Ani trochę nie jesteśmy zdziwieni, że Śląsk Wrocław na starcie nowego sezonu gra, jak przystało na Śląsk Wrocław, z którego latem po wicemistrzostwie Polski wyjęto największego gwiazdora i strzelca – Erika Exposito. Ile to razy Jacek Magiera podczas tego meczu z Widzewem mógł krzyczeć do Sebastiana Musiolika, Marcina Cebuli czy Petra Schwarza sakramentalne: „Ładuj!”, a potem tylko bezradnie łapać się za głowę.
Piłkarze Śląska przede wszystkim bowiem nie ładowali. Najlepszym przykładem kilka sytuacji Cebuli, który jest dobry technicznie, zgrabnie sobie piłkę z nogi na nogę przekłada, ale często brakuje mu umiejętności podjęcia bardziej „pazernej” decyzji pod bramką rywala. Oczywiście, po ekstraklasowych seansach łupanki jesteśmy wyposzczeni i boiskową dystynkcją nigdy nie pogardzimy, ale w tym przypadku aż się prosi o podwórkowy klasyk: zamknąć oczy i lutować, ile Bozia dała.
Tymczasem 28-letni pomocnik kombinował (i generalnie kombinuje) jak koń pod górę, wychodziły z tego strzały zablokowane czy w ogóle nieoddane. I ma z tym szerszy problem, do tego od lat: najpierw w Koronie, potem w Rakowie (wyłączając sezon 2020/21, czyli potrafi!), teraz w Śląsku…
Nie był jednak Cebula ani jedynym, ani największym problemem Magiery. Wątpliwości przed uderzaniem z dystansu, w przeciwieństwie do kolegi ze środka pola, nie ma Schwarz, ale jego próbę bez większych problemów odbił klasycznie dobrze dysponowany Rafał Gikiewicz. Największe zastrzeżenia można mieć za to do Musiolika. Jest „dziewiątką”, więc siłą rzeczy porównuje się go do Erika Exposito. I jest przepaść.
Przepaść.
Ogromna, ziejąca dziura.
Musiolik, po katastrofalnym błędzie Lirima Kastratiego (facet to zapalnik, niemal każdy mecz to jakiś mniej lub bardziej tragiczny w skutkach kardynalny błąd), miał na nodze piłkę na 1:0, ale w sytuacji sam na sam trafił w Gikiewicza. Niczego nie ujmujemy, „Giki” ma na koncie kolejną kozacką interwencję do skrótów, ale musi, po prostu musi, Musiolik to wykorzystać.
Oczywiście, nie jest powiedziane, że Exposito by strzelił z tego gola, bo zdarzyło mu się przy tego typu stuprocentowych sytuacjach kompletnie głupieć, tylko że akurat Hiszpan ewentualne zarzuty o nieskuteczność zabijał w zarodku, w cholernie skuteczny sposób: ładował brameczki z nieszablonowych pozycji. Z takich, z których Musiolikowi – to brutalna prawda – nawet nie przyszłoby do głowy, żeby strzelać.
On by się w takiej „expositowej” pozycji zastawił.
Śląskowi się nie kleiło. Niezłą zmianę dał Arnau Ortiz, ale rozpaczliwie brakowało mu wsparcia. Chyba na tyle „rozpaczliwie”, że dołożył od siebie trochę teatru przy mijaniu Kastratiego w samej końcówce. Na tyle dużo, że sędzia Arys nie podyktował rzutu karnego. Pytanie tylko, czy miał rację? Naszym zdaniem: niekoniecznie, był kontakt, „jedenastka” by się obroniła, w ostatnich miesiącach kilka takich już dyktowano. Jest jeszcze jedna kwestia: dlaczego Arys nawet nie podbiegł do monitora VAR? Aż tak klarowna to była sytuacja dla kolegów z wozu VAR?
No nie, niemożliwe.
Dla rozwiania wątpliwości tu trzeba było o dłuższą analizę, a tak są obiekcje, będą dyskusje, pojawia się poczucie, że nie wszystko zostało właściwie przeprowadzone.
Inna sprawa, że Śląsk nie zasłużył na zwycięstwo. Zabawne, że po czerwonej kartce dla Samuela Kozlovsky’ego lepszą stroną przez ostatnie dwadzieścia pięć minut był… grający w osłabieniu Widzew. Drużyna Daniela Myśliwca wcześniej grała dość niemrawo, zbyt często na stojącego, nie stworzyła sobie zbyt dużej liczby okazji, ale w końcówce przeważnie trzymała rywala na dystans. Klepała sobie. Rozgrywała. Podobał nam się też pomysł gospodarzy na stałe fragmenty gry. Kreatywne to było, powstało z tego zagrożenie, ale zabrakło trochę precyzji, może szczęścia.
Zresztą, to nie Myśliwiec ma problem. Problem ma Magiera. Bo czeka, ciągle czeka na objawienie się następców Erika Exposito. A na razie są to zaś „następcy”.
Widzew Łódź 0:0 Śląsk Wrocław
Gikiewicz 6 (+) – Kastrati 4, Ibiza 5, Żyro 6, Kozlovsky 3 – Hanousek 6, Łukowski 5, Alvarez 5 – Sypek 4, Klimek 3 – Rondić 4. Cybulski 4, Gong 5, Kerk 5, Da Silva 5.
Leszczyński 6 – Guercio 6, Petkow 5, Petrow 6, Macenko 4 – Pokorny 5, Schwarz 5 – Ince 4, Cebula 4, Nahuel Leiva 3 – Musiolik 3 (-). Samiec-Talar 5, Ortiz 6.
Czytaj więcej o Ekstraklasie:
- Mecz, po którym to Puszcza może czuć niedosyt
- Lechia nie chciała wygrać z Zagłębiem i dopięła swego. Brawo!
Fot. Newspix