Pogoń u siebie to pyszniutki serniczek podany ze świeżymi owocami, który jesz aż się uszy trzęsą. Pogoń na wyjeździe to wiadro bagna zmieszanego z łopatą gruzu, które zdemoralizowany Maciek z 8B każe ci połknąć za garażami. Nie mamy pojęcia, czy to paraliż związany z brakiem swoich kibiców, traumy po wyjeździe na finał Pucharu Polski czy zwykła choroba lokomocyjna. Z „Portowcami” dzieje się coś przedziwnego i niewytłumaczalnego.
W efekcie Canal+ wypuszcza co dwa tygodnie nowy odcinek serialu: “Wyjazdowe kompromitacje Pogoni Szczecin”. Traumy po meczu na Stadionie Narodowym byłyby jakimś tropem, bo przecież podróż powrotna do Szczecina po stracie trofeum dwa kroki przed metą mogła pozostawić trwały ślad na psychice, ale przecież wyjazdowa indolencja Pogoni zaczęła się nieco wcześniej. Całościowy obraz spotkań w delegacji z zeszłego sezonu wygląda dla szczecinian jeszcze całkiem OK – tylko pięć porażek (więcej mieli ich u siebie – sześć), średnia 1,53 punktów na mecz, niewielkie wahania formy. Za to w samej końcówce oglądaliśmy regularny dramacik. Ostatnie pięć ligowych wyjazdów z rozgrywek 23/24 to średnia 0,6 punktu na mecz. Do tego kompromitacja w Warszawie i w konsekwencji średnia na poziomie 0,2 punktu w obecnym sezonie.
- Zagłębie Lubin – remis (2:2)
- Górnik Zabrze – w łeb (0:1)
- Lech Poznań – w łeb (0:2)
- Cracovia – w łeb (1:2)
- GKS Katowice – w łeb (1:3)
„Portowcy” wygrali jedynie w Rzeszowie w Pucharze Polski i w sumie nie warto tego deprecjonować, bo są tacy, którzy w tym samym Rzeszowie, ale z zespołem z niższej ligi, nie potrafili zapewnić sobie awansu. Niemniej – ta dziwna reguła to już chyba sprawa dla Bogusława Wołoszańskiego albo jakiegoś lokalnego egzorcysty, bo piłkarsko nie da się jej w żaden sposób wytłumaczyć. Zwłaszcza po takich meczach jak z GKS-em, gdy gra „Portowców” wygląda jak jakiś sabotaż.
Grosicki w żaden sposób nie istnieje, zupełnie jakby ktoś posłał na boisko sobowtóra. Koulouris wygląda, jakby przebiegł wczoraj maraton. Środek pola wygląda poważnie jedynie na grafice ze składami. Łukasiak notuje stratę za stratą. Kurzawa daje sobie odebrać piłkę we własnej szesnastce, z czego pada gol. Koutris zajęty bardziej wymierzaniem sprawiedliwości – po tym jak dostał łokciem w twarz – niż grą. Akcji nie ma praktycznie żadnych. Jedynym przytomnym piłkarzem jest Borges, a chyba nie chodzi o to, by mieć jednego zawodnika grającego na swoim poziomie. Pogoń strzeliła jedynie na otarcie łez po serii kiksów i rykoszetów (znowu z ławki gola dał Gorgon). Kiedy wcześniej miała okazję na nawiązanie walki, to piłka zaplątała się pod nogami Koulourisa, gdy ten dostał kapitalną wrzutkę ze skrzydła…
Nie chodzi nam o wynik, bo porażki się zdarzają. Pogoń jednak nie nawiązała nawet żadnej walki. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że już za tydzień zagra ona porywająco i skutecznie, a ręce kibiców same złożą się do oklasków. Drużyna Kolendowicza nie może zwalić nawet na defensywne nastawienie GKS-u, bo… GKS wcale nie chciał grać takiej piłki. Przeciwnie – to on w tym meczu wcielił się w rolę samej Pogoni. Skrzydła hulały aż miło (zwłaszcza to z Wasielewskim), Nowak posyłał ciasteczka, a Kowalczyk pięknie harował w środku pola. W jednej z pierwszych lepszych akcji w meczu…
- Nowak dał świetne otwierające podanie
- Czerwiński zakręcił Koutrisem jak juniorem
- Zrelak wystawił piłkę do uderzenia piętą
- Kowalczyk strzelił po widłach
Choc finalnie Cojocaru świetnie się rzucił, to trudno nie doceniać takich sekwencji zdarzeń, zwłaszcza, gdy każda z jej części wydarzyła się w odstępie kilku sekund. Mieliśmy też próbę efektownego lobu (Nowak), przewrotki (Zrelak) i wreszcie laserowy strzał Jędrycha, po którym padła bramka. Aż złapaliśmy się za głowę, że obrońca z Katowic potrafi wykańczać akcje w taki sposób. Idealna precyzja, idealna siła, trudna pozycja – żaden napastnik w lidze nie powstydziłby się takiej perełki.
Choć przez większość meczu było jednobrakowe prowadzenie, GKS miał boiskowe wydarzenia pod kontrolą. W końcówce gola dołożył Bergier (Pogoń sama wyłożyła mu piłkę), odpowiedział Gorgon, a wynik ustalił po kontrataku Marzec. GieKSo – bardzo fajnie zaczynasz sezon. „Portowcy” – zastanówcie się, czy w ogóle warto jeździć na wyjazdy, skoro tak one wyglądają. Szkoda paliwa.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Przyjemnie być piłkarzem Lecha. Mało meczów, dobra kasa, a do porażek wszyscy przyzwyczajeni
- Beniaminkowie Ekstraklasy wreszcie dają nadzieję, że żaden z nich nie spadnie
- Trela: Plusy wąskiej kadry. Czy Pogoń Szczecin brak transferów przekuje w atut?
Fot. newspix.pl