Słuchanie na żywo i bez playbacku przebojów chłopaków z Milli Vanilli. Seans „Kac Wawy” na zapętleniu. Sześć godzin podziwiania gabloty na trofea Pogoni Szczecin. Tak, wyobrażamy sobie mniej frapujące zajęcia niż śledzenie początków procesu budowy nowego-starego Rakowa Częstochowa. Ale jest ich niewiele. Zaskakująco niewiele.
Chwilę przez końcem pierwszej połowy meczu realizator transmisji w Canal+Sport przygotował zbitkę zachowań Marka Papszuna przy linii bocznej. 50-letni trener nie należy do szkoleniowców łagodnych i potulnych jak baranki, wścieka się i awanturuje, przewraca oczami i wykłóca z sędziami. Zdziwieni więc nie byliśmy, ale trzeba powiedzieć, jak mawia Grzegorz Lato, uczciwie: na widok gry piłkarzy Rakowa z Górnikiem dodatkowo skoczyć mogło mu ciśnienie.
Weźmy takiego Adriano Amorima. Brazylijczyk jest jedynym obcokrajowcem z letniego zaciągu, na którego Papszun stawia dość odważnie i konsekwentnie. Problem w tym, że nie bardzo się ta decyzja broni. Chłopak nie zagrał jeszcze na polskiej ziemi dobrego meczu. Mało tego, słaby był z Motorem i GieKSą, fatalny z Cracovią i Lechem. I teraz coś pomiędzy słabym a fatalnym w Zabrzu.
Spowalniał akcje, tracił piłki, plątał się pod nogami, a gdy miał szansę się do czegoś przydać, wszedł w paradę Patrykowi Makuchowi, który mógł mieć patelnię na siódmym metrze, choć też wcale nie jest powiedziane, że by trafił. Zmienił go krytykowany za braki w przygotowaniu Lazaros Lamprou. I nie było to wejście smoka, delikatnie mówiąc. Obaj w systemie Rakowa wyglądają jak ciała obce.
Z drugiej strony też, „system Rakowa”, to brzmi dumnie. Na razie mamy zaś do czynienia z zespołem bez większego ładu i składu, a już na pewno bez werwy i charakterystycznych liderów. Tym ostatnim nie jest raczej Gustav Berggren (powinien strzelić na 1:0). Ani wspomniany Makuch, który walczy, wygrywa pojedynki, super, ale… stara śpiewka: dlaczego napastnik w Rakowie nie jest od zdobywania bramek?! Wiecznie już będziemy wracać do szukania kwadratowych jaj: „Może i ma zero goli, ale za to jak absorbuje uwagę obrońców w trzeciej tercji boiska i półprzestrzeniach”?
Chyba tak.
Jedynym ponad wszelką wątpliwość poukładanym w ramach papszunowej taktyki piłkarzem Medalików jest Fran Tudor, ale on musi łatać dziury na środku obrony, choć jest przecież klasowym wahadłowym. Jean Carlos, Otieno czy Drachal mają momenty, ale dwoma zrywami ligi nie podbijesz. W końcówce towarzystwo rozruszać próbował jeszcze Ante Crnac. Chorwat wyraźnie się przez ostatnie pół roku rozwinął, sam jednak nie za wiele mógł zrobić. Strach, co będzie, jak w końcu odejdzie do tego Werderu Brema.
Inna sprawa, że nawet w takim układzie Górnika kilka razy kapitalnie ratował Michał Szromnik. Taki Manu Sanchez robił dużo, żeby dostarczać koledze z bramki regularnych emocji. Jednocześnie gospodarze też mieli swoje sytuacje, nawet jeszcze zanim przedwcześnie murawę opuścił kontuzjowany Lukas Podolski. Słusznie, że VAR wycofał potencjalny rzut karny po ręce Kamila Pestki w polu karnym (ułożenie ręki było przy takim wślizgu naturalne). Potem groźnie strzelali chociażby Norbert Wojtuszek, Taofeek Ismaheel i Dominik Szala. Ten ostatni trafił w poprzeczkę, co kompletnie zlekceważył niezbyt pewny Kacper Trelowski.
Generalnie w przypadku zespołu Jana Urbana wiemy, dokąd to wszystko zmierza. A Raków? Dawnego Rakowa nie ma. A ten nowy-stary Raków rodzi się w bólach.
Górnik Zabrze 0:0 Raków Częstochowa
Zmiany:
Legenda
Czytaj więcej o Ekstraklasie:
- Miało już nie być pierdołowatych karnych, ale Sylwestrzak chyba przegapił tę zmianę
- Prezydentka Kielc: Wizerunek Korony wymaga pilnej interwencji
- Gdzie się podziała dyscyplina Rakowa Częstochowa?
Fot. Newspix