Czy jeszcze kiedyś w Barcelonie nastąpi nudna stabilizacja? Ostatnio kataloński „Sport” przekazał, że Deco jest niezadowolony z sytuacji w klubie. 14 września minie rok, odkąd piastuje on stanowisko dyrektora sportowego. „Szwagrowie” z Barcelony nadal mają się dobrze, podczas gdy cały piłkarski świat patrzy, jak ośmieszają klub. Kibice mają już dość Deco.
Kim jest Deco?
Portugalczyk jest jednym ze „szwagrów”, jak nazywa się grupę trzymającą władzę w Barcelonie. Nazwa wzięła się od tego, że Joan Laporta otoczył się grupą przyjaciół i członków rodziny. W tym gronie znalazł się m.in. Alejandro Echevarria, były szwagier prezesa Barcy. Trochę prześmiewcze określenie idealnie oddaje działania władz klubu w ostatnich miesiącach.
Deco jednak kiedyś był przede wszystkim świetnym piłkarzem.
Wielu fanów doskonale zapamiętało sezon 2003/04. Był on pełen niespodzianek. W finale Ligi Mistrzów zmierzyły się ze sobą FC Porto i AS Monaco. Zespół z Ligue 1, do którego z „Królewskich” wypożyczony był Fernando Morientes, wyeliminował właśnie Real Madryt. Porto również było wielką sensacją. Banda dowodzona przez wschodzącą gwiazdę wśród trenerów, Jose Mourinho, pokonała między innymi wielki wtedy Manchester United. Jedną z gwiazd tamtej ekipy był Deco.
Po zwycięstwie w najważniejszych rozgrywkach klubowych w Europie, pomocnik chciał podążyć za Jose Mourinho do Chelsea, ale ostatecznie wylądował w Barcelonie, która zapłaciła za niego 12 milionów euro, a gratis dorzuciła Ricardo Quaresmę. Deco zadebiutował w ekipie z Katalonii ponad miesiąc po podpisaniu kontraktu. Wszystko z powodu kontuzji. Jednak, gdy już ten pierwszy mecz nadszedł, pokazał swoje umiejętności. W niezbyt ważnym sparingu przeciwko Vilafranca zdobył gola oraz zaliczył dwie asysty. Frank Rijkaard mówił wtedy, że Portugalczyk jest wielkim piłkarzem.
Zachwycony Holender od razu zrobił z niego lidera, a koledzy wieszczyli mu Złotą Piłkę, którą wtedy ostatecznie zgarnął Andrij Szewczenko. Drugi raz Ligę Mistrzów zdobył w 2006 roku, gdy Barcelona pokonała Arsenal. Z klubu w 2008 roku wypchnął go Pep Guardiola, który uważał, że imprezowe charaktery Deco i Ronaldinho, mogą mieć zły wpływ na młodziutkiego Leo Messiego. Wylądował w Chelsea Scolariego, a odchodząc krytykował politykę transferową Katalończyków.
W Londynie wytrzymał dwa lata, potem wrócił do Brazylii, aby po trzech kolejnych zakończyć karierę.
Biedny dyrektor z Portugalii
– Jestem najbiedniejszym dyrektorem sportowym w Europie – miał powiedzieć według „Sportu” Deco do jednego z agentów piłkarskich.
Portugalczyk został dyrektorem sportowym Barcelony dzięki namowom Joana Laporty, który był pod jego wrażeniem. – Po zakończeniu kariery był biznesmenem i nauczył się wszystkich tajników owocnych negocjacji. Jest jeszcze jeden wymóg: zna wszystkie rynki piłkarskie. Spełnia wszystkie warunki – mówił prezydent klubu w trakcie ogłoszenia współpracy. Postać Deco budziła jednak kontrowersje. Był agentem piłkarskim, a jego firma reprezentowała Raphinhę, Edmonda Tapsobę czy Caio Henrique. Gdy został dyrektorem sportowym Barcelony, agencja została zamknięta. Media informowały również o bliskich relacjach Deco z Gestifute, firmą Jorge’a Mendesa. Superagent obecnie pracuje z Lamine Yamalem czy Ansu Fatim.
Nic dziwnego, że wiele osób było zaniepokojonych takim obrotem spraw. Mendes w Realu Madryt miał swego czasu zakaz wstępu ze względu właśnie na styl uprawiania zawodu. W Barcelonie jego wpływy miały się tymczasem zwiększyć. Ostatecznie nic takiego się nie stało, ale powodem prawdopodobnie jest fakt, że Barcelony zwyczajnie nie stać na piłkarzy znajdujących się pod skrzydłami slynnego portugalskiego agenta.
Laporta miał obiecywać Deco piłkarski raj, a wcześniej wyjście na prostą, jeśli chodzi o finanse. Pod tym względem nic się jednak nie zmienia. W każdym kolejnym oknie ekipa z Camp Nou zalicza kompromitujące wpadki. Saga z Nico Williamsem naraziła klub na ośmieszenie. Okazało się, że portugalski dyrektor wcale nie ma tak dobrych umiejętności negocjacyjnych, jak wszyscy uważali. „Szwagrowie” poświęcili Guendogana, który wydawał się jedną z nielicznych osób z mentalnością, która mogła wznieść Barcelonę na wyższy poziom. Ten ruch miał pozwolić na odblokowanie budżetu płac i zarejestrowanie Daniego Olmo. Po czasie okazało się, że i to nie wystarczyło, a sytuację uratował fakt, że kontuzji doznał Andreas Christensen i można było zarejestrować awaryjnie Hiszpana.
Jaki jest bilans ruchów transferowych Barcelony za kadencji Deco?
Zima 2024
Przychodzące:
- Vitor Roque – 40 mln euro
Odchodzące:
- BRAK
Lato 2024
Przychodzące:
- Dani Olmo – 55 mln euro
- Pau Victor – 2,70 mln euro
- Hansi Flick
Odchodzące:
- Mikayil Faye – 10.3 mln euro
- Julian Araujo – 10 mln euro
- Chadi Riad – 9 mln euro
- Marc Guiu – 6 mln euro
- Estanis Pedrola – 3 mln euro
- Sergiño Dest – za darmo
- Ilkay Guendogan – za darmo
- Sergi Roberto – za darmo
- Marcos Alonso – za darmo
- Xavi
Gdy spojrzymy na powyższą listę i sięgniemy po kalkulator, to może się okazać, że Deco jest biednym dyrektorem na własne życzenie. Kupił zawodników za łącznie prawie 100 milionów euro, a dokładnie za 97,7 milionów, a sprzedał za 38,3 mln euro. Dokładny bilans zatem to -59,4 mln euro.
Jesteś dyrektorem sportowym klubu w ogromnym kryzysie finansowym i sprzedajesz mniej niż kupujesz. Dodatkowo transfer Vitora Roque okazał się kompletną klapą, ale za to Dani Olmo może być dużym wzmocnieniem składu. Mimo wszystko, Deco w czasach, gdy powinien wykazać się ogromnym sprytem, poszukać perełek, które zaskoczą fanów piłki na świecie, skusił się na dobrze znane, ale i drogie nazwiska. W przypadku Olmo udało się domknąć transakcję, lecz w przypadku Nico Williamsa mieliśmy do czynienia z cyrkiem, a można nawet wręcz powiedzieć, że z desperacją.
Skaz na wizerunku Portugalczyka jest jednak więcej. – Postaramy się podpisać kontrakt z Joao Cancelo i Joao Felixem na przyszły sezon – mówił w wywiadzie w lutym dla „La Vanguardii”. Efekt? Obu panów w Barcelonie już nie ma. Jeden wylądował w Al-Hilal, drugi w Chelsea.
Wielkie kłopoty „biednego” dyrektora
Deco ma za sobą trudne lato, więc rewelacje „Sportu” nie byłyby wcale czymś dziwnym. Barca zdecydowała się na nie odpowiedzieć. Najpierw swojego dyrektora wsparł klub w oficjalnym oświadczeniu, potem sam prezes na konferencji prasowej. – FC Barcelona kategorycznie zaprzecza doniesieniom, które 1 września ukazały się w cyfrowej wersji „Diario Sport”, podważając tym samym ciągłość pracy naszego dyrektora piłkarskiego. W odpowiedzi na artykuł zatytułowany „Deco, rozczarowany, rozmyśla o swojej przyszłości”, FC Barcelona stwierdza, że nie mogłaby być bardziej zadowolona z pracy wykonywanej przez Deco i odpiera atak „Diario Sport” na dyrektora sportowego tuż pod koniec okna transferowego – możemy przeczytać w komunikacie.
Laporta za to wspominał o stresie, który spadł na Deco. – Obawiałem się o jego zdrowie, ale nie o przyszłość w klubie. Stres był niesamowity. Bardzo dobrze się z nim pracuje. Gdyby tak nie było, powiedzielibyśmy sobie nawzajem do widzenia. To rok, w którym będzie można zobaczyć pracę, którą wykonał. Była ona niezwykła i zasługuje na publiczne uznanie. Jest odpowiedzialny za podpisanie kontraktów z Danim Olmo i Pau Victorem. Podoba mi się fakt, że podpisano kontrakt z Olmo, wspaniałym zawodnikiem. Barcelona zawsze była jedyną opcją dla tego zawodnika, ale wykonano ciężką pracę, aby móc sfinalizować ten transfer – powiedział Laporta.
Deco ma za sobą dopiero jedno letnie okno transferowe. Niezbyt udane dla Barcelony. Kibice urządzili sobie w jego trakcie festiwal autoironii, odliczając codziennie na „X” czas do rejestracji Daniego Olmo. Wcześniej żyli sagą Nico Williamsa, z którego transferu ostatecznie nic nie wyszło. To wszystko po sezonie, w którym mistrzostwo zdobył Real Madryt. Opinia o „szwagrach” wśród katalońskich kibiców jest jeszcze gorsza niż była przed wakacjami, ale chwilowo Laportę i jego współpracowników ratują nadspodziewanie dobre wyniki Barcelony na początku sezonu.
Jeśli Blaugrana nie utrzyma rytmu, uwaga kibiców znowu skupi się na Deco, Laporcie i oknie transferowym. A może na czymś innym, bo w tej chwili klub z Katalonii jest wylęgarnią mniejszych i większych afer.
CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZŁO:
- JANUSZ NIEDŹWIEDŹ W MIELCU – WÓZ ALBO PRZEWÓZ
- CZY POTRZEBUJEMY SUKCESU BRUK-BET TERMALIKI NIECIECZA?
- MAROKAŃCZYCY CORAZ BARDZIEJ ROZPYCHAJĄ SIĘ W FUTBOLU
fot. NewsPix.pl