Reklama

Oferty z Iranu, Włosi wymuszający odejście, walka z nadwagą. Oni nadal są bez kontraktów

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

14 września 2024, 11:06 • 9 min czytania 6 komentarzy

Mamy już prawie połowę września, a kilkunastu polskich zawodników pozostaje bez kontraktów. Dla niektórych to stan trwający od niedawna, dla innych już od ponad roku. Za każdym przypadkiem stoi osobna historia, niekiedy bardzo ciekawa. 

Oferty z Iranu, Włosi wymuszający odejście, walka z nadwagą. Oni nadal są bez kontraktów

Zdecydowanie najwyżej wycenianym i najbardziej znanym piłkarzem z tego grona jest Grzegorz Krychowiak. Stukrotny reprezentant „Biało-Czerwonych” nadal nie ma zatrudnienia po odejściu z arabskiego Abha Club. W poprzednim sezonie był kluczowym ogniwem tej drużyny. Opuścił tylko jeden mecz ligowy, zdecydowaną większość pozostałych rozegrał w pierwszym składzie. Zdobył też dziewięć bramek.

Mimo to przez lipiec i sierpień nic się w jego temacie nie wydarzyło. Rzadko kiedy nawet łączono go z konkretnymi klubami. Dopiero pod koniec sierpnia pojawiły się doniesienia, że Bordeaux – zaczynające nowe życie od czwartej ligi francuskiej – proponuje mu powrót i kilkuletni kontrakt, z perspektywą pracy w klubowych strukturach po zakończeniu kariery. Oferta najwyraźniej nie została przyjęta.

Polscy zawodnicy bez kontraktów

Biorąc pod uwagę wiele pozaboiskowych aktywności Krychowiaka, można było przypuszczać, że pójście w ślady Wojciecha Szczęsnego nie jest wykluczone. Dopiero co jednak w rozmowie z „Faktem” wątpliwości te rozwiał ojciec zawodnika Edward Krychowiak. – Myślę, że jeszcze nie nadszedł ten czas. Widzę, że Grzesio wciąż ma w sobie mnóstwo zapału, chęci i ten ogień. (…) Propozycje padają. Nie wiem, na ile konkretne, ale sądzę, że do końca tygodnia, może do pierwszych dni przyszłego, przyszłość Grzesia się wyjaśni – skomentował. Pozostaje czekać.

Od końca sezonu 2022/23 na aucie znajduje się Dominik Furman. Nie zgodził się on z wypowiedzeniem jego umowy przez Wisłę Płock po spadku z Ekstraklasy i ostatni rok spędził na prawnych przepychankach. Pierwszy wyrok był dla niego korzystny, natomiast w maju informowaliśmy, że druga instancja Polubownego Sądu Piłkarskiego PZPN w całości oddaliła powództwo zawodnika. Krótko mówiąc: „Nafciarze” mieli prawo się z nim rozstać. Furman niedawno uczestniczył w kursie na agenta piłkarskiego, więc myśli do przodu, ale chyba jeszcze za wcześnie na wieszanie butów na kołku.

Reklama

Co ciekawe, tego typu spraw pojawia się więcej. Dowiedzieliśmy się, że podobny jest teraz przypadek Adriana Małachowskiego w sporze z ŁKS-em, który po pożegnaniu z Ekstraklasą zaczął czyszczenie kadry. Objęły one pomocnika, który rundę wiosenną spędził już na wypożyczeniu w Podbeskidziu, a jesienią dał się zapamiętać głównie tym, że w debiucie z Puszczą chwilę po wejściu zaliczył asystę, by zaraz potem wylecieć z boiska z czerwoną kartką.

Transfermarkt pokazuje go jako bezkontraktowca, natomiast w świetle prawa wciąż nie jest wolnym zawodnikiem. Małachowski zakwestionował wypowiedzenie kontraktu przez ŁKS, uważa, że doszło w tej procedurze do uchybień i sprawa toczy się w PZPN. W kontekście zmiany barw piłkarz i tak jest uziemiony, bo albo przynajmniej do zimy zostanie w Łodzi, albo i tak nie będzie miał pola manewru. Formalnie zostałby wolnym agentem po zamknięciu okienka, więc byłby już niedostępny dla klubów, nie licząc jakiejś totalnej egzotyki.

Lublin szansą dla Niezgody?

Od początku roku bez przynależności klubowej jest Jarosław Niezgoda, który odszedł z Portland Timbers po wygaśnięciu umowy. Ostatnie miesiące poświęcił na powrót do zdrowia i kondycji po zerwaniu więzadła w kolanie, ale nadal nie możemy zobaczyć efektów tych działań. W maju byłego napastnika Legii Warszawa przymierzano do Górnika Zabrze. W czerwcu do Widzewa Łódź i… Keraly Blasters z Indii. Żaden z tych tematów nie został sfinalizowany i nie trzeba być wyjątkowo przenikliwym, żeby domyślić się, jakie kwestie mogły tu decydować. Niezgoda po wyjeździe do USA już dwa razy zrywał ACL, na boisku nie pojawił się od sierpnia 2023, więc każdy przed jego zaangażowaniem chce go przebadać z każdej strony.

Nie inaczej jest z Motorem Lublin, z którym 29-latek od poniedziałku trenuje i w którym jednocześnie przechodzi testy medyczne. Miały one potrwać kilka dni. Ponoć jest szansa, że wszystko będzie w porządku, ale w kontekście tego zawodnika do samego końca niczego nie można być pewnym. Zdrowy Niezgoda bardzo przydałby się Motorowi, bo Samuel Mraz jest nieskuteczny, Kaan Caliskaner u Mateusza Stolarskiego chyba na stałe będzie pomocnikiem, a godnego rywala do gry Słowakowi brakuje. Kimś takim raczej nie będzie wchodzący na końcówki Kacper Wełniak.

Albo obniżka, albo wyjazd

Od tygodnia wolnością cieszy się Jakub Łabojko. W jego przypadku to określenie ma znaczenie dosłowne, bo w Ternanie po degradacji z Serie B nie było już dla niego żadnej przyszłości.

Reklama

W sierpniu zaczęła się kształtować kadra na nowy sezon i oświadczono mi, że w związku ze spadkiem muszę obniżyć pensję, bo aktualna jest za wysoka na Serie C. Nie zgodziłem się. Proponowano mi też obniżkę z jednoczesnym przedłużeniem kontraktu o rok. Ta opcja z mojej perspektywy również nie była korzystna, ale tutaj jednocześnie zakomunikowano mi, że jeżeli się nie zgodzę, to będę musiał odejść, a jeśli nie odejdę, to nawet nie będę trenował z drużyną. I tak się stało. Od połowy sierpnia trenowałem sam z trenerem przygotowania fizycznego, czyli głównie biegałem lub pracowałem na siłowni. O zajęciach z zespołem mogłem zapomnieć. Taka praktyka we Włoszech jest bardzo często stosowana wobec zawodników, których klub chce się pozbyć – mówi nam Łabojko.

Na upartego mógłby wcześniej zmienić otoczenie, tyle że nie zaspokajałoby to jego sportowych ambicji. – Pojawiały się oferty z innych ekip Serie C jak Feralpi Salo, Padova czy Foggia, ale nie byłem zainteresowany przeniesieniem się do klubów z tej samej klasy rozgrywkowej – wyjaśnia były pomocnik Rakowa Częstochowa i Śląska Wrocław.

Z Ternaną rozstał się w ostatniej chwili. – Nie chciałem zostać i przez następne miesiące trenować na boku odseparowany od drużyny, dlatego w ostatni dzień okienka transferowego postanowiłem rozwiązać kontrakt, by jeszcze przed zimą mieć szanse na znalezienie klubu w Polsce. Czekam na rozwój wydarzeń – tłumaczy.

Mistrzostwo kraju za mało atrakcyjne?

Szybki powrót do twardej rzeczywistości zaliczył Tomasz Kupisz. Wywalczył z Jagiellonią mistrzostwo Polski (22 mecze, 1 asysta, 280 rozegranych minut), ale zaraz potem odszedł z klubu, gdyż nie podpisano z nim nowego kontraktu. Mogło się wydawać, że 34-latek w miarę szybko znajdzie sobie kolejną przystań. Jak jednak widać, nie jest to takie proste, choć i w tym przypadku mogłoby być inaczej, gdyby na początku piłkarz przyjął pierwszą lepszą propozycję.

– Szczerze mówiąc, to okienko było dla mnie spokojne, bo telefon rzadko dzwonił. Miałem dwie oferty z I ligi, ale obie odrzuciłem, bo raz chodziło o klub pełen zawirowań, a w drugim przypadku sportowe perspektywy rysowały się marnie. Później były jakieś tematy z niższych lig, które jednak z różnych względów nie zostały sfinalizowane i na razie ciągle jestem wolny – mówi nam Kupisz.

Mimo że ostatnimi czasy pojawił się w mediach jako ekspert, nie planuje pożegnania z boiskiem. – Kariery kończyć nie zamierzam, nadal mam w sobie ogień do grania. Zobaczymy, może coś się jeszcze wydarzy, aktualnie prowadzę rozmowy z jednym z czwartoligowców na Mazowszu – ujawnia czterokrotny reprezentant Polski.

Na dniach powinna się wyjaśnić przyszłość Marcina Flisa. W minionym sezonie spadł z Ekstraklasy z ŁKS-em, rozgrywając w jego barwach 17 meczów. – Mam pewne propozycje i myślę, że najpóźniej na początku przyszłego tygodnia sprawa będzie jasna. Wcześniej otrzymywałem konkretne sygnały z zagranicy, ale z krajów, do których trudno wyjechać z rodziną. Odrzuciłem dwie oferty z Iranu, motywów chyba nie muszę tłumaczyć. Odzywały się też kluby z I ligi, nie były to jednak tematy aż tak interesujące, żeby się nad nimi pochylać – komentuje 30-letni obrońca.

Z punktu widzenia życia rodzinnego najlepiej byłoby zostać w Polsce, ale żadnego wariantu nie wykluczam – dodaje w kontekście zbliżającego się nowego klubu.

Za duży brzuch

Jakub Bielecki miał bardzo duży udział w zaskakującym awansie Ruchu Chorzów do Ekstraklasy, ale w samej elicie szybko został zweryfikowany. Po pierwszych trzech występach stracił miejsce w składzie na rzecz Michała Buchalika. Później dostał jeszcze szansę z Pogonią Szczecin i… potwierdził słuszność wcześniejszych decyzji. Sezon między słupkami „Niebieskich” dokończyli Dante Stipica i Krzysztof Kamiński. Bielecki wiosną rzadko łapał się nawet do meczowej kadry, rozstanie zatem nikogo nie dziwiło, zwłaszcza że pojawiały się zarzuty dotyczące tego, jak się prowadzi (ewidentna nadwaga).

Latem próbował się gdzieś zaczepić. Najpierw stawił się na testach w Widzewie, gdzie nawet się spodobał, tyle że Jan Krzywański ostatecznie nie odszedł do Skry Częstochowa, więc kolejny bramkarz nie był potrzebny. Niedawno Bielecki walczył o wypełnienie luki po Mateuszu Kochalskim w Stali Mielec, ale tutaj już gołym okiem dało się zauważyć, że ma zbędne kilogramy i mu podziękowano.

Myślę, że można powiedzieć jak jest: wdrożyliśmy plan naprawczy. On zrozumiał, że to nie może tak wyglądać i musi zrobić ze sobą porządek. Gościnnie trenuje z Polonią Bytom, w tym samym czasie do akcji wkroczyli dietetyk i inni specjaliści – mówi nam wprost agent Bieleckiego, Roman Skorupa.

Do zimy prawdopodobnie będziemy się naprawiać, żeby w styczniu wrócić na poważnie. No, chyba że szybciej by się coś pojawiło i jakiś klub będzie potrzebował bramkarskiego ratunku – dodaje.

Krótko mówiąc, albo Bielecki się wreszcie ogarnie, albo już na dobre przepadnie w poważniejszym futbolu.

Stracone dwa sezony

W zasadzie od dwóch lat w piłkę nie gra Adrian Gryszkiewicz. Latem 2022 opuścił Górnika Zabrze na rzecz niemieckiego Paderborn, ale tam przez pół roku doczekał się tylko niespełna półgodzinnego występu w Pucharze Niemiec. Zimą 2023 wziął go Raków. Gryszkiewicz zaczął na ławce z perspektywą otrzymania szansy za jakiś czas i jednocześnie starał się wrócić do formy poprzez trzecioligowe rezerwy (dwa mecze). Niestety, na przełomie marca i kwietnia uszkodził chrząstkę stawową i łąkotkę. Musiał przejść operację. Na boisko wrócił dopiero po roku, w marcu 2024. Ponownie chodziło jedynie o rezerwy Rakowa. Zdążył wystąpić cztery razy i po ostatnim sezonie go pożegnano.

24-letni obrońca starał się gdzieś zaczepić, ale nie przekonał do siebie w Koronie Kielce. Dopiero co gruchnęła wieść, że Marcin Brosz przygarnie go w Termalice, chodzą jednak słuchy, że plany te pokrzyżowały badania medyczne…

Nowego pracodawcy nie może znaleźć Maciej Rybus. Zostając w Rosji i dwukrotnie zmieniając kluby w obrębie tamtejszej ekstraklasy już po wybuchu wojny na Ukrainie, skazał się w wielu kręgach na niepisany ostracyzm. Na dodatek przez dwa ostatnie sezony ciągle męczyły go kontuzje, rozegrał zaledwie 15 meczów ligowych, co nie dało nawet pięciuset minut. A że mówimy już o zawodniku 35-letnim, który jest przyzwyczajony do tego, że mało nie zarabia, naprawdę trudno po połączeniu wszystkich kropek coś dla niego znaleźć.

Sam Rybus do pewnego momentu odrzucał oferty na przykład z drugiej ligi rosyjskiej. Dziś jest gotowy rozważyć zejście na ten poziom, co w mediach zakomunikował jego agent. Jednocześnie zaprzeczył on, jakoby były kadrowicz rozważał zakończenie kariery.

Bez przynależności klubowej są także pomocnicy Daniel Dudziński (ostatnio drugoligowe rezerwy Zagłębia Lubin) i Jakub Letniowski (dopiero co rozwiązał kontrakt z ŁKS-em), napastnik Karol Podliński (33 mecze i 2 gole w ubiegłym sezonie dla Górnika Łęczna) oraz skrzydłowy Daniel Szelągowski, który w marcu tamtego roku zerwał więzadło w barwach Chojniczanki. Coraz więcej wskazuje na to, że zostanie zapamiętany z jednej akcji, gdy jako zawodnik Rakowa przeprowadził pamiętny rajd na stadionie Lecha Poznań.

Jako bezrobotnego nie traktujemy Jakuba Świerczoka. Śląsk Wrocław nie ogłosił jeszcze jego pozyskania, ale kilka źródeł donosiło, że dostanie angaż, a Jacek Magiera na konferencji prasowej wypowiadał się o jego dyspozycji, jakby już znajdował się w ramach drużyny.

CZYTAJ WIĘCEJ:

Fot. FotoPyK/Newspix

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Co zazwyczaj mówi piłkarz po transferze do Rakowa? Ja tylko przejazdem

Paweł Paczul
7
Co zazwyczaj mówi piłkarz po transferze do Rakowa? Ja tylko przejazdem

1 liga

Ekstraklasa

Co zazwyczaj mówi piłkarz po transferze do Rakowa? Ja tylko przejazdem

Paweł Paczul
7
Co zazwyczaj mówi piłkarz po transferze do Rakowa? Ja tylko przejazdem

Komentarze

6 komentarzy

Loading...