Reklama

Młodzież trenera Marka Zuba została rozbita przez Pogoń

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

24 września 2024, 22:26 • 3 min czytania 3 komentarze

Kiedy Pogoń przegrała finał ostatniego Pucharu Polski, z Wisłą Kraków, piłkarze i trenerzy klubu byli zdruzgotani. Kamil Grosicki opowiadał przed kamerami, że zawiódł siebie, rodzinę i kibiców, a pozostali koledzy z drużyny mogli się pod tym podpisać. Nic więc dziwnego, że Portowcy podeszli do nowej edycji tych rozgrywek super poważnie – już w I rundzie w podstawowym składzie zagrało aż 8 z 11 zawodników, którzy pokonali ostatnio Legię. Efekt? Młodość nie dała rady doświadczeniu. Pierwsza liga nie ograła Ekstraklasy. Goście pokonali Stal Rzeszów 3:0 po bramkach niezawodnego ostatnio Rafała Kurzawy, Efthymiosa Koulourisa i Wahana Biczachczjana.

Młodzież trenera Marka Zuba została rozbita przez Pogoń

A przecież wygrana Portowców wcale nie jawiła się przed tym spotkaniem jako coś super pewnego. Stal w obecnych rozgrywkach potrafiła pokonać Arkę Gdynia, Wartę Poznań czy Miedź Legnica, pokazując tym samym, że jest jednym z najciekawszych projektów na szczeblu centralnym w naszym kraju. Puchar Polski, choćby nawet dziś droga Cracovio!, widział już nie takie niespodzianki, jak ewentualna wygrana rzeszowian z finalistą z zeszłego sezonu.

Marek Zub dysponuje armią 11 wychowanków, kadrą pełną młodych-gniewnych piłkarzy. Wystarczy napisać, że dziś w podstawowym składzie wystąpiło aż sześciu zawodników ze statusem młodzieżowca, a trzech z nich grało w bloku defensywnym! Hersztem tej bandy jest doświadczony Sebastian Thill, zawodnik z Luksemburga mający w CV występy w Lidze Mistrzów w barwach Sheriffa Tyraspol.

Wszystko to na papierze wygląda obiecująco, w praktyce gospodarze przez godzinę nie stanowili jednak dla Pogoni wielkiego zagrożenia. Ba, tak naprawdę mogą się cieszyć, że przegrywali wtedy tylko bramką (zdobytą po kapitalnym strzale pod poprzeczkę Kurzawy). 

Reklama

Goście mieli naprawdę znakomite sytuacje, by prowadzić wyżej: w pierwszej połowie Kamil Grosicki bardzo mocno kropnął z pola karnego w poprzeczkę, w drugiej po strzale Biczachczjana miejscowi wybili piłkę z linii bramkowej. Zaś gracze Zuba nie bardzo mieli pomysł, jak zagrozić bramce Krzysztofa Kamińskiego, czyniąc tym samym jego debiut w barwach Portowców wyjątkowo spokojnym. 

Do czasu. 

Po 60. minucie rzeszowianie jakby wreszcie uwierzyli, że Grosik i spółka są do nadgryzienia. W efekcie przeprowadzili kilka obiecujących akcji, po których najbliższy zaskoczenia Kamińskiego był… Linus Wahlqvist. Po tym, jak piłka odbiła się od nogi Szweda, złapała przedziwną rotację i zmierzała w okienko bramki Portowców. Ich bramkarz pokazał jednak, że tygodnie siedzenia na ławce w lidze nie uczyniły go zdziadziałym i wspaniale sparował piłkę na rzut rożny.

Jeśli chodzi o akcje Stali, to byłoby na tyle. Jeżeli chodzi o Pogoń – niekoniecznie, bo znów przebudził się ten, w którym na pewno nadal tkwi zeszłosezonowa porażka z Wisłą, czyli Grosicki.

W piątek, w spotkaniu z Legią, Kamil kapitalnie wrzucił piłkę do Koulourisa, a Grek strzelił głową tak fatalnie, że zabrał mu pewną zdawałoby się asystę. Dziś, w trudniejszej sytuacji, wykorzystał podanie kapitana i przymierzył w ten sposób:

Reklama

2:0 i można się rozchodzić. Kibice Portowców, którzy przebyli ponad 810 kilometrów, by z trybun obejrzeć swoich ulubieńców, musieli się czuć ukontentowani. Szczególnie, że ich ulubieńcy na tym nie poprzestali.

W drugiej połowie w głowie Biczachczjana na pewno siedziała opisana wcześniej akcja z jej początku, dlatego ambitny Ormianin raz jeszcze spróbował pokonać Jakuba Raciniewskiego, tym razem z dystansu. 19-latek nieco zaspał z interwencją, Pogoń ustaliła wynik spotkania, zostawiając młodych zawodników Stali ze smutną refleksją: przed nimi jeszcze sporo pracy, żeby móc się bić jak równy z równym z drużynami z czuba tabeli Ekstraklasy. 

Stal Rzeszów – Pogoń Szczecin 0:3 (0:1)

Kurzawa 24′, Koulouris 71′, Biczachczjan 85′

WIĘCEJ NA WESZŁO:

Fot. Newspix.pl

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Komentarze

3 komentarze

Loading...