Nowe rozdanie. Wyczerpany limit błędów. Ambitne plany. Nie czekamy na sprzedaże! Będziemy kupować wcześniej! Wydamy tyle, ile będzie trzeba! To część z haseł niesionych przez najważniejszych ludzi w Lechu Poznań przed sezonem w wywiadach, programach publicystycznych i spotkaniach z dziennikarzami. Miało być pięknie, inaczej niż zwykle, ale lipiec pokazuje, że klub zwyczajnie oszukał swoich kibiców.
Tomasz Rząsa i Piotr Rutkowski po spartaczonym do bólu poprzednim sezonie bili się w pierś. Można powiedzieć: klasyk. Oni się przecież nie poddadzą, szczególnie pan Rutkowski, który jest jednocześnie największym błogosławieństwem i przekleństwem Lecha. Bo fajnie, że gwarantuje jakąś stabilność finansową na wysokim poziomie, ale ile razy jeszcze trzeba popełnić ten sam błąd, żeby wyciągnąć wnioski? Lech wyspecjalizował się w potykaniu na rzeczach, na których – zdaje się – nie da się potknąć.
Chodzi przede wszystkim o minimalizm. Lech, zamiast odciąć się grubą kreską od epizodu z trenerem Rumakiem, przerżnięciem eliminacji do europejskich pucharów i brakiem kwalifikacji na ten sezon, babra się w tym samym sosie. Wszystko jest tak samo, no, dobra, jedynie trener został zamieniony na – podobno – porządnego fachowca. Ale dopiero po owocach go poznamy, konkretnie w maju, kiedy będzie jasne, czy “Kolejorz” uchronił się od tytułu frajerów roku, czy jednak niekoniecznie. Czy się czegoś nauczył i może wreszcie podszedł do futbolu jak należy, czy dalej z uporem maniaka patrzy w zielone tabelki w Excelu, kładąc cele sportowe.
Na razie wygląda na to, że nie traktuje sprawy tak jak trzeba. Sezon 2024/2025 w Poznaniu określano “nowym rozdaniem”, a włodarze klubu dumnie zapowiadali, że będą wyciągać dobrych piłkarzy zanim dojdzie do transferów Marchwińskiego i Velde. Ale na razie jedyne, co wyciągnęli, to biała flaga. Mamy początek nowej kampanii, a na boisku jedyne nowości, jakie zobaczyliśmy, to Kozubal po powrocie z wypożyczenia w 1. lidze i dwóch młodych Skandynawów. Jeden wzięty za darmo z zawrotną liczbą pięciu goli w trzeciej lidze hiszpańskiej, a drugi ściągnięty za frytki z ostatniej drużyny ligi szwedzkiej. Jeśli to jest to “nowe rozdanie”, strach pomyśleć, ile pieniędzy władze Lecha przepalają podczas gry w pokera (Texas Hold’em) z taką ręką startową jak dwójka i siódemka.
„Marchwiński ma wszystko, aby zadomowić się we włoskiej piłce”. Sprawdźmy co może go czekać w Lecce
Wygląda to, powiedzmy sobie wprost, słabo. W dodatku kibiców “Kolejorza” muszą męczyć te same twarze, z których w klubie wciąż próbuje zrobić się gwiazdy. Albo inaczej: próbuje się drenować je do samego końca z nadzieją, że jednak odpalą i nie będzie trzeba przyznawać się do kolejnego błędu. Tak jest choćby z Adrielem Ba Louą, który podoba się Frederiksenowi, bo jako skrzydłowy dużo i szybko biega. Fajnie, ale z tego, co nam wiadomo, Lech nie występuje na obecnych Igrzyskach Olimpijskich we Francji z reprezentacją biegaczy. Mamy nadzieję, że duński szkoleniowiec sprawdził też inną tabelkę, nie tylko tę z liczbą sprintów. Nazywa się “gole i asysty”. 6 i 6 w 86 meczach. Mniej goli niż żółtych kartek. Kozak skrzydłowy do pierwszego składu po odejściu Velde, kibice Lecha muszą być zachwyceni!
Niestety, na drugiej stronie boiska wcale nie jest lepiej. Dość powiedzieć, że w sobotnim meczu z Widzewem na skrzydle występował też Filip Szymczak, który zatrzymał się w rozwoju. Nie to, że nie da się już zrobić z niego fajnego piłkarza z myślą o sprzedaży za granicę, ale na tym etapie spodziewaliśmy się po nim więcej. A tak Lech w 2. kolejce miał boki pomocy, które w 2024 roku zrobiły dwie bramki i asystę. Do tego ten nieszczęsny Gholizadeh, który potrzebuje chyba cudu, żeby odnaleźć się w Ekstraklasie.
Mało? Tomasz Rząsa na łamach goal.pl potwierdził, że Lech nie sprowadzi nikogo na lewą stronę defensywy, a więc ligę będzie straszyć para Gurgul-Andersson. Pewnie na zmianę, kiedy jeden albo drugi rozchoruje się z zawrotami głowy i potrzebą wzięcia Aviomarinu po wkręceniu w ziemię przez rywali. A przecież “MARGINES BŁĘDÓW SIĘ WYCZERPAŁ” grzmiał Rząsa. Tak się wyczerpał, że Lech przez dwa ostatnie miesiące nie przygotował się do walki o mistrzostwo Polski. Głównie zbijał bąki albo szukał asystenta dla Frederiksena, choć szczerze nie sądziliśmy, że na to trzeba poświęcić aż tyle czasu i energii. Ale kto wie: może w tym szaleństwie jest metoda? Może to właśnie ten as w talii, który zamknie nam usta?
Fanom Lecha pozostaje chyba tylko śmiech przez łzy i duży dystans do tego, jak klub z rozbrajającą wręcz naiwnością podchodzi do budowania kadry. Nie ma co się wykłócać, czy konkretne plany transferowe wywrócił Frederiksen, czy może dział skautingowy, który po naprawdę bardzo ciężkim sezonie musiał wyjechać na wakacje i jeszcze z nich prawdopodobnie nie wrócił. Na samym końcu w świat idzie przekaz, że Lech wyczerpał, ale raczej margines ruchów na planszy. I to na własne życzenie, chodząc po mapie na piechotę. A tak nie da się gonić konkurencji, choćby Legii, Rakowa i Jagiellonii, która w swoich działaniach jest szybsza i bardziej konkretna.
Lechowi pod względem rozmachu na rynku transferowym bliżej dzisiaj do Pogoni Szczecin. Kto zna realia “Portowców”, ten wie, że to taki komplement, jakby powiedzieć, że Piotr Rutkowski jest tak wprawnym działaczem piłkarskim jak Dariusz Mioduski. Szkopuł w tym, że Pogoń ma zakręcony kurek i na razie musi szyć z tego, co ma, a Lech w każdej chwili ten kurek z dziesięcioma opcjami natężenia mógłby sobie odkręcić. Nawet jeśli mówi, że zamierza wydać mniej pieniędzy niż w zeszłym roku, jest bogatym klubem, który musi wyprzedzać pewne zdarzenia. Nie może być tak, że słyszymy informacje o zbliżającym się zastępstwie za Velde i Marchwińskiego dopiero w chwili, gdy ci już zabrali rzeczy z szatni. Na ich miejscu już teraz “Kolejorz” powinien mieć zawodników ściągniętych za siedmiocyfrową kwotę, a jeśli twierdzi, że tak nie może lub takich zawodników na rynku nie ma, w dodatku odpowiadających trenerowi, cały dział sportowy powinien się zastanowić, czy nie pomylił biura Lecha z biurem Warty.
Lechu, ogarnij się. Nie grasz w pucharach, ale podium Ekstraklasy samo się nie osiągnie. Wchodzimy w sierpień, a jak poważnych wzmocnień nie było, tak dalej ich nie ma. Znając sposób działania ludzi odpowiedzialnych tam za transfery, kibic “Kolejorza” jeszcze trochę poczeka. Szkoda tylko, że pewnie kosztem wyników i nerwów, takich jak przy okazji meczu z Widzewem. Ale nawet gdy rzucimy na bok rozgrywki ligowe, to, co robi Lech, jest zwyczajnie niepoważne. Jeśli robisz pompkę przed sezonem, mówisz A, powiedz jak najszybciej B, nie wystawiając się na śmieszność i dając poznańskiemu społeczeństwu pozytywny impuls, szczególnie po tak położonym sezonie 2023/2024.
WIĘCEJ NA WESZŁO:
- Wilfredo Leon: Kiedy zdobywałem srebro, wewnętrznie czułem się wściekły [WYWIAD]
- Trela: W 14 lat od ćwierćfinału Ligi Mistrzów do bankructwa. Jak upadło Bordeaux?
- Kokaina, morderstwa, Pablo Escobar. Jak kartele zawładnęły futbolem
Fot. Newspix