Przed startem sezonu powszechne były głosy, że dla broniącej tytułu Jagiellonii największym wyzwaniem będzie połączenie frontu krajowego z frontem pucharowym, bo od lat prawie nikomu się to w Polsce nie udaje, a “Jaga” to nadal nie jest klub z dużym doświadczeniem w Europie. Na razie jednak podopieczni Adriana Siemieńca są w tym aspekcie bezbłędni.
Najtrudniejsze dopiero przed nimi, zwłaszcza że już zagwarantowali sobie puchary do końca roku i zapewne prędzej czy później będą musieli stawić czoła jakiemuś kryzysowi. Ekstraklasa SA jest też konsekwentna, jeśli chodzi o możliwie największe ułatwianie życia naszym reprezentantom na międzynarodowej arenie, więc w pierwszych kolejkach nie dostają oni rywali z czołówki i raczej unikają dalszych wyjazdów. Białostoczanie więc do tej pory grali u siebie z Puszczą i Stalą, a w delegację udali się stosunkowo blisko, bo do Radomia.
Jagiellonia – Stal Mielec 2:0. Pewne zwycięstwo mistrza Polski
Mimo wszystko warto jednak docenić, że potrafili w tych spotkaniach wywalczyć pełną pulę i w międzyczasie odnieść dwa przekonujące zwycięstwa nad FK Poniewież. Jasne, dołujący mistrz Litwy nisko zawiesił poprzeczkę, ale każdy ciut bardziej doświadczony kibic doskonale wie, że polskie kluby z każdym były w stanie jeśli nawet nie odpaść, to w dwumeczu nie zdobyć kompletu punktów do rankingu.
Co do wysokości zawieszenia poprzeczki, Stal również się nie postarała. O ile w pierwszej połowie – poza akcją bramkową – potrafiła się jeszcze nieźle bronić i kilka razy stanęła przed szansą postraszenia Abramowicza (to się ostatecznie nie udawało, próby Matrasa i Domańskiego były niecelne), o tyle w drugiej nie miała już nic do powiedzenia w żadnym aspekcie.
“Jaga” do przerwy grała trochę w trybie ekonomicznym, wystarczył jej błysk Imaza przy podaniu i skuteczność Pululu przy wykończeniu, żeby zyskać spokój. Po zmianie stron gospodarze jednak podkręcili tempo i Stal przestała istnieć. Trener Kamil Kiereś może sporządzić długą listę zastrzeżeń do swoich zawodników, także tych najbardziej doświadczonych. To, co zrobił Piotr Wlazło przy drugim golu, to boiskowy kryminał. Najpierw po jego nonszalanckim zagraniu doszło do straty na własnej połowie, a później nie wspomógł on kolegów w defensywie i być może właśnie dlatego Imaz na linii pola karnego mógł strzelać zupełnie niepilnowany. Takie ekipy jak Stal muszą zaczynać od dawania z siebie absolutnych stu procent w kwestiach wolicjonalnych. Inaczej wszystko się posypie.
Jagiellonia mogła wygrać wyżej, ale Hansen zmarnował rzut karny uzyskany przez Diaby’ego Fadigę, a Marczukowi i Kubickiemu zabrakło precyzji. Wśród mielczan trudno cokolwiek dobrego napisać o kimś innym niż Kochalski i ewentualnie Matras, który w fizycznej walce z Pululu dawał radę. Napastnik “Jagi” do siatki trafił dopiero wtedy, gdy musiał uciec nie jemu, a Esselinkowi.
Tak na marginesie. W dobie VAR-u próby wymuszania rzutów karnych naprawdę wzbudzają politowanie. Dziś mieliśmy ich zatrzęsienie i gdyby sędzia Damian Sylwestrzak od początku do końca był do bólu konsekwentny, gospodarze mogliby kończyć w dziewiątkę po drugich żółtych kartkach dla Pululu i Marczuka za symulki. W przypadku tego pierwszego chodziłoby jeszcze o pierwszą połowę. Panowie, to naprawdę nie ma sensu.
Jagiellonia może spokojnie przygotowywać się do starcia z Bodo/Glimt, natomiast Stal musi poprawić w zasadzie wszystko. Z taką grą dobra passa w uciekaniu spod spadkowego topora może się zakończyć.
Zmiany:
Legenda
Fot. Newspix