2:0 to szalenie niebezpieczny wynik. To legendarne już sformułowanie to klasyka, ale dzisiejszy mecz Wisły Kraków z Arką Gdynia pokazuje, że jakże aktualna. “Biała Gwiazda” mogła rozłożyć rywali na łopatki, grała koncert, ale tylko do 49. minuty. Później oglądaliśmy przebudzenie ekipy gości, którzy wrócili do meczu i mogą wracać do Gdyni z podniesioną głową. Wisła z kolei może mówić o potwornym rozczarowaniu. Zremisowała wygrany mecz.
Po mocno przeciętnym starcie sezonu, kiedy Wisła kompletowała kadrę, grę w lidze łączyła z pucharową przygodą, przyszedł naprawdę niezły czas krakowskiego zespołu. Dziś ekipa ze stolicy Małopolski zagrała całkowicie na własnych warunkach – ale tylko w pierwszej połowie.
Do przerwy Arka nie przekonywała. Była nieśmiała, bojaźliwa, właściwie dwa razy tylko poważnie zagroziła bramce Antonego Cziczkana. Raz, kiedy z dośrodkowaniem najpierw minął się Czubak, a później przestrzelił Gaprindashvili. Drugi raz, kiedy Hide Vitalucci przegrał pojedynek z golkiperem Wisły i nie zamienił setki na bramkę.
Z kolei Wisła… możemy wymieniać dobre i bardzo dobre sytuacje krakowskiego zespołu. Po strzelonej bramce przez Angela Rodado, atakowała co rusz. Widzieliśmy próbę Marca Carbo, Wiktora Biedrzyckiego po dograniu z kornera, Rafała Mikulca czy Oliviera Sukiennickiego.
Kibice Wisły długo będą rozpamiętywać marnowane setki swojej drużyny. Po drugim golu Rodado (i już dziesiątym w tym sezonie!) Wisła wpadła w letarg, z kolei goście się obudzili.
Szymon Sobczak (nie) mile widziany
Nie będziemy cytować skandowanego hasła przez kibiców Wisły, gdy po godzinie gry na placu pojawił się Szymon Sobczak. Piłkarz, który zamienił tego lata Wisłę na Arkę, cudów nie zrobił, choć zadziorności mu nie odmówimy. Walczył, naciskał, ale konkretów było jak kot napłakał.
Pochwalmy Arkę za narzucenie własnych warunków gry i wykorzystanie gry w przewadze. Jeszcze przy grze jedenastu na jedenastu udało się trafić na 1:2. Kontratak wykończył Joao Oliveira. Później goście nie przestawali kąsać. A to stały fragment, a to zagranie do pędzących po bokach Gaprindashviliego czy Dawida Gojnego. Napór zespołu Wojciecha Łobodzińskiego trwał cały czas.
Wisła zdecydowała się być wierna swojej przedziwnej tradycji, mianowicie kończyć mecz o jednego zawodnika mniej. Mecz z Ruchem był odstępstwem od normy, jednak znów demony wróciły – tym razem (podobnie jak przeciwko Polonii Warszawa) z placu wyleciał Biedrzycki.
Kwadrans później w końcu Arka strzeliła. Gol tak naprawdę wisiał w powietrzu i potworne zamieszanie pod bramką Cziczkana wykorzystał Oliveira, który drugi raz cieszył się dziś z bramki.
Dodajmy jeszcze, że nie był to mecz wolny od kontrowersji. Naprawdę nie wiemy, skąd decyzja Sebastiana Jarzębiaka i przyznanie żółtej kartki Martinowi Dobrotce na kwadrans przed końcem meczu. Stoper gości powalił bowiem w zapaśniczym stylu Piotra Starzyńskiego, który pędził na bramkę Arki. Odnotujmy jednak, że arbiter rozsądnie poczekał z gwizdkiem, pokazał korzyść, akcję Rodado wykończył prawie perfekcyjnie. Prawie, bo efektownym lobem obił poprzeczkę. Kilka centymetrów niżej i skompletowałby hat-tricka. Do faulu jednak wróciliśmy, arbiter po obejrzeniu sytuacji z VAR-u wyciągnął kartkę.
Ku naszym zdziwieniu tylko żółtą.
***
Arka awansowała na szóste miejsce w tabeli. Zespół Łobodzińskiego zmierzy się w środku tygodnia z Ruchem Chorzów.
Przed Wisłą z kolei kolejny rozdział jej pucharowej przygody, a więc domowy mecz z Cercle Brugge w ramach 4. rundy eliminacji Ligi Konferencji. Przeciwnik bardzo wymagający, jednak odnosimy wrażenie, że Wisła jest skrojona pod duże mecze i wcale to nie musi być lanie. Nie po tym co piłkarze “Białej Gwiazdy” pokazali dziś (ale tylko w pierwszej części meczu), przed kilkoma dniami ze Spartakiem oraz przed tygodniem z Ruchem.
Wisła Kraków – Arka Gdynia 2:2 (1:0)
13′, 49′ Rodado – 53′, 84′ Oliveira
WIĘCEJ O WIŚLE KRAKÓW: