego. Zdobyli jednak gola zaledwie kilka minut później. Lucas Digne miał mnóstwo czasu, by przygotować precyzyjne dośrodkowanie na głowę Kolo Muaniego, a obrońca Belgii, Arthur Theate uznał, że nie ma co walczyć z przeciwnikiem powietrzu i próbował go przepchnąć nie odrywając nóg od murawy. Napastnik PSG oczywiście skorzystał z tej sytuacji i dał swojemu zespołowi ponowne prowadzenie.
Belgowie nie złożyli broni, próbowali rozerwać obronę precyzyjnymi podaniami, a w jednej z takich sytuacji, konkretnie z 75. minuty, Aurelien Tchouameni ratował się faulem na wbiegającym w pole karne Trossardzie. Kapitan reprezentacji Francji zobaczył drugą żółtą kartkę i musiał zejść z boiska. Belgia znów dostała szansę, aby uratować wynik grając w przewadze jednego zawodnika, ale tym razem się nie udało. Próbowali, napierali, ale to było za mało, by dziś ugrać choćby remis z nieprzesadnie zmotywowaną Francją.
Francuzi tym samym powiększyli do pięciu punktów przewagę w tabeli nad Belgią, która z czterema oczkami po czterech meczach właściwie wypisała się już z walki o awans do kolejnej fazy Ligi Narodów. W tabeli grupy 2. dywizji A przewodzą Włosi z dziesięcioma punktami.
Belgia – Francja 1:2
Openda 45+3′ – Kolo Muani 35′, 62′
Fot. Newspix