Reklama

W Torino rozwijają się Polacy. Nieprzypadkowy lider Serie A

Radosław Laudański

Autor:Radosław Laudański

27 września 2024, 10:03 • 11 min czytania 28 komentarzy

Torino, po pięciu kolejkach, pierwszy raz od 48 lat zasiada na fotelu lidera Serie A. W składzie “Granaty” bardzo dobrze wyglądają zarówno Karol Linetty, jak i wchodzący do zespołu Sebastian Walukiewicz. To klub, którym rządzi Urbano Cairo, czyli popularny “Wujek Sknerus”. Mimo sprzedaży najważniejszych zawodników i wydatków na transfery mniejszych od beniaminków, drużyna z Piemontu nie przestaje zaskakiwać. Jej dyspozycja udowadnia, jak ważna w piłce nożnej jest taktyka. 

W Torino rozwijają się Polacy. Nieprzypadkowy lider Serie A

Zaskakujący lider

Pierwszy raz od sezonu 1976/77 Torino jest liderem Serie A po pięciu seriach gier. Co prawda siedem lat temu pod wodzą Sinisy Mihajlovicia “Toro” zdobyło taką samą liczbę punktów, wtedy jednak taki rezultat dawał zaledwie piątą lokatę. Patrząc na to, co działo się latem, mało kto mógłby przypuszczać, że klub z Piemontu tak dobrze rozpocznie rozgrywki. Sprzedano dwójkę najlepszych zawodników, prawego wahadłowego Raoula Bellanovę, a także lidera obrony Alessandro Buongiorno. W ich miejsce nie sprowadzono żadnych spektakularnych następców. “Granata” podczas minionego okna transferowego wydała zaledwie 25 milionów euro na transfery, co jest dopiero 13. wynikiem w lidze włoskiej. Nawet beniaminkowie Parma i Como przeznaczyli więcej, wyższe wydatki odnotowała także Genoa.

Jakby tego było mało, odszedł trener Ivan Jurić, który w ostatnich trzech latach ustabilizował sytuację Torino, a także stworzył niezwykle rozwinięty taktycznie zespół, który potrafił postawić się wielkim rywalom. Podczas minionego sezonu “Toro” zdobyło aż 13 punktów w meczach z ligową czołówką, potrafiąc wygrywać 3:0 z Atalantą czy Napoli. Chorwacki szkoleniowiec podczas końcówki swojej pracy nie najlepiej dogadywał się z właścicielem Urbano Cairo, więc zdecydowano się nie przedłużać wygasającego kontraktu. Zastąpił go Paolo Vanoli, który w zeszłym sezonie wywalczył awans do Serie A z Venezią. W teorii opieszałość transferowa, a także zmiana trenera nie zapowiadały niczego dobrego, szybko okazało się jednak, że fundamenty wylane przez Juricia są niezwykle trwałe.

Już w pierwszej kolejce obecnego sezonu, “Granata” udowodniła, że nie będzie się mocno różnić w porównaniu do poprzedniego sezonu. Podopieczni trenera Vanoliego długo prowadzili 2:0 z Milanem i brutalnie karcili “Rossonerich” kontratakami, ostatecznie jednak mecz zakończył się wynikiem 2:2. W kolejnym spotkaniu Torino pokonało Atalantę, czyli drużynę, o której Declan Rice powiedział, że nikt nie potrafi w Anglii tak pressować. “Toro” to również maszyna do pressingu oraz intensywnego biegania, a ich mecze mogą służyć za inspirację dla wielu trenerów pragnących stworzyć kompaktowy, grający w bezpośredni sposób zespół. To, jak wyglądają na boisku, a także fakt, że w pięciu kolejkach zdobyli 11 punktów, pozwala wierzyć, że można spróbować powalczyć o coś więcej, niż środek tabeli.

Reklama

Dobra forma Linettego

Forma, jaką prezentuje Karol Linetty w Torino może zaskakiwać wielu kibiców, którzy oglądają wyłącznie mecze reprezentacji Polski. Pomocnik rozegrał 47 meczów w narodowych barwach, z czego większość z nich była nieudana. Nie ma co więc się dziwić, że przyczepiono mu łatkę słabego piłkarza, który już nigdy nie powinien trafić do notesu selekcjonera. Jeśli jednak chcielibyśmy uczciwie ocenić jego postawę w klubie, musielibyśmy przyznać, że prezentuje poziom reprezentacyjny. Jego rola boiskowa zmieniła się w sposób diametralny po przyjściu w 2021 roku Ivana Juricia.

Kiedy rok wcześniej Polak przechodził do Torino, zmiana wydawała się krokiem do przodu. Pierwszy sezon w klubie z Piemontu okazał się jednak koszmarem. Pomocnik grał mało, a zespół walczył o utrzymanie w Serie A. Wtedy musiał przyjść nawet przyjść cudotwórca Davide Nicola, aby “Granata” nie spadła do Serie B. Były to ostatnie chwile Linettego w roli “ósemki” i gracza, który ma być odpowiedzialny za rozgrywanie. O ile w Sampdorii całkiem nieźle prezentował się w tej roli, o tyle w Torino było widać, że liga włoska stała się dla niego zbyt intensywna i stał się graczem bezproduktywnym. Chorwacki szkoleniowiec postanowił zabić w nim chęć gry do przodu. Od momentu jego przyjścia, Linetty stał się defensywnym pomocnikiem z prawdziwego zdarzenia.

Po zmianie pozycji Polak najlepiej czuje się we wsparciu linii obrony, przechwytach, a także ciągłym i intensywnym bieganiu. Stał się piłkarzem, do którego najlepiej pasuje określenie, że jest żołnierzem konkretnego trenera, najpierw Juricia, a następnie Vanoliego. Rola Linettego w rozegraniu została sprowadzona do podań do najbliższego kolegi, za kreację mają odpowiadać jego bardziej uzdolnieni technicznie koledzy. Najlepiej radzi sobie w meczach z lepszymi rywalami, którzy chcą dominować na boisku. Wtedy Linetty może w pełni pokazywać swoje umiejętności defensywne, które w ostatnich trzech latach bardzo mocno się poprawiły. W zeszłym sezonie wyglądał bardzo dobrze w spotkaniach z Interem, Milanem czy Juventusem.

Gorzej radzi sobie z zespołami z dołu tabeli, kiedy na boisku potrzeba fantazji, umiejętności technicznych, a także dobrego rozegrania. Tutaj Polak ma swoje braki i mając 29 lat już ich nie wyeliminuje. Potwierdziło się to podczas obecnego sezonu w zremisowanym 0:0 meczu z Lecce, w którym mocno obniżył loty. Dużo lepiej wyglądał w starciach z Milanem czy Atalantą, gdzie nie miał większych problemów z neutralizacją przeciwnika.

W reprezentacji Polski na pozycji defensywnego pomocnika Linetty wystąpił raz i poradził sobie przyzwoicie. Chodzi o wygrany 1:0 mecz z Albanią za kadencji Fernando Santosa. Wtedy miał odpowiadać wyłącznie za asekurację linii obrony i dobrze wywiązywał się z powierzonego mu zadania. Dając mu kolejną szansę w reprezentacji, trzeba się liczyć z tym, że jest to piłkarz, którego można wykorzystać wyłącznie w destrukcji.

Reklama

Dobrą formę Linettego potwierdza również fakt, że przez jego dyspozycję mniej gra Adrien Tameze. To pomocnik, który we Włoszech wyglądał bardzo solidnie i był chwalony głównie za pracę w defensywie. Fakt, że Polak wygryzł go ze składu udowadnia, że trzy lata spędzone z Ivanem Juriciem dały mu naprawdę wiele.

Obiecujące wejście Walukiewicza

Transfer Sebastiana Walukiewicza do Torino wydawał się zaskakującym posunięciem. To niewątpliwie duży krok do przodu dla 24-letniego stopera, który do tej pory ze zmiennym szczęściem radził sobie na Półwyspie Apenińskim. Fakt jest jednak taki, że w ostatnich miesiącach Polak bardzo mocno się rozwinął i stał się najlepszym obrońcą w Empoli. Trudno wyobrazić sobie utrzymanie bez niego. Były gracz Pogoni Szczecin pokazał, że potrafi wyjść na spotkanie z Juventusem i zneutralizować atuty Dusana Vlahovicia. Jeszcze więcej pochwał zbiera za wyprowadzenie piłki, a także przemierzanie długich dystansów z futbolówką przy nodze. Zdaniem włoskich ekspertów pod tym względem przypomina bocznego obrońcę, co wiele mówi na temat jego piłkarskiej elegancji.

Polak bardzo dobrze wszedł w nowy sezon, zaliczając udane występy przeciwko Monzy i Romie. Nagle pojawiła się wiadomość, że przechodzi do Torino. Stało się oczywiste, że sprzedając lidera obrony Alessandro Buongiorno, ten zespół będzie poszukiwał klasowego zawodnika. Wybór padł na Walukiewicza, którego można uznać za niezwykle budżetową opcją. Klub uwierzył jednak w jego potencjał. Polak zaliczył naprawdę obiecujące wejście do nowej drużyny. Stoper skutecznie wywiązywał się ze swoich zadań podczas spotkań z Lecce, a także Hellasem Verona. Żaden inny obrońca Torino nie był tak pewny w odbiorze, ani nie dawał tyle przy wyprowadzeniu piłki. Podczas tamtego spotkania trener Vanoli mógł nabrać pewności co do tego, że sprowadzono odpowiedniego człowieka.

Defensywa “Granaty” do tej pory jest pewnym eksperymentem. O ile Ivan Jurić konsekwentnie stawiał na swoich żołnierzy, o tyle Paolo Vanoli lubi często dokonywać rotacji. W siedmiu meczach wystąpiło aż pięć różnych linii obrony. Obecny szkoleniowiec nadal szuka optymalnego rozwiązania po rozstaniu z Buongiorno. Fakt jest jednak taki, że zarówno po odejściu Bremera, jak i wcześniej wspomnianego Włocha, nie cierpi zbytnio defensywa “Granaty”. W tym klubie gra opiera się przede wszystkim na rozwiązaniach zespołowych, na czym korzysta m.in. Linetty. Torino w zeszłym sezonie było czwartą najlepszą defensywą w lidze, mniej bramek straciły tylko Inter, Juventus oraz Bologna. W dwóch poprzednich latach “Toro” kończyło rozgrywki ligowe jako piąta najlepsza obrona, co świadczy o pewnej ciągłości. Postawa “Granaty” udowadnia, że wyprzedaż nie jest w stanie zachwiać dobrze wypracowanych schematów taktycznych, za co należy się pochwała dla trenera.

Wydaje się, że gra w tym klubie to nauka na uniwersytecie taktycznym dla Sebastiana Walukiewicza. Polak musi wystrzegać się błędów, jakie czasem zdarza mu się popełniać. W niedawnym spotkaniu w Pucharze Włoch zawalił bramkę dającą prowadzenie jemu byłemu klubowi Empoli, który ostatecznie przeszedł do kolejnej rundy. Fani reprezentacji Polski również przekonali się o tym, że Walukiewicz pokazuje spory potencjał, jednakże nadal zdarzają mu się momenty dekoncentracji, na które klasowy obrońca nie może sobie pozwalać. Jeśli utrzyma miejsce w podstawowej jedenastce, wydaje się, że jego rola w narodowych barwach również będzie rosnąć.

Chorwacja pokazała, że Walukiewicz nadal ma spore deficyty. Co może go czekać w Torino?

Trudne warunki pracy

Mówiliśmy o skromnym oknie transferowym w wykonaniu Torino? To nie koniec. Tutaj trenerzy musza radzić z sobie z warunkami, które łagodnie mówiąc nie są korzystne. O samym właścicielu Urbano Cairo można powiedzieć, że ma “węża w kieszeni” i niezbyt chętnie decyduje się na kosztowne transfery. Mimo obiecujących możliwości, Torino ma problem, aby zrobić krok do przodu. Tylko dzięki dobrej pracy trenerów jego zarządzanie nie sprawiło, że “Granata” unika walki o utrzymanie.

Kiedy “Toro” ledwie obroniło byt w Serie A podczas sezonu 2020/21, zdecydowano się wydać na transfery astronomiczne 13,6 miliona euro. To dopiero 18. wynik w lidze, minimalnie mniej pieniędzy przeznaczyły na zakup nowych zawodników Udinese oraz Empoli. Wtedy nowy trener Ivan Jurić mimo że nie dostał żadnych narzędzi pracy, potrafił maksymalnie wykorzystać dostępny materiał, czego przykładem jest chociażby znalezienie nowej roli dla Karola Linettego.

Torino ma również problem z oceną sprzedażową piłkarzy. Sprzedaże Buongiorno (35 mln) i Bremera (47 mln) to miły wyjątek, zdarzało się bowiem, że klub nie potrafił odpowiednio spieniężyć największych gwiazd. Taka sytuacja miała miejsce chociażby z Andreą Belottim, który strzelał bardzo dużo goli w Serie A, a właściciel tak mocno wybrzydzał w ofertach, że forma Włocha spadła i ostatecznie odszedł za darmo. Podobny przykład to prawy wahadłowy Wilfried Singo, którego sprzedano do Monaco za zaledwie dziewięć milionów euro. Iworyjczyk w Serie A mimo młodego wieku potrafił robić różnicę i wyglądał na zawodnika, który może odejść za co najmniej dwukrotną sumę zarobionej stawki. Dziś ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu w wielu meczach w Monaco występuje na pozycji stopera. W niedawnym spotkaniu z FC Barceloną w Lidze Mistrzów zagrał jednak jako prawy obrońca i sprawił mnóstwo kłopotów Alejandro Balde.

Co ciekawe, sam Cairo jest również właścicielem… największego włoskiego dziennika “La Gazzetta dello Sport”. Oznacza to, że mocno kontroluje przekaz medialny.

Taktyka receptą na wszystko

Istotnym atutem Torino jest radzenie sobie z odejściami ważnych zawodników. Wcześniej wspomniany Singo w Torino został skutecznie zastąpiony przez Raoula Bellanovę, którego sprowadzono za 7 milionów euro, po czym zagrał sezon życia i sprzedano go za 20 mln do Atalanty. Po odejściu Bellanovy wypożyczono z Ajaxu Bornę Sosę, do tego zmieniono pozycję Valentino Lazaro, dzięki czemu jakość drużyny nie została obniżona. Możliwe, że mamy więc do czynienia z zespołem, w którym rozwiązania taktyczne działają na najwyższym europejskim poziomie i wielkie indywidualności nie są potrzebne. Gra w takiej ekipie mocno ułatwia rozwój zarówno Sebastianowi Walukiewiczowi, jak i Karolowi Linettemu.

Nowy szkoleniowiec Torino Paulo Vanoli bardzo mocno przypomina Ivana Juricia. Przez długie lata pracował we włoskiej federacji, a także był członkiem sztabu Antonio Conte, zarówno w “Squadra Azzurra”, jak i Chelsea. Jego wybór na stanowisko trenera Torino można uznać za zaskakujący. Zasłużył jednak na to miejsce ciężką pracą. W 2022 roku objął Venezię, po tym jak po spadku z Serie A znalazła się na 19. miejscu w Serie B, i wydawało się, że za chwilę może wylądować na trzecim poziomie rozgrywkowym. Po jego przyjściu zespół stał się szóstą najlepiej punktującą drużyną w lidze, a rok później wywalczył awans do włoskiej elity. Jego taktyka 3-5-2 i bezpośredni futbol oparty na dużej intensywności biegowej i kontratakach sprawdzał się zarówno w Serie B, jak i Serie A.

Torino potrafi także wskrzeszać piłkarzy. Dobitnie pokazuje to sytuacja Duvana Zapaty, który w ostatnim sezonie w Atalancie Bergamo zdobył zaledwie dwie bramki i wydawało się, że znajduje się po drugiej stronie rzeki. Nieoczekiwanie po dołączeniu do “Granaty” nawiązał do swoich najlepszych lat i zakończył rozgrywki z 13 bramkami oraz czterema asystami na koncie. Został szóstym najlepszym strzelcem w lidze, a gdyby nie wykorzystane rzuty karne przez jego rywali, stanąłby na podium. Tego lata dołączył do niego Szkot Che Adams, który z impetem przywitał się z Półwyspem Apenińskim. Obaj napastnicy tworzą zabójczy duet, który w siedmiu meczach zdobył sześć bramek oraz zaliczył dwie asysty.

Zobaczymy, na co stać Torino pod wodzą Vanoliego. Zajęcie po raz kolejny 10. miejsca w tabeli wydawałoby się rozczarowaniem. Po zeszłorocznym sukcesie Bolonii, apetyty mniejszych klubów wyraźnie wzrosły. W Turynie wiele osób marzy o powrocie do europejskich pucharów po dziewięciu latach. Torino dzięki organizacji gry skutecznie walczy ze swoimi ograniczeniami. Skoro w sposób znaczący wpływa to na wyniki, a także formę Polaków, to znaczy, że warto śledzić poczynania drużyny, która może stać się czarnym koniem obecnych rozgrywek.

WIĘCEJ NA WESZŁO: 

Fot. Newspix

Urodzony w tym samym roku co Theo Hernandez i Lautaro Martinez. Miłośnik wszystkiego co włoskie i nacechowane emocjonalną otoczką. Takowej nie brakuje również w rodzinnym Poznaniu, gdzie od ponad dwudziestu lat obserwuje huśtawkę nastrojów lokalnego społeczeństwa. Zwolennik analitycznego spojrzenia na futbol, wyznający zasadę, że liczby nie kłamią. Podobno uważam, że najistotniejszą cnotą w dziennikarstwie i w życiu jest poznawanie drugiego człowieka, bo sporo można się od niego nauczyć. W wolnych chwilach sporo jeździ na rowerze. Ani minutę nie grał w Football Managera, bo coś musi zostawić sobie na emeryturę.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

Komentarze

28 komentarzy

Loading...