Piątek, dzień postu, stąd brak mięsa w wykonaniu Rakowa Częstochowa i Lecha Poznań w tak zwanym hicie Ekstraklasy. Tak chyba najłatwiej wytłumaczyć to, że pretendenci do mistrzowskiego tytułu przebrali się za jaroszy i przez półtorej godziny dostarczyli nam tyle konkretów, że nikt, kto tego doświadczył, nie czuje się nasycony.
– Bardzo taktyczny mecz — podsumował po końcowym gwizdku Joel Pereira i wcale nie minął się z prawdą. Pasjonaci piłkarskiej teorii zapewne docenią to, jak kto się przesuwał, spojrzą ciekawym okiem na zaryglowaną środkową strefę jednych i drugich, porównają statystyki fitness, ale…
Ale, ludzie kochani, czy temu wszystkiemu czasami nie może towarzyszyć po prostu godziwa rozrywka?
Raków Częstochowa – Lech Poznań 0:0. Strzał Fiabemy w rękę obrazkiem podsumowującym hit
Zapowiadało się całkiem nieźle, czterdzieści pięć minut harówki Lecha Poznań wzbudzało uznanie. To nie była drużyna Mariusza Rumaka, rozmemłana, ociężała, nudząca nawet samych zainteresowanych. Progres Kolejorza nie jest porywający, ale jego wyznacznikiem jest to, że po raz pierwszy od dawna Raków Częstochowa nie zajechał rywala z Wielkopolski pod względem intensywności.
Ale spokojnie, rączki na kołderkę. Do walki o najwyższe cele nie wystarczy jedynie odzyskanie życiowej energii.
To, że Raków tym razem Lecha nie zajechał pod względem fizycznym, jest chyba jedynym pozytywem, jaki goście spakują ze sobą w drogę powrotną. Kolejorz nawet w połówce, w której wyglądał nieźle w pressingu, nie potrafił sobie wypracować sytuacji, po których podnieślibyśmy brew, czekając zaintrygowani na finał danej sceny. Dość zabawne, że kiedy w końcu klub z Poznania kopnął w pole karne tak, że w szesnastce się zakotłowało, stało się to za sprawą Alego Gholizadeha.
Tego samego Gholizadeha, przy którego nazwisku zwykle pojawiają się jedynie rozczarowanie i jęki zawodu.
Irańczyk tym razem został jednak perfidnie okradziony, w dodatku w wyjątkowo memiczny sposób. Bryan Fiabema jego dośrodkowanie wykończył tak, że strzelił sobie w rękę. Paradoks tej sytuacji jest taki, że był to zarazem strzał w kolano. Kiedyś na Weszło mieliśmy taki challenge: odtwórz legendarny strzał danego zawodnika. Fiabema ewidentnie postanowił odświeżyć tę zabawę.
Pech chciał, że wybrał akurat niezapomniany strzał Grzegorza Krychowiaka z Wyspami Owczymi.
Crnac i nic więcej. Raków wciąż się odkręca
Norweg zostawił kleks ze śmietany na omawianej mizerii, ale pamiętajmy, że kluczowy składnik — talerz ogórków — przygotowali jedni i drudzy. Szok i niedowierzanie: Marek Papszun nie odmienił Rakowa Częstochowa samą charyzmą czy obecnością w szatni Medaliki zmagają się z podobnymi problemami, co w poprzednim sezonie. Momenty były, finalizacji brakuje, a Bartosz Mrozek zdecydowanie nie założył tego dnia peleryny bohatera.
Golkiper Lecha stanął na wysokości zadania, gdy Ante Crnac ściął do środka i popisał się kąśliwym strzałem, wyciągnął też uderzenie Jeana Carlosa z ostrego kąta, ale jakoś nie widzimy bramkarza Kolejorza w jedenastce kolejki, ktoś jego występ zapewne przebije.
Mizerię stanowiły dośrodkowania Ericka Otieno wszędzie, byle nie na głowę tych w czerwonych koszulkach. Mizerią były też straty Gustava Berggrena. Ogórkowy vibe raz po raz zapewnia nam również Adriano Amorim, którego na ten moment nazwalibyśmy ofensywnym rozczarowaniem okienka, gdyby nie fakt, że tego lata Raków zasilił również Patryk Makuch.
Szczęście, że ktoś, kiedyś wynalazł wspomnianego już Crnaca, bo wygląda on na jedynego faceta, który w trudnym momencie bierze odpowiedzialność, a co za tym idzie i piłkę, żeby pomknąć w kierunku bramki. Jeśli jeszcze dorzuci do tego trochę lepszą skuteczność, Raków może się odkręcić. Lech do tego potrzebuje albo Mikaela Ishaka, albo tego, o co Ishak apelował: paru transferów, więcej jakości.
Zmiany:
Legenda
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:
- Raków Częstochowa sprowadzi Ariela Mosóra. Testy medyczne zaplanowane
- Jak wszyscy nabrali się na Alego Golizadeha
- Drugi po Haalandzie. Kim jest Jonatan Braut Brunes?
fot. Newspix