Można było usłyszeć przed tym meczem, że Legia chce lepiej wchodzić w spotkania, bo choć wygrała dwa poprzednie mecze, to w pierwszych minutach grała źle. Cóż, piłkarze Legii, dla której liczy się tylko mistrzostwo Polski, tak wzięli to sobie do serca, że dzisiaj spali przez niemal cały mecz. Wygrali, bo mieli w składzie Luquinhasa, który w pierwszej połowie wytrzymał polowanie na siebie (chrońmy bardziej jego zdrowie, naprawdę), a w drugiej popisał się błyskiem geniuszu i strzelił pięknego gola. W Kielcach oglądaliśmy szarpanie, faule, spięcia. Niestety, nie oglądaliśmy grania w piłkę.
Mecz z Zagłębiem: Legia długo gra niemrawo, ostatecznie zwycięża 2:0 po golach w końcówce spotkania. Kilka dni temu zespół Goncalo Feio mierzył się u siebie z pucharach z walijskim Caernarforn Town. Wygrał 6:0, ale na początku męczył się, mało tego – to amatorzy z Walii, dla których to pierwsza europejska przygoda w życiu, potrafi zagrozić bramce Kacpra Tobiasza. Dziś Legia przyjechała do Kielc, na stadion Korony, którą po raz kolejny wszyscy typują do spadku, tym bardziej, że odeszło z niej wielu piłkarzy. I choć różnica potencjału jest olbrzymia, w pierwszej połowie mecz wyglądał tak, jakby mierzyły się równe sobie drużyny. Obie bardzo słabe.
Miał dawać stabilność, a stracił piłkę
Claude Goncalves – Portugalczyk, który trafił do Legii przed sezonem – miał być gościem, który zapewni spokój i równowagę w środku pola. Miał unikać głupich strat, dawać bezpieczeństwo obrońcom. Tymczasem to on w pierwszej połowie, wyprowadzając piłkę, jakby nie zauważył, że atakuje go równocześnie trzech piłkarzy z Kielc. Stracił ją, a Korona przeprowadziła akcję, po której powinien paść gol, ale Adrian Dalmau trafił w poprzeczkę. Ta sytuacja była symbolem pierwszych 45 minut, które Legia znowu przespała. Dlatego, schodząc do szatni, Bartosz Kapustka mówił w wywiadzie, że on i koledzy muszą się obudzić i grać lepiej w piłkę.
W niezłej formie od początku tego sezonu jest ewidentnie Marc Gual. A jego partner z ataku, Słoweniec Blaz Kramer? Gdy grał z amatorami z Walii, nie wykorzystał rzutu karnego. Nawet nie trafił w bramkę. Co prawda później przeprowadził efektowną akcję i strzelił gola, ale to trochę tak, jak podniecać się tym, że polscy siatkarze potrafili bez straty seta ograć słabiutkich Egipcjan. Dlatego nie zdziwiło nas, że to właśnie Kramer w Kielcach z dwóch metrów nie potrafił trafić do bramki. Uderzył źle i Xavier Dziekoński obronił.
W drugiej połowie wreszcie pokazał coś Paweł Wszołek. Wahadłowy, który nie wyglądał najlepiej nawet na tle amatorów z Walii, ruszył prawą stroną i dograł do Kramera, ale ten z trudnej pozycji nie trafił w bramkę. Później przez długi czas mecz był równie ciekawy, jak spotkanie curlingu, rozgrywane przez przeciętne drużyny. Aż doszło do 74. minuty. Ruben Vinagre, zawodnik ze świetnym CV, który rozpoczął to spotkanie od pierwszej minuty, mógł już mieć asystę, gdyby nie tamto potworne pudło Kramera. Na kwadrans przed końcem to on dograł do Luquinhasa, a Brazylijczyk w kapitalny sposób, zewnętrzną częścią stopy, zdobył jedyną bramkę spotkania.
W końcówce Legii sprzyjało szczęście. Po głupim zagraniu ręką Jurgena Celhaki sędzia podyktował rzut karny, ale okazało się, że we wcześniejszej fazie akcji jeden z graczy Korony był na spalonym.
Boimy się o Luquinhasa
Po wspominanym już meczu z Zagłębiem pisaliśmy na Weszło, że Luquinhas, który wrócił do Legii po ponad dwóch latach, wciąż może wiele jej dać, ale boimy się, czy nikt w tej specyficznej lidze nie zrobi mu krzywdy. Pewnie pamiętacie wejście Michała Nalepy w Brazylijczyka, które na szczęście, po analizie VAR, zakończyło się czerwoną kartką. W meczu z Zagłębiem Luquinhas był faulowany sześć razy – najwięcej ze wszystkich zawodników w pierwszej kolejce.
W Kielcach znów oglądaliśmy polowanie na Brazylijczyka. Najpierw sfaulował go Miłosz Trojak, później Wiktor Długosz, a poprawił to wszystko jeszcze Martin Remacle. Zwłaszcza wejście Długosza mogło skończyć się bardzo źle, gdyby Brazylijczyk w ostatniej chwili nie uskoczył z nogami. Doszło do stłuczenia, Luquinhas mógł grać dalej, ale czy w tym wszystkim nie powinno jednak bardziej chodzić o granie w piłkę?
Luquinhas: ma piłkę
Przeciwnicy:#KORLEGpic.twitter.com/PEoMtwb4Lp— pruszy (@rafipruszy) July 28, 2024
Nie chodzi nam o to, by Luquinhas był traktowany na specjalnych prawach, ale przydałoby się go trochę bardziej chronić. Panie sędzio Arys – za takie wejście należy się chociaż żółta kartka.
Gdyby Brazylijczyk w porę nie zareagował przy wejściu Długosza, noga, którą strzelił gola, mogłaby być w dużo gorszym stanie. I, przede wszystkim, jego nie byłoby już na boisku.
Inna rzecz, że od zespołu Feio, który mówi wszem i wobec, że ma najlepszy skład w lidze, musimy wymagać zdecydowanie więcej.
Zmiany:
Legenda
Fot. Newspix.pl
WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:
- Wrocławski skład węgla i papy dostał w … papę
- Młodsi panowie dwaj i Grosicki bohaterami meczu
- Trela: Dlaczego Piast Gliwice notorycznie zawodzi?