Damian Kądzior to jeden z bardziej niewytłumaczalnych zjazdów ostatnich lat. Dopiero co wykręcał double-double w Dinamie, dobijał się do reprezentacji i spełniał marzenie o La Liga. Grał z Olmo, teraz gra z Chrapkiem. Dziś o sobie przypomniał. Strzelił pierwszego gola w 2024 roku.
I to jakiego gola. Tu nie ma o czym się rozpisywać, to po prostu trzeba zobaczyć.
DAMIAN KĄDZIOR! ALEŻ GOL! 😎
Dłuższą chwilę musieliśmy poczekać na otwarcie wyniku w Gliwicach, ale było warto 😁
📺 Mecz trwa w CANAL+ SPORT3 i CANAL+ online: https://t.co/LrK3rlrlEG pic.twitter.com/pilqHvfqwp
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) August 24, 2024
Piękne? Piękne. Perfekcyjne? Perfekcyjne. Trudne do wykonania? Jeszcze jak. Damian Kądzior miał przyjść do Piasta tylko na chwilę, odbudować się, a potem wrócić na dawne tory i strzelać podobne bramki w jednej z poważnych europejskich lig. To jego miał obserwować dziś sztab reprezentacji, a nie młodszego o osiem lat kolegę z drugiego skrzydła.
Próba reaktywacji kariery kompletnie nie wypaliła. Pierwsze dwa sezony w Piaście były jeszcze niezłe. Później Kądzior kompletnie zekstraklasowiał. Więcej – on nie jest nawet wyróżniającą się postacią Piasta Gliwice. W zeszłym sezonie były kadrowicz rozegrał ledwie 1155 minut w lidze. 1155 minut w lidze! Wcale nie dlatego, że dokuczały mu problemy ze zdrowiem. Przeciwnie – przez całe rozgrywki był do dyspozycji szkoleniowca. Obecny sezon zaczynał jako trzeci skrzydłowy w hierarchii – za Ameyawem i Felixem. Gdyby nie kontuzja Hiszpana, z pewnością nie dostałby tylu minut. I prawdopodobnie nie strzeliłby takiej bramki w starciu z Zagłębiem.
Kądzior skradł więc show, ale oczy publiki były dziś zwrócone głównie na innego skrzydłowego, który według Interii ma być wkrótce powołany do reprezentacji – mowa o Michaelu Ameyawie. Jeśli niedzielni kibice Ekstraklasy odpalili to spotkanie, żeby zobaczyć czym ligowe boiska zachwyca piłkarz Piasta, to odeszli od telewizorów nieco rozczarowani. Ameyaw miał jeden ciekawy strzał z lewej nogi, a poza nim jedynie mało znaczące momenty – fajną klepkę z Mokwą, prostopadłą piłkę do Rosołka, ambitne uratowanie futbolówki przy linii końcowej, mocno niecelną główkę po stałym fragmencie…
Sami widzicie – nic szczególnego. Bardziej podobał nam się dzisiaj wspomniany Rosołek, który – cholera, aż czujemy się nieswojo, gdy to piszemy – był jednym z motorów napędowych Piasta. I już nawet nie chodzi o asystę przy jedynej bramce (ambitnie powalczył, ale 99% zasług to idealny strzał Kądziora), a o to, jak schodził do rozegrania, utrzymywał piłkę i wychodził na wolne pole. Powiecie – napastnik jest od strzelania bramek. To prawda, ale nie ma sensu umniejszać dobrego występu, zwłaszcza zawodnikowi, który w ostatnich miesiącach (latach?) do dobrych występów nie przyzwyczaił.
Piast wyglądał dziś całkiem nieźle. W obronie wyjaśniał towarzystwo Czerwiński, Plach zaliczył jedną kozacką interwencję (przeniósł nad poprzeczką główkę Wdowiaka, wymagało to dużego refleksu, ale Słowak już nas do takich parad przyzwyczaił), solidnie wyglądali w środku pola Dziczek i Tomasiewicz. Ten drugi mocno najadł się strachu, gdy piłka trafiła go w rękę w szesnastce, co później sprawdzali sędziowie na wozie VAR. Pomocnik został oszczędzony, bo miał naturalnie ułożoną kończynę, a absurdalny „strzał” Sejka szedł bardzo daleko od bramki. Napastnik Zagłębia uderzał ze świetnej pozycji, lecz kompletnie zawalił swoją robotę i trudno zakładać, że Tomasiewicz chciał celowo blokować coś takiego.
O dobrym wieczorze nie może mówić Igor Drapiński z rocznika 2004, który latem przyszedł do Gliwic z Wisły Płock. Młody obrońca grał z numerem 29 i dokładnie tyle minut wytrwał też dziś na boisku, aż zmienił go trener Vuković. Niczego wielkiego nie odwalił, ale był cholernie niepewny – przepuszczał proste piłki albo wybijał je na aut, gdy spokojnie można było myśleć o przyjęciu i poszanowaniu futbolówki. Jeśli był na dobrej drodze do dużego babola, to szkoleniowiec Piasta w porę zaprosił go na skorzystanie ze zjazdu.
Zagłębie? Jak to Zagłębie – nudne, powolne, przewidywalne. Waldemar Fornalik jako trener „Miedziowych” już cztery razy mierzył się z Piastem, z którym sięgał po mistrzostwo Polski. Bilans? Trzy porażki i remis. Kiedyś to Waldek King ucierał nosa Vukoviciowi, w ostatnim czasie role się zamieniły.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Cracovia jest międzynarodowa i… bardzo fajna
- Jeśli ktoś poszedł na spacer i nie oglądał Motoru z Puszczą: dobra decyzja
- Lech Poznań ma jedną z najlepszych akademii w Europie
Fot. newspix.pl