Opłaca się cenić, opłaca się grać ostro na współczesnym rynku transferowym. Opłaca się liczyć na dużo, kiedy więksi i bogatsi gracze Europy mają w kieszeniach grube miliony i są gotowi je wydawać. Kibic mógł się drapać po głowie, gdy Raków odmawiał Werderowi. Bierzcie te pieniądze, całujcie rączki i oddawajcie tego gościa jak najprędzej. Bo kto chciałby dać dychę za Ante Crnaca, zawodnika, który nie zdążył nawet za bardzo rozwinąć skrzydeł w Ekstraklasie i może ma wielki potencjał, ale… no nie jest niekwestionowanym kozakiem.
No na przykład Norwich City chciałoby dać za niego dychę.
Crnac i Raków dołączyli do tego magicznego zestawienia transferów ośmiocyfrowych z Ekstraklasy, bo zagrali wysoko i wiedzieli, że mogą. W czasach, kiedy za byle pierdaka płaci się w Anglii kilkadziesiąt milionów, my spokojnie możemy żądać dyszki za swoich czołowych zawodników. Kozłowski, Moder, Kamiński i Muci mieli wszystko to, co ma Crnac – potencjał, niewiele lat na karku, niezłe umiejętności. Młodzi i zdolni są na rynku transferowym najbardziej pożądani i najbardziej wartościowi, więc czemu mielibyśmy puszczać ich za kwoty uznawane w świecie za śmieszne? Odkąd poza granicami Polski odkryli, że u nas można znaleźć niezłego piłkarza i zapłacić za niego mniej niż za podobnego gracza z lig szeroko pojętego zachodu, możemy powoli przechodzić do etapu, w którym to my dyktujemy warunki.
Naprawdę, możemy dyktować warunki.
Raków robi złoty biznes na sprzedaży piłkarza, który niecały rok temu trafił do Częstochowy za nieco ponad milion euro. Przez ten czas Chorwat rozegrał okrągłe czterdzieści meczów w barwach Medalików, zdobył dziewięć goli, zanotował sześć asyst. Wiecie, to nie są złe statystyki, są nawet całkiem niezłe, ale to nie jest jakiś zjadający ligę geniusz. Nie możemy jednak kręcić głową, gdy za takich piłkarzy odrzuca się oferty podobne do tej Werderu, bo inaczej nikogo byśmy nie sprzedawali za godne pieniądze. Przecież Moder czy Kozłowski też nie wciągnęli Ekstraklasy dupą, a wszyscy jesteśmy zgodni, że należało ich sprzedać za kwoty rekordowe w skali polskiej piłki klubowej.
Podsumujmy więc: Crnac nie zdążył zostać gwiazdą Ekstraklasy, a Raków zarabia na jego transferze prawie dziewięć milionów euro. To tak zwany masterclass ekipy z Częstochowy i włodarzom Rakowa należą się po prostu szczere brawa. Teraz jednak trzeba się zastanowić, czy te pieniądze powinno się od razu inwestować w nowe wzmocnienia, czy może jednak warto skupić się na kilku innych aspektach finansowych. Drużyna z Częstochowy nie gra w pucharach, nie dostaje więc od UEFA dodatkowych pieniędzy i brak gotówki od europejskiej federacji może sobie zrekompensować przelewem od Norwich. Może też rzecz jasna ściągnąć wagon Sonnych Kittelów…
Jedno jest pewne – w składzie Marka Papszuna powstaje wyrwa, którą trudno będzie zasypać. Wiele zależy więc od ambicji Rakowa na ten sezon. Albo pogodzą się z brakiem Chorwata i będą udawać, że mogą go zastąpić tymi, którzy czają się na ławce rezerwowych. Albo to jeszcze nie koniec okienka.
Tak czy siak, w Ekstraklasie weszliśmy już na poziom sprzedawania piłkarzy za ponad dziesięć baniek, ale nadal pozostajemy w położeniu, w którym dziesięciu bańkom nie można odmówić. Za to siedmiu już jak najbardziej.
WIĘCEJ O RAKOWIE:
- Crnac sprzedany za ponad 10 milionów euro! [NEWS]
- Crnac może odejść, ale… trzeba sypnąć znacznie więcej [NEWS]
- Nowy Raków rodzi się w bólach. Ledwie da się go oglądać
- Gdzie się podziała dyscyplina Rakowa Częstochowa?
Fot. newspix.pl